Charakterystyka Królika

Moje zdjęcie
Elbląg, Warmińsko-Mazurskie, Poland
Jestem Żoną i Matką. Kolekcjonerem i Czytaczem. Budowniczym swojej małej rodziny. Mój MałżOn to odważny, lecz nico leniwy lew. Mój Syn to Mały leśny troll o najmądrzejszych oczach świata. Ja to Chaotyczny Królik, kobieta o wielkim sercu i duszy wielkości lalki Barbie. Sprzątam, gotuję i piszę, a przede wszystkim żyję! Oj, tak- żyję pełnią życia!!!

poniedziałek, 2 marca 2015

Raz na poważnie.

Nie lubię poważnych tematów. Człowiek ma aż nazbyt wiele szarości na co dzień i nie potrzebuje jeszcze czytać smutów u innych. Dzisiaj jednak wyłamię się i napiszę na poważnie.
Pamiętacie może post "Okienko?- o tym jak "cementowe chłopaki" przez pomyłkę zamurowały mi okno? Ha, ha, ha!- to było tak kuriozalnie śmieszne! Tyle, że nie było...
Miałam napisać, co się działo potem, jak odzyskałam okienko, ale nie napisałam, bo przestało być wesoło. Okno było sobie zamurowane, a na pytanie "Kiedy?"- odpowiadali: "Jak dach skończym". Któregoś dnia robili coś przy kominie i dla ułatwienia sobie roboty, napchali do niego szmat, gruzu i tym podobnych. Potem tłumaczyli, że zalewali coś betonem i mieli "czopa" wyjąć po skończonej robocie. Tyle, że nie wyjęli. A nikt o tym nie wiedział. I nikt się nie spodziewał, że zatkany komin wentylacyjny w mieszkaniu na poddaszu, to nie jest najszczęśliwszy pomysł.
Dziękuję Bogom, że gdy odezwała się czujka, to ja, nie Rysiek, byłam w łazience.
Czad.
Słyszymy o tym w telewizji, czytamy w gazetach. Nie spodziewamy się go w domu.
I faktycznie jest bezwonny i bezbarwny.
Na początku żadne z nas nie wiedziało co robić. Wyskoczyłam z wanny, Małżon zadzwonił najpierw do gazowni- wszak, czad to gaz, co nie? Oni przekierowali nas na straż pożarną. Alarm wył.
My, niefrasobliwie i pomału, otworzyliśmy wszystkie okna i zaczęliśmy się ubierać. Gdzieś daleko zawyła syrena. Małżon zażartował, że do nas jadą, a ja odparłam, że nie, że do takiej pierdoły wyślą wóz techniczny, a nie ten wielki, czerwony.
Bez pośpiechu wyszliśmy z domu, gdzieś po drodze zadzwoniłam do mamy, potem wróciłam po kota.
Pod dom zajechał "Wielki Czerwony". Strażacy w maskach wpadli na nasze pięterko. Trochę nie rozumieliśmy, ale powoli zaczęło do nas docierać...
Zapytali, czy nie potrzebujemy pomocy lekarskiej, odpowiedzieliśmy zgodnie, że nie, bo w końcu mnie tylko bolała głowa, a Rysiek i tak kaszlał od tygodnia, a poza tym, to wszystko w porządku, każdemu kręciło by się we łbie, gdy trzech przystojniaków w mundurach, demoluje mu przedpokój i każdy dzieciak charczy w styczniu.
Strażacy pomarudzili, że wywietrzone, że nie ma jak pomiaru zrobić, a potem jeden z nich przystawił swój miernik do kratki wentylacyjnej, a drugi odkręcił wodę. I włączyły się syreny...
I wtedy zrozumieliśmy.
Skończyło się na "zaaresztowaniu" piecyka, zakazie używania ciepłej wody, a później kontrolach, kominiarzach, i pomniejszych nerwach.
Dość powiedzieć, że kierownik ekipy budowlanej prawie dostał ode mnie po ryju, gdy powiedział coś w stylu: "Ha! Ha! Ha! Aleście wczoraj dyskotekę mieli! Ha! Ha! Ha! Słyszałem, że moi chłopcy chcieli was zagazować!"
Ha! Ha! Ha!
Zaiste...
Trzy ewentualne trupy, to taki powód do śmiechu. Boże, jakie śmieszne! No trzymajcie mnie!

