Charakterystyka Królika

Moje zdjęcie
Elbląg, Warmińsko-Mazurskie, Poland
Jestem Żoną i Matką. Kolekcjonerem i Czytaczem. Budowniczym swojej małej rodziny. Mój MałżOn to odważny, lecz nico leniwy lew. Mój Syn to Mały leśny troll o najmądrzejszych oczach świata. Ja to Chaotyczny Królik, kobieta o wielkim sercu i duszy wielkości lalki Barbie. Sprzątam, gotuję i piszę, a przede wszystkim żyję! Oj, tak- żyję pełnią życia!!!

czwartek, 8 grudnia 2016

Coś okropnego.

Wieczór. Spokój. Dzień chyli się ku końcowi.
Rybka MiniMini już śpi i Maślak wie, że zaraz też pójdzie spać.
Pomału zbieram rozrzucone zabawki, wydłubuję z dywanu rozciapcianą ciastolinę. Małżon ścieli łóżko i przepędza kota.
Maślak przebrany w piżamkę z Pokemonami, ulubioną, dzielnie maszeruje do łazienki. Słyszę odkręcaną wodę i zwykłą, dziecięcą krzątaninę.
Kradnę chwilę gdy jesteśmy z Małżonem sami i tulę się do niego. Tak mi dobrze. Tak błogo...
Z łazienki słychać plusk.
Za chwilę, coraz głośniejszy, płacz.
Tupot bosych stóp na panelach...
Odrywam się od Męża, akurat w tym momencie, by schwycić w ramiona ryczące dziecko.
- Co się stało, Rysiu?- pytam zatroskana.
Młode wciąga gila nosem i chlipie:
- Yyyyyyy! Mamusiu stało się coś okropnego! Strasznego, po prostu!- wyrzuca Młody na jednym wdechu a wygląda przy tym jak najżałośniejsza istota na świecie.
- Co się stało, Skarbie?- pytam jeszcze raz.- Dlaczego płaczesz?
Maślak bierze zaciąga smarka głęboko do brzucha. I odpowiada:
- Bo mi szczoteczka do zębów do kibla wpadła!

Obywatelko Królik- Śmiech STOP!
Twarz kamienną zachować!
Proszę nie rżeć jak dzika klacz!

I ten teges, tak...
O czym to ja miałam?...

Końcówka roku jest dla mnie zbyt pracowita. Kupiłam dom, przeprowadzam się, sprzedaję mieszkanie, miałam wypadek samochodowy, znowu rozwalił mi się ząb i mam kocioł w pracy, a do tego tym roku ja przygotowuję kolację wigilijną.
No i pierdyknęłam ooaka.

Coś okropnego. Jak ten czas zapierdala...

Madame: Gotowa do przeprowadzki! 
Zebrałam swoje pluszaczki i nawet torbę mi na nie dałaś, ale jak ja mam to, kurna, przenieść, jak nie mam rąk? Pomyślałaś o tym, Paulino, czy ty w ogóle nie myślisz? Wydaje Ci się, że to jest śmieszne?! Powiem Ci, co jest śmieszne- twoja mina jak znajdziesz rzygi w kapciu! Twoja mina Paulino!


Więc, jak już mówiłam- w lalkowym świecie zmieniłam tylko to, że pierdyknęłam ooaka.

Zamieniłam to:




W to:


Eeee.... Zły przykład ;)

W to:














Uprzedzając pytania- włosy zrobiłam z "kutasa". 
O takiego:

Kiedyś, w innym życiu, przeprowadzę "Odszczurzanie Barbary vol.5" i wtedy pokażę Wam jak to się robi.

Teraz wracam do pudeł.
I spania.





czwartek, 20 października 2016

Żeby mi się tak chciało, jak mi się nie chce...

No i znowu przyszła jesień! Zdecydowanie moja ulubiona pora roku, o czym niejeden raz pisałam. Drzewa się stroją w kolorowe sukienki, liście lecą na ziemię, szeleszczą pod stopami. Bywa ciepło, lecz nie gorąco, bywa słonecznie i bywa deszczowo, ale jest git, bo robi się przytulnie i stosik książek przy łóżku, pomalutku maleje.
W końcu wiem, co założę na zadek, mam fajne botki i kolorowy parasol. Włosy farbuję na różowo, bo nie grozi mi, że żar lejący się z nieba spowoduje, że farba spłynie i odbarwi mi twarz.
Sielanka, co nie?
Same cudowności...
Ino żyć!

