Ale jak jestem u mamy, to oglądam wszystko, jak leci. Najbardziej lubię taki program, gdzie ludzie zasypują się żywcem, śmieciami, we własnych domach. Czasem aż chce się zakrzyknąć za Obelixem: "Ale głupi ci Amerykanie!". Tak, tak- wiem, że to choroba, ale fajnie sobie popatrzeć, że ktoś ma gorzej niż my. Smutne są wydarzenia, które doprowadziły ludzi do takiego stanu- choroba, strata bliskich, rozwód, strata pracy...
Ostatnio trafiłam na odcinek o babeczce, która straciła kontrolę z dobrobytu. Tak, zasypała chałupę "łakociami". Jak sama mówiła, najpierw zbierała misie pluszowe, więc każdy bliski, postanowił obdarować ją pluszakiem. Niektóre dostawała w koszykach, więc zaczęła zbierać i koszyki. Potem, do misiów, dołączyły króliczki, kotki, pieski, bo "przecież prawie jak misie" i tak, biedna kobieta, została zasypana we własnej chałupie, przez własne skarby.
Tym razem się nie śmiałam.
Ile takich rzeczy, "przypadkiem" mamy w domach?
Moi dziadkowie, moi rodzice, ludzie wychowani w czasach gdy nie było niczego, gdy wszystko było na wagę złota, gromadzili rzeczy, bo nie można było kupić nowych, bo rzecz- mebel, garnek, urządzenie, były robione tak, by służyć latami.
A teraz?- wszystko jest dostępne i relatywnie tanie. I "szkoda wyrzucić", "może się komuś odda", "a bo się jeszcze przyda".
DOŚĆ!
Wparowałam do chałupy. Wyciągnęłam worki na śmieci i hajda na półki, szafy i szafki!
Dwie godziny później, zziajana, zdyszana i szczęśliwa, nie miałam podłogi w kuchni, a zamiast niej- dwanaście, DWANAŚCIE!, worów na śmieci, pełnych, po brzegi "przydaśków" i "cotośków"*, ubrań "jeszczesięnadających" i kosmetyków "możejeszczewykorzystamniewiempocoaleszkodawyrzucuć".
Bogowie! Jaka ja się poczułam czysta i lekka! Nagle, moje mieszkanie, przestało być "Norą", a stało się "loftem", "apartamentem" i "studiem".
Nie mam wyrzutów sumienia, że te wszystkie graty wylądowały w śmietniku. Mam wyrzuty, że trwało to tak długo.
Wracając do "kobiety od miśków, koszyków i pieskokróliczków"- podobnie mam z lalkami. Dostaję je, wymieniam, oddaję, a i tak ich przybywa. Nie raz kupiłam jakąś, bo miała ładną sukienkę. Często przynoszę coś z lumpa, "bo ładne włosy miała", wyszykuję trupy na rynku. A potem: "Laboga!" kiedy toto się tak rozpełzło!? Skąd toto wylazło!? Ludzie ratujta!? A kysz! Na to też zaradziłam- nadwyżkę lalek, ciuchów i pierdółek wsadziłam do kartonu i zaniosłam do przedszkola. Niech się dzieci bawią. Wszak lalki są do zabawy.
I tak, kiedy już tak bardzo się oczyściłam, to w nagrodę wzięłam na sesję lalkę, którą kiedyś tam kupiłam, bo...
A zresztą- sami zobaczcie!
I co? Pewnie myślicie, że w tym miejscu powinnam napisać, że to Stardoll przesadzona, na ciało fashionistki, a niektórzy z Was, powinni mi wytknąć hipokryzję, bo po jedynym "związku" ze SD, który miałam, zarzekałam się, że nie tknę ich, choćbym miałam sczeznąć?
Tak?
W istocie, nie!
Fakt, jest sobie taka Stardollka:
Trochę podobna do mojej lalki, ale to nie ona.
"Moja" w swym "pudełku" wyglądała tak:
Tak, to ta piękność w białych portkach.
Myślicie, że wasze lalki są oryginalne?
Moja jest bardziej!
Patrzcie:
Głowa Stardoll:
Ciało Steffi Love
(i sparkli w gratisie!)
Kurtka Bratz:
Te wszystkie przyjemności, nabyłam u Chińczyka, za jedyne 7,20zł.
Tak gromadzić fanty, to ja lubię!
Teraz zasadzam się na zabawki Maślaka i słoiki w schowanku. Potem może pójdę w stronę szuflad z dobrem wszelakim i płyt do kompa różniastych. Jak zacznę sprzątać strych albo piwnicę sąsiadki, to wtedy może, ale tylko może, uznam, że popadłam z jednej skrajności w drugą.
*I've got gadgets and gizmos a-plenty
I've got whozits and whatzits galoreYou want thingamabobs?
I've got twenty!
But who cares?
No big deal
I want more