"Opowieści podarowane" to historie które zasłyszałam od kogoś i choć wydają się nieprawdopodobne, to wiem, że zdarzyły się naprawdę i grzechem jest ich nie zapisać.
Lubię słuchać ludzi. Uwielbiam wręcz. W autobusach przysłuchuję się bezładnej paplaninie, próbując wyłowić pojedyncze zdania, "strzygę" uszami w kolejce do lekarza i na poczcie. Mam coś takiego w twarzy, że ludzie sami przychodzą i mi się zwierzają.
Co prawda, czasem trafiają się historie zwyczajnie niesmaczne, jak na przykład opowieść o zanikających cyckach, czy paskudnych chorobach. Czasem jednak trafia się taka perełka, że aż nie wierzę. I cieszę się, że ją mam!
- Każdy facet powinien mieć swojego Ziutka!- rzuciła kiedyś przy piwie wspólna koleżanka moja i Małżona. "Ziutka" czyli przyjaciela płci męskiej. Gotowego oddać życie za kumpla. Oddanego i wiernego. Historia może zatrzeć jego imię, wygląd czy pochodzenie, ale pamięć o czynach pozostanie na zawsze zapisana na kartach dziejów i opowiedziana "ludziom dla nauki". Małżon swojego "Ziutka" poznał jeszcze w liceum. Ich miłość wzajemna przetrwała lata szkolne i studia. I nawet mnie. Razem grają w planszówki, na Xboxie i jeżdżą na gokartach. Kiedyś byłam diablo zazdrosna, ale przeszło mi, gdy urodził się Maślak. Dzisiaj traktuję "Ziutka", jak nieszkodliwe zwierzątko domowe, które nie umie kroić chleba prosto, wyżera Nutellę łyżką ze słoika i jest w stanie zjeść KAŻĄ ilość pieczonych ziemniaków. Sądzę, że ich miłość dopiero się rozkręca i jeszcze wiele przed nimi. Tym bardziej, że "Ziutkowi" dopiero co urodziła się córka i nie może poświęcać Małżonowi tyle czasu, co kiedyś, choć bardzo się stara, by przyjaciel nie czuł się przezeń porzucony. Nie ma tego złego, jeszcze nad kołyską Młodej postanowiliśmy, że Maślak się z nią ożeni i w ten sposób staniemy się jedną, wielką rodziną! A jak nie zechce?- Nie ma takiej opcji! ;)
Mój szef też ma "Ziutka". Ich przyjaźń jest najpiękniejszą i najtrwalszą męską przyjaźnią, jaką kiedykolwiek widziałam. Są parą idealną, doskonale dobraną i niesamowicie pokraczną. Jeden jest wielki jak niedźwiedź, obdarzony męskim aksamitnym głosem i bujną czupryną w kolorze słomy. Drugi jest mały, niepozorny, cichy jak mysz i łysawy. Znają się chyba od piaskownicy i są bardziej braćmi, niż zrodzeni z jednej matki dzieci. Szef i "Ziutek", czyli Florian dorastali na jednej dzielnicy, chodzili do jednej szkoły i spędzali ze sobą każdą wolną chwilę. Kiedyś, gdy już byli w wieku prawie dorosłym, pojechali większą grupą na biwak nad Zalew Wiślany. Wzięli piwo, wzięli panny, wzięli gitary i namioty. Wzięli i się pochleli. Jak to nastolatki, bez opieki rodziców. Szef mój (wówczas dwumetrowy dryblas, o płomiennym oku i dandysowskim loku) dostał kosza od panny, na której chciał wywrzeć ogromne wrażenie, za pomocą swojej gry na gitarze i z żalu postanowił... się utopić. Tak, postanowił skrócić swoje męki miłosne, w odmętach zalewu. Wiem, głupie to, nie mnie to oceniać, ciągle pamiętam, jak pokręcone są umysły nastolatków.
Najpierw siedział przy ognisku, nabzdyczony jak indyk przed świętami. Potem trochę poklął, a potem oświadczył, że ma złamane serce i idzie ze sobą skończyć. I poszedł w stronę wody. Nie umiał wtedy pływać i nie rzucił się w fale. Po prostu szedł przed siebie. Zalew Wiślany, ma to do siebie, że średnia jego głębokość to 2,7m. W praktyce oznacza to, że wchodzi się do wody, idzie i idzie, a woda sięga do kolan. Miejscami trafiają się połacie mułu i roślinności, ale nie ma fal, nie ma podwodnych prądów i tego typu niespodzianek. Owszem, da się tam utopić (jak i w wannie) ale wymaga to albo totalnego braku wyobraźni, albo wyjątkowego pecha.
