Wróciłam do pracy Mili moi :)
Dziecię pozostało ze swoją Wróżką Chrzestną Matką, która Je bezgranicznie uwielbia i z wzajemnością.
Pierwszy dzień- spoko. Maślak wstał o szóstej, ślepia przetarł, uśmiechnął się dwuzębnie i zaczął dzień. Byłam dla Niego internująca tak samo jak obrady sejmu, bo ciocia akurat znalazła się w zasięgu wzroku.
Drugi dzień- powtórka. Ciocia jest i jest impreza! I odświętne "a gu!" i "na rączki mnie weź" i rozkoszne kichnięcie kaszką w kolorze smerfa...
Trzeci dzień... Młode pokapowało się, że kółko Ryśkowej adoracji zmniejszyło się o jedną Mamę i dawaj w ryk! I nie pomogło "na rączki" i "kotek, Rysiu, kotek... o zobacz skurczybyka!" i nawet ciężka artyleria w postaci obudzenia Małżona nie pomogła. Młode się zaparło i choć morda mu się błyszczy do ciotki, to puścić się moich rąk nie chce.
Może i jestem złą mamą, ale pracę swoją lubię i nie chcę gnuśnieć w domu. A Młode jeszcze cementu nie udźwignie i palety cegieł nie przewali.
Kombinujemy, jakby tu cichaczem Młodego zagadać, zająć czymś a mi pozwolić chyłkiem czmychnąć.
Młode żarte, jak to młode. Zaraz kaszy mu naszykowałyśmy. Oczu Maślak nie spuszcza z linii ręka- micha- łycha i pałaszuje. Ja szybko wybiegłam i tylko drzwi cicho zamknęłam żeby alarmu nie wszcząć.
Do pracy jeżdżę na rowerze, który stacjonuje w piwnicy. W piwnicy ciemno, zimno i brudno- jak to w piwnicy. Wpadam tam pędem, bo już prawie jestem spóźniona, a i mam wyrzuty sumienia, że dzieciaka oszukałam. W dłoni mam klucze, w drugiej komórkę. Otwieram drzwi i.... jak nie trzasnę glacą w rurę!!!!
Nad drzwiami jest rura ciepłownicza, a ja mam 181 cm wzrostu i jestem gapowata. No cóż, przynajmniej zobaczyłam gwiazdy w biały dzień. Szkoda tylko, że przy tym ugryzłam się w język, który mi zaraz spuchł, bo przecież jadowita ze mnie żmija.
Otworzyłam drzwi, chciałam wyjąć rower, zahaczyłam plecakiem o klamkę.
Wydarłam dziurę.
Wyciągnęłam rower.
Nadziałam się na kierownicę.
Wytachałam rower na dwór.
Przestraszyłam kota sąsiadów.
Wróciłam do piwnicy.
Zamknęłam drzwi.
I SRU! Drugi raz w tą samą rurę... i w język...
Dzień jak co dzień...
A lalką na dziś jest Ghoulia Yelps z nowej Mattelowskiej serii Monster High, która jest i śmieszna i straszna :)
Tak... to jest Zombie Emo Laska... wiem, odbija mi na starość :)
Oczywiście zbezcześciłam pobliski cmentarz żeby zrobić te zdjęcia
Z ptaszorem
Taaakie tam... Z zaskoczenia ;)
I byłoby więcej, ale mnie łeb naparza. Pewnie walnęłam się w rurę o dwa razy za dużo.
To jest blog o lalkach.
O Barbie, które zna każdy i o takich, o których słyszało niewielu. O takich, co wyglądają zwyczajnie i takich, co zatykają dech w piersi. Jedne kosztowały pięć złotych, a inne małą fortunę, ale wszystkie są tak samo cenne i niezwykłe...
To też blog o leniwym Kocie, cudownym Dziecku, sprytnym Mężczyźnie i o Kobiecie, która jest Królikiem.
Ten blog to moje miejsce, moja Nora, do której Cię zapraszam.
Mam nadzieję, że się zaprzyjaźnimy.
