A może nie, ponieważ ciągle jestem w fazie użalania się nad swoim okrutnym losem.
Od zawsze walczę z dodatkowymi kilogramami i od zawsze jestem skazana na porażkę, ponieważ jedzenie i spanie jakoś nie sprzyja spalaniu nagromadzonego tłuszczyku. Dochodzi do tego jeszcze jeden czynnik, a mianowicie moja chorobliwa wręcz nienawiść do gimnastyki wszelakiej. Uwielbiam pływać, jeżdżę na rowerze a wytrwałości w spacerowaniu mógłby mi pozazdrościć sam mistrz Korzeniowski, ale kiedy mam zrobić skłon czy przysiad, to nagle coś mnie strzyka i coś w krzyżu łupie. Gdy mam podbiec do autobusu to nagle przypominam sobie, że piętnaście lat temu skręciłam nogę i nie mogę jej obciążać.
O dziwo o palpitacje serca przyprawiają mnie także tańce wszelakie (muzyka plus podrygi, toż to aerobik!), preferuję dwa style "dansu i baunsu" czyli "miotła w kącie" (mnie tu nie ma, nie rusz mnie, nie rusz) i "żaba w sokowirówce" (najczęściej po wypiciu sporej ilości mniej lub bardziej procentowych trunków, kiedy wzrasta odwaga, a usypia zdrowy rozsądek).
Niechęć do wysiłku fizycznego mam zakorzenioną tak głęboko w genach, że nawet gdy próbuję wyjść ponad własne słabości i spróbować zgubić sadło, to zawsze zrobię najpierw coś, co mnie na długo uziemi w pozycji horyzontalnej. Najbardziej utkwiło mi w pamięci zdarzenie gdy będąc młodziutką Króliczką zapragnęłam być jak mój idol, bohater i obiekt westchnień Steven Seagal, "miszczem" Aikido. Jakimś cudem znalazłam w naszej pipidówie stosowne dodżo, nawet postarałam się o ten biały szlafrok w którym adepci pobierają nauki, nawet odbyłam kilka zajęć i dorobiłam się rozbitego nosa. Wszystko po to, by stwierdzić po miesiącu, że chyba jednak "miszcz Seagal" pozostanie jedynym. I kiedy tak zastanawiałam się jak tą straszną wieść przekażę mojemu trenerowi, wtedy mściwy duch Stevena zepchnął mnie ze schodów! Upadek skończył się solidnym "jebut!", skręconą kostką i obitą du...mą. I Aikido diabli wzięli...
Zapragnęłam tańczyć! (wiem, wiem, młoda byłam i naiwna!), gdy po kolejnym miesiącu (minimalny limit czasowy zainteresowania jakąś dziedziną) smętnie sunęłam na lekcje, nagle znienacka wyskoczył na mnie dziki krawężnik i prawie złamał mi duży palec u nogi! Wróciłam z płaczem do domu i taniec umarł w powijakach.
Próbowałam jeszcze siatkówki- wybity kciuk.
Jako wiking dostałam strzałą w nogę. (Zupełnie jak w Skyrim- I took an arrow in a knee
:))
I jeszcze kilka mniejszych i większych urazów, już nie tak poważnych i spektakularnych.
W którymś momencie życia postanowiłam nie igrać z losem i nie podejmować wysiłkowych działań. I tak sobie żyłam "bezurazowo" do zeszłego wtorku, gdy Ryśkowa Ciocia Chrezstna Wróżka Asia zaproponowała abyśmy we dwie zaciągnęły swoje tłuste kupry na Aerobik. Początkowo się zgodziłam. Wiedziałam, że moje licho nie śpi ale miałam nadzieje, że może chociaż drzemie. Tydzień żyłam w strasznym napięciu, ale nic się nie stało. W końcu nadszedł ten dzień!
