Charakterystyka Królika

Moje zdjęcie
Elbląg, Warmińsko-Mazurskie, Poland
Jestem Żoną i Matką. Kolekcjonerem i Czytaczem. Budowniczym swojej małej rodziny. Mój MałżOn to odważny, lecz nico leniwy lew. Mój Syn to Mały leśny troll o najmądrzejszych oczach świata. Ja to Chaotyczny Królik, kobieta o wielkim sercu i duszy wielkości lalki Barbie. Sprzątam, gotuję i piszę, a przede wszystkim żyję! Oj, tak- żyję pełnią życia!!!
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą karolina. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą karolina. Pokaż wszystkie posty

wtorek, 10 kwietnia 2012

Opowieść o Gołąbeczce...

Zastanawiam się dlaczego jeszcze nie opisałam tej historii... Może dlatego, że jest tak absurdalnie głupia, że nie uwierzyłabym w nią, gdybym nie była jedną z jej bohaterów. Do dziś ja i Małż zarykujemy dziko, gdy tylko sobie przypomnimy to niesamowite wydarzenie.
Była zima, choć kalendarz uparcie wskazywał wczesną wiosnę. -15 stopni w cieniu, słońca nie był od pół roku. Króliki gnieździły się w Norce, grzejąc się wzajemnie i wegetując. Koty były matowe i bez życia, a Maślak tak mały, że dopiero co odkrył, że ma stopę i z dziką rozkoszą wsadzał ją sobie do bezzębnego, jeszcze wtedy, pyska.
Pewnego dnia marazm został przerwany nienaturalnym kocim poruszeniem. Jojczenie i żałosne miaukanie wydobywało się raz z jednego, raz z drugiego futrzaka, gdy te tylko znalazły się na swym stałym punkcie obserwacyjnym czyli oknie.
Jeden dzień kociego płaczu można wytrzymać, drugi i trzeci też, ale gdy wyglądanie przez okno i grzeczne tłumaczenie rozhisteryzowanym sierściuchom, że "nic tam nie ma!", nie zdaje rezultatu to w końcu najspokojniejszego człowieka trafia szlag.
Zwaliłam koty z parapetu, prawie sama na niego wlazłam i przykleiłam nos do szyby. Oglądam dach- nic nie ma... Zaglądam na lewo i prawo... nic i w końcu gdy miałam skapitulować- widzę ogon! Gołąb jak nic!
Zupełnie z boku mojego okna, wystaje taki metalowy kominek. Kominkiem mój sąsiad odprowadza wilgoć z łazienki. Kominek jest cieplutki nawet w zimie. Rozmarzyłam się... Gołąbek uwił sobie gniazdko pomiędzy kominkiem a daszkiem facjatki i wkurza moje koty. Zwierzęca rodzinka nam się powiększy.
Tych, który już widzą pewną nieścisłość w moim opowiadaniu zapewniam, że wszystko przed nimi. Nic nie ubarwiam, tak było.
Małż wrócił z pracy, od razu zaciągnęłam go pod okno, pokazałam wystający ogonek i nakazałam kotom banicję, żeby przyszła matka miała spokój. Przez następne kilka dni codziennie zaglądaliśmy czy gołąbka siedzi. Siedziała, a jakże!
Nie pamiętam w którym momencie doszła do mnie straszna prawda. Może to, że do tygodniu Gołąbka nadal tkwiła w bezruchu (podkreślam, że cały czas widzieliśmy TYLKO ogon!). Może w końcu do mnie dotarło, że początek marca to nie jest czas na "ulung" małych pierzaczy. A może w końcu moja niewielka armia komórek mózgowych przeprowadziła atak i zrozumiałam, że przy -15 stopniach raczej się nie znosi jajek, a ... zamarza!
Kiedy przekazałam Małżowi tą tragiczną nowinę, ten bezduszny samiec tylko wzruszył ramionami i stwierdził, że jeśli gołąb faktycznie "kaput", to jemu to nie przeszkadza. Przyjdą roztopy, ptaszyna odmarznie od kominka i poleci- pionowo w dół, do ogródka sąsiada. Trochę się wtedy zapieniłam. Wytłumaczyłam Małżonowi czym grozi zostawienie trupa przy oknie. Roztoczyłam wizję smrodku, tłumu much i dalszego kociego pierdolca i powiedziałam, że ja tej sprawy tak nie zostawię i Małż ma zrobić COŚ. Małż pomruczał pod nosem, że COŚ zrobi. Może... Jak mu się zachce...
Sprawa gołębia pozostawała chwilowo w zamrożeniu...
Pewnej nocy budzi mnie walenie. Coś jakby napieprzanie kijem w dach. Rozespana wychodzę z wyra i co widzę?- mojego Ślubnego elegancko przewieszonego przez parapet z tyłkiem wypiętym w sam raz na kopa. Było już późno, a Małż niestety przejawia skłonności do lunatykowania, bałam się, że własnie nakryłam go podczas jednego z nocnych spacerów. Gdy ostrożnie zapytałam co robi, przekonałam się, że nie lunatykuje, a właśnie robi COŚ. I robi to za pomocą drewnianego trzonka od miotły. Chciałbym wam to pokazać ale nie mam zdjęć. Spróbujcie sobie to wyobrazić- północ, szczupły prawie dwumetrowy facet z szalonym błyskiem w oku, dzierżący w dłoni drewniany kij ozdobiony szarymi piórami, a w tle głowa martwego gołębia, łypiąca martwym okiem z rynny. Horror i masakra w jednym!
I wyjaśnienie-Małż, kijkiem odkleił ptaszora od kominka, a ten zamiast "pionowo w dół do sąsiada", swój ostatni lot zakończył w rynnie. Skąd zerkał i wyglądał kuriozalnie głupio. I Małż nawalał kijem w truchło z nadzieją, że je jakoś wytrzęsie. W końcu mu się to udało i gołębia już nie widzieliśmy ale zapomnieć nie potrafimy.

