Charakterystyka Królika

Moje zdjęcie
Elbląg, Warmińsko-Mazurskie, Poland
Jestem Żoną i Matką. Kolekcjonerem i Czytaczem. Budowniczym swojej małej rodziny. Mój MałżOn to odważny, lecz nico leniwy lew. Mój Syn to Mały leśny troll o najmądrzejszych oczach świata. Ja to Chaotyczny Królik, kobieta o wielkim sercu i duszy wielkości lalki Barbie. Sprzątam, gotuję i piszę, a przede wszystkim żyję! Oj, tak- żyję pełnią życia!!!

wtorek, 19 listopada 2013

Najpiękniejsza lalka świata! (ale nie tak do końca serio)

Tak, to chwytliwy tytuł mamy już za sobą... 
Skoro już zaciekawiłam wystarczającą ilość osób, to chciałam powiedzieć, że... oczywiście, jak zwykle zresztą, szczerą prawdę piszę! Nikt mnie do tego nie zmusił, nie wymusił na mnie tego tekstu, nie groził mi opublikowaniem upokarzających zdjęć z dzieciństwa, i tym kimś na pewno nie jest mój brat.

I ten post nie jest sponsorowany!
I na serio uważam tę lalkę za cud skończony!
Tak...
Nawet nie wiem jak zacząć, bo ze strachu zachwytu trzęsą mi się palce...
Tak...
No...
Piękna jest...

Ale najpierw jak do mnie trafiła:
Zostałam postawiona przed faktem dokonanym, gdy pewnego dnia zastałam ją siedzącą na kanapie w miejscu, gdzie dotąd siedziała moja ulubiona Kayla.

Pewnego dnia, do mojego okna, zapukały dziobkami dwa złote gołąbki, które niosły pod swymi skrzydełkami paczkę, misternie zawiniętą w koronkę, a w owej była ONA:

- Młody! Czyś Ty zgłupiał? Coś ty mi za szajs przytargał? Przecież ja nie znoszę tych tęczowych pierdów! I jeszcze moją ukochaną lalkę z sofki zrzuciłeś? Miej ty rozum  godność człowieka! 

Najpierw powaliło mnie bogactwo barw, faktur i kolorów. Jej włosy, niby różowy obłok, oplotły moje dłonie...

- Co to ma być, ja się pytam? Co to za kołtun? Toć to oczy wypala? Skoro już postanowiłeś wzbogacić kolekcję, to czemu to coś?

Zaniemówiłam z zachwytu. Przestałam oddychać. Nagle poczułam się spełniona w swojej pasji. Wiedziałam, że odtąd moje życie się zmieniło i nigdy już nie będzie takie, jak kiedyś.

Powstrzymywałam się od płaczu, wycia i walenia głową w biurko. Jednocześnie, boleśnie zdawałam sobie sprawę z tego, że jestem za stara by iść na skargę do mamy, że on znowu to zrobił. Bezczelnie podrzucił kukułcze jajo do mojego wypieszczonego stada. Wygrał...

Lalka, którą zamierzam Wam przedstawić pochodzi z firmy Hasbro, która to, od lat, jest największym konkurentem Mattela w produkcji zabawek. Nie od dzisiaj wiadomo, że firmy lubią od siebie zapożyczać. Mattel tez zapożyczył.
Sami porównajcie- Lalka Mattel:

Taka bogata, taka różowa, taka BLE! ;)

I moja, cudowna, wspaniała, boska!- Pinkie Pie z serii Equestria Girls!
(Bogowie... Dlaczego... Ja tak nienawidzę koni....To kara za jedzenie końskiego gulaszu w piątek!)
Piękna, gęsta grzywa, to jeden z głównych atrybutów tej przecudownej lalki!
(Trzy rzędy na krzyż i elektryzuje się jak owca po pralce)

To wspaniałe rozwiązanie fryzjerskie, to dłuższe pasmo, pozornie wzięte z dupy i bez sensu, jest tak nowatorskie, że nie uwierzycie!
(Serio, nie uwierzycie, ja nadal nie wierzę, że można tak dzieci oszukiwać!)


