Od tamtej chwili (a miałam 6 lat) książki mam zawsze pod ręką. Jestem w stanie czytać wszędzie i w każdej pozycji. Nie raz i nie dwa, bywało tak, że trzymałam jedną ręką książkę, a drugą energicznie "mechlałam" truskawki na dżem. Jednego roku na ochotnika zgłosiłam się do dostarczenia PITów do skarbówki- wzięłam swój stołeczek, jakieś czytadło i te sześć godzin oczekiwana w kolejce, spędziłam tak naprawdę w Wyzimie razem z Geraltem.
Pamiętam pewne deszczowe lato, gdy z tatą pojechałam na biwak pod namioty. Od utopienia w deszczu uratowała mnie "Księgarnia taniej książki" w pobliskim miasteczku i żona pewnego znajomego, która przezornie, na ten sam biwak przyjechała z walizką Harlequinów. Bo "pożywność" literatury jest dla mnie mało istotna :) Tak samo ze smakiem "połknę" "Fewdziesiąt odcieni uryny" jak i "Dzieła zebrane Platona".
Ponieważ jednak wiem, że oczekujecie historii prosto z sali operacyjnej, to postaram się dać ją Wam i przy okazji nie wypaść z szyn, które już obrałam.
Stawiłam się na izbie przyjęć uzbrojona w wielką torbę z najpotrzebniejszymi rzeczami, które trzeba mieć w szpitalu:
- sztućce i talerze- bo w szpitalu nie dają,
- srtajtaśmę w szczeniaczki- bo szpitalna jest twarda i makulaturowa,
- pustą butelkę po płynie do naczyń, w którą schowałam dokumenty i pieniążki na telewizor- bo kradną, a TV jest "na 2zł" (jak wrzucisz 5x2zł to przez 24h oglądasz bez przerwy TVN. Pilota ukradli.),
- gacie na zmianę i dwie piżamy, bo nie wiadomo, czy Pan Doktor woli żółty czy róż.
I oczywiście TRZY książki!
Wychodząc z mylnego, jak się później okazało, założenia, że jedno czytadło na jeden dzień pobytu (minus dzień operacji), stwierdziłam, że mogę dać się pokroić.
Oczywiście złudnym marzeniem było oczekiwanie, że stawienie się na oddziale, jest równoznaczne z otrzymaniem łóżka. Usłyszałam jedynie przemiłe: "Pójdzie do pokoju socjalnego i poczeka. Co, myślała, że to hotel?!". Po, którym stwierdziłam, że z panią filigranową jak wściekły niedźwiedź grizlly, nie będę się kłócić, bo może się tak zdarzyć, że to ona będzie mi dawać zastrzyki. Wzięłam torbę i w swoich, lekko za małych, kapciach poczłapałam do "socjalnego" lub też, jak głosiła tabliczka na drzwiach: "Świetlicy dziennego pobytu."
Jak sama nazwa wskazuje, to miejsce ma na celu umilać pacjentom w szpitalu pobyt i nie skazywać ich na ciągłe przebywanie na oddziale. W pokoju było miło i przytulnie- jakieś dwa na trzy metry, cztery krzesełka niewygodne jak madejowe łoże, telewizor z zeszłego stulecia, lodówka dla pacjentów, bo przecież w szpitalu jeść nie dadzą, a jak szwagier przyniesie flaszkę, to i kiełbasę trzeba mieć na zagrychę. Na ścianie obrazki i kolorowe ilustracje, np.: jak leczyć odleżyny i ich typy i (mój faworyt) trójwymiarowa plansza przedstawiająca przekrój i budowę i odbytu. I jeszcze serwerownia i centrala telefoniczna oddziału, której obecność w "socjalu" uważam, za wręcz niezbędną, bo przecież przy 35 stopniach Celsjusza na zewnątrz i braku klimatyzacji wewnątrz, taka maszyna daje dodatkowe ciepełko. A muszę, wam powiedzieć, że to wszystko z troski o pacjenta! No i to miłe "buczenie"... w sam raz, gdyby ktoś nie chciał słuchać co tam w TVN gadają!
