Najpierw zagadka:
Co to za lalka?- Jeśli ją masz, to znaczy, że jesteś nieszczęśliwa. Jeśli jej nie masz, to prawdopodobnie jej nie potrzebujesz?
Odpowiedź za chwilę.
Ale najpierw pogadanka:
Raz na ruski rok, Mattel "wychodzi do ludzi" u próbuje zrobić lalkę "społecznie poprawną". A to wypuści "koleżankę" na wózku inwalidzkim, a to propaguje adopcję chińskich dzieci, a to zachęca do wstąpienia do armii.
Oczywiście takie akcje mają swoich zwolenników i przeciwników, i tym drugim nie ma się co dziwić, skoro wspomniany wózek nie mieści się do windy, biedna, niemądra Barbie wiezie pandę do Afryki*, a w wojsku nie pozwalają się pindrzyć i chodzić na obcasach.
Matell jednak brnie dalej, niestrudzenie i BUM! w roku 2012 tworzy Ellę, przyjaciółkę Barbie, która... jest chora na raka i w trakcie chemioterapii.
Jak widzimy, Ella jest szczęśliwa, uśmiechnięta, umalowana i łysa. Właściwie, to nawet nie wiemy czy jest chora, czy po prostu ceni sobie taki "imidż". Nigdzie na pudełku, nie znajdziemy słowa: "Rak", "chemioterapia", czy "choroba". Jedyne, czego się z pudła dowiemy, to to, że Ella jest "friend of Barbie".
Wątpliwą urodę Elli chwilowo odłóżmy na bok i skupmy się na samej ideologii- ta lalka nie weszła do seryjnej sprzedaży w sklepach. Próżno jej też szukać na eBayu czy na lalkowych blogach. Jest ona jedynie darem, który Mattel oferuje, dla szpitali onkologicznych i teoretycznie, tylko na oddziale można ją zdobyć.
Więc, odpowiadając na zagadkę- jeśli masz Ellę, to znaczy, że jesteś chora na raka, jak nie masz, to... się ciesz zdrowiem!
Nawet na pudełku tej lalki jest ładnie napisane: Donated by Mattel, NOT FOR RESALE!
NOT FOR RESALE!
NIE NA SPRZEDAŻ!!!
(Nie do "odsprzedaży", ale sens ten sam)
Chcecie zobaczyć Ellę "na żywo"?
Proszę bardzo:
"Jak wszystkie moje fantastyczne przyjaciólki, jesteś piękna w środku i na zewnątrz!"- Tylko, że ja nie mam raka! Trololololo!
I (pardonsik za francuski) nie wiem co mnie wkurwia bardziej- to, że kupiłam ją w sklepie sieciowym? Że mam na nią paragon? Czy to, że lalka, która z zamysłu ma wspierać w rekonwalescencji chore dzieci, jest zrobiona (pardonsik ponownie) chujowo jak chiński czajnik?
Po pierwsze- skoro dzieci mają się identyfikować z lalką, to czemu to nie Barbie zachorowała, tylko jej jakaś bogu ducha winna i nieznana wcześniej przyjaciółka?
Czy jedynym skutkiem chemioterapii jest brak czupryny na głowie, który można przykryć chustką lub (i znowu, przepraszam) zajebiście oczojebną peruczką? A czy trudno byłoby Elli dorzucić kroplówkę, rurki i zneutralizować jej nieco makijaż? Jakaś koszula nocna, może być różowa- Helloł! Mattelu! Rak, to nie tylko fancy łysa glaca! Jak chcecie "oswajać" chorobę, to jej nie przykrywajcie różem i szerokim uśmiechem Elli.
Po drugie: skoro lalka jest przeznaczona dla dzieci, które i tak los mocno skrzywdził, to czemu peruki są postrzępione, naszyjnik nie pasuje do całości, a Ella ma ewidentnie za duże buty? Pewnie, najłatwiej trzasnąć lalkę, na przysłowiowy "odpierdol" i pławić się w chwale własnej, wspaniałomyślnej dobroczynności.
Dzieci są mądre. Zwłaszcza te chore. Bezbłędnie wyczuwają fałsz, obłudę i kłamstwo. Czy zdrowe, czy chore, nie wolno ich oszukiwać, czy wybielać prawdę. Prędzej, czy później dziecko przejrzy nasze oszustwa i właśnie tak się poczują... oszukane!
Po trzecie i najważniejsze: Dlaczego kupiłam ją w normalnym sklepie sieciowym? Mam nawet na nią paragon i dowód na to, że nie kosztowała dużo?
Jeszcze raz:
I wiecie co?- nie wiem jak trafiła do sklepu, ale wiem, że nie trafiła do chorego dziecka, któremu być może, rozjaśniła by trochę chorobę. Nawet, jeśli nie jest "fajna".
Ktoś nawalił.
Tylko kto?
*Animal Lovin Barbie, czyli seria, w której lalki pozują jako strażnicy zwierząt chronionych, zawiera w sobie lalkę plus takiego słitasniego, zagrożonego wyginięciem, stfora.
Na pudle Basieńki (ubranej w syntetyczną skórę z leoparda) jest napisane: "Exciting Safari Fashion&Fun".
A w objęciach lalki- PANDA! Panda... na safari... w Afryce... no trzymcie mnie, bo padnę!