Cudowne dodatki, widać że Mattel ewidentnie wzorował się na mojej piękności, tworząc swoją lalkę!

I ten PYSK! ekhm... pyszczek!





Oczywiście, wszyscy to wiedzą, ale jeszcze powtórzę, że Equestria Girls powstało jako spinn-off do serialu My Little Pony Frienship is Magic. 


MLP jest, tak naprawdę, jedynym serialem dla małych dziewczynek, którego targetem są dorośli faceci i stąd rodzą się pewne przeinaczenia rzeczywistości i całe mnóstwo kontrowersji. Co niektórzy doszukali się w tęczowych konikach znamion szatana i powolnego wysysania duszy młodocianych, oraz obcowania z czarną magią i przekazów podprogowych, które każą małym chłopcom zakładać różowe rajstopki.

Equestria Girls:


W filmie pełnometrażowym, sympatyczne skądinąd bohaterki, porzucają kopytka na rzecz nóg i ... tu twórcom skończyły się chyba pomysły. Bo ja na przykład nie rozumiem, po co robić "ludzkie " postacie i zostawiać im końską głowę? 
No chyba, że to efekt mistrzów marketingu i stworzono idealną hybrydę- dla każdego coś miłego! Dziewczynki mają swoje grzywy do czesania, a Cloppersi* swoje... no... dziewczynki z końskimi głowami i nogami? 
Ale serio?


W wersji zabawkowej mamy niewiadomoco cudną lalkę, której specjalnie nadano mold na wzór twarzy Sarah Jessicy Parker:

Ihaaaa! Mutherfucker!

Serio, nie wiem jak się zabrać do tej panny...


Taaaaka artykulacja!

Dla złamania koloru, przyciągnęłam resztę różowych panienek.

Oto Pinkie i Pinkie!

A to Pinkie, Pinkie i Pinkie!

Nie mogło też zabraknąć Pinkie!

Uszanowanko!

Mogłybyśmy być siostrami!

Tyle różu!



Twoja dusza należy do mnie!

Muachachacha!


STOP!
DOŚĆ!

Ja już nie mogę...

Sorki, ale za co? Byłam grzeczna!
Tyle sparklenia...Tyle tęczy!

W życiu nie miałam tak paskudnej, badziewnej i stworzonej tylko po to by wyciągnąć kasę, lalki! Nie mogę udawać, że jest inaczej! Nie ma litości!


Braciszku... proszę! Nigdy więcej!


Acha, zapomniałam o tym cudzie fryzjerskim, o tym:


Wiecie co to jest?
To jest OGON!
Żesz japierdole! Co za rozwiązanie techniczne!...

Wszystkiego Najlepszego Młody! 



A ja idę przełknąć łyżkę pieprzu, dla złagodzenia zacukrzenia...

Ewentualnych miłośników Equestria Girls pragnę przeprosić i wszystkich, którym ta lalka się podoba- też.
Nie lubię koni i nie lubię lalek z końskimi mordami.
Pojawienie się tej lalki w mojej kolekcji, to nasz "hermetyczny dowcip".
Co nie zmienia faktu, że Pinkie na serio siedzi na honorowym miejscu ;)

Czy ma ktoś trochę wolnego czasu na zbyciu? Przyjmę tira, albo i dwa!



* Clopper (cytując dosłownie wikipedię)
Sexual Gratification or Erotica involving ponies, specifically ponies seen in My Little Pony: Friendship is Magic. Generally, the person masturbating to pony erotica is considered the Clopper.
The other day, John saw a picture online of Twilight Sparkle with fully developed breasts. John has been a Clopper ever since.