Popatrzyłam po pustych i zmęczonych twarzach "współpacjentów". Odkryłam, że każdy z nich ma torbę, a więc nie tylko ja czekam na przygotowanie kwatery. Ulokowałam się na wolnym krzesełku i choć bardzo, ale to bardzo chciałam obejrzeć odcinek "Rozmów w Toku" ("Na co dzień przebieram się za kurczaka, szukam kobiety lubiącej drób" czy jakoś tak...) , to jednak zdecydowałam się na książkę. Czytadło to doskonała tarcza przeciwko nawiązywaniu kontaktu wzrokowego, a ja niekoniecznie chciałam się zaprzyjaźniać. Do instytucji typu szpital preferuję lekką lekturę. Zdecydowałam się na kieszonkowe wydanie horroru Mastertona, pod tytułem "Diabelski Kandydat"- coś o wyborach na prezydenta USA i lasce podpierdzielającej w naszyjniku z dwóch, kamiennych penisów. Miłe :)
Po trzech godzinach na niewygodnym krzesełku, ścierpła mi dupa, oczy zaszły łzami, a burczenie w brzuchu uporczywie dawało znać, że nic nie jadłam. Ale "czytałam w zaparte"! Ostatnie trzy strony doczytałam już w drodze na salę.
Dar i przekleństwo... bardzo, ale to bardzo szybkie czytanie...
Okazało się, że z braku apartamentów z łazienką i kuchnią, będę musiała zająć łóżko na sali pooperacyjnej. Cóż z tego, że termin zabiegu miałam wyznaczony na następny dzień. Mus, to mus... Sala nie różniła się niczym od innych sal, z małym wyjątkiem... telewizora brak! Żegnaj "tefałenie"!
Wyjrzałam przez okno. Na dachu nowo powstającego bloku operacyjnego siedzieli chłopcy z budowlanki. Nawet ładne chłopaki, o skórze brązowej jak u jamnika, nie mogłam się jednak długo nimi nacieszyć, bo narzecze języka, którym się posługiwali, dosłownie raniło uszy. Nie, nie!- oni nie używali "kurew" jako przerywników! Jako "przecinki" stosowali "normalne" słowa :)
Pogrzebałam w torbie.
Z westchnięciem wyciągnęłam kryminał i nie minęły trzy minuty, a już siedziałam w jego świecie po uszy. Jedyne przerwy jakie robiłam, to te które wymusiły na mnie pielęgniarki, ciągnąc na różne badania. Kiedy wróciłam z jednego z nich, zauważyłam na stoliku, obok książki, "coś" na talerzyku.
"Coś" miało kolor denaturatu, konsystencję gluta i własną świadomość, bo trzęsło się jak opętane, próbując zapewne czmychnąć na wolność.
"Podwieczorek"- usłyszałam od sąsiadki z łóżka obok, która zauważyła moją konsternację. Obwąchałam "coś" nieufnie- nie miało zapachu. Dotknęłam paluchem- przykleiło się i nie chciało puścić. W środku, w tej gęstej półpłynnej substancji, pływały (chyba) królicze boby... w każdym razie coś czarnego i kulistego.
Zanim dowiem się, od niezadowolonego czytelnika, że mi się w dupie poprzewracało, i że szpital to nie Hilton, a ja nie pojechałam na wakacje, to chciałabym się do czegoś przyznać- istnieją tylko dwie rzeczy, których Królik w domu nie ruszy: kisiel i czarna porzeczka w formie innej, niż płynna.
Zjem wszytko (tak, nawet krupnik), wychleję wszystko (nawet odgazowane, ciepłe piwo), ale nie przełknę kisielu i owocu czarnej porzeczki!!
Tak, "coś" było ewidentnym kisielem z czarną porzeczką! A ja byłam głodna! Tak! Zrobiłam to! Udało mi się zjeść cały kisiel! Łyżeczką od herbaty z płaskiego talerzyka! Złota marchew dla mnie! Dzięki ci Losie, za książkę, która skutecznie odwracała moją uwagę od doznań "przełykowych".
Ciekawostka: brat mój przeczytał później na jadłospisie, że kisiel był "galaretką jagodową". Jagody, porzeczka... popularny błąd... znany nie od dziś...