Mam przepływowy piecyk ogrzewający ciepłą wodę. Mieszkam na poddaszu. Mam raptem trzy okna i drożne kratki wentylacyjne. Czujnik czadu kupiłam dwa lata temu, bo się uparłam, że chcę go mieć. Małżon twierdził, że nie jest potrzebny, że nam się nie zdarzy...
Nie pytałam, po prostu kupiłam i postawiłam na półce. Kosztował mnie sto złotych. Tyle, co nowa Barbie. Nawet gdyby kosztował trzy razy tyle, to warto go było kupić. Brzmi banalnie, ale czy życie i zdrowie nie jest tego warte?
A czemu piszę o tym teraz, gdy tamte emocje już opadły?
Bo w sobotę czujka zawyła znowu.
Tym razem wiedzieliśmy jak zareagować. Tak, jak nas uczyli strażacy.
Wzięliśmy kurtki i dokumenty, zamknęliśmy szczelnie pomieszczenie, gdzie jest czujnik i wyszliśmy z domu. Na strażaków czekaliśmy na strychu. Dopiero oni otworzyli łazienkę, dokonali pomiarów i wywietrzyli chałupę.
Dopiero potem wypili herbatkę, spisali protokół i dla wszystkiego pomierzyli jeszcze raz. Nic nie wykryli.
Nie wiemy skąd tym razem wziął się czad, ale gdyby nie było czujnika, to moglibyśmy się nigdy nie dowiedzieć, że był.

Jeśli macie piecyk gazowy, to kupcie czujnik.
Warto.

27 komentarzy:

  1. Bardzo ważny post Króliku! Dobrze że nikomu nic się nie stało, ale szefa ekipy sama bym stłukła na kwaśne jabłko!
    Przy piecykach gazowych taki czujnik to wyposażenie podstawowe- każdy mieć powinien.

    OdpowiedzUsuń
  2. Dziewczyno, dzięki Bogu, że żyjecie! tylko pamiętaj o wymianie bateryjek w czujniku ;) my mamy zamknięty obieg spalania więc czujka nie jest potrzebna, ale mój mąż się uparł i wisi na ścianie. A kierownikowi- prostakowi trza było w ryja strzelić, co za debil...

    OdpowiedzUsuń
  3. Aż mnie zmroziła ta historia. Jak to czasem niewiele trzeba, żeby doszło do tragedii, ehhh:( Dobrze, że to się tylko tak skończyło, co roku czad zbiera swoje śmiertelne żniwo, zawsze lepiej mieć o ten jeden czujnik więcej niż mniej.

    OdpowiedzUsuń
  4. Dzięki Bogu i mądrości Rudego Królika nic się nikomu nie stało. Dziś można przeliczyć wartość czujnika, nie na jedną Barbie tylko na trzy życia. Miałam miękkie nogi jak to czytałam, a temu durniowi należało się po ryju jak nic. Jak się czyta, czy ogląda, to nie odczuwa się prawdziwej grozy sytuacji, dopiero jak nas to spotyka. Obyśmy zawsze byli mądrzejsi przed , a nie jak w przysłowiu "Mądry Polak po szkodzie". Teraz będziemy mówić Mądry Królik przed szkodą"
    Nie masz pojęcia, jak się cieszę, że nic Wam się nie stało.

    OdpowiedzUsuń
  5. bardzo dobra decyzja z tym czujnikiem! Mieliście szczęście mimo iż mógł to być fałszywy alarm!