środa, 6 listopada 2013

Okienko

Nie przesadzam, kiedy nazywam moje mieszkanko "Norą". Owszem, zapożyczyłam tę nazwę z Harrego Pottera, gdzie rodzina Weasleyów, właśnie tak nazywała swoje domiszcze, ale i dla mojej dziupli jest to nazwa akuratna.
Mam w mieszkaniu tylko trzy okna i skosy. Razem daje to wyjątkowo ciemne, do niedawna zimne i nieprzyjazne otoczenie.
Właściwie, to w łazience też mam coś na kształt okna, a raczej świetlika w dachu, ale nie jest on mocno istotną częścią domowej infrastruktury. Dziura, jak dziura.
Od środka zamykana na skobelek, który od lat grozi, że wypadnie, i że kogoś zabije, bo rama jest solidna i drewniana. Na dach uchyla się coś na kształt bulaju okrętowego.

Tak wygląda to arcydzieło sztuki budowlanej.  Bliźniak mojego otworu łazienkowego. 
Wprawne oko dostrzeże motylka biegnącego ku wolności...

W zimę z bulaju pizgało jak z tundry, a żeby nie zamarzały rury, to pomiędzy zewnętrze a wewnętrzne okienko wciskaliśmy dwie poduszki, małą pierzynę i kawał styropianu. Latem w łazience było jasno ale gorąco jak w piekle. Mimo wszystko uwielbiam ten świetlik, bo leżąc w wannie, wystarczyło zadrzeć głowę do góry i podziwiać niebo. Latem też, niewielka przestrzeń jest wypełniona moimi lalkami, bo wtedy ich włosy schną w naturalnych warunkach, słonko je grzeje, a wiatr czesze.
Od dwóch miesięcy trwa remont dachu. Zmasowana bojówka moich sąsiadów, jakoś przekonała pana Kwietnia, że remont jest niezbędny i efektem tego konfliktu zbrojnego jest gromada ekspertów od wszystkiego, ale na pewno nie od budowlanki.
Pierwszym efektem poczynań majstrów była plama na suficie. Z początku niewielka i niegroźna. Z czasem zżółkła, zabierała dla siebie coraz większy polać sufitu i była bardzo, ale to bardzo niesympatyczna.
"Chłopcy", jak ich pieszczotliwie zaczęłam nazywać, bo jak nie polubić kogoś, kto przez okno zagląda ci do gara z zupą, domaga się kawy i prosi o "zgłośnienie" radia, bo w "eremefie" konkurs jest, twierdzili, że plama nie ich. Dach jest stary, pada od dwóch tygodni, oni nawet najmniejszym paluszkiem nie tknęli naszej części dachu. Powiedzmy, że im uwierzyłam...
Nie uwierzył ubezpieczyciel, który wypłacił nam odszkodowanie pięć razy większe, niż wypełniona przeze mnie deklaracja wartości szkody. Z pracy przyniosłam puszkę farby na plamy, pędzel i postanowienie, że to zrobię- kiedyś.
Druga plama wykwitła na ścianie jak piwonia na lato. Z początku nieco nieśmiało, jako niewielkie znamię na ścianie, w końcu, w ciągu nocy, rozwinęła się w pełnoprawnie wkurwogenną, wielką jak książka telefoniczna plamę.
"Chłopcy" nie dali rady mnie przekonać, do swojej niewinności, z "pani" awansowałam na "kierowniczkę", a ich szef, sam osobiście, zapewnił mnie telefonicznie, że wszystko tak połatają tak, że mucha nie siada.
Kolejne dni lało. Obie plamy, skrupulatnie obfotografowane i obrysowane ołówkiem, nie wykazywały chęci powiększania się, nowe nie powstawały. Cieszyłam się, że nie muszę się chwilowo martwić piegowatym sufitem, bo ubezpieczyciel i tak fundował malowanie na wiosnę, bardziej martwiło mnie to, że klatka schodowa stopniowo zaczyna przypominać rumowisko. Wszystko przez to, że w dachu nad schodami też jest jest okienko i przez nie beztrosko lecą sobie kawałki dachówek, krokwi, martwych gołębi i papierosów.