Popychając akcję do przodu powiem, że druga książka skończyła mi się gdzieś tak w okolicach godziny osiemnastej. Wiedząc, że trzecie czytadło, to tak naprawdę kiepsko napisane romansidło, udające powieść fantasy, a ukryte za cyckami, jednorożcami i płomieniami (no, kto zgadnie?).
To dałam sobie z nim spokój i zadzwoniłam po Małżona i czytnik.
My preciousss....
Małżon razem z czytnikiem przywiózł mi lalkę na pociechę. I możecie mi wierzyć lub nie, to zależy od Was, ale to czysty przypadek, że piszę o moich książkach, a lalka też jest bohaterką jednej z nich!
Wizard Sweet Hermiona z 2001 roku!!!
Od razu zaznaczam, że dawno nie miałam laki tyleż fascynującej, co szpetnej :)
Ponieważ nie mogę chwilowo wyjść z domu, to z szacunku dla bohaterki ustawiłam ją na tle wszystkich moich książek z "poprzedniego życia". Przynajmniej zgadzają się z "profesją" lalki.
O niej samej można pisać wiele. Mnie w pierwszej chwili najbardziej uderzyło to, jaka jest maleńka:
Mionka vs Paskuda
Mionka vs Flerynka
Mionka vs Skipka
Mionka vs Stacie
Mionka vs Standard
Druga rzecz, która mnie zastawiania, to totalnie niegustowny strój Hermiony:
Na pudełku jest to opisane jako: "wielokolorowy, dziergany, zimowy sweter", "golf w kolorze granatowym" i "spódnica z wielbłądziej wełny".
Przyznam, że nie widziałam wszystkich filmów z serii HP, ale znam dość dobrze książkę, i nie przypominam sobie, żeby Hermiona była osobą aż tak pozbawioną gustu i nigdzie nie jest opisana jako "stara-malutka, o wyglądzie owdowiałej ciotki"!
I trzecia sprawa- Hermiona ma garba i wielki łeb!:
Jak widać, lalka potrafi stać samodzielnie, ale jest przy tym przykurczona jak staruszka pod wiązką chrustu.
Zasypię Was dzisiaj spamem zdjęciowym i zupełnie nie potrzebnymi informacjami :))
Hermiona ma ciało, z jakim jeszcze nigdy nie spotkałam się u lalek.
Oto naga Hermiona:
(robię to po to, bo Ci którzy faktycznie szukali takich fotek, mieli za swoje:))
Nie może zakryć ani oczu, ani cycków
Pozuje jak Pamela dl Playboya
Tu widać i garba i wielki łeb
O Matko!?! Widzicie to?!? Artykułowane stopy?!?
A jednak Mattel
Ponieważ, ostatnimi czasy, przyjęłam dość dużo środków znieczulających i mogło mi po tym obić, dlatego niech Was nie zdziwi fakt, że zachowałam, a nawet obfotografowałam pudło od lalki!
W życiu nie spotkałam się z taką ilością kocopołów, jaką tam zamieścili!
Po pierwsze, ultra zajebistym gratisem do Mionki, jest:
Bransoletka o zapachu truskawkowym!!! WOW!
Któraż to, na pudle wygląda tak:
A rzeczywistość nieco odbiega od wizerunku:
Do tego, na mojej wcale nie chudej łapie, prezentuje się ona tak:
Moim zdaniem to bardziej naszyjnik, niż bransoletka, no i "truskawkowy" zapach jest tak paskudny i mdły, że koza meczy, a kot ucieka!
Do przechowywania bransoletki służy magiczne pudełko:
Do którego nie da się wcisnąć wszystkich koralików i otworzyć bez rozrywania go:
Nic nie zmieni jednak faktu, że Hermiona jest podobna do pierwowzoru:
Nie zapominajmy, o tym jednak, że "pierwowzór" wygląda teraz tak:
Ufff... rozpisałam się aż głowa mnie boli...
A jeszcze muszę zrobić pranie i nadrobić blogowe zaległości...
Idę spać!
Nie zazdroszczę szpitala...Ja na nasz nie narzekałam (chodzi o jedzenie), a w Krakowie, to mama w zeszłym tygodniu była i stwierdziła, że jeszcze tydzień i przytyje. Widać, że w naszym kraju różnie karmi ta nasza służba zdrowia.