Dresik i ręcznik spakowany. Młode nakarmione, Małż pouczony o obowiązkach. Ja w łazience robię się na bóstwo! (A co, pulchra to po łacinie "piękna", a ja jestem mocno "pulchra"). Jeszcze tylko jakieś śmierdzidło i wychodzę z łazienki i jak nie fiknę, jak nie rypnę "ostatnią, dolną częścią pleców" w kafelki! Matko Ruth! Leżę i kwiczę i zastanawiam się czy żyję? (żyję bo boli...) Czy ktoś to widział? (Bogom Dzięki nie) Czy sąsiadka słyszała? (Dowiem się jutro) I w końcu: co próbowało mnie zabić?
Otóż była to niewielka plamka płynu do płukania. Płynu do płukania, który sama przypadkowo wylałam.
Aerobiku nie będzie!
Du...ma boli nadal...
A dzisiejsze dwie lalki maja ze mną wiele wspólnego- wszystkie jesteśmy sztywne jak betonowe słupy. I żadna z nas nie jest model muse :)
Uprzedzam: żadna z lalek nie jest taką, do jakich Was przyzwyczaiłam :)
Na pierwszy ogień- Marysia.
Marysia mieszka ze mną od zawsze. W moich zabawach grała zawsze rolę Mamy lub Babci mojego stadka anorektyczek. Pierwotnie należała do mojej mamy (a może nawet i babci) i choć kobiet o wiek się nie pyta, to przypuszczam, że może ona mieć i z 50 lat.
Przyznam szczerze, że na jakiś czas zapomniałam o Marysi, ale moja mama znalazła ją podczas porządków w domu i tak lalka ponownie zamieszkała ze mną. Wieczorami opowiada moim pannom o "starych dobrych czasach".
Jak widać Marysia pomimo wieku zachowała blond warkocz.
Zapewne w czasach młodości nosiła się barwnie i wzorzyście. Dzisiaj kolory już wypłowiały i nawet korale Marysi tak jakoś zszarzały.
Niestety zlazła też farba z marysinych oczu, ale to akurat zamierzam wkrótce naprawić.
Ciało Marysi jest drewniane. Mnie nadal rozczulają jej łapki jak pałki do ciasta :)
Kierpce na nogach zdradzają góralskie pochodzenie mojej blond babuleńki:
Ze wszystkich moich lalek Marysia najbardziej upodobała sobie moje panny G.
"Nigdy chłopa nie znajdziecie, bośta za chude! Chłop nie pies, na kości nie leci!"
Druga lalka o sztywnych kolanach, może i jest "zwykłą" Baśką, dla mnie jednak ma ogromne znaczenie sentymentalne. Dostałam ją od mojej Teściowej jako prezent na Dzień Dziecka.
MamaM wie, że zbieram Barbie i postanowiła mnie obdarować takim oto blond paszczurem:
Ta lalka mnie zaskoczyła. NIe spodziewałam się aż tak tandetnego wykonania!
Sztywne nogi.
Sztywne ręce.
"Szajs plastik" wszędzie i posiepane włosy!
Bleh!
Oczywiście najpierw obdarłam ją z firmowej "małej różowej". Choć muszę przyznać, że miała fajne buty (nie pokażę, już zabrane).
Potem odziałam Pinkie w włochate spodnie od Gałagutka i jakoś tak mniej mnie w oczy kuje:
Teraz nastąpi kilka karkołomnych figur w wykonaniu Pinkie, która postanowiła za wszelką cenę udowodnić mi że potrafi się wić i zginać:
Pinkie robi szpagat:
Pinkie robi gwiazdę:
Pinkie wstydzi się dziury na tyłku:
Pinkie się zmęczyła i już nie będzie ćwiczyć:
Królik kończy i idzie spać.
W przyszłym tygodniu przechodzę na dietę ryżową, ponoć bardzo skuteczną.
Kupujemy kilogram ryżu (Boże broń nie gotujemy!) i za każdym razem gdy nachodzi chętka na podżeranie to ryż sruuuu... na ziemię! Zbieramy po szczypcie palcami za każdym razem robiąc skłony. Użycie odkurzacza nie dozwolone!
