Charakterystyka Królika

Moje zdjęcie
Elbląg, Warmińsko-Mazurskie, Poland
Jestem Żoną i Matką. Kolekcjonerem i Czytaczem. Budowniczym swojej małej rodziny. Mój MałżOn to odważny, lecz nico leniwy lew. Mój Syn to Mały leśny troll o najmądrzejszych oczach świata. Ja to Chaotyczny Królik, kobieta o wielkim sercu i duszy wielkości lalki Barbie. Sprzątam, gotuję i piszę, a przede wszystkim żyję! Oj, tak- żyję pełnią życia!!!

czwartek, 29 marca 2012

Chora z miłości

Pierwszy raz dopadł mnie gdy miałam może z cztery lata... Pamiętam czarno-biały telewizor u mojej babci, jedyny wówczas w rodzinie, rodzinę zebraną przy stole. Pamiętam muzykę, która poruszała, każdą strunę w mojej niewielkiej duszy... I On! Boski! Kruczowłosy! Męski i zwinny- ROBIN HOOD!
Kochałam Go mocno i ślepo. I choć moje lata można było policzyć na palcach jednej ręki, boleśnie zdawałam sobie sprawę z tego, że po angielsku potrafię jedynie "sękju" i "ajlawju" i choć to ostatnie jest tak wielkie, to za mało by się dogadać. Płakałam gdy Go ranili, ale Tatko wytłumaczył mi, że w Sherwood mają takie "fajowe plasterki", które w mig wyleczą Robina, a ja mu uwierzyłam. I nawet ich cudownym działaniem wytłumaczyłam sobie dziwną zmianę bohatera z sarniookiego bruneta w bladego blondyna.
Rozstaliśmy się bez żalu, gdy telewizja zakończyła emisję "Robina z Sherwood" i choć tęskniłam to dość szybko moja miłość okazała się dobrym wspomnieniem.
Wydoroślałam. Spoważniałam. Przeżyłam kilka pomniejszych przygód. Spotykałam się z "Policjantami z Majami". Przeżyłam "Grom w Raju" i "Żar w tropikach" ;))Żyłam pełnią życia!
Spotkaliśmy się znowu gdy miałam lat dziesięć i ferie zimowe ;) To było jak tajfun! Spędzaliśmy razem każde przedpołudnie, a popołudniami, z wypiekami na twarzy, opowiadałam nasze przygody Najlepszej Przyjaciółce, która nie mogła oglądać Robin Hooda, bo chodziła na pół-zimowisko. Niestety tym razem nie uwierzyłam już w magię "fajowych plasterków". Pierwszy raz Telewizyjna Śmierć zamieszała w moim życiu i zabrała mi mojego Robina! Owszem, na otarcie łez dostałam tego blond- wypłosza, ale mnie już się nie dało oszukać! Tydzień chodziłam chora. Moja mama nie wiedziała co mi jest. Nie jadłam, mało spałam i rzygałam jak kot. Chcieli mnie leczyć, a ja godziłam się na wszystko, bo moje serce było złamane. Wszędzie mazałam serduszka z napisem "R.H. + P.P." i byłam gotowa umrzeć z rozpaczy. Dopiero groźba zakazu wychodzenia z domu sprawiła, że postanowiłam odpuścić.
Długo nikogo nie pokochałam. Byłam powściągliwa i zimna. Dopiero pewien niepozorny blondasek otworzył zacementowane serce i namieszał w głowie.
Poznaliśmy się dawno, dawno temu w odległej Galaktyce, on miał się stać Rycerzem Jedi, a ja byłam gotowa skoczyć za nim w ogień. Luke Skywalker!!!!
Wystarczyło, że napisałam to magiczne imię na kartce, a już mój ołówek stawał się mieczem świetlnym, a moje myśli szybowały ku gwiazdom. Zanim poznałam całą Starą trylogię Gwiezdnych Wojen, to pierwszą jej część znałam na pamięć. Bosz... wystarczyło, że gdzieś w telewizji puścili choć urywek Marsza Imperialnego, a ja już stałam na baczność przed telewizorem. Vader był dla mnie uosobieniem wszelkiego ZUA i nawet podejrzewałam niektóre nauczycielki w szkole o kolaborację z Ciemną Stroną Mocy. Gdy poznałam dalszy ciąg przygód Skywalkera ta było dla mnie przeżycie nie do opisania. Gdy przebrzmiały już ostatnie nuty napisów końcowych trzeciej części ja siedziałam sparaliżowana. Jak to? Koniec? Ja chce jeszcze!!!!! Panie Lucas, Pan o mnie zapomniał!!! Ja Żoną Luka miałam być!!! Luke! Ajlawju! słyszysz?!? AjLawju!!!! I znowu: rzyganie, brak snu, jedzenie jest be, no i oczywiście "L.S. + P.P." na każdej zeszytowej okładce.