OdpowiedzUsuńCo do Hermiony, to chyba ktoś miał problemy ze wzrokiem. Głowa ok, ale reszta ciała i proporcje masakra. Jak można wyprodukować takie brzydactwo. No ale Mattel już dawno spadł na psy...
Poza w/w galaretką to jedzenie było OK. Inna sprawa, że po operacji, to tak naprawdę załapałam się jedynie na dwa talerze cienkiej zupki.
UsuńHermiona ma już 12 lat (znaczy się lalka), więc może następne trochę urosły?
Króliku, znowu się popłakałam ze śmiechu przy Twoim poście, z tej bransoletki, pudełka, anatomii odbytu... no ze wszystkiego :-D (Chociaz pobytu w szpitalu szczerze współczuję).
OdpowiedzUsuńHermiona mnie nie zachwyca, ani jej twarz, ani ciało, ani ubiór - i nic na to nie poradzę. Nawet mi się nie chce pisać na jej temat. Ale pokazałaś jedną z moich ulubionych lalek - Flashdance Barbie. Dzięki Ci za to! Czekam z niecierpliwością na sesję i post o smukłej Flashdance w jej ślicznym, szarym sweterku.
"Pięcioro dzieci i coś" też czytałam w dzieciństwie i bardzo mi się podobało, choć też nie pamiętam szczegółów. To "coś" to chyba jakiś stworek był. Dokładniej pamiętam drugą część tej kiążki - "Feniks i dywan", bo tytuł wskazuje, że magiczne przygody zapewniał rodzeństwu feniks wraz z latającym dywanem. A na końcu feniks chyba dokonał samospalenia, jak to feniks.
Ech... a nie wystarczy Flash bez sweterka?! No, wypracujmy jakiś kompromis!
UsuńNawet nie wiedziałam, że była druga część "pięciorga". Odpuszczam i tak!
A lalka nie ma zachwycać i nigdy nie miała, ot taka maleńka ciekawostka w stadku :)
Ja wiem, że lalka miała przedstawiać (przed)nastoletnią dziewczynkę, ale chyba za sprawą tej olbrzymiej głowy i babcinego ubrania, nieodmiennie widzę karła...
OdpowiedzUsuńI to takie dość złośliwego karła! ;))
UsuńJa mam podobnie, nie przejmuj się :)
Ale za to jakim ateriał na Łołaka - zdejmij jej buty, przyklej trochę kłaków do stóp i hobbitka jak się patrzy.
UsuńNo i znowu się uśmiałam... Ty to masz dar czarowania słowem. :))
OdpowiedzUsuńSolidaryzuję się z Mionką bom garbata haha i zrobiłam sobie ostatnio grzywkę :D gdybyż jeszcze Mionka miała nadwagę to bym była jak ona :D
Galaretka jagodowa... o mater :D
Wracaj nam do zdrowia Króliku :))
A książki też pochłaniam i kiedyś szybko czytałam po kursie czytania ale wolę czytać własnym tempem i wejść w ten świat całą sobą :D
UsuńPółkę z książkami podobnymi do tych co te za Mionką też mam - HA! Króliku tyś siostra wiedźma (od "wiedzieć" mam na myśli byś nie pomyślała, że cię obrażam^^) :))
Ja się sama nauczyłam ekspresowo czytać. Nie znaczy to, że zaraz zapamiętuję wszystko co przeczytam :)
UsuńTak, ja "wiedźma"... Tylko odkąd pojawił się Maślak, to trochę zawiesiłam działalność ;) Ale tego co w duszy gra nie da się lalkami zagłuszyć!
To na 100% nie były jagody!!! XD
Przeżyłaś pobyt w mordowni! Super! Mam nadzieję, że samopoczucie w porządku. Szpital to takie miejsce, które omijam szerokim łukiem. nigdzie się człowiek nie dowie lepiej czym jest znieczulica. Dwie osoby z mojej rodziny leżały w szpitalach w stanie krytycznym i sposób w jaki się do nich odnoszono urągał pojęciu człowieczeństwa. O tym, ze placówki te wyglądały w środku ponuro i smutno nie ma co wspominac - wiadomo, że wielka część przybytków zdrowotności to stare, sypiące się budynki. ale juz podejście personelu - to inna sprawa. Nie wiem dlaczego, ale szczególnie pielęgniarki celują w burkliwosci i fochach typu "zraniona królowa". Bez kija nie podchodź. A jak masz, człowieku, jakąś prośbę, to jesteś na przekichanej z góry pozycji. O płatnej telewizji i podwedzaniu pilota tez wiem - pewnie był jeden na kilka sal!