Ponoć skuteczność 100%
I niechęć do ryżu też!
To jest blog o lalkach.
O Barbie, które zna każdy i o takich, o których słyszało niewielu. O takich, co wyglądają zwyczajnie i takich, co zatykają dech w piersi. Jedne kosztowały pięć złotych, a inne małą fortunę, ale wszystkie są tak samo cenne i niezwykłe...
To też blog o leniwym Kocie, cudownym Dziecku, sprytnym Mężczyźnie i o Kobiecie, która jest Królikiem.
Ten blog to moje miejsce, moja Nora, do której Cię zapraszam.
Mam nadzieję, że się zaprzyjaźnimy.
Charakterystyka Królika
- RudyKrólik
- Elbląg, Warmińsko-Mazurskie, Poland
- Jestem Żoną i Matką. Kolekcjonerem i Czytaczem. Budowniczym swojej małej rodziny. Mój MałżOn to odważny, lecz nico leniwy lew. Mój Syn to Mały leśny troll o najmądrzejszych oczach świata. Ja to Chaotyczny Królik, kobieta o wielkim sercu i duszy wielkości lalki Barbie. Sprzątam, gotuję i piszę, a przede wszystkim żyję! Oj, tak- żyję pełnią życia!!!
Ciekawa jestem efektów u Ciebie tej metody ryżowej! Oby tylko urazów kręgosłupa nie było... ;)
OdpowiedzUsuńBabcia jest bardzo urokliwa. Ciekawe jakie najdalsze czasy pamięta? :)
Wróżko Ciebie i Twoje opowiadania - Uwielbiam!
OdpowiedzUsuńNawet o nieprzyjemnych zdarzeniach losowych piszesz tak, że czy ja chcę czy nie ryło mi się cieszy!
Przepraszam, ale to nie moja wina! D...e natrzyj czymś rozgrzewającym i przejdzie. :D
Coś takiego jak Marysia było kiedyś u nas w domu!
Bardzo podoba mi się grzywka jednej Twojej monstery!
Z wieści najświeższych o czym miałem napisać Ci w mailu jest to, że śniłaś mi się wczoraj! Spotkaliśmy się na ulicy a Ty patrzyłaś na mnie jak na ufo i mówiłaś "jaki Mark"!! :D
A co Ela na to, że śnią Ci się obce kobiety?
UsuńA swoją drogą, to oczywiście że patrzyłabym na Ciebie jak na UFO, przecież nie raz mówiłam, że twarzy nie pamiętam.
Może jedynie poznałabym Cię po tej nodze z "Gotowych na wszystko" ;)
Gdybym opowiedział jej sny hahaha.
UsuńWięc ja i mój niewinny sen o Rudej Królicy się umywa. :D.
Spoko jak będę w Elblągu to tylko w szortach i zamiast ręki wystawię nogę i powiem Mark jestem! Znając życie Ty powiesz "Jaki Mark i wezwiesz policję. hahahaha
O widzę, że ktoś ma taki sam problem jak ja... Jedzenie i spanie to moi wrogowie nr 1 - choć z drugiej strony taaaacy wspaniali :) A sport bardzo lubię i chętna jestem, tylko niestety na chęciach zazwyczaj się kończy. Mimo wszystko od 7 lat trenuję hokeja na lodzie i od jakiegoś czasu robię brzuszki, skłony, przysiady... A, że dziś tłusty czwartek - dieta dopiero od jutra :)
OdpowiedzUsuńPierwsza lalka faktycznie zaskakuje! Taka drewniana, ale urocza! Ciekawie wygląda wśród Twoich upiorzyc! :)
Jutro szoruję po ryż do sklepu. Można oszukiwać i rzucać torebką? :D
OdpowiedzUsuńW drodze wyjątku myślę, że na początku można kupić ryż w torebkach (pakowany po 4 szt) i zbierać porozrzucane torebki.