I tak sobie szedł i szedł, ten mój szef, aż wytrzeźwiał i stwierdził, że panna nie jest warta ani dramatycznego zgonu, ani nawet zapalenia płuc. Postanowił wrócić. Mówił, że nie było go godzinę, może dwie.
Kiedy doszedł do obozowiska, okazało się, że wszyscy poszli spać. Wszyscy poza wiernym Florianem, który siedział przy ledwie tlącym się ognisku, walczył z prawym butem, który nie chciał trzymać się na lewej nodze i żałośnie zawodził:
- Jaaaaaaaaaareeeek! Nie idź się topić! Jaaaaarek, ja Cię uratuję! Przyjacielu drogi! Nie idź!!! Jaaaaarek!- po ostatnim, rozpaczliwym okrzyku, Florian spróbował wstać, ale w pijackim amoku zaplątał się we własne nogi i padł obok ogniska.
Niedoszły topielec pozbierał swojego kumpla z ziemi, a ten nadal zapewniał, że idzie go uratować, tylko buta ubierze. Nie przekonało go nawet to, że "topielec" stoi przed nim żywy, choć mokry i zziębnięty. Przekonało odebranie butów i męski kuksaniec. Wtedy Florian uwierzył i po raz kolejny wygłosił deklarację psiej wierności.
Na moje nieszczęście widuję Floriana dość często, a wyobraźnia uparcie podsuwa mi jego obraz- siedzącego przy ognisku i walczącego i opornym obuwiem. I Szefa, który próbował się utopić w wodzie do kolan...
Nie przepadam za Zalewem Wiślanym jako miejscem wypoczynku. Woda jest za płytka, komarów za dużo...
Nie da się jednak ukryć, że miejscem do fotografowania jest zacnym:
I to właśnie tam, przed moim urlopem, zabrałam Popkę:
Popka jest dość rzadko spotykaną lalką o ciele pivotal, a w swej "rodzinnej formie" wyglądała tak:
Gold Label
Moja lalka dotarła do mnie jedynie z pierścionkiem i w butach, ale ani jedna ani druga część garderoby mi się nie spodobała na tyle, by ją na dłużej zatrzymać.
Sama lalka też jest urody dość dyskusyjnej i wzbudza mieszane uczucia w ludziach, którzy ją oglądają na żywo.
Ja ją lubię.
Jest chuda jak anorektyczka. Ma słitaśny dziobek i fryzurę na pazia. Jej szponami można by grabić grządki.
Jest tak cudownie, karykaturalnie przerysowana, że nie mogę uznać jej za brzydką.
Duh!
Minnie Mouse rozpacza nad chudością lalki, która ją nosi!
Muszę ze smutkiem stwierdzić porażkę na tle ustawiana lalek do fotek. Zazdroszczę ludziom, którzy nawet z klocka drewna, jakim jest np model muse, umieją wykrzesać życie. Jak widać na powyższych fotkach, ja nie umiem tego zrobić nawet z lalką mobilną. Moją zmorą jest ustawianie lalek tak, by nie wyglądały, jak wystrugane z mydła. Popkę udało mi się wbić w piasek, ale jak nie mam takiej pomocy...
Ech!
I jeszcze na zamknięcie tematu "Ziutka":
Myliliśmy się.
Niedawno Florian wpadł w interesach.
Posiedział, pogadał, kawę wypił.
Szef odprowadził go do samochodu, upewnił się, że przyjaciel zapiął pasy, i że żadna cegła mu na głowę nie spadnie. Potem poszedł do kuchni, by zza szyby, dyskretnie obserwować wyjazd pojazdu przez bramę.
Wyobraźcie sobie reakcję moją i kolegi, gdy nagle usłyszeliśmy dochodzącą z pomieszczenia pieśń:
"... Floooooooooooooooooooorian!
You don't have to wear that dress tonight!
Floooooooooooooooooooorian!..."