OdpowiedzUsuńGeneralnie w państwowym szpitalu trzeba: mieć oczy dookoła głowy, żeby nie obrobili i żelazne zdrowie, żeby móc z tego nieradosnego przybytku w miarę szybko się wyrwać.
A teraz bedzie koment do laleczki: jakie toto malutkie! U mnie raz-dwa by się posiała w jakimś kąciku. Bransoletka - w sam raz na wielkie wyjścia do opery, elegancka rzecz :P Pudełko na biżuterię - ładniejsze niż w niejednym sklepie ze zlotem i srebrem, a że trochę się rwie, no cóż, taki jego urok. Reasumując: bardzo miły liliput u ciebie zamieszkał. No i chyba po raz pierwszy opisany przez polskiego kolekcjonera.
Tylko nie "kolekcjoner"! Zapamiętaj sobie- ja jestem ZBIERACZEM albo CIUŁACZEM ;) Moje lalki się kurzą, są ciumkane i mam do nich zero szacunku ;))
Usuń"Obsługa" szpitalna była dość miła, bo i ze mnie mało wymagający pacjent.
No i pewnie zobaczyły taką "high glamour" biżu i nabrały respektu! ;)
Ja bardzo szybko, bo to był wpis przerywany i muszę lecieć- czytałaś Ferin? Przed operacją? Bój się boga dziewczyno, w taki sposób osłabić swoją odporność!
OdpowiedzUsuń(Później będzie właściwy komentarz)
Nie czytałam :)) Poddałam się i stwierdziłam, że nie chcę, aby "Ferrin" było ostatnim dzieuem jakie czytałam przed śmiercią ;)) W razie, gdyby zabieg się nie powiódł...
UsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
UsuńWitaj ponownie! Mam nadzieję, że czujesz się już lepiej? ;)
OdpowiedzUsuńTwój wpis utwierdził mnie w przekonaniu, że szpitale są "BE"!
Nigdy nie zapomnę historii mojej mamy, która dzień po wycięciu tarczycy, kiedy nie jest się w stanie przełknąć nawet śliny, na obiad dostała rybę i jajka na twardo w sosie chrzanowym! :D
Co do lalki - nie miałem pojęcia, że harropotterowa seria w rzeczywistości jest taka karłowata!?
Czuję się jakbym dostała serią z kałacha, ale nie tak źle, jakby mogło się wydawać :)
UsuńMnie w jadłospisie szpitalnym nic nie zdziwi, po tym jak usłyszałam o tym, że karmiąca piersią nie może jeść nic "wiatropędnego", a potem uraczono mnie kapuśniakiem :)
Ze zdjęć wynika, że wszystkie "potterki" to karzełki :)
Ja przyznałabym Ci Trzy Złote Marchewki za spożycie fioletowej glutoplazmy :) Do szpitala zabrałam ze sobą
OdpowiedzUsuńlekturę o powstaniu warszawskim ,żeby przekonać samą siebie ,że można przeżyć gorszy koszmar ... :/
Lalka faktycznie zadziwiająca pod wieloma względami :). Ma wielki łeb , bo Hermiona miała dużą pojemność twardego dysku :):)Życzę szybkiego powrotu do zdrowia , co pozwoli omijać Służbę Zdrowia (sic!) szerokim łukiem :)
Oj tak, byłam dzielna! ;)
UsuńMiewałam już gorsze pobyty w szpitalu i obym ich miała jak najmniej!
Na wstępie: Życzę zdrowia!
OdpowiedzUsuńJa też pochłaniam książki- pożeram aż zostają białe stronice ;). Może dlatego tak lubię czytać Twój blog?
Lala ma dziwną twarz. Taka jakaś nie wiadomo jaka...