Dzięki bogom Star Wars kontynuowali gdy już totalnie mi zbrzydły i się opatrzyły.
Potem długo myślałam, że już mi przeszło. Owszem, poznałam kilku fajnych bohaterów. Kilku z nich zrobiłam przytulne gniazdko w nieużywanych za często partiach mózgu, ale żadnemu nie pozwoliłam wejść do serca.
Wiedźmin wlazł tam sam.
Poznałam Geralta, tak jak dziewczyna poznaje ukochanego w cukierkowej komedii romantycznej. Kupowałam książkę na stoisku z "tanim czytadłem", sprzedawcą był pryszczaty jegomość niewiele starszy ode mnie. Zagadał na temat lektur i koniecznie chciał zamiast super romansidła, które trzymałam w ręku, wcisnąć mi coś co nazywało się niezachęcająco "Wiedźminem". Była to chuda broszurka, żadne z wydawnictw, które są teraz dostępne w księgarniach. Gdy nie chciałam kupić książki, młodzian dał mi ją za darmo. A ja ją przeczytałam... I to był mój najdłuższy romans :)
Siedem tomów- tyle liczy Saga o Wiedźminie Andrzeja Sapkowskiego. Tyle tomów, by pokochać lub znienawidzić Geralta, lecz zostawić obojętnie się nie da... Przeżywałam każde słowo, każdą przygodę. Świat Elfów, Ludzi, Krasnoludów i Wiedźminów, stał się dla mnie barwniejszy i prawdziwszy niż mój własny świat. Gdy przeczytałam już ostatnie zdanie i zamknęłam ostatni tom, to poryczałam się z wściekłości. Po pierwsze dlatego, że przygoda się skończyła, po drugie- nie było happy endu. Choć byłam znów bliska pochorowania się z miłości to znalazłam remedium w postaci opowiadania "Coś się kończy, coś się zaczyna". Zadziałało ono trochę jak plaster, który zatamował potok uczuć.
Potem poznałam Małżona i żadem napisany bohater mu do pięt ni dorastał. Neo w Matrixie nie zrobił na mnie wrażenia. Ekipa ze Śródziemia także. Dość ciekawy był Dr House, ale gdzież mu tam do Małżona!
Na swoje nieszczęście to Małżon zapoznał mnie i Johna.
Niestety nie posiadam już zeszytów, by bazgrać jego imię po okładkach... John Shepard bohater serii trzech gier pod wspólnym tytułem Mass Effect. Właśnie niedawno zakończyliśmy grać w trzecią i póki co ostatnią część. Od dwóch tygodni nie gadamy o niczym innym. Ponieważ twórcy postanowili uczynić te gry cyklem zamkniętym, tak więc zakończenie trzeciej części miało być ostateczne. Małż grał, ja patrzyłam. Gdy skończył, odłożył pada do gry, spojrzał na mnie, a ja... rozpłakałam się z wściekłości!!!
Powiem tylko, że zakończenie było ZUE.
A ja mam 30 lat i znowu rzygam z miłości i wściekłości, że coś się skończyło nie po mojej myśli.
A mówią, że człowiek wyrasta.
Ponoć twórcy gry ugięli się pod groźbą linczu ze strony wściekłych graczy i zmienią zakończenie. Niestety dopiero w maju. A do tego czasu pozostają lalki.

No i dzisiejsza lalka nawet pasuje do tematu, bo robię się chora jak się nią bawię.
Morning Sun Princess Barbie z 2000 roku, bo o niej mowa, jest moją drugą lalką z serii Celestial Goddess. Pierwszą, dla przypomnienia była Evening Star.