Na część Gołąbki dzisiejszej lalce nadałam imię Paloma, co oznacza właśnie gołębia. Lalka i Gołąbka mają jeszcze jedną cechę bardzo wspólną- sztywność!!!
Serio, serio- nawet Mark będzie miał kłopoty żeby tą pannę do sesji ustawić.
(Słyszysz Mareczku? To wyzwanie!;))



Paloma należy do nowego tworu Mattel'a jakim jest Barbie Stardoll

Co mogę więcej o niej powiedzieć? Mnie nie przypadła do gustu.
Ma kapitalną sukienkę i wspaniałe włosy, ale jej twarz jest bardzo uboga w makijaż i taka trochę... nudna.

Paloma na pewno ma śliczne łapki z pomalowanymi pazurami:

Nie mogę się też przyczepić do długaśnych rzęs:

Jej artykulacja jest taaaaka ogromna:

mózzzzg....


Porównywałam ją z inną moją damą w czerni i czerwieni:

I wybieram Ognistą Wiedźmę Karolinę!

Podsumowując: seria Stardoll trochę mnie rozczarowała i nieprędko zakupię kolejną lalkę z tej serii. Uważam jednak, że każdy kolekcjoner powinien sam ocenić czy mu się dana lalka podoba czy nie, także proszę się tu nie sugerować.

sobota, 30 kwietnia 2011

Noc Walpurgii

Dzisiejszy post dedykuję S., bo ciągle mam upartą nadzieję, że Ona tu jednak zagląda...

Dziś jest najważniejszy dla mnie dzień (a właściwie noc) w roku- Noc Walpurgii. Największe Neopogańskie święto. Nigdy nie ukrywałam, że moja "wiara", jakkolwiek by ją nazwać, mieści się w szeroko pojętych normach społecznych. Ot "żyj i daj żyć innym", a po "najdłuższym życiu" (tak ze staropolska) okaże się kto miał rację.
Jeszcze trzy lata temu nie byłabym przed ekranem, tylko w lesie paliłabym ognisko. Towarzyszyły by mi moje trzy ukochane przyjaciółki- Wiedźmy, takie jak ja...
Czas swoje zrobił- jedna w Grecji, jedna w Poznaniu, jedna zakochana i ja... zagubiona w swojej codzienności. Zapominałam słów zaklęć. Zapomniałam gesty, rytuały. Wydeptane dawniej ścieżki zarosły. Jakiś czas temu S. przywróciła mi nadzieję na powrót Magii, ale i ją porwała codzienność.

Żeby za bardzo nie smęcić to dla Was mam moje lalki, te najważniejsze. Prawdopodobnie to je ratowałbym z pożaru, gdyby takowy nastąpił.