Gorzej jeśli będzie czkawka, po jakiejś niestrawnej literaturze :)
UsuńMojemu pisaniu, to do lieratury daleko, ale na "przekąskę"?- czemu nie? ;)
Jako, że od zawsze mam zamiłowanie do lalek z duzymi głowami, to Hermiona prawie ideałem dla mnie jest. Mnie się troszkę skojarzyła z lalkami "domkowymi". Świetna !
OdpowiedzUsuńDobrze, że już jesteś po wszystkim, teraz tylko zdrowiej. Uwielbiam jak ktoś mówi do per, zaczeka, pójdzie itd... Zawsze odpowiadam, że nie jesteśmy na głębokiej wsi gdzie mówiło się per wy, a PRL też mamy za sobą. No ale, faktycznie nie miałas wyjścia jak tylko twarz trzymac na uwięzi, bo cholera wie , co następnego dnia owa paniutka będzie przy Tobie robiła. Ech...
Mnie najbardziej wkurzało, że na łóżku obok mnie leżała "babunia", którą pielęgniarki traktowały jak niedorozwinięte dziecko! Kobita okazała się być bardziej kumata niż niejedna pielęgniarka i była niesamowitą gawędziarką, a jej "ułomność" polegała na tym, że była głucha jak pień i nie zawsze miała aparat słuchowy na miejscu!
UsuńA Mionka faktycznie- pasuje do domków :)
Króliku, Ty wiesz, co robić- weź ten łeb, podobny do Hermiony i zawdziej go na ciało dorosłej lalki- o!
OdpowiedzUsuńCiągle się waham, ale kto wie? Kto wie? ;)
UsuńHermiona - przerażająca! No, ale co kto lubi;)
OdpowiedzUsuńPominę milczeniem warunki szpitalne...oraz wyżywienie;)- szacun ,żeś przetrwała Króliku Złoty! Wierzyłam,że dasz radę! Glutora bym nie tknęła nawet gdybym miała paść z głodu...glut sam w sobie by poszedł, ale porzeczka brrrr okropność! Onegdaj jak byłam dziewczęciem płochym pracowałam na plantacji porzeczek czarnych...praca była dość ciężka, ale płaca bardzo satysfakcjonująca więc kilka lat tam "orałam" w pocie czoła;)...Od tamtych pamiętnych dni na sam zapach liści mdli mnie blllle...nie tykam soku a porzeczki a owocu never!!!!
Fajnie,ze już jesteś Twoja energia nas pobudza!;)
Ja sok uwielbiam, ale tylko i wyłącznie! I bez cukru! Owocu surowego nie tknę choćby życie moje zależało od tego :) Zbierać mogę, byle nie oblizywać palców :))
Usuńbiedaczko ty nasza,takie dramatyczne przeżycia :(
OdpowiedzUsuńno ale już PO :)
Hermionka jest jakby to rzec.....niekoniecznie w moim guście :P
W moim też nie, ale pasuje mi, bo jest "inna" :)
UsuńZ opisu wnioskuję, że chodzi o "Nowy Szpital". Tak się składa, że jakiś czas temu spędziłam tam z przerwami 4 tygodnie, wydając majątek na płatne tv. Opiekę wspominam całkiem dobrze, ale nie da się ukryć, że spore znaczenie w tym zakresie miały znajomości.
OdpowiedzUsuńPomińmy fakt, że ze szpitala wyszłam z zapaleniem oskrzeli, bo tak dmuchało przez te metalowe okna;)
Co do Hermiony to buziak ma świetny, ale całość jest co najmniej ...dziwna... Najbardziej jej do twarzy z kotem i ławeczką:)
Tak, to "Nowy", który ma już 30 lat :)
UsuńJak pisałam, tym razem nie wydałam nic na TV ;)
Opieka też nie była najgorsza, w każdym razie lepsza jak na noworodkowym :)
A ta ławeczka jest stworzona dla Mionki, żadna inna lalka nie umie na niej siedzieć!
Króliku, czyżbyś odmóżdżała się dzieUem ałtorKasi? DX
OdpowiedzUsuńNIE DAŁAM RADY!!! Próbowałam, naprawdę próbowałam i poległam na 10tej stronie!
