Zastanawiam się dlaczego jeszcze nie opisałam tej historii... Może dlatego, że jest tak absurdalnie głupia, że nie uwierzyłabym w nią, gdybym nie była jedną z jej bohaterów. Do dziś ja i Małż zarykujemy dziko, gdy tylko sobie przypomnimy to niesamowite wydarzenie.
Była zima, choć kalendarz uparcie wskazywał wczesną wiosnę. -15 stopni w cieniu, słońca nie był od pół roku. Króliki gnieździły się w Norce, grzejąc się wzajemnie i wegetując. Koty były matowe i bez życia, a Maślak tak mały, że dopiero co odkrył, że ma stopę i z dziką rozkoszą wsadzał ją sobie do bezzębnego, jeszcze wtedy, pyska.
Pewnego dnia marazm został przerwany nienaturalnym kocim poruszeniem. Jojczenie i żałosne miaukanie wydobywało się raz z jednego, raz z drugiego futrzaka, gdy te tylko znalazły się na swym stałym punkcie obserwacyjnym czyli oknie.
Jeden dzień kociego płaczu można wytrzymać, drugi i trzeci też, ale gdy wyglądanie przez okno i grzeczne tłumaczenie rozhisteryzowanym sierściuchom, że "nic tam nie ma!", nie zdaje rezultatu to w końcu najspokojniejszego człowieka trafia szlag.
Zwaliłam koty z parapetu, prawie sama na niego wlazłam i przykleiłam nos do szyby. Oglądam dach- nic nie ma... Zaglądam na lewo i prawo... nic i w końcu gdy miałam skapitulować- widzę ogon! Gołąb jak nic!
Zupełnie z boku mojego okna, wystaje taki metalowy kominek. Kominkiem mój sąsiad odprowadza wilgoć z łazienki. Kominek jest cieplutki nawet w zimie. Rozmarzyłam się... Gołąbek uwił sobie gniazdko pomiędzy kominkiem a daszkiem facjatki i wkurza moje koty. Zwierzęca rodzinka nam się powiększy.
Tych, który już widzą pewną nieścisłość w moim opowiadaniu zapewniam, że wszystko przed nimi. Nic nie ubarwiam, tak było.
Małż wrócił z pracy, od razu zaciągnęłam go pod okno, pokazałam wystający ogonek i nakazałam kotom banicję, żeby przyszła matka miała spokój. Przez następne kilka dni codziennie zaglądaliśmy czy gołąbka siedzi. Siedziała, a jakże!
Nie pamiętam w którym momencie doszła do mnie straszna prawda. Może to, że do tygodniu Gołąbka nadal tkwiła w bezruchu (podkreślam, że cały czas widzieliśmy TYLKO ogon!). Może w końcu do mnie dotarło, że początek marca to nie jest czas na "ulung" małych pierzaczy. A może w końcu moja niewielka armia komórek mózgowych przeprowadziła atak i zrozumiałam, że przy -15 stopniach raczej się nie znosi jajek, a ... zamarza!
Kiedy przekazałam Małżowi tą tragiczną nowinę, ten bezduszny samiec tylko wzruszył ramionami i stwierdził, że jeśli gołąb faktycznie "kaput", to jemu to nie przeszkadza. Przyjdą roztopy, ptaszyna odmarznie od kominka i poleci- pionowo w dół, do ogródka sąsiada. Trochę się wtedy zapieniłam. Wytłumaczyłam Małżonowi czym grozi zostawienie trupa przy oknie. Roztoczyłam wizję smrodku, tłumu much i dalszego kociego pierdolca i powiedziałam, że ja tej sprawy tak nie zostawię i Małż ma zrobić COŚ. Małż pomruczał pod nosem, że COŚ zrobi. Może... Jak mu się zachce...
Sprawa gołębia pozostawała chwilowo w zamrożeniu...
