Wbrew temu co możecie sądzić- nie okociłam się jeszcze (tak- króliki się kocą, zawsze mnie to dziwiło), Rysiek ciągle we mnie siedzi, tyje i ciąży. Jestem na zwolnieniu. siedzę w domu i powiem krótko- marudzę :) Nie było nowych lalek, jedna (na której bardzo mi zależało) utknęła na Jamajce i DP nie działa. Z nudów sprzątam, ale 46m kwadratowych nie można pucować bez końca, więc uległam namowom Małżona (który chyba nie mógł ze mną wytrzymać) i dokonałam zakupu lalki. Trochę uległam kaprysowi, trochę upodobaniom do pewnych zestawień kolorystycznych, a trochę dałam się skusić atrakcyjnej cenie. Zadziałało także pewne wspomnienie z przeszłości- otóż w maturalnej klasie pojechałam na wycieczkę do Wiednia. Jakoś zabłądziłam do wielkiego, piętrowego sklepu z zabawkami, gdzie mieli osobne pięterko (!) przeznaczone dla lalek Barbie. W osobnych gablotach stały lalki kolekcjonerskie dla dorosłych i wtedy też dowiedziałam się, iż takowe lalki istnieją. Najbardziej wyeksponowana stała ONA- droga jak cholera, piękna, gwiazda tamtego sezonu: The Peacock Barbie z 1998 roku

Wtedy to "coś" we mnie drgnęło. Jakieś małe oświecenie, które sprawiło, że dzisiaj na półce prężą się moje lalki, a ja jestem z nich dumna- jak Paw :)) W tamtych gablotach ze sklepu siedziały także inne Barbie kolekcjonerskie, pamiętam jak przez mgłę, ale ta akurat wryła mi się w pamięć, bo pawie pióra uwielbiam. Mają doskonałe połączenie kolorystyczne i są po prostu... no takie... kurde nie wiem :)- super i już!
The Peacock Barbie jest częścią serii Birds of Beauty, w skład której wchodzą jeszcze:
The Flamingo Barbie z 1999 roku- zdobiona piórami Flaminga

The Swan Barbie z 2001 roku- czyli nasz rodzimy "Łabądek"

Wszystkie trzy dzierżą mold "mackie", którego z jakiegoś powodu bardzo nie lubię, ale postanowiłam to przełknąć i zdecydowałam się na zakup.
Lalka przybyła w niepozornym pudełku po trampeczkach, tak lekkim, że myślałam, że sprzedawca napchał papieru, a o lalce zapomniał...
Pomyliłam się. Było wszystko- i butki i stojaczek i lalka, która zatrzymała mi akcje serca.
Niestety lalka jest zrobiona tak "na bogato", że z trudem mieściła mi się w kadrze i nawet nie wiem od czego zacząć prezentację stroju, bo tego jest tak dużo.
Może wspomnę o makijażu, bo chyba będzie najprościej:
Lalka ma błękitne oczy, delikatnie podkreślone perłowym cieniem i czerwone usta. Najbardziej podoba mi się jednak kolor jej skóry- jeśli można to tak nazwać, bo lalka ma gładką, niemal porcelanową cerę.
Górę gorsetu zdobi złoto i kryształy:
Lalka jest także wyposażona w misternie wykonane złote kolczyki:
oraz złoty pierścionek:
Suknia lalki składa się z gorsetu, aksamitnej spódnicy i płaszcza/pelerynki ozdobionego pawimi piórami:
Z tyłu jest tego nie mniej dużo ;)
Całości dopełniają granatowe szpilki:
Na koniec pozostawiłam sobie i Wam włosy lalki. Moja Barbie jest miodową blondynką, uczesaną w coś, co telezakupy Mango kilka lat temu określały jako "japońskie sushi z włosów" (cytat oryginalny, nie pamiętam z jakiego produktu):
Lalka uczesana jest w precelek, którego nie ruszy ni deszcz ni wiatr ni bomba atomowa, ale w przeciwieństwie do French Barbie, gdzie takie zacementowane na amen włosy mnie wkurzały- ten awangardowy kok bardzo mi się podoba.
The Peackock Barbie należy do Silver Label Collection, nie nadaje się do zabawy. Oczywiście nie rozbierałam jej, ale wymacałam, że ma ciałko TNT- obracane w pasie. I co ja jeszcze mogę powiedzieć?- jest SUPER! i z gatunku tych, co mogą stać w salonie nie narażając nas na kpiny gości.
Zdjęcia Birds of Beauty pochodzą ze strony www.wowdolls.com