UsuńPoniosłam porażkę i jest mi fstyd ;)
Witaj w domu ;) Nalewka jutro .... Fajny ten "Bartolini Bartłomiej Herbu Zielona Pietruszka ... Mama Mia - do usług" Świetny rysunek Królisia zaczytanego w czytniku :D
OdpowiedzUsuń"Misja Profesora Gąbki" to jedna z moich ukochanych książek! Często do niej wracam i nie mogę się doczekać, aż Maślak do niej dorośnie :)
UsuńKrólika na c czytnik znalazł mój Małżon, nie wiem skąd go wygrzebał, ale trafił w dziesiątkę!
Cieszę się, że już po wszystkim. Mam nadzieję, że czujesz się dobrze, bo jak widać pióro się nie stępiło. Co do Hermiony, to buziak śliczny i podobny, a nie myślałaś, żeby tak inne ciałko?
OdpowiedzUsuńKilka głosów w tej sprawie już było, ale ja się waham... Hermiona podoba mi się w swojej trollej formie i nie wiem czy chcę ją zmieniać. Cały urok w jej inności...
UsuńNie wiem, naprawdę ;(
Już wiem !!! Na Hermionę trzeba patrzeć od dołu ,
OdpowiedzUsuńtak jak na tzw. "architektoniczne " rzeźby ,
wtedy proporcje będą normalniejsze :):)
Jeśli chodzi o książki , to też je pożeram ,
a czego nie pożrę gromadzę na później...
Mówisz, że od dołu? Spróbuję :))
UsuńJa też gromadzę książki i uwielbiam to!
I ja nie pamiętam, o czym było to "5 dzieci i "cóś". Pamiętam za to nudę. Chyba nawet nie doczytałam dzieła do końca... Przy mieszaniu powideł, gdy jeszcze ten piękny motyw przewijał się w moim życiu, przeczytałam prawie całą "Sagę o Ludziach Lodu" :-)A do szpitala to tylko z horrorem, albo z lekturą wojenną. Ja parę lat temu, przeleżałam 3 mega upalne lipcowe dni... w oczekiwaniu na złożenie zmiażdżonych kości. Nie pamiętam, co czytałam, byłam tak nawalona środkami przeciwbólowymi. Ale czytałam! Zaś garbatą i skarlałą Hermionę lubię mimo wszystko. Pewnie firma chciała zaoszczędzić na plastiku. Dobrze, że nie było wtedy ciał Petitek :-)
OdpowiedzUsuńNie, noooo "Sagę" czytałam z należnym jej pietyzmem, ale to było jak byłam młoda, płocha "nastka" ;))
UsuńHermiona ma jakiś ten urok... kiedyś zafunduję jej ciuchy zgodne z kanonem i będzie "pikna"!
Ja tam przeczytałam "Pięcioro dzieci i coś" kilka razy :P Pozostałe dwie części też :D
OdpowiedzUsuńCzyli było tego TRZY tomy?!? Niesamowite! ;)
UsuńAno były :) Dwa pozostałe to "Feniks i dywan" oraz "Historia amuletu".
UsuńWspółczuję pobytu w szpitalu, dobrze, ze już po wszystkim. Ilustrowany przekrój odbytu poprawiłby nastrój i umierającemu, jak przypuszczam :P
OdpowiedzUsuńSwietnie rozumiem zamiłowanie do książek, ja z braku laku czasami czytam etykiety z opakowań XD Raz z desperacji próbowałam przeczytać znalezionego w piwnicy bloku Harlequina, ale nie dałam rady, poziom był tak potwornie niski, jakbym czytała głupi fanfick het napisany przez napalona małolatę, musiałam kiesko trafić.
Nigdy wcześniej nie słyszałam o takiej lalce, a to duże przeoczenie jak widać, bo jest bardzo ciekawa. Główka faktycznie trochę nieproporcjonalna, ale za to urocza. Ubranko bardzo mi się podoba, (czasami podobnie sie ubieram, niestety, chyba jestem osobą aż tak pozbawioną gustu XDDD Ludzie faktycznie czasami się gapią, taki styl raczej nie ma wielu sprzymierzeńców na polskich ulicach ). Dobrze, że chociaż ona jest ubrana normalnie, a nie po dresiarsku, w jakąś mini z koła X.x Podsumowując - świetna lalka, bardzo się cieszę, ze ją pokazałaś na blogu!
