Charakterystyka Królika

Moje zdjęcie
Elbląg, Warmińsko-Mazurskie, Poland
Jestem Żoną i Matką. Kolekcjonerem i Czytaczem. Budowniczym swojej małej rodziny. Mój MałżOn to odważny, lecz nico leniwy lew. Mój Syn to Mały leśny troll o najmądrzejszych oczach świata. Ja to Chaotyczny Królik, kobieta o wielkim sercu i duszy wielkości lalki Barbie. Sprzątam, gotuję i piszę, a przede wszystkim żyję! Oj, tak- żyję pełnią życia!!!

środa, 12 października 2011

Trzysta sześciesiąt pięć

Rok temu byłam w szpitalu.
Miało to byś rutynowe badanie, ostatnie przed wykluciem. O siódmej rano grzecznie stanęłam w kolejce, kilkanaście minut później leżałam na kozetce opasana kablami i z jakimś "pstryczkiem" w ręku.
- Pani to wciska, kiedy dziecko się poruszy.- powiedziała położna i wyszła na kawę pozostawiając mnie samą.
Młody spał. Wcześniej całą noc trenował kopnięcia i torował sobie już drogę na wolność. Sama nie wiedziałam kiedy ten guzik wciskać. Coś tam bulgotnęło, to wcisnęłam. Jakieś tam muśnięcie poczułam- to też. Nudziłam się jak mops. Położna wróciła po jakichś 20 minutach, odpięła mnie od maszyny, dała jakiś papier i kazała znaleźć lekarza.
Pokulałam się na pięterko, znalazłam panią dohtor, która znowu mnie na kozetkę położyła, rozsmarowała mazidło od USG na moim brzuchu i się zaczęło...
...źle ułożony!
...chyba jakaś arytmia!
...nie ma skurczów!
itd itp...
Werdykt: "Pani pójdzie i się na oddział przyjmie"- i tyle.
Przerażona pokulałam się znowu na izbę przyjęć, jakoś w swoim przerażeniu wytłumaczyłam po co przyłażę i "się na oddział przyjęłam"
Mój równie skołowany małżonek kulał się razem ze mną.
Cała ta sytuacja była dla nas absurdalnie surrealistyczna. Po to całą ciążę chodziłam prywatnie do lekarza żeby w ostatnim tygodniu NIE usłyszeć słów "arytmia, nie ma i źle"
Znowu podpięli mnie do maszyn i kazali czekać.
Pamiętam jak w nocy leżałam i głaskałam moje wielkie wtedy już brzuszysko i myślałam "ej, Młody, co ty odwalasz! Nawet się nie waż być chory! Nie waż się!"- a łzy ciekły mi po policzkach.
Rano poproszono mnie do gabinetu. Zrobiono USG, a arytmia okazała się być...czkawką!
Nie mniej jednak Młodego postanowiono wyciągnąć, a nie pozwolić działać naturze.
Zadzwoniłam do Małżona i do Taty i czekałam.
Dalej pamiętam niewiele. Nagle puściły mi nerwy. Lęk przed Nieznanym, który tłamsiłam w sobie przez ostatnie miesiące, uderzył we mnie ze zdwojoną siłą. Trzęsłam się kiedy wieźli mnie na salę. Trzęsłam kiedy podłączali aparaturę i dawali znieczulenie. Pamiętam młodego anestezjologa który gadał do mnie jakieś pierdoły, żeby tylko mnie rozluźnić. Poprosiłam o kielicha a on odparł, że nie mogę swojego syna po raz pierwszy zobaczyć jak będę na rauszu.
Potem usłyszałam jakiś ni to pisk, ni to miauknięcie i w przelocie zobaczyłam sinego, mokrego kluska, którego zaraz mi zabrali. Myślałam, ze będzie jak w filmach, że przyniosą mi Go z powrotem owiniętego w kocyk i w za dużej czapeczce, ale się myliłam.
Później kiedy obolała leżałam na sali pooperacyjnej to z nerwów głaskałam brzuch, którego już nie było. Mój brzuch, a raczej jego zawartość leżała na innej sali. Sama myśl, że może płakać w samotności była dla mnie nie do zniesienia.
Jakoś tak późnym wieczorem przynieśli mi zakutany tłumoczek, z którego wystawała sinawa główka i posklejane włoski. Kiedy spojrzałam mu w buzię od razu pomyślałam: "bue! Jaki Ty jesteś brzydki! A ja będę musiała cię pokochać"
I pokochałam :)
Nie było łatwo i różowo. Na początku nie było nawet dobrze. Choć bardzo się starałam to nie umiałam otworzyć serca przed tą kruszynką. Moje ręce były sztywne kiedy chciałam Go utulić, a przez gardło nie przechodziły słowa, które chciałam powiedzieć. Myślałam, że Mamą staje się ot tak, a ja musiałam się tego uczyć.
Płakałam razem z nim, nie spałam, czuwałam. Moniko, jeszcze raz dziękuję Ci za to, co wtedy dla mnie zrobiłaś!!!. Cały ten okres przypłaciłam anemią, ciężką depresją i zadręczaniem się w oczekiwaniu na cud.
A mały cud pomalutku dział się codziennie. Z każdym uśmiechem, codziennymi kąpielami i zapachem pudru.
Potem z każdym dźwiękiem, ciekawością świata i pierwszym zębem.
Pewnej nocy, całkiem niedawno zresztą, Rysiek płakał rozdzierająco i bez wyraźnego powodu. Wstałam i wzięłam Małego z łóżeczka. Posadziłam Go sobie na kolanach, zaczęłam się kołysać i nucić kołysankę. Młody wtulił się we mnie i zasnął. Pomyślałam, że po prostu chciał żeby go ktoś utulił, a zaraz potem przyszła myśl- nie "ktoś", a Ja!
Ja- mama!

Właśnie minął mój pierwszy rok!

Pierwszy rok reszty mojego życia!

12.10.2010

12.10.2011