Pierwszego dnia, gdy wracałam do domu, to bezgłośnie modliłam się, by tego samego syfu nie mieć w całej łazience. Modły zostały wysłuchane, choć na zmywarce i w wannie była cieniutka warstewka pyłu i tynku, to szybko rozprawiłam się z tym za pomocą mokrej szmaty i prysznica. "Chłopcy" starannie zakryli mój bulaj, a to co mogło wpaść mi do domu, na szczęście zatrzymywało się na wewnętrznym oknie. To, co wpadło do środka, przesypało się przez dziurę w uszczelce. Co prawda w łazience było ciemno jak u murzyna w dupie, ale prace przesuwały się szybko do przodu.
Po kilku dniach rumowisko na klatce uprzątnięto, a na korytarzu pojawiło się eleganckie, nowe okienko.
Rusztowanie zniknęło spod okna i nikt mi do garnków nie zagląda.
Eremefu też nie muszę słuchać.
W sobotę postanowiłam wreszcie wejść do stajni Augiasza i posprzątać łazienkę. Niewiele myśląc, szarpnęłam za skobelek i uwolniłam nagromadzony tam gruz.
Najpierw był łomot, a potem ciemno.
Okazało się, że lwia część pyłu, to stara sadza, która powoli i majestatycznie, pokryła każdą, dostępną powierzchnię łazienki, moje ubranie, twarz i dłonie.
Kiedy już przestałam kaszleć, to nagle zapragnęłam zaczerpnąć powietrza. Wyciągnęłam na oślep rękę, chcąc otworzyć bulaj i zaczerpnąć choć łyk drogocennego tlenu i moja dłoń natrafiła na... dechę!
- Co, do cholery?- poetycko przeszło mi przez głowę.
Małżon, zwabiony niespodziewanym rumorem, przybiegł mi na ratunek i również oniemiał, bo on także spodziewał się widzieć niebo, a nie jakieś deski!
Ponieważ jedyną sposobnością zobaczenia dachu z bliska jest dość mocne wychylenie się z okna kuchennego, to Małżon chcąc-nie chcąc, musiał powtórzyć tę samą akrobatykę, co przy wypędzaniu z rynny, duszy martwej gołębicy.
Co ujrzały oczy Małżona? - Niczym nie skażoną powierzchnię dachu!
Po moim okienku, nie pozostał nawet ślad. Jak okiem sięgnąć ceramiczna dachówka!
Gdy przeszłam już przez trzy etapy prawdy: wyparcie (Bez kitu! Jak można nie zauważyć, że tu było okno?!), zaprzeczenie (Nie! To nie możliwe! To chyba jakaś pomyłka!) i pogodzenie się z losem (A na chuj mi to okienko potrzebne?), to przez przypadek spotkałam się z szefem "chłopców".
Wysłuchał mojej opowieści, potem zbladł, zsiniał i zaczął się jąkać.
- Ale... ale... jak to możliwe...- zdołał wydukać- Jak to się mogło stać? Jak można nie zauważyć, że było okno?

No własnie, ja też nie wiem, ale pewnie ta historia będzie miała swój dalszy ciąg.

Za to wiem, że mam za dużo lalek do opisania i pędzę, biegnę pokazać Wam jedną z najnowszych i najciekawszych w kolekcji:

Barbie Lounge Kitties Collection Black Panter 
z 2003 roku

Czyli, jak twierdzi moja przyjaciółka- Lalki Barbie przebrane za wysoce wyspecjalizowane dziwki- fetyszystki!












Kicia jest pierwszą, od dawna lalką, którą kupiłam w pudle i nadal uważam, że kiepski to interes, to "trumnowanie".
Tak wygląda obcas, po dziesięciu latach w mamrze:

Skazany za niewinność... Na wieczne wykrzywienie!

Oczywiście, niektórzy mogą pamiętać, że w Norze mieszka już inna Kicia z tej serii- Biała Tygryska, ona także załapała się na sesję:













Została trzecia zwierzyna do schwytania: Lounge Kitties Chettah:


Ponieważ jednak jest to najszybsze zwierzę na ziemi, to przez to nie mam zamiaru na nią polować.