Charakterystyka Królika

Moje zdjęcie
Elbląg, Warmińsko-Mazurskie, Poland
Jestem Żoną i Matką. Kolekcjonerem i Czytaczem. Budowniczym swojej małej rodziny. Mój MałżOn to odważny, lecz nico leniwy lew. Mój Syn to Mały leśny troll o najmądrzejszych oczach świata. Ja to Chaotyczny Królik, kobieta o wielkim sercu i duszy wielkości lalki Barbie. Sprzątam, gotuję i piszę, a przede wszystkim żyję! Oj, tak- żyję pełnią życia!!!

niedziela, 12 września 2010

Bohater we własnym domu

Dzisiaj zupełnie nielalkowo, ale post być musi i basta!

Małżon mój oprócz posiadania wielu wspaniałych zalet, za które go bezgranicznie uwielbiam, posiada także mnóstwo irytujących cech, za które innego samca ubiłabym grubą książką... I tak musiałam obiecać, że nie zacznę rodzić pomiędzy 5 a 8 rano, bo dla Małżona to środek nocy i czas wyłączenia zwojów mózgowych, śmieszne lub nie, ale poważnie się zastanawiam, czy w wyżej zaistniałej sytuacji nie dzwonić po moją mamę, a samcowi dać się wyspać. Drugą rzeczą, która doprowadza mnie do białej gorączki jest ogólna "nieśpieczność" Małżona- on zawsze zdąży, on zawsze ma czas... Najgorsze jest to, że w 99% zawsze ma racje. Pomimo oczywistych różnic w charakterach żyliśmy sobie zgodnie i bezkonfliktowo aż do momentu jak zegar Ryszard zaczął przyśpieszać.
Na ostatnim badaniu USG okazało się, że Pan Ryszard jest już duży, wyjątkowo przystojny i całkiem gotowy żeby nas odwiedzić we wrześniu, a nie jak początkowo planowano w październiku i zaczęło się... Ja biegam jak kot z podpalonym ogonem a Małżon: "spokojnie Ruda, zdążymy". Ja mówię: "o boszeboszebosze musimy kupić łóżeczko", a Małżon: "jak pójdziesz rodzić to ja kupię". Ja: "co z wózkiem? MUSIMY MIEĆ WÓZEK!!!!!!!!", Małżon "a nie możemy poczekać aż się urodzi? Po co ci teraz wózek" itd... itp...
W jednej kwestii postawiłam na swoim, a mianowicie wymogłam zakup komódki. Jakoś przekonałam Małżona, że na to nie będzie czasu jak już Potomek będzie na świecie, muszę gdzieś trzymać tą tonę ubranek odziedziczoną po krewnych i znajomych i chyba Ślubny w owym czasie przytępiony mózg miał- bo się zgodził. Rzeczona komódka została zakupiona w moim ulubionym serwisie aukcyjnym i rozpoczęło się radosne oczekiwanie na kuriera. Zakupu dokonaliśmy w niedzielę płacąc przelewem, więc co nieco nauczeni doświadczeniem oczekiwaliśmy jej około czwartku.
We wtorek zmuszeni byliśmy odbyć comiesięczną pielgrzymkę do babci Małżona (dość słodkiej osoby bojącej się mleka, zamkniętych szaf i faceta z gazowni), gdzie z miną cierpiętników smętnie sączyliśmy herbatkę po raz n-ty odpowiadając na pytania z cyklu: "A to w ciąże zaszłaś w styczniu, tak?" [nie no kurde babciu, a czy to aż takie ważne?], lub też: "to ty teraz Y tatą będziesz, taaak?" [nie babciu Y będzie teściem, to przecież oczywiste]... I nagle ten cudowny wieczór przerywa telefon, Małżon odbiera i YES! YES! YES! Wybawienie! "Jaśnie Państwo, komódka zajechała!" Pakujemy się w Astrę, w te pędy do domu, szybki sus po dwa napoje chmielowe, szybkie "puk, puk" do sąsiada i już dwóch chłopa targa pudło na górę.
Tutaj mały przerywnik... wszystko co ma zastosowanie "dziecięce" lub co gorsza "niemowlęce" jest automatycznie 30% droższe od zwykłej rzeczy tego typu. I tak każda komódka ma zawsze atest i jest przystosowana do dziecka, co w praktyce oznacza, że się ją łatwo myje, ma zaokrąglone rogi na wypadek jakby jakiś młodociany kamikadze piżgnął się w nią głową i szufladki na prowadnicach żeby kota tam łatwiej upchnąć (?), i każda komódka "dziecięco- niemowlęca" kosztuje tyle co cały segment dębowy do rezydencji... Udało mi się upolować model, który nie dość, że tańszy od innych o jakieś 200 zł, to jeszcze w gratisie wanienka i przeiwjak. Haczyk polegał na tym, że ów ósmy cud meblowy przybył w stanie wstępnie zmontowanym i był bardzo nieporęczny do dźwigania.
Przerywnik drugi: kiedyś wspominałam, że mieszkam w starej kamienicy. Przywilejem takiego lokum są "drzwi łod łulicy" (jak mawiała moja babcia) i "łod podwórka". Od podwórka- gitarka! Szeroko, nie ma schodków, Od ulicy- koszmar: długi, wąski chodniczek, dwumetrowy żywopłot po jego obu stronach, ostre schody i wahadłowe drzwi od Saloonu... Oczywiście UPS nie zniży się "łod podwórka"...
Wracamy do akcji właściwej: Małżon prężnie z sąsiadem, kapiąc testosteronem na lewo i prawo wtargali pudło do nory, sąsiad poszedł umrzeć do domu, a my zabraliśmy się za odpakowywanie mebelka. I tu za scenę wkraczają Zarazki, pudło trzeba obwąchać, wspiąć się na nie, spróbować wleźć do środka i śmiertelnie się obrazić, bo ktoś na ogon nadepnął. Koty dosłownie zakochały się w pudle i nie chciały od niego odstąpić. Jakoś odgoniliśmy oburzone futra, wtarabaniliśmy komódkę do sypialni i pomalutku zaczęliśmy ją wyłuskiwać z warstw kartonu, folii i styropianu. Kiedy już stanęła w pełnej krasie i totalnym syfie doszłam do wniosku, że noja rola chwilowo skończona, niech Małżon się bawi i przykręca śrubki, schwyciłam świeżo zakupiony kryminał i zakopałam się w lekturze po uszy. I tak sobie czytam, przeżywam dylematy moralne głównego bohatera, świat wokół mnie zamiera i nagle! Widzę!... Lezie po mojej białej pościeli... Wielki jak talerzyk deserowy... Lezie jak po swoim... PAJĄK! Jak ja nie wrzasnę... jak nie podskoczę! Małżon blady... ja sina... sparaliżowane strachem gardło nie chce przepuścić powietrza... drżącą ręką wskazuję na łóżko... Małżon nie rozumie...
- Krzyżak...- szepcę prawie bezgłośnie, Małżon teraz widzi, mruży oczy złowieszczo, kocim ruchem porywa odkurzacz i już po chwili nie ma pająka!
Tak to ON! Mój Małżon: bohater we własnym domu!!