Pewnej nocy budzi mnie walenie. Coś jakby napieprzanie kijem w dach. Rozespana wychodzę z wyra i co widzę?- mojego Ślubnego elegancko przewieszonego przez parapet z tyłkiem wypiętym w sam raz na kopa. Było już późno, a Małż niestety przejawia skłonności do lunatykowania, bałam się, że własnie nakryłam go podczas jednego z nocnych spacerów. Gdy ostrożnie zapytałam co robi, przekonałam się, że nie lunatykuje, a właśnie robi COŚ. I robi to za pomocą drewnianego trzonka od miotły. Chciałbym wam to pokazać ale nie mam zdjęć. Spróbujcie sobie to wyobrazić- północ, szczupły prawie dwumetrowy facet z szalonym błyskiem w oku, dzierżący w dłoni drewniany kij ozdobiony szarymi piórami, a w tle głowa martwego gołębia, łypiąca martwym okiem z rynny. Horror i masakra w jednym!
I wyjaśnienie-Małż, kijkiem odkleił ptaszora od kominka, a ten zamiast "pionowo w dół do sąsiada", swój ostatni lot zakończył w rynnie. Skąd zerkał i wyglądał kuriozalnie głupio. I Małż nawalał kijem w truchło z nadzieją, że je jakoś wytrzęsie. W końcu mu się to udało i gołębia już nie widzieliśmy ale zapomnieć nie potrafimy.
Na część Gołąbki dzisiejszej lalce nadałam imię Paloma, co oznacza właśnie gołębia. Lalka i Gołąbka mają jeszcze jedną cechę bardzo wspólną- sztywność!!!
Serio, serio- nawet Mark będzie miał kłopoty żeby tą pannę do sesji ustawić.
(Słyszysz Mareczku? To wyzwanie!;))
Paloma należy do nowego tworu Mattel'a jakim jest Barbie Stardoll
Co mogę więcej o niej powiedzieć? Mnie nie przypadła do gustu.
Ma kapitalną sukienkę i wspaniałe włosy, ale jej twarz jest bardzo uboga w makijaż i taka trochę... nudna.
Paloma na pewno ma śliczne łapki z pomalowanymi pazurami:
Nie mogę się też przyczepić do długaśnych rzęs:
Jej artykulacja jest taaaaka ogromna:
mózzzzg....
Porównywałam ją z inną moją damą w czerni i czerwieni:
I wybieram Ognistą Wiedźmę Karolinę!
Podsumowując: seria Stardoll trochę mnie rozczarowała i nieprędko zakupię kolejną lalkę z tej serii. Uważam jednak, że każdy kolekcjoner powinien sam ocenić czy mu się dana lalka podoba czy nie, także proszę się tu nie sugerować.
To jest blog o lalkach.
O Barbie, które zna każdy i o takich, o których słyszało niewielu. O takich, co wyglądają zwyczajnie i takich, co zatykają dech w piersi. Jedne kosztowały pięć złotych, a inne małą fortunę, ale wszystkie są tak samo cenne i niezwykłe...
To też blog o leniwym Kocie, cudownym Dziecku, sprytnym Mężczyźnie i o Kobiecie, która jest Królikiem.
Ten blog to moje miejsce, moja Nora, do której Cię zapraszam.
Mam nadzieję, że się zaprzyjaźnimy.
Charakterystyka Królika
- RudyKrólik
- Elbląg, Warmińsko-Mazurskie, Poland
- Jestem Żoną i Matką. Kolekcjonerem i Czytaczem. Budowniczym swojej małej rodziny. Mój MałżOn to odważny, lecz nico leniwy lew. Mój Syn to Mały leśny troll o najmądrzejszych oczach świata. Ja to Chaotyczny Królik, kobieta o wielkim sercu i duszy wielkości lalki Barbie. Sprzątam, gotuję i piszę, a przede wszystkim żyję! Oj, tak- żyję pełnią życia!!!
Uuu, liczyłam na pozytywne zakończenie- też głupio mi się skojarzyło gniazdko i jajeczka... Jak typowa baba logicznym myśleniem nie grzeszę. Oj Króliku, ty nawet o truchle gołębia umiesz napisać z humorem.
