Otóż, ja jestem...
Lubię jeść, pić, przeklinać i złorzeczyć kobitkom szczuplejszym i zwiewniejszym niż ja . I klnę i złorzeczę najczęściej wtedy, kiedy muszę kupić coś do włożenia na grzbiet. Jestem dziwną samicą, która dostaje palpitacji serca na myśl o ciuchowych zakupach. Los hojnie mnie obdarował nadwzrostem, długimi łapami i innymi groteskowo wielkimi, kobiecymi atrybutami i jako wisienkę na torcie dostałam ekstra, kobiecą stópkę, o rozmiarze zaledwie 42... Nic nigdy na mnie nie pasuje, wszystko przyciasne, za krótkie i "nieprodukowane".
"Pani, takich rozmiarów dla kobiet nie produkują!"- to zdanie słyszę najczęściej w sklepach odzieżowych. A wiecie jak wygląda kobieta, która musi nosić męskie spodnie?- Po tygodniu ich noszenia wygląda jakby miała (za przeproszeniem) jaja!
Kochane kobietki, zanim mnie tu zakrzyczycie, że drobinkom też źle, to pamiętajcie, że łatwiej zwęzić i skrócić, niż wydłużyć czy poszerzyć!
A czemu tak nagle się tu produkuję?
Bo trzy lata temu stanęłam przed makabrycznym dla mnie zadaniem- znalezieniem sukni ślubnej i pasującego do niej kajaczka, czyli pantofelka :)
Trzy lata temu ja i mój Małżon Najdroższy stanęliśmy na ślubnym kobiercu, gdzie przysięgliśmy już po wsze czasy nazywać się Rudą Wiedźmą i Małżowiną. Znajomi do dziś się śmieją, że ksiądz na ceremonii świadomie pominął fragment o wzajemnym szacunku.'
Tak więc trzy lata temu uzbrojona w Mamę i MamęM wyruszyłam na poszukiwanie tej jedynej, wymarzonej sukni ślubnej!...
...I w pierwszym napotkanym salonie dowiedziałam się, że "pani, dla pani takiej sukni nie będzie!" Nigdzie, ale to nigdzie nie chcieli podjąć się sprowadzenia sukni w rozmiarze 46, takiej, jaką sobie wymarzyłam. Te salony, w których od razu nie pognali mnie z kwitkiem, na wstępie dorzucały większą marżę zarówno do zaliczki, jak i do samej sukni.
Kilka porażek później (o których nie warto pisać), byłam już posiadaczką kiecki ślubnej w kolorze zakrzepłej krwi (na ślub kościelny!) oraz zarządzałam zamiast welonu wianka z bluszczu (na ŚLUB KOŚCIELNY!!!) Potem odmówiłam pójścia na solarium i do fryzjera i zagroziłam, że temu kto wygada się mojej kosmetyczce, że makijaż będzie na ślub, sama osobiście brwi zgolę. Czemu? Ano temu, że trendy ślubne to obowiązkowo: róż, blady róż, majtkowy róż i brzoskwiniowy róż! A ja chciałam brąz i czerwień i BASTA!
No i pozostała mi ta sporna kwestia butów, tych czerwonych szpilek, które jako jedyne pasowałyby do reszty.
Elbląg nie jest jakąś wielką metropolią, ale i tak się nachodziłam. Kupiłam trzy pary butów w kolorze zbliżonym do czerwonego, tylko po to żeby cokolwiek założyć na nogi. Byłam z siebie dumna bo największe z nich były na mnie za małe o zaledwie jeden numer! No i tatko postanowił, że do ślubu mi je ładnie podmaluje na czerwono, co na jeden dzień wystarczy. W akcie desperacji zgodziłam się i na to...
Dobre duchy sprawiły, że tydzień przed ślubem, gdy już pogodzona z perspektywą wystąpienia w butach malowanych sprayem, drogą kupna-przypadku nabyłam butki i w kolorze i w rozmiarze idealnym na mą ogrzą stópkę. Śliczne, czerwone szpileczki!
I teraz, kiedy już to wszystko jest za mną, kiedy już pierwszy siwy włos na skroni, a buty zapomniane leżą w szafie, nasuwa mi się pytanie: jak do jasnej cholery wtedy udało mi się na nich nie zabić? Mnie- urodzonej i pewnie kiedyś (oby jak najpóźniej) pochowanej w trampkach, zachciało się pierwszych szpilek na ślub! W styczniu!
Powiem tylko, że potknęłam się tylko raz, w kościele. Za karę, że zadeklarowana heretyczka i poganka stanęła przed ołtarzem. Potem poszło z górki, bo pozbyłam się butów jak tylko dojechałam na wesele :) Boso przetańczyłam całą noc i to jeszcze Zakopower stworzył nową modę! I ja nie żałuję, a Małżon tylko trochę ;)
A cała historia z butami przyszła mi na myśl nie ze względu na trzecią rocznicę ślubu, a z powodu buciorów jednej z nowo nabytych Basiek.
Takie oto buciska nosi Barbie Red Hot Diva z 2002 roku
Trzęsą mi się kolana na samą myśl o tym, że miałabym takie założyć!
Nie kupiłam jej jednak dla butów, ale dla niesamowitych włosów:
Tak- Diva nosi się dwukolorowo!!!
Ma też prze-fajną sukienkę:
I ogólnie świetna i śliczna z niej dziewczyna:
A dla zainteresowanych, to tak wyglądał Króliczy Bucior:
Drogie Panie Czytelniczki: ten Pan już nieświeży, trzy lata doprowadzany do szału przez Królika, nie warto zabierać!
A tak wyglądał Królik zaraz po odczytaniu wyroku, czyli już po przysiędze:
Taaa... pójdę do piekła...na pewno...;D
I jeszcze: żadna z osób nie zgodziła się na wykorzystanie ich wizerunku, a część nawet się sprzeciwiało.