    OdpowiedzUsuń
  6. wierzyć się nie chce, że istoty ustawowo z natury ludzkie - tak nieludzko Was potraktowały - szok! a te głupie komentarze?
    nie, nie mogę w to uwierzyć - ale muszę, bo często tak właśnie się dzieje :(((

    OdpowiedzUsuń
  7. Uff dobrze ze nic się nikomu nie stało .

    OdpowiedzUsuń
  8. matko kochana aż mnie ciarki przeszły! co za debile z tych budowlańców! dobrze Króliku żeś kupiła ten czujnik, aż strach myśleć co by było gdyby...

    OdpowiedzUsuń
  9. Rany, dziękuję Ci za ten post. Mam akurat dylemat z tej dziedziny - mamy piec tzw. dwuobiegowy czyli także ogrzewający mieszkanie. Mieszkanie nie jest nasze, piec jest stary, wyprowadzamy się za rok, właścicielowi to generalnie gwizda. Piec ma czujniki na wypadek nadmiaru tlenku węgla - i te czujniki się zepsuły - skutek jest taki, że piec wyłącza się co jakiś czas bez przyczyny, np. kiedy stoję pod prysznicem. Był spec i stwierdził, że czujniki trzeba wymienić, ale on nie zaleca, bo piec łapie korozja i lepiej go nie ruszać, rozkręcenie bebechów może skończyć się koniecznością zakupu nowego pieca, jak gdzieś dziura wypadnie. Lepiej byłoby czujniki po prostu odciąć. Na razie nie podjęłam decyzji, ale teraz wiem, że jeżeli zdecyduję się te czujniki odciąć, to muszę koniecznie nabyć taki czujnik niezależny, bo żartów nie ma.

    OdpowiedzUsuń
  10. Za ostrożność przepłacić nie można. Takie rzeczy jak czujki to jednak podstawa, strach pomyśleć co by się mogło stać.

    OdpowiedzUsuń
  11. MAKABRA !! Jak dobrze, że nic się Wam nie stało . Debilizm ekipy remontowej i jej szefa podpada pod paragraf , to przecież spowodowanie zagrożenia życia !!

    OdpowiedzUsuń
  12. Kurczę, taka niefajna sytuacja- ale i tak udało się wyciągnąć z niej fajną lekcję. Nie ma sensu oszczędzać na zdrowiu. Pamiętam, kiedy znajomi jechali do Nepalu i śmiali się, że ubezpieczony mają specjalistyczny aparat i nie starczyło już na dziewczynę. Śmiałam się wtedy z nimi i nie wydawało mi się to jakieś dziwne.
    Dzięki Króliku za wpis i trzymajcie się ciepło.
    A na robotników to ja bym jednak jakąś ciepłą skargę napisała, żeby dorośli ludzie i fachowcy takiego babola zrobili, to ręce opadają.

    OdpowiedzUsuń
  13. Historia jak z horroru! Dobrze, że nic Wam nie jest! Cieszę się, że Twoja królicza intuicja obejmuje nie tylko sfery lalkowe, ale i życiowe. Pozdrawiam ciepło (mając ochotę udusić taką "ekipę").

    OdpowiedzUsuń
  14. Dobrze, że nic się Wam nie stało.
    Debilowi nie należy się strzał w pysk, ale walnięcie po kieszeni. Będziecie wyciągać jakieś konsekwencje? Powinniście, nawet kosztem nerwów, bo to też może komuś uratować życie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To pisałam ja, Madelaine. Się mi konta pomyliły ;-)

      Usuń
  15. Groza!!! Prawie całe życie spędziłam z piecykiem. Bez czujnika. Ale dla mnie życie, to rzecz nabyta i traktuję go z dnia na dzień. Tylko, że zazwyczaj nie mieszkałam sama, więc widać jak wielu ludzi ma takie sprawy w poważaniu. Dobrze, że Ty miałaś więcej instynktu samozachowawczego.
    Ekipę zaczadzić i śmiać się głośno z grupy trupów. Wszak to zabawne.
    PS. A ja jestem przekarmiona "śmichami" na każdym kroku. Dzięki za ten wpis. Daje mocno do myślenia.