Nabyłam ją okazyjnie. Podobała mi się, cena nie powalała, ot okazja. Gdy przyszła i wyskoczyła z pudełka, to oniemiałam- Sunny jest zwyczajnie zbyt piękna. Zwyczajnie, mam ochotą ją rozbierać, przebierać i stylizować, a Sunny jest lalką kolekcjonerską i nie wszystko na niej da się zdjąć i założyć na nowo :(

Zrobiłam lalce sesje na moim paskudnym i obskurnym strychu żeby pokazać jak bardzo jest promienna.






To co mnie najbardziej zaskoczyło i zachwyciło jednocześnie to te włosy!!!




Złote dodatki:



Złote butki, które od dawna zdobią inną lalkę, której twarzy chwilowo nie pokazuje:

No i gdzie ta wiosna?

34 komentarze:

  1. Oj też przechodziłam przez miłość do Robina i do Geralta (zestawik książek mam do dziś). Coż zauroczenie Robin Hoodem przeszło gdy obejrzałam powtórnie serial jako dorosła osoba, a miłość do Wiedźmina przeszła na mojego lubego, który z wielką pasją po raz kolejny przechodzi obie części gry xD
    ps. Iście wiosenny nabytek :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Jesteś mistrzynią wirtualnego słowa!!
    Jak zwykle cały tekst przeczytałam jednym tchem, potem jeszcze raz i jeszcze raz... Śmiałam się i płakałam a później oniemiałam na widok zdjęć!!
    Ona jest zjawiskowa!! Te długaśne włosy.... Boska jest :D
    Ale Ty to już wiesz, więc nie będę przynudzać swoimi zachwytami ;)
    pozdrawiam :D

    OdpowiedzUsuń
  3. Och, jak ja Cie dobrze rozumiem... Geralt jest kandydatem na Męża numer 1, ale jest postacią fikcyjną. Drugi jest Mąż Faktyczny.

    OdpowiedzUsuń
  4. ohhh,jak ja dobrze pamiętam Robina z Sherwood!!!W przedszkolu,w 6-latkach nauczyłam sie pisać "Robin Hood" właśnie na JEGO cześć i chwałę :)
    I może nie pamiętam wszystkich idoli z dzieciństwa,ale na uwagę zasługuje jeszcze Johny Depp w "Cry baby" i Brad Pitt w "Wywiadzie z Wampirem".......

    a lalka pięna,jak pochodnia rozświetla wnętrze swym złotym blaskiem!

    OdpowiedzUsuń
  5. Takie posty to tylko Królica może pisać!
    A Ty wiesz, że "Gwiezdna Wojna" to mój ulubiony film! Kilka lat temu jako już duży pan robiłem sobie zdjęcia z łażącymi wokół postaciami z tego filmu (oczywiście mało podobnymi do oryginałów) gdy w moim kinie leciała premiera ostatniej części z nowej trylogii. "Do centrum dowodzenia weźcie mnie".

    P.P nie łam się masz dwóch facetów do kochania no i koty!

    Buzile!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj Marku, koty chwilowo maja "bana" na moje serce, bo za bardzo wiosnę poczuły ;) Oczywiście, że moje prawdziwe chłopy są najważniejsze! (choć w Wiedźminie nadal się podkochuje- Małż wie i akceptuje ;))

      Usuń
  6. uwielbiałam Robin Hooda!!serial uważałam za niesamowicie dobry tak gdy miałam kilka lat jak i teraz gdy mam trzydzieści jeden , pewnie bym go uwielbiała nawet gdybym miała sto XD pamiętam wszystkie wymienione przez Ciebie seriale, ehh, to były zupełnie inne czasy, świat był w nich tak kolorowy i przyciągający. Wiedźmin też świetny, pamiętam jak mój przyjaciel chciał ufarbować się na platynowo, bo tak lubił Geralta (zaznaczam, że nie nastolatek bynajmniej, tylko facet parę lat ode mnie starszy ). ostatnia część była okropna, gdybym wiedziała, że tak się skończy to bym nie czytała, im jestem starsza tym gorzej znoszę śmierć czy niepowodzenia ulubionych bohaterów książkowo-filmowych >.< potrafiłam nawet naurągać autorce opowiadania które przeczytałam online, bo zakończenie było negatywne (gdybym wiedziała nie szarpałabym sobie nerwów czytając coś takiego XD )

    lalka prześliczna, zachwycałam się już nią przy "preview" w poprzednim poście.przez tę koronę kojarzy mi się trochę z jedną z postaci z Thorgala @@''. wygląda bardzo dumnie i dostojnie, do tego jest świetnie wykonana.
    to nie Artsy w tych złotych butach?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja wcale nie jestem w stanie zaakceptować śmierci kochanych bohaterów. Dopóki nie wymyślę zakończenia takiego, jak mi odpowiada to nie mogę spać.
      A co do butów- owszem, to była Artsy, ale jakoś tak ostatnio zupełnie nie ma głowy do pozowania ;)