Ale nie!
Jest ta jedna, maleńka rzecz. To małe "coś", co latem nie sprawia mi najmniejszego kłopotu, a jesienią/zimą powoduje nieomal nerwicę.
PORANNE WSTAWANIE!
Dżizaz- gdybym miała, pod poduszką, miliony monet, a osoba która mnie budzi dostawała jedną, za każde "jeszcze pięć minutek", to zostałabym bez bogactwa, byleby tylko móc spać.
Ciemno, ciepło, kot grzeje i mruczy. Chłopaki posapują przez sen. No, kto normalny chciałby, na własne życzenie, opuścić takie gniazdko i iść na zimno, i mrok?
Nad ranem powinno się śnić najfajniejsze sny, a nie być brutalnie budzonym, przez bezduszny budzik!

I trzy, i cztery!- tatarata tatatrarattata! Waku up! Tatatratatta! Wake up!

Bez kitu, mam ustawione, w telefonie, cztery drzemki. Każda z odpowiednim opisem, pokazującym stopień mojego stoczenia:

1) 6:00- Będziesz ładna, będziesz na czas.
2) 6:15- Będziesz ładna, lekko się spóźnisz.
3) 6:30- Będziesz brzydka, ale na czas.
4) 6:45- RUSZ TĘ LENIWĄ DUPĘ BRZYDKA BUŁO!

Dawno, dawno temu, kiedy dopiero zaczynałam pracę (a było to latem), to wstawałam, robiłam kawę i śniadano, odpalałam wiadomości. Nieśpiesznie konsumowałam kanapeczki, potem szłam do łazienki i robiłam "poranne czynności", a potem wsiadałam na rower i hajda do roboty. Czy wspominałam, że wtedy wstawałam o piątej? Mówiłam- latem nie sprawia mi to problemów.

Efektem mojego porannego "zamulania" jest to, że mi się nic nie chce, bo każdą wolną chwilę, wykorzystuję na to, by "przyciąć komara". Na serio- Maślak był chory przez tydzień i siedział u babci. Wynikiem tego, było to, że pomiędzy powrotem do domu z pracy, a powrotem Dziecięcia, miałam dwie godziny wolnego. Nawet się nie zastanawiałam! Wychodziłam z pracy pięć minut wcześniej, po to, by nie stać na zamkniętym przejeździe kolejowym. Na klatce schodowej wyłączałam dźwięki w komórce, a na przedpokoju pozbywałam się spodni. Wszystko po to, by wśliznąć się pod kołderkę i zachrapać.
Kiedyś odwaliłam lepszy numer- pod byłe pretekstem, odmeldowałam się z pracy przed czasem, tylko po to, by móc dłużej pospać w domu.

Niestety, dopóki jestem permanentnie niewyspana, to wszystko robię na pół gwizdka. Gotuję dania jednogarnkowe, piorę jedynie gacie i skarpety, a na zakupy chodzę jedynie lokalnie, a nie do centrów handlowych.
Nie znaczy to, że nie wiem, "co w lalkach piszczy"- wiem aż da dobrze. Odnoszę dziwne wrażenie, że projektanci u Mattela, też są niewyspani i wykorzystują resztki energii tylko po to, by pokazać, że jeszcze coś tam się tli, że jeszcze żyją...

No dobra- o lalkach ze współczesnej linii, już każdy napisał coś od siebie, wszyscy niemy, że: mają klej w głowie, są sztywne, są koślawe, mają za duże głowy, ich ubranka są szyte na jedno kopyto, są kiepskiej jakości w stosunku do ceny... (jak coś pominęłam, to piszcie w komentarzach), więc na przekór, chandrze i jesieni, i badziewiu, dzisiaj "rzucę" Wam lalkę, która powstała, jak Mattelowi się "jeszcze chciało".

School Cool Teresa z 2000 roku!













No i teraz powstaje pytanie: Czemu akurat wybrałam tę lalkę? Ot, "zwykła" playline z 200 roku... BŁĄD!

Po pierwsze: no popatrzcie na tę burzę, fajowskich loków! Na ich kolor i fakturę!
Po drugie: spójrzcie na te śmiechowe dodtatki- zabawną czapeczkę, szaliczek i te buciorki. Oczywiście dzisiaj nikt by się tak nie ubrał, ale to kwintesencja początków wieku. Szał kolorów i faktur!


Toż to, w co odziano Tereskę, nie różni się tak bardzo od tego:
Yup, to Britney Spears w 2000 roku!
Hit me baybe!

No i po trzecie, najważniejsze- Tereska nie miała pudełka. Była zapakowana w przezroczysty, winylowy plecaczek!