Wspomnę zaledwie o tym, że aby się przekonać iż pająk faktycznie jest w odkurzaczu, zmusiłam bohatera do spania przy zapalonym świetle, bo jak wiadomo pająki do światła wychodzą...

Komódka już skręcona, oczekuje na rezydenta. Oto fotograficzna relacja z tego historycznego eventu:

Fot 1:
Bubel: "Stary, ale ty tą śrubkę to totalnie nie tu miałeś przykręcić"



Fot 2:
Myśka: "Widać, nie widać?... Chyba nie widać"



Fot 3:
B: "Znajdzie się miejsce dla drugiego kota?"



Fot 4:
B: "Zdecydowanie, to leże jest dla jednego kota"



Fot 5:
Małżon: "Zamontowałem zaworek!"
B: "Nie wstanę, tak będę leżał!!"



Fot 6:

Pierwsza próba kąpieli noworodka przeprowadzona na "crash dummy"



Może posiadanie potomka jest dla mnie przerażająca, ale moje stado nie jest normalne, więc Rysiek musi tu pasować...

9 komentarzy:

  1. Obśmiałam się jak norka ;))). Kapitalne - i Małżon, i koty, i Ty w tym wszystkim :))).

    OdpowiedzUsuń
  2. :-)
    pozdrowienia dla Małżona :-)

    OdpowiedzUsuń
  3. Szkoda tylko, że nie będzie co po mnie zbierać jak szanowny Małżonek to przeczyta ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Spokojnie, małżonek nie ruszy - wszak kobieta przy nadziei jest nietykalna :) za to zaraz po połogu kryj się :)
    Co prawda dziecko mam tylko jedno - ale dam Ci radę. Nie kupuj tych wszystkich bajerów, co to niby są niezbędna, bo kasy szkoda, a jest tak, jak piszesz - wszystko dla dziecko kosztuje o wiele drożej. Ja miałam tylko przewijak, a i to niepotrzebnie w zasadzie. A z wanienki młody przestał korzystać, jak miał 8 miesięcy :) ku memu zadowoleniu, bo mycie tego codziennie mnie doprowadzało do szału.
    Łóżeczko polecam najprostsze - tylko materac dobry kupcie. Nam super wypasione łóżeczko z szufladą (w której się tylko wszystko niemiłosiernie kurzy, szczególnie jak masz koty) trzasnęło w dwóch miejscach, jak młody w nim zaczął stać i sprężynować na nóżkach (poszła płyta i szczebelki).
    A Rysiek się odnajdzie idealnie, podobnie jak i Ty - jeszcze się będziesz dziwić, jak to było, jak nie było Ryśka :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Jesteś niepobita ! Uwielbiam czytać to , co napiszesz ! Dziewczyno - nie marnuj talentu !!!! To czyta się jednym tchem, a i pośmiać się można i napięcie świetne :))

    OdpowiedzUsuń
  6. A jakim cudem ja to przegapilam? :o) HA HA HA HA!
    Ten pajak to w ogole mnie zaskoczyl, nie spodziewalam sie go wcale! A osobiscie, pomimo generalnego szacunku ktorym darze odkurzacze, jakos nie chce mi sie wierzyc, ze one tak sie rozprawiaja z pajakami na amen... brrr...
    Aga

    OdpowiedzUsuń
  7. Odkurzacze to szacowne urządzenia, nie przeczę, ale dla większej pewności zatkaliśmy rurę małym, czerwonym misiem wypożyczonym od kotów. Polecam metodę- sprawdziła się w 100% :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Ide szukac misia chetnego do odgrywania zatyczki! :oD

    OdpowiedzUsuń