      Usuń
  7. Wiedziałam, że masz "nerwy"pod skórą, słowem, że jesteś bardzo wrażliwą Osobą. Tylko Ktoś odbierający tzw życie każdym nerwe, może pisać w tak fantastyczny sposób. Z przyjemnością przeczytałam sobie Twój nowy wpis. Jako przedstawicielka prehistorii kochałam się oczywiście w Zorro. Póżniej przyszła kolej na dr Kildera i Saymona Templera czyli Świętego. Oj, moje serce było pojemne i cholernie nie stałe.
    Przepiękna kolekcjonerska lalka, gratuluję CI jej.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Och, Aniu dziękuję za miłe słowa. Wcale nie jesteś taka prehistoryczna- ja też uwielbiałam Świętego i Zorro. Dr Kildera, niebałdzo, ale też znałam!
      A "Powrót do Edenu"?- to był dopiero serial!

      Usuń
  8. Ciemnowłosy Robin i tylko on! Żaden blondyn nie mógł bezcześcić runa lasów Sherwood! Na znak buntu przestałam oglądać, kiedy zmienili aktora :)

    OdpowiedzUsuń
  9. Jakby czytała o sobie!! Robin Hood, ale tylko ciemnowłosy, no i wieźmin... moi idole ;-).
    Czyu ty przypadkiem nie mieszkasz gdzieś w okolicach parku Kajki?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Parku Kajki nie, ale prawie na Dolince ;)

      Usuń
    2. No to blisko!! Ja mieszkałam na Wyspianskiego ;-) i na Slonecznej.

      Usuń
  10. Trochę tych miłostek też miałam, uwielbiałam facetów walecznych- Zorro, Robin(oczywiście ciemnowłosy), na "wejście smoka" poszłam do kina chyba z 5 razy(płakałam przy tym z rozpaczy bo się dowiedziałam, że aktorowi się zmarło w roku, w którym się urodziłam).
    Wiedźmin, no ba! Ale tylko książkowy, Żebrowski śmiech pusty we mnie wzbudził.
    Eh, kochliwe istoty jesteśmy ;)
    A bogini po prostu boska- świetlista, subtelnie i nienachalnie piękna.

    OdpowiedzUsuń
  11. ona jest piękna!!! Dziś obejrzałem tylko zdjęcia, bo do czytania nie mam weny -.- Kiedyś nadrobię ;D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj, Dollbby... nie po to ja wypociny zostawiam uzewnętrzniając się, żebyście tylko obrazki oglądali...
      Dobrze, że chociaż lalka się podoba ;)

      Usuń
    2. no przeczytałem i jestem w szoku - biedna bylaś, chorować tak .. ;pp
      Rozwaliły mnie teksty typu ... "Wszędzie mazałam serduszka z napisem "R.H. + P.P."

      No ale malzóon chyba najważniejszy:]

      Usuń
  12. Heh ja teżnie przeczytałam! ale nadrobię wieczorem własnie gonią mnie do wieszania firanek - tak to wiosenno świąteczne porządki zmuszają do robienia czegoś czego się nie chce :) Lala śliczna choć nie dla mnie :) za to ta której nogi pokazałaś jak najbardziej - poluję na nią :)

    OdpowiedzUsuń
  13. Cóż, ja nie jestem z pokolenia Robin Hooda, me łzy kierowałam w stronę Neo z Matrixa oraz Wolverina z X-menów (Hugh Jacman idealnie pasował do tej roli) Przyznam się, że miałam też fazę na Zmierzch -_-
    A lalka przepiękna, tyko zazdrościć :)