OdpowiedzUsuńA Stardolka faktycznie- pomysł świeży, oryginalny, ale... sztywna!
Cudna ... mi tam make-up się podoba :D śliczna!
OdpowiedzUsuńOjej niby smutne, ale jak ja sie usmialam ;-). Masz wielkie poczucie humoru i takie lekkie pioro. Zazdroszcze!!!
OdpowiedzUsuńLalka na twoich zdjeciach ogolnie mi sie podoba, ale jak ja pokazalas z tymi wyciagnietymi rekoma, to faktycznie sztywniak z niej!!!!
heh dobre z tym gołębiem :D a lalka sztywniara - nie ma nic gorszego ;)
OdpowiedzUsuńI znowu sprawiłaś, ze przeczytałam całą opowieść, a jak wiesz, u mnie to niełatwe. Trudno mi sie skupic, zwykle czytam początek i zakonczenie. Udało się, przeczytałam całość. Świetna lektura, ja też uważam, że powinnaś pisać coś na zasadzie "wokół nas" lub "dzisiaj". Znalazła byś czytelników. Paloma jest piękna.
OdpowiedzUsuńTwoja historia z gołąbkiem jak zawsze obłędna! Szkoda tylko, że ptaszyna tak źle skończyła... U mnie z kolei gołębica złożyła jaja na balkonie w donicy pozostawionej na pastwę zimy. I teraz mamy 2 małe, jeszcze paskudne gołąbki. Wszystko byłoby pięknie, gdyby nie fakt, że koszmarnie brudzą...
OdpowiedzUsuńWracając do lalki ;) Seria stardoll ani trochę mnie nie przyciąga, jestem chyba zbyt staromodna jak na swój młody wiek, ale co zrobić? W tych lalkach fajne są tylko ciuchy :) Zdecydowanie wolę Twoją basicową pannę i Ognistą Wiedźmę Karolinę! :)
Do tekstu Króliczego:
OdpowiedzUsuńCudowna opowieść, jedna z moich FAVORITE! Ja bym o Was z chęcią bloga założył o tytule "KRÓLIKI GOTOWE NA WSZYSTKO", a odcinek z gołębiem obsadziłbym w świetne foty bo co niektóre sceny normalnie widzę w wyobraźni! :)
Do lalki:
"TAAAKKAAA" artykulacja tej panienki raczej by mi nie przeszkadzała, mam kilka panienek z prostymi rękami i jakoś sobie radzą. :) Ta Twoja nowa ma super kiecę!
PS. Bardzo lubię obie panny MM, które pokazały się w dzisiejszym odcinku, obie u mnie mieszkają. :D
Króliku, Twoje historie są niesamowite, zawsze czyta się je z przyjemnością :) Masz talent do pisania.
OdpowiedzUsuńStardoll nie przypadły mi do gustu, a tym bardziej ich ciałko. Z twarzą troszkę lepiej, akurat trafił do Ciebie model który z całej tej gromadki najlepiej moim zdaniem wygląda. Niemniej miło pooglądac nowy twór Mattela na zdjęciach ;)
No nie mogę,to się ubawiłam!już ja widzę twego Męża z tym kijaszkiem próbującego "znokautować" zmarzlinę gołębią,hahahhaha :)
OdpowiedzUsuńLalka jak lalka,na mnie też nie robi wrażenia,szc zergólnie swoją sztywnościa :)
Wspomnień czar w Twoim wykonaniu jest jak zwykle zadziwiająco obrazowy! Uśmiałam się do łez, szczególnie przy Małżonie wywieszonym przez okno...