UsuńWitam i strasznie przepraszam, bo oczywiście bardzo mi przykro z powodu pogruchotanej du...my, ale aż się popłakałam ze śmiechu. Dawno tak się nie ubawiłam. Fantastycznie piszesz. Od niedawna zaglądam do Ciebie, ale tyle nas łączy - mam na myśli walkę "z dodatkowymi kilogramami", ponieważ mi również jedzenie i spanie jakoś nie chce pomagać. Nie pytaj ile zjadłam dzisiaj pączków. Pozdrawiam cieplutko i czekam na kolejne wpisy oby mnie pogruchotane, bo lalki masz przepiękne - mi podoba się nawet ta od teściowej - moja teściowa jest kochana, ale najchętniej kupiłaby mi nowy styl, gust i pasje (poza ogrodniczą, którą akceptuje)!
OdpowiedzUsuńAgnieszko, w Tłusty Czwartek pączki idą w cycki, nie wiedziałaś?
UsuńPostaram się napisać kolejną notkę już bez strat w ludziach ;)
Oj, biedny, potłuczony Króliczek :D Sądząc po kolejnych perypetiach przy diecie ryżowej złamiesz mały palec u nogi, potykając się o jedno ziarenko ;)
OdpowiedzUsuńBabuleńka urocza, ma fryzurę jak Julia Timoszenko :)
Daj się wykazać mężowi. Niech obolałej dupce sprawi masaż. Pewnie się to całkiem przyjemnie skończy :)
OdpowiedzUsuńLala numer 1 kojarzy mi się z paskudami, które kiedyś były w domu, ale w tajemniczy sposób zniknęły. Albo się towarzystwo samo wyniosło, albo mu ktoś pomógł. Nie wnikam, niektóre tajemnice muszą zostać nierozwiązane.
Lala numer 2 ma fajne gatki - ta dziurka na zadku to chyba taki wabik na kenów i perwera straszna, choć z drugiej strony nieruchomość lalki to czynnik odstraszający przedstawicieli płci przeciwnej. Z wyjątkiem miłośników plastikowej nekrofilii of kors.
hahaha xD Padam na pysk... chyba klażdy tak ma z wysiłkiem... podejmujemy się wyczynów a potem tylko du...ma cierpi ;D
OdpowiedzUsuńDieta ryzowa napewno pozytywnie skuteczna xD A lalka...sztywna ;D Ha!
Miałem taką babunię i jeszcze miałem taką samą tyle że zamiast nóg miała worek czy coś takiego ;) Hehehe z tą dziurą na tyłku .. hah ;D jejku ile masz monsterek ! a ja ani jednej .. a ciągle szukam ;C
OdpowiedzUsuńWięc, tak... Po pierwsze, przepraszam za dziurę :D
OdpowiedzUsuńAle w końcu jakoś portki trza założyć, a po drugie to kto jej kazał tak się wypinać?? ;P :D
Drewniana babunia jest urocza!
Co do ćwiczeń wszelakiej krwi i maści, to mam tak samo... Wielki zapał a potem du....ma boli :D
A poza tym...
"Duża kobieta, to dobra kobieta! Zimą ogrzeje a latem cień da!" ;)
Mój dziadziuś tak mówił :D
Jakbym czytał o sobie! Nareszcie znalazła się osoba, która ma identyczne uczulenie na wszelakie sporty, jak ja! ;)
OdpowiedzUsuńA propos aktywności fizycznej, wczoraj zostałem zmuszony przez mój plan zajęć do wyjścia na siłownię... Ile ja się namęczyłem, by wymyślić dobrą wymówkę! I co? Nie udało się... A brzuch boli do tej pory... :/
Nie wiem czemu, ale Marysia skojarzyła mi się z główną bohaterką/bohaterem filmu "Poszukiwany, poszukiwana". Może przez to imię, mo9że przez blond fryzurę na głowie i strój. Jak byłam mała, to mnie ciągle denerwowało, że z takich drewnianych laleczek nie da się ściągać ubranek, bo były zaszyte albo przyklejone na amen.