Charakterystyka Królika
- RudyKrólik
- Elbląg, Warmińsko-Mazurskie, Poland
- Jestem Żoną i Matką. Kolekcjonerem i Czytaczem. Budowniczym swojej małej rodziny. Mój MałżOn to odważny, lecz nico leniwy lew. Mój Syn to Mały leśny troll o najmądrzejszych oczach świata. Ja to Chaotyczny Królik, kobieta o wielkim sercu i duszy wielkości lalki Barbie. Sprzątam, gotuję i piszę, a przede wszystkim żyję! Oj, tak- żyję pełnią życia!!!
Jestem fanką Twoich opowieści :-)
OdpowiedzUsuńPS I skąd ja znam ten problem z pracą i małym dzieckiem ;-) Ale nie martw się mały się przyzwyczai :-)
Monsterka oczywiście urocza :-)
Ech Monsterka świetnie wygląda na Twoich fotkach a Młody z pewnością zaakceptuje taki porządek rzeczy ale Ty to może więcej z tą rurą nie "zaprzyjaźniaj" albo choć ją kocykiem owiń ;)
OdpowiedzUsuńJa proponuję do piwnicy wchodzić na czworaka :)
OdpowiedzUsuńJak Ty coś nagryzmolisz, to śmieje się jak głupi, bo wszystko to sobie wyobrażam :)
Lalka super :)
Jak jak ola-o62 także jestem fanką Twoich historii! Kocham język, w jakim piszesz swoje posty :)
OdpowiedzUsuńTeż znam ten problem pt. "mama wychodzi do pracy", tylko że ja od drugiej strony, to ja w domu z dzieckiem zostaję, teraz nawet z dwoma. Rysio da radę, na pewno wykaże się męstwem i dzielnością, mamie pracować da, a po powrocie nawet się ucieszy! (za jakiś rok dopiero zacznie karać mamę fochami ;))
Zombie Emo nawet ciekawe, jeszcze takiej nie widziałam.
Świetne zdjęcia, prawie mi się zachciało tej Monsterki, tak kusząco na Twoich fotkach wygląda. Łeb mnie rozbolał od czytania opisów walenia w rurę, pilnujże się kobieto :*)
OdpowiedzUsuńOj uważaj na swoją głowę, bo w końcu ją stracisz:) Kolejny genialny wpis:) Jak ja je uwielbiam...
OdpowiedzUsuńMonsterka jest urocza - zwłaszcza jej oczyska, usta i paluszki.
OdpowiedzUsuńA do piwnicy wchodzić nie na czworaka (bo się można zabrudzić), a w kasku :)
A Rysio się przyzwyczai na pewno - w końcu to już duży, mądry i dzielny chłopak.
Buziaki :)
Cieszę się, że wracasz do lalkowania! :D
OdpowiedzUsuńBrakowało mi Twoich wpisów, ale jeszcze bardziej opowieści "z życia wziętych"!!! ;)
PS. Co prawda niezbyt lubię tę linię, ale na Twoich zdjęciach lalka wygląda bosko!
Proponuje kask z latarka, taki jaki maja gornicy! :D jedyny minus - niszczy fryzure. Ale za to guzow nie ma!
OdpowiedzUsuńLalka jest super, fajne ma dlonie! Jakby chciala cos ukrasc... ;)
Aga
fajna lalka, ale z emo to ona ma niewiele wspólnego ;)
OdpowiedzUsuńBliżej jej raczej do inspiracji mangami - te niebieskie włosy i strój jak z Harajuku ;)
Marze o jej trampkach! Po prostu prześwietne.
same te laleczki srednio mi się widzą:)))), ale ciuchy to mają ekstra! szczególnie kapcie!
OdpowiedzUsuńUważaj na tą rurę, Siostro Wiedźmo ;). Powoli wracam do życia, czy też raczej próbuję je odzyskać. Dzięki za pamięć, Królisiu :*
OdpowiedzUsuńBezpośrednie spotkanie z rurą, rzeczywiście może sprawić, że ktoś ugryzie się w język a ktoś zobaczy gwiazdy w biały dzień;)
OdpowiedzUsuńOby CI guz nie urósł;P
Monster High- rzeczywiście jest śmieszna. Nie wiem, czym to sprawia, ale na pewno nie wystraszyła by mnie;P
Zbezcześcić cmentarz... no cóż, miejsce jak miejsce, każde dobre na sesje;P
Pozdrawiam, Monika:)