Moje Cztery Wiedźmy w pełnej wiedźmowej krasie :)

Jako pierwsza startuje Kayla:


Oczywiście ona jako jedyna jest "prawdziwą" Wiedźmą. Pochodzi z serii Secret Spells z 2003, i już o niej pisałam tutaj

Dla tych, co się nie poznali, Kayla jest Wiedźmą od natury. Gada ze szczurami, sadzi kwiatki, przypina się do drzew w Dolinie Rospudy i nienawidzi Wegetarian, który próbują ją nawracać.
Prywatnie boi się pająków, nie je orzeszków ziemnych, bo są zrobione z fasoli i ma uczulenia na chomicze siuśki.






Następna jest Livia-Karolina, której kiedyś nadano imię Teresa. Te kruczowłose dziewczę urodziło się w roku 2007 w serii Tap Madl



Czemu aż tyle imion? Bo tak ;) ja mówię na nią Karolina, ona jest wpisana w rejestr jako Livia...ech... Małżon mówi, ta Czarna.
Karola włada ogniem i jego pochodnymi. Nie ogląda seriali, bo jej się szybko nudzą. Śpi z nogami poza kołdrą, a jak puści bąka to zwala na kota. Uwielbia ogórki kiszone i grzybki w occie. Na noc zakłada piżamkę w owieczki.




Trzecią Wiedźmą jest Bianka, która trafiła do mnie zupełnie przypadkowo- Boo-tiful Barbie z 2004 roku.


Trafiła przypadkiem, bo w opisie była jako "Viccan" Barbie, a ja- głupi królik się na to połasiłam. Niestety, żadna tam "viccan", ot zwyczajna halloweenowa dziewucha w ładnej kiecce. Na moje szczęście ta piorunica okazała się być bardzo fotogeniczna i tak oto została Bianką co na skrzydłach Wiatru lata- czyli ta od Powietrza.
Bianka podczas burzy nie otwiera lodówki, bo się boi. Zjada psie ciasteczka i przeterminowane jogurty. Gdy się upije to śpiewa. Ma całą płytotekę "Ich Troje". Nigdy nie zapaliła papierosa.




Czwarta, na końcu, lecz nie ostatnia- Amelka!! Amelia jest już znana szybkiej publiczności, więc jedynie dla przypomnienia:


Miss Turquoise z 2007 roku. Wiedźma, która dostała fuchę, bo ma brązowe włosy i ryjek Steffie, a jej poprzedniczka pali zioło na Jamajce. Jej Żywioł to Woda. Jak się wkurzy to robi burzę, a potem straszy nią dzieci. Stawiała Tarota kotu. Nie rozróżnia stron świata, ale nigdy się nie gubi. Bardzo długo myślała, że "kolokwium" oznacza rozwolnienie. Potrafi dotknąć językiem czubka własnego nosa.




I mała fotka zbiorcza ku uciesze Gawiedzi:


Dla ciekawostki: każda z dziewczynek ma w opisie jedną cechę, której ja nie posiadam. Jak się komu chce to niech zgaduje którą ;)
Oznajmiam wszem i wobec: drugiej części "Z deszczem pod rynnę"- NIE BĘDZIE!!! Formuła mi się wyczerpała i choćbym chciała to już nic takiego nie sklecę.

Wiem, że zaczęłam smętnie i smętnie kończę, ale naprawdę tak się czuję. Dzielę się z Wami moimi Dziewczynkami, bo tęsknię za czasami gdy sama byłam Wiedźmą i których mi okrutnie brakuje. No cóż- coś się skończyło i coś zaczęło...

Dzisiaj ktoś inny rozpali ognisko...


S. wracaj!

środa, 29 grudnia 2010

Ostatnia w tym roku...

... przyszła wraz ze śniegiem i mroźnym północnym wiatrem...


...Amelia Wiedźma od Wody.

Już wkrótce wielkie spotkanie! {buachachacha}-to taki Wiedźmi śmiech...




piątek, 10 grudnia 2010

Śnieg.... Śnieg.... Śnieg...

Jestem uzależniona od śniegu! I chociaż jestem upupiona w domu, bo Maślak to i tak zacieszam jak pies do gnata :D i staram się nie myśleć jak bardzo nie lubię, kiedy ten cudowny, biały puch zamienia się w śliską breję i ścieka do ścieku.

Ponieważ w całej Polsce był śnieg, a w Elblągu nie, to poprosiłam Biankę żeby mi go przywołała. Bianka choć Wiedźmą od wiatru jest, w zastępstwie za wciąż nieprzygotowaną Wiedźmę od wody, przywołała mi trochę chmurek :)

Jakby nie patrzył- Śnieg to zamarznięta woda :)









Króliku weź się w końcu za tą sukienkę, znudziło nam się być we trzy!!!