    OdpowiedzUsuń
  14. Roooobin tadadadam... the hooded man. Mam nawet ścieżkę dźwiękową na kasecie. Michael Pread był doskonały w tej roli i kochałam go wielką miłością, dopóki nie zobaczyłam w Dynastii :D Wtedy mi przeszło.
    Z Gwiezdnych Wojen zdecydowanie wolę Hana Solo, zawsze lubiłam łobuzów :) A Geralt... ech, co tu gadać, zakończenie Sagi było okrutne i wolę trzymać je gdzieś w zakamarkach pamięci.
    Lalka promienna i świetlista, prawdziwa bogini.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiedźmina kocham do dziś. A zakończenie, jak się okazuje, może nie być ostateczne. Sapkowski przebąkuje ostatnio, że zamierza napisać nową ksiażkę o przygodach Geralta. Nie, to nie żart - informacja całkowicie na serio! Ja już się boję tej książki. AS niestety pikuje z każdą pozycją bardziej w kierunku dolnym, więc może nową częścią "sagi" zarżnąć legendę Geralta.
      Rozumiem miłość do postaci tragicznych, które zostawiają w sercu smutek swoim odejsciem. Jak ja wyłam na "Gladiatorze" i "Draculi" Coppoli - to aż strach!
      A moją pierwszą telewizyjna sympatią był Commander Data - android z drugiej serii telewizyjnego "Star Treka". Rozczulało mnie to, że człowiekopodobna maszyna tak bardzo tęskni za uczuciami, które chce poznać, choć nie jest w stanie ich przyswoić. I kiedy w końcu otrzymuje taką szansę, musi zginąć, by uratować przyjaciela. Do dziś pamiętam jak mi było ciężko na duszy, kiedy Data zginął. Nie mogłam wprost wybaczyć twórcom Star Treka, ze tak postąpili z najwspanialszym androidem pod słońcem. Marzy mi się laleczka, która oddawałaby jego postać, ale żadnej sensownej nie znalazłam. Może kiedyś :)

      Usuń
  15. Ten Robin Hood niedawno na Pulsie leciał :D

    Ja też pamiętam swoje miłostki, a najwcześniejszą był chyba Jeff z Dynastii :D Ile ja mogłam mieć lat, jak serial ten królował na ekranach? 4? :D Gdy Dynastia się skończyła, kilka lat później obejrzałam film "Ziemskie dziewczyny są łatwe". Co prawda nie bardzo był dla dzieci, ale rodzice mi chyba nie bronili. No i tam był taki jeden kosmita, którego grał Jeff Goldblum... Zakochałam się w tym panu bez pamięci! Wycinałam jego zdjęcia z gazet, czytałam artykuły, marzyłam, że kiedyś zostanę jego żoną... :D Nie pamiętam kiedy mi przeszło, ale na szczęście minęło. Następny w kolejności był bodajże Tommy z Power Rangers, z tej pierwszej wersji, Biały Wojownik. Moje ulubione pluszaki na jego cześć nosiły to imię! A gdy bawiliśmy się w wojowników, wszyscy wiedzieli, że ja jestem Tommy i nikomu nie wolno nawet próbować się ze mną spierać!
    O rany, takich zawirowań sercowych do postaci fikcyjnych miałam mnóstwo :D Nawet teraz zdarza mi się po świetnie zagranej roli, zapałać miłością platoniczną do aktora i to wcale nie mija po kilku dniach! XD

    A lalka kojarzy mi się z... figurką Matki Boskiej. Nie, nie ze względu na urodę czy strój, tylko ta korona. Kiedyś miałam taką bozię w identycznej koronie co ta lalka i wyzbyć się skojarzenia nie mogę...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jesuu... ja też się bujałam w Tommym, i to już jako taka mocno starsza nastolatka. Mój brat się do dzisiaj ze mnie nabija.

      Usuń
  16. Kurcze, poza Star Wars t o ja miałam prawie identycznie... No i mąż nie gra w takie tam jak wy, ale w sumie uwielbiałam patrzeć jak siostra gra w Half Life:)

    OdpowiedzUsuń
  17. Nie mogę powiedzieć, że kochałam się w którymś z bohaterów, ale fascynacja Gwiezdnymi Wojnami pozostała mi do tej pory! Muzyka z tego filmu budzi we mnie niesamowite emocje! Załoga Sokoła Millennium to moi bohaterowie!