    OdpowiedzUsuń
  16. o matko aż mnie ciary przeszły. jak dobrze, że mieliście ten czujnik! temu debilowi budowlańcowi mogłaś jednak w ten pysk strzelić...

    OdpowiedzUsuń
  17. Nigdy, przenigdy nie zatrudniaj tych ludzi ponownie. Znajdź do prac budowlanych kogoś z wykształceniem fachowym i licencją gazowni. Pliss. Lubię Cię czytać.
    Też miałam taki piecyk i problemy z wentylacją. Chyba jedyna w chałupie serwisowałam piecyk z kalendarzem w łapie. I nie zabił nas.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja ich nie zatrudniałam. To była ekipa zatrudniona przez zarządce budynków.

      Usuń
  18. Kierownik się śmiał, bo myślał, że tak zachowa twarz i pewność siebie, ale wieśniactwo już tak ma. Ekipa gorzej niż do bani.

    OdpowiedzUsuń
  19. Dobrze, że o tym piszesz - to poważna sprawa, a takich wieśniaków jak ci robole czasami miałabym ochotę wystrzelać. Co do jednego. A czujka baaardzo potrzebna - nasze życie jest najważniejsze i każdy posiadający piecyk gazowy powinien ją mieć!
    ps. Bardzo by było źle bez Królików... Oj bardzo. I smutno i nudno.

    OdpowiedzUsuń
  20. Jezusie...aż mi sie słabo zrobiło :( a tych patafianów to natrzaskałabym po ryjach aż miło.....Najważniejsze,że nikomu nic się nie stało!~!!!

    OdpowiedzUsuń
  21. Normalnie szok. Bezmyślność niektórych budowlańców nie przestaje mnie zadziwiać. Dobrze, że nie skończyło się tragicznie. Też muszę kupić czujnik.

    OdpowiedzUsuń
  22. Wykazałaś się daleko idącą przezornością i w ten sposób uratowałaś swoją rodzinę. Jestem pewna, że bez czujnika bezwonna "śmierć" snułaby się po mieszkaniu i narobiła nieodwracalnych szkód. Brawo Króliku. Dowcipny pan , z pewnością nie widział nigdy, zaczadzonych rodzin w tym małych dzieci , stąd takie bezmyślne poczucie humoru.

    OdpowiedzUsuń
  23. Przeczytałam i oczom nie wieżę, jak można być tak bezmyślnym i durnym chyba po prostu.
    Mamy w pracy co roku szkolenie ppoż i pan strażak pokazuje, trenuje i ostrzega. Mamy założone wszędzie czujki przeciw pożarowe - jak wyje to cały personel biega i sprawdza - nikt nie lekceważy a czujki włączają się czasem bez powodu. Pracuję w domu pomocy społecznej. w głowie mi się nie mieści takie lekceważenie zagrożenia.

    OdpowiedzUsuń
  24. Bardzo dobry i wartościowy wpis. Tak jak napisałaś. "mnie to ominie, nam się to nie zdarzy", a chyba każdy słyszał o takim przypadku w naszym mieście, u sąsiadów...

    OdpowiedzUsuń
  25. Jezus Maria! Cieszę się,ze Tobie Króliku i Twojej rodzinie nic się nie stało. Podaj ich do sądu za narażenie Was na utratę zdrowia lub życia. Co za gnoje. Wszystko mają gdzieś. Chwała Bogu,że miałaś ten czujnik.Jak łatwo stracić życie przez głupotę innych. I jeszcze ten gad się z tego śmiał. Trzeba było mu przywalić a potem powiedzieć,że jeszcze w szoku jesteś. Rok temu, niedaleko nas tak zginęła w łazience 15 letnia dziewczynka. Straszna tragedia.Pozdrawiam cieplutko. Amelia

    OdpowiedzUsuń