To był dopiero czad! Nie dość, że torba, to jeszcze kredki, linijka i gadżety! I jeszcze fajna lalka! Musiało być fajnie, jak się było dzieciakiem w 2000 roku.

A na potwierdzenie moich słów- inna lalka "w torbie":

College Style Barbie:

Ta jest jeszcze fajniejsza, bo ma kozaki, spódnicę w kratę i okulary!

I moja fota ownerska:

Niestety ta lalka jest tak fajna w swej "trumience", że chyba pozostanie w niej na zawsze.

Obudź się Mattelu! No ileż może trwać jesień?!?


*I tak, Teresa pozuje na nagrobku. Dżizas. Tak, jakby to kogoś dziwiło...

środa, 12 października 2016

Ty i ja.

Razem i za rękę.

W parku.
W mieście.
W sklepie.

Patrzę na ciebie i widzę całą miłość świata. Ciekawość i chęć poznania. Kucam, by widzieć świat z twojej wysokości i zauważam rzeczy, na które nie zwróciłabym uwagi z wysoka.
Liczę ślimaki na chodniku, zrywam dmuchawce, głaszcze bezpańskie koty. Zbieram kasztany, kolorowe szkiełka i kapsle.
Robię to jedną ręką, bo drugą trzymam cię kurczowo, jakbym bała się, że cię stracę, że jesteś tylko snem i mi ulecisz. Ciągle nie wierzę w to, że jesteś, że jesteś taki doskonały i mój.

Przyglądam ci się kiedy śpisz. Ciągle cię dotykam, głaszczę i tulę. Wdycham Twój zapach. Przeczesuję palcami twoje włosy. Słucham twojego śmiechu. Odpowiadam na miliony pytań i nie czuję znużenia. Śmieję się szeroko.

Czasem chciałabym na zawsze trzymać Cię w ramionach i nigdy nie wypuścić. Boję się, że świat skrzywi Twoją wrażliwość, że na swojej drodze spotkasz złych ludzi. Boję się, że... dorośniesz, a jednocześnie chcę Cię temu światu ofiarować.

Czasem budzę się w nocy, słucham Twojego oddechu i myślę sobie- "Jest fajnie!"

Jest fajnie, Rysiu. Jest super! Dzięki Tobie!

Deszczowe dni są super, bo potem wyłażą dżdżownice i można skakać po kałużach!
Błoto jest super, bo wydaje śmieszne dźwięki i można z niego lepić pączki.
Liście są super, bo szeleszczą!
Patyki są super, bo można z nich zrobić pistolet i procę.
Autobusy są super, bo jeżdżą powoli i można w nich łapać pokemony.
Wszystko jest super, odkąd mam Ciebie.

Ja jestem super.
Wiesz, Rysiu, że zanim się pojawiłeś, nie byłam wcale?

Mam wrażenie, że wcale mnie nie było. Co z tego, że jadłam, spałam i przemieszczałam się w czasie, ale dopiero teraz oddycham pełną piersią.
Choć brzmi to banalnie, to mam wrażenie, że teraz wszystko ma kolor.

Sześć lat to kawał czasu, lecz ciągle wydaje mi się, że jeszcze wczoraj byłeś taki maleńki. Dzisiaj dumnie chodzisz do zerówki i uczysz się literek. Liczysz lepiej ode mnie (przede wszystkim pieniądze)! Masz pamięć jak słoń i słuch jak nietoperz. Jesteś bystry i taaaaaaaaaaaaaaaaaki śliczny.
Mój synku.
Mój mały człowieku.
Mój skarbie.

Wiesz jak fajnie mieć takiego dzieciaka? Takiego, co jest grzeczny, ciekawski i wszyscy go lubią? Wiesz jak fajnie jest puchnąć z dumy, gdy się widzi, że dziecko nie musi być absorbujące i samolubne? Wystarczy umieć mówić i słuchać.

Wiesz jak mięknie mi serce, gdy mówisz: "Jesteś fajna mamą"?

Rysiu, kiedyś puszczę Twoją rękę i pozwolę Ci iść swoją drogą. Ale, na razie Cię prowadzę, idziemy razem.
Gdzie dojdziemy za rok?

Sto lat Maślaku!



środa, 28 września 2016

Wrzuć na luz.