    Wracając na Ziemię, a właściwie do Twojego Słoneczka muszę przyznać, że to niesamowita lalka. Cała w złocie i te włosy - po prostu fantastyczna!

    OdpowiedzUsuń
  18. Twoje Poranne Słoneczko jest piękne, ma cudny strój i obłędne włosy...
    Ale zawsze trzeba uważać, czytając Twoje wpisy, żeby nie płakać ze śmiechu.
    Odżyły wspomnienia, Robin Hood - Michael Pred był miłością mojej przyjaciółki i ja nie robiłam jej konkurencji, ale kibicowałam wiernie.
    Taka skłonność do fascynacji aktorami wcale mi z wiekiem nie przeszła. Ostatnio był Zmierzch, aż sobie kilka Barbie kupiłam, na cześć bohaterów, a czytając drugą część w połowie też jakoś apetyt straciłam.

    OdpowiedzUsuń
  19. Ja też się kochałam w czarnowłosym Robinie :D Może nie na zabój, ale zawsze (bo ja zawsze praktyczna i przyziemna byłam ;) A lalka piękne te włosiska ma :)

    OdpowiedzUsuń
  20. ja nigdy nie kochalam sie w aktorach/bohaterach, co innego ze m isie podobali Gerard ale nigdy nie szalałam za nimi :)

    OdpowiedzUsuń
  21. Pamiętam Robina, jego przygody oglądałam z zapartym tchem, oj Gwiezdne Wojny też. Moją miłością był, za to Jean-Claude Van Damme, oglądałam jego filmy i wzdychałam przed telewizorem. Nawet chciałam zapisać się na karate, ale złamana ręka mi nie pozwoliła. No i nie mogę zapomnieć, o ukochanym Patricku w Dirty Dancing, aż byłam chora z miłości. Króliku, Twoje posty są świetne, uwielbiam je czytać. Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja Van-Dammem miałam wytapetowany cały pokój, a "Strażnika Czasu", mój ulubiony film, to na pamięć chyba znałam. Stare dzieje, aż się łezka kręci :)

      Usuń
  22. No piękna lalka. Znam to uczucie- chciało by się poprzebierać, ale po wstawieniu jej w oryginalny ciuch to już nie to samo...
    Ta panna co ukrywa twarz, to wcale nie jest mi obca i to chyba jedyna wersja JEJ którą teraz mogłabym mieć;)
    Bohaterowie filmów/książek/gier... Mimo, że ja na czym innym się wychowałam, znam ten ból i to uczucie: "on już nie wróci?". Najciężej było to znieść kiedy "taki ktoś" był przez dłuższy czas w Twoim życiu, a teraz trzeba zamknąć książkę/wyłączyć film/odłożyć pada...
    Super post!!!
    Pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
  23. Jak można było rzucić wysokiego, pięknego Michaela Praeda dla jakiegos mikrego Skywalkera? No jak??? A Jason Connery, który zastąpił Michaela Praeda, wcale nie był blady, tylko też urodziwy i miał cudowne dołeczki w policzkach, ot co! Mam wszystkie odcinki na dvd i do tej pory oglądam Robina z Sherwood z wypiekami na twarzy. Obie serie uwielbiam; z brunetem i blondynem. A ten odcinek, w którym Michaela zabili, pomijam... dla dobra zdrowia psychicznego :-)

    Michael Praed 1 kwietnia skończył 52 lata i wciąż jest bardzo przystojny, a do tego rozwiedziony!

    Ja też miałam kiedyś dylemat, że w razie spotkania w cztery oczy nie dogadam się, więc dzięki Michaelowi Praedowi sama zaczęłam się uczyć angielskiego (szkoły nie dawały mi możliwości nauki akurat tego języka). Dobrnęłam do poziomu CAE (dalej nie starczyło czasu), ale w razie spotkania chyba sie dogadam :-D


    Komentarz od Magdy, która miała problem z zamieszczeniem ;)

    OdpowiedzUsuń
  24. Warto czasem wrócić do starszych postów bo wiadomo że każdy ma swój smaczek! Nie zawiodłam się! Żar tropików oglądałam, policjantów z Majami także, narobiłaś mi tym postem ochoty na Wiedźmina! Pozdrawiam Marta G.

    OdpowiedzUsuń