OdpowiedzUsuńA co do sportu, to mi wystarczy codzienna wspinaczka na 4 piętro. A broń boże jak na dole sobie przypomnę, że czegoś zapomniałam XD
Twoje teksty są nie do przebicia. :-p
OdpowiedzUsuńMusze wyprobowac tego ryzu. probowalam juz roznych diet: dukana, kopenhaska,... A tu taki prosty ryz, i to na poczatek torebkami zozna rzucac...jak nic robie!!!
OdpowiedzUsuńswietnie piszesz podziwiam talent!!!
no nie mogę,bo się osikam!Ciebie,Króliku to trzeba w jakiejś miękkiej norce (takiej bez klameczek) zamknąć,bo tyś jest Armagedonem w swoim własnym życiu :) hehehhe :) Oj,życie z Toba musi być wielką przygodą chyba :)
OdpowiedzUsuńBabuszka fajna,bardzo przypomina mi takie Cepeliowskie laleczki z dzieciństwa
(ciekawe kto jeszcze pamięta Cepelię?) a panienka Pinkie - no komnetować nie muszę,moje dziecko ma jakąś taką podobną.....poruta.....
Hello from SPAIN: mind your food and your exercise regime. The hardest part is the beginning. Then you get used. You'll feel better and better. I like your photos of Barbie exercising. Your wrist peasant braid is very original. S keep in touch...
OdpowiedzUsuńBardzo mi przykro z powodu potłuczonej du...y, popłakałam się, tyle,że niestety ze śmiechu. Bardzo mi przykro. Drewniana lalka jest świetna. Ma bardzo ładną buzię, zwłaszcza oczy.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam, mam nadzieję że szybko przestanie boleć.
Jak się spada z wysokości, to i szkody na du...mie większe. Przynajmniej nie musisz kulać tego ryżu przed sobą. ;)
OdpowiedzUsuńCzytając to przypomniała mi się bohaterka Zmierzchu - Bella. Ona też miała ciągle pecha :) Ale kiedyś w końcu ten pech odchodzi !!!!
OdpowiedzUsuńTaką samą lub bardzo podobną lalkę miałam i chyba jest jeszcze starsza. U mnie miała ją babcia. Wiem że kupiła ją bardzo dawno chyba w latach pięćdziesiatych...
Ja mam taką baśkę o imieniu Blanka kupiłam w Lidlu i jestem z niej zadowolona bo ma miekie włosy i jest fajna
OdpowiedzUsuńA ja czuję się zbulwersowana. Co to za okrutna dieta? Jak można się tak obchodzić z ryżem?? :) I jeszcze ta niechęć do ryżu jako efekt uboczny... Brr! U mnie taka dieta na pewno by nie poskutkowała, moje uzależnienie od ryżu jest chyba (mam nadzieję!) nieuleczalne i już sam opis tej diety sprawia, że mam ochotę ugotować sobie miseczkę pysznego, dymiącego ryżu... Tak na uspokojenie :)
OdpowiedzUsuńBabuszkę Marysię masz cudowną. A jej radę powinnaś wziąć sobie do serca, Króliku;)
Króliku ja uwielbiam Twoje wpisy- patent na dietę ryżową boski, tylko najpierw sprawdź czy gdzieś w pobliżu rozsypanego ryżu nie czai się szafka, albo róg stołu w który można wyrżnąć głową podnosząc ów ryż ;)
OdpowiedzUsuńMasz 100% rację, co za nowoczesne straszydło ;) mam podobne w domu, tylko w stanie już zużytym przez moje dziecko (bo to Dziecka Straszydło). Obleśne plastikowe nogi i ten beznadziejny wyraz twarzy - o ile wogóle o wyrazie twarzy można mówic w przypadku tych Barbie .... bleeeee fuuuj ;))))) Zobacz, co ja muszę oglądać, hihihihi http://madmadzia.wordpress.com/2012/02/21/80/
OdpowiedzUsuń