Zupełnie w rytm piosenki dobiegającej z radia:
Moja mina- bezcenna!
Komentarz kolegi- jeszcze bardziej:
- A ty, czy masz takiego przyjaciela, któremu śpiewasz pieśni pożegnalne?
A wy macie?
*Florian oczywiście nazywa się inaczej, ale podobnie
śmiesznie wygląda ta lalka z profilu, ale ma śliczne dłonie :)
OdpowiedzUsuńja nie mam żadnych przyjaciół i wcale nie jest mi z tego powodu smutno :)
Moim zdaniem te łapki są nieco zbyt szponiaste. Ale mają pazury! prawdziwe!!!
UsuńZanim doczytałam ostatnie pytanie, już zaczęłam myśleć, że szczęściarze z tych, którzy mieli i mają swoich Ziutków. Póki nie poznałam mojego obecnego męża, moje "przyjaźnie" kończyły się zawsze smutno, śmiercią naturalną. Nigdy nie miałam przyjaciela lub przyjaciółki na śmierć i życie.
OdpowiedzUsuńCo do lalki, to od razu przypomniała mi się jakaś blogerka, co to rozkroiła łebek właśnie tej popki (ta nazwa kojarzy mi się od razu z Poppy Parker), żeby zdjąć ją z ciałka... A piękne lalki mają to do siebie, że zawsze wychodzą dobrze.
Zazdroszczę zalewu - uwielbiam wodę :-)
Widziałam tę "rozkrojoną" lalkę!- MASAKRA! W życiu nie zrobiłabym czegoś takiego lalce, nawet niechcianej!
UsuńMój ślubny też ma takich Ziutków, bodaj 2 sztuki i kilku innych mniej Ziutkowych, ale trzymających się telefonicznie mojego męża. Mam taką samą Pivotal i uwielbiam ją, siedzi od dawna w swoim ubraniu , kocham ten styl, poza kozakami może, dlatego nie rozbieram panny. Piękne zdjęcia Króliku jak zawsze, co piszę już do znudzenia.
OdpowiedzUsuńOryginalny styl lalki jest wspaniały i idealnie do niej pasuje. Niestety, ja musiałam ubrać ją w coś zastępczego i padło na styl współczesny ;)
UsuńDobrze mieć Ziutka, płeć obojętna :)
OdpowiedzUsuńDobrze powiedziane!
UsuńMój mąż nie ma Ziutka. Niestety, wszystko spada na mnie ;)
OdpowiedzUsuń"I Ty możesz być Ziutkiem. Zacznij dzisiaj!" XD
UsuńWarto mieć takiego wiernego kumpla. :P
OdpowiedzUsuńLaleczka ma sympatyczna mordkę. Fajnie wygląda w tej bluzeczce. :)
Wygląda jakby się ciągle czemuś dziwiła ;)
UsuńTak, Ziutek albo Ziutka to wspaniała rzecz :)
OdpowiedzUsuńLaleczka ma śliczną fryzurę i resztę też !!
Fryzura dopiero zaczęła być fajna po zmyciu kleju. Wcześniej to był zaskorupiały strup!
UsuńJak widać kilometrowe "pokolanka" ma swoje plusy, człowiek zdąży wytrzeźwieć nim będzie miał szansę się utopić;)
OdpowiedzUsuńPopka mi się podoba choć daleko jej do klasycznej piękności. Ale jest inna i nie szczerzy uśmiechu i to jest jej wielka zaleta:)
Też uważam, że jej inność jest jej największą zaletą!
UsuńJa prawie utopiłam mojego brata w tych "pokolankach", ale to nie jest historia na mojego bloga ;)
Fajna ta Popka, taka inna niż słodkie blond Barbie.
OdpowiedzUsuńZalew Wiślany to pierwszy akwen po którym "pływałam" i całe szczęście, że po kolana.
Mnie nigdy nie udało się popływać w Zalewie. Zwykle nudziło mi się zanim woda sięgała mi do pachwiny :)
UsuńKocham tą piosenkę :-) Ośmielę się stwierdzić, że Ziutki występują tylko i wyłącznie w rodzaju męskim. Kobiece przyjaźnie podszyte są przeważnie rywalizacją, zazdrością. Jeśli są wyjątki - to potwierdzają regułę.