Moja Przyjaciółka wyciągnęła mnie ostatnio na spotkanie dla kobiet. Wiecie, takie "Ą, ę- jesteś ważna, jesteś wyjątkowa, że ach! Dej nam piniądz, a powiemy Ci jak zrobić dobrze sobie, swojemu mężowi, a przede wszystkim nam".
Spotkanie, a raczej "szkolenie", zorganizowane przez trzy babeczki po czterdziestce, które rżąc dziko poklepywały się po pleckach i nieomal płakały z powodu tego, że są takie zabawne i mundre.

Trzy godziny wyjęte z życiorysu. Trzy godziny, za które zapłaciłam własną krwawicą i czasem. Jako gratis wyniosłam płyn do zmywania makijażu, ogryzek od jabłka i wątpliwej świeżości ciasteczko. Inne atrakcje były płatne, a ja, naiwna, sądziłam, że skoro daję pięć dych za wejście, to dostanę chociaż herbatę, a nie dostałam.
Dostałam za to dwie, bezcenne rady:
- "Nie muszą mnie wszyscy lubić, bo kot Marzenki też mnie nie lubi."- nie usłyszałam, kim była Marzenka, bo chyba akurat grałam w pokemony, ale musiał to być ktoś ważny, bo nawet w lokalnej gazecie ukazał się ten sam cytat.
- "Myślenie pozytywne zmienia sposób w jaki postrzegasz świat i w jaki postrzegają cię inni!"- tutaj, przyznaję, wewnętrznie ryknęłam śmiechem, bo na serio- w "Pani Domu" mogę poczytać, równie lotne, złote myśli.

Potem pani kazała sobie wyobrazić, że się jest miastem, w tym mieście wyobrazić sobie rynek. Ja poszłam krok dalej- wyobraziłam sobie rynek i fontannę, bo jak jest rynek, to musi być fontanna- co nie? Potem pani kazała sobie wyobrazić "wewnętrznego krytyka" i zaprosić go na ten rynek. A potem, zanim pani powiedziała po co, to ja sobie wyobraziłam, że "wewnętrznego krytyka" topię w tej fontannie, no bo, myślałam, że ona zaraz się każe go pozbyć, a mnie się siku chciało i chciałam szybciej... A jak się okazało, że to wcale nie o topienie chodziło, to złapałam ponad dwukilowego Weedla i jakoś wewnętrzny krytyk zupełnie przestał mnie obchodzić.

Maślaku, Twoja Stara, to fanatyczka Pokemonów i miszcz painta!


Na koniec spotkania wystąpiła pani, która prezentowała różne zabawki... masażery dla kobiet... Wiecie, takie różowe i obłe.
Nie wiem o czym dokładnie mówiła, bo tak sama się śmiała ze swoich słów, że jej nie rozumiałam. Wyobraźcie sobie taką sytuację- kobieta mówi o pracy, obowiązkach, braku czasu i nagle, z zaskoczenia, wybucha głośnym, perlistym śmiechem! Tak, za przeproszeniem, z dupy. W końcu, wykminiłam, że pani, ani chybi, ma zainstalowaną w gaciach, jedną z prezentowanych zabawek.

Wtedy coś we mnie pękło. Stwierdziłam, że jestem głodna, jest mi zimno i jest piątek wieczór, więc zabrałam manele, zabrałam kumpelę i pojechałam do domu.

W nocy nie mogłam spać (może to pełnia, a może ciasteczka z fioletowym lukrem), leżałam w łóżku i zastanawiałam się, co ze mną nie tak. Czemu tak bardzo nienawidzę wegan, eko-terrorystów i spotkań motywacyjnych dla bab?

Jestem dziwna, bo lubię siebie. Lubię swój nadbagaż, brak manier i wieczne nieogarnięcie. Mam fajnego chłopa, ekstra dzieciaka i pracę, w której się spełniam.
Następnym razem, jak będę miała okazję pójść na spotkanie samorozwojowe, to się nażrę, upije i zostanę w domu.

Ale jedno wyniosłam ze spotkania- "chichocząca pani" powiedziała, że nie ma nic złego w kupowaniu sobie "zabawek, które sprawiają nam przyjemność".

No to kupiłam sobie.
Trzy.

Ale dzisiaj pokażę jedną.















Zapewne wszyscy znają już tę mordkę: Fashionistas "petite" nr 31


Standardowo- na promo wygląda jak miljony monet, a w realu to wielki łeb wsadzony na wiotki ciałko. Na szczęście istnieją części zamienne, w postaci ciałek po Livkach.

Nieustannie zdumiewa mnie to, że ta lalka, ma ten sam mold co ta:


A tę, swego czasu, uważałam, za najpaskudniejszą w serii. A teraz widzę, że są identyko, ino włosy inne...
Starzeję się jak nic...