O gustach rozmawiać nie będę, ale jednak przypuszczam, że masz trochę lepsze proporcje ciała niż ta laleczka :)
UsuńHarlequina nie da się "zjeść" na trzeźwo :)
Uwielbiam Harrego Pottera , moją ulubioną postacią jest Hermiona :D Świetna ta laleczka , szkoda że nie postarali się bardziej :/
OdpowiedzUsuńDobrze, że ze szpitala już wróciłaś i świetnie, że wszystko dobrze się jednak skończyło! Co do samego personelu... Szkoda, że trafiłaś akurat na taki.. Nie lubię się wypowiadać na ten temat, bo mam naprawdę dobrych lekarzy w rodzinie i strasznie mi przykro, że zdarzają się tacy w służbie zdrowia, którzy po prostu na to nie zasługują... Niestety - jednak dobre jednostki nie przyczynią się do zmiany opinii o całej reszcie...
OdpowiedzUsuńJestem ogromną fanką Harry'ego Pottera, książki mogę pochłaniać non stop mimo iż znam je już na pamięć, filmy już trochę mniej - aczkolwiek doceniam świetny dobór aktorów! Co do samej lalki... - dla mnie nie do końca Hermionę przypomina... Trochę podobna jest, ale to jednak nie to samo :)
Sama opieka była naprawdę dobra! W końcu przeżyłam, wróciłam i zdrowieję!
UsuńSam szpital i jego "wystrój" to jednak wynik "dawnych czasów". No i nikt nie mógł przewidzieć, że ja kisielu nie cierpię :)
Co do lalki... ja też (a zwłaszcza Małżon) wolałabym mieć bardziej podobną Emmę Watson w domu ;)
Dobrze, że już wróciłaś do domu. Współczuję przeżyć w szpitalu. Zwłaszcza tych kulinarnych.
OdpowiedzUsuńBardzo ciekawa laleczka. Rzeczywiście jest malutka. Nie pomyślałabym jakbym jej nie zobaczyła obok innych. :)
Dobrze, że już po wszystkim i Królik w domu- jak zwykle cudny wpis!
OdpowiedzUsuńNiesety jedzonko szpitalne siedzi w tej samej kategorii co studenckie stołówki - repertuar jest mocno osobliwy ;) ważne, że Królik przeżył jedzonko, grzebanie w bebeszkach i znowu może brykać w necie ;)
A ja się wyłamię - mi ta mała paskuda się podoba i to bardzo! Właśnie taki mały kujon zakopany w książkach- garb od tych książek właśnie- wiadomo wszystkie czarodziejskie książki są wielkie i ciężkie, a na garderobę i włosy zaczytana Hermiona po prostu nie zwracała uwagi ot co! Jedynie przeszkadzałby mi mikro wzrost, ale jeżeli reszta dorosłych czarodziejów ma barbiowe wymiary to Hermiona jest akurat!
Współczuję. Ja na swoje szczęście jeszcze nigdy nie musiałam spędzic w szpitalu dłużej niż godzinę. I oby to się nie zmieniło. Cóż za szykowna bransoletka! Pewnie warta miliony xD książki zawsze pomagają znosić pewne sytuacje. Uwielbiam czytać ^^
OdpowiedzUsuńTaka cenna mówisz... A ja ją Maślakowi do obciumkania dałam...
UsuńTaka fortuna :(
Cieszę się, że ze zdrówkiem lepiej już:)
OdpowiedzUsuńO ja tez nie lubię kisielu co jest przyjmowane w otoczeniu ze zdziwieniem - jak nie można lubić kisielu, toż samo zdrowie przecież? A ja nie lubię i już:)
Hermiona fajniutka, chociaż czytając HP zupełnie inaczej ją sobie wyobrażałam:)
Jak można lubić gluty? Zdrowie, zdrowiem, ale godność trzeba mieć!
UsuńMam identyczną myjkę, jak ty w tle ♥
OdpowiedzUsuńUstalmy coś raz na zawsze;) : Arnold, to nie myjka! To członek rodziny!
UsuńXD