OdpowiedzUsuńTo musiało być "urocze" :D
Ta panna ma ładną buzię i makijaż który mi się bardzo podoba, a włosy jeszcze bardziej przypadły mi do gustu, jednak jej sztywniactwo skutecznie powstrzymuje mnie od kupna...
pozdrawiam
Szkoda tylko, że nie napisałaś, że ostatcznie gołębia udało mi się przerzucić przyklejając 9-calowego gwoździa do szczoty i nabijając na niego truchło tego ptaszora. Pamiętam jeszcze ten dźwięk, takie "plask" :)
OdpowiedzUsuńŁeee, no mogliście dla kotów zostawić - na wiosnę gołąbek by skruszał i byłby taki nieco śmierdzący rarytas. Może nawet by się chciały podzielić "łupem" tachając go do domu?
OdpowiedzUsuńHistoria z ptasim nieboszczykiem w trupem jest cudna. Ja generalnie lubię nieboszczyków w opowiadaniach, wierszykach i filmach, bo to pocieszne istoty są (zombie!, strzygi!, demony!, odmieńce!).
Seria stardoll zaś giętkością nie grzeszy, ale oryginalności tym liczkom odmówić nie można. Mnie nieco odpycha to, że stardollsowe laleczki są zbyt "nastoletnie", bo ich starsze koleżanki mają po prostu więcej seksapilu i inteligencji w ślepiach, ale gdyby mi ktoś sprezentował taką młódkę, to pewnie przez jakiś czas by na półce została.
:D Historia wymiata- jedna z najlepszych :). Toż to masz takie przeżycia , że hej ;).
OdpowiedzUsuńLalki Stardoll kocham- to ciało mi nie przeszkadza :). Mam Harumikę z nogami i ona też tylko ręcami rusza :D.
Opowieść godna mistrza. Po samym tytule wiadomo było że to będzie ciekawa opowiastka:)
OdpowiedzUsuńKrólicza nora to naprawdę wesołe miejsce:)
Trzeba też pochwalić koty- gdzie one tak wypatrzyły gołąbeczkę, ale jak powszechnie wiadomo: kot to nie zwierzę, to stan umysłu.
Lalka... Napewno ciekawa jest ta linia Mattela, bo ciałka tych panien mają ludzkie kształty bardziej niż inne:)
Gratuluję posiadania;)
Mnie też zdarzyła się podobna historia. Jak byłam mała to miałam śliczną papużkę. Pewnego pięknego dnia papużka uciekła z klatki i weszła do niezabezpieczonego przewodu kominkowego. Bidulka zaklinowała się i mimo dokarmiania wężem ogrodowym i pojenia wykitowała po paru tygodniach. Do tej pory mam uraz psychiczny...
OdpowiedzUsuńPaloma przepiękna. Te rzęsy...
ja ja widziałam:))))na allegro:)))i oglądalam, bo mnie bardzo zaciekawiła. Trochę przypomina mi Tori GG.
OdpowiedzUsuńlilavati
Oj, gołąbków to ja nie lubię (chyba, że takich zawiniętych w kapustę - mniam). Nie raz byłam okrutna i usuwałam jajka z balkonu złożone w moich kwiatuszkach ;/
OdpowiedzUsuńWięc gołębiom mówmy NIE ;)
A lalka faktycznie sztywniara.
Toto nawet nogami nie rusza? Usiąść nie może?
OdpowiedzUsuńKiedyś, gdy zobaczyłam te lalki na flicku, bardzo spodobała mi się mulatka. Jednak jak więcej poczytałam i dowiedziałam się, że ograniczone ruchowo są, zrezygnowałam z kupna, bo płacić 1,5 stówy za głowę i ubranko nie zamierzam :] Ale że siadać nie może nie wiedziałam, przegięcie!
Co do gołębia, w głowę zachodzę DLACZEGO Małż Twój rodzony wziął się akurat za to w nocy o północy? Niespodzianka "gołąb zniknął, może jednak odleciał?" dla Ciebie miała być? :D
Oj, to nie takie trudne :)- Mam "posranych" sąsiadów (kiedyś się wyżyję i o nich napiszę) i Małżon ryzykowałby wizytą policji gdyby nawalał kijem w dzień. Łatwiej było pod osłoną nocy, bo nikt wtedy nie oskarżyłby nas o spowodowanie zgonu tego ptaszora.
Usuń