OdpowiedzUsuńPrzypomniał mi się stary dowcip, który świetnie to oddaje:
Mężczyzna chce spędzić wieczór u kochanki. Prosi najlepszego przyjaciela, by stworzył mu alibi przed żoną. Kiedy żona dzwoni, przyjaciel kłamie bez zająknięcia:
- Tak, Marek jest u mnie, właśnie gramy w brydża, chcesz z nim rozmawiać? Wyskoczył do sklepu, bo piwko nam się skończyło.
Odwrotna sytuacja. To kobieta ma kochanka i prosi o pomoc przyjaciółkę. Kiedy mąż dzwoni, przyjaciółka również bez zająknięcia wyjaśnia:
- Twoja żona u mnie? Ależ skąd! Głupcze, to ty nie wiesz, że ona doprawia ci rogi?
Bardzo podoba mi się słodko-ostra stylizacja Popki :-)
Ja mam dwie "Ziutki:", ale znamy się już tyle lat i tyle razem przeszłyśmy, że raczej im ufam. "Raczej" ;)
UsuńKawał zacny!
Mój ślubny nie ma swoich Ziutków i może w tym tkwi jego odwieczny problem egzystencjalny. Pożegnał się z nimi opuszczając rodzinne miasto (notabene Elbląg) za młodu i udając się do szkół. Ostatnio postanowili odświeżyć swoje więzy i wspólnie - całą 5 - udali się na kilkudniowy, męski wypad, po którym okazało się, że to już niestety nie jest to uczucie co ich kiedyś łączyło. Wypalili się. Piękne zdjęcia a lalka wygląda jak prawdziwa modelka, którą wykreował prawdziwy stylista!. Fajną ma bluzkę!
OdpowiedzUsuń"Ziutkiem" może też być żona ;)
UsuńA Elbląg ma to do siebie, ze ludzie z niego uciekają.
Szalenie podoba mi się ten post o Ziutkach :) mój mężczyzna też ma takiego Ziutka, a ja nawet się do niego przekonałam... Sama też mam jakieś Ziutki, choć mimo wszystko nie mogę oprzeć się wrażeniu, że mężczyźni potrafią stworzyć silniejszą przyjaźń niż kobiety, tak na dłuższą metę.. choć pewnie oczywiście są wyjątki ;-) Lalunia piękna !
OdpowiedzUsuńUfff... a zaczynałam tracić wiarę w "Ziutków" :)
UsuńKobiety też potrafią tworzyć przyjaźnie, ale dopiero jak już mają swoje lata i przeżycia.
Dwa posty od Ciebie na przestrzeni ośmiu dni to luksus. I przednia rozrywka. Chylę czoła przed zdolnością wyłuskiwania z sytuacji życiowych właśnie takich motywów, to jest dar.
OdpowiedzUsuńRety, jak mi się bardzo zachciało Popki! Teraz AA chyba nawet jeszcze bardziej niż Blond. Te pazury są niesamowite. Profil wyjątkowo szlachetny. Ja z niej zrobię zblazowaną przedstawicielkę socjety, będzie kręcić nosem na wszystko i wszystkich:)
Ja się dopiero rozkręcam! ;)
UsuńPopka jest niesamowita! Daleko jej od różowo-brokatowych tworów Mattela ;) Moja Popka jest przyjazna, ale z chęcią zobaczyłabym jej bardziej "biczowate" oblicze ;)
Słodka ta Popka ale z pazurem :) Haha, historia z Ziutkiem... uśmiałam się bo jest taka prawdziwa :) A właściwie dwie :)
OdpowiedzUsuńJa tym razem krótki komentarz :)
Krótki, ale treściwy!
UsuńA historia jest w 100% prawdziwa!
a ja mam, lubię, kocham, uwielbiam, i chwalę sobię, bo jest idealna! <3 Moja też dotarła golutka, więc chociaż może być kim chce i jak sobie zamarzę, to ją przebieram! :D Fajna stylizacja!
OdpowiedzUsuńJa nie umiem trzymać gołych lalek i nie umiem przebrać już takiej ubranej ;)
UsuńNo właśnie, dlaczego mój mąż nie ma Ziutka? Jakby miał to może by w końcu miał jakieś inne zajęcia niż ślepienie w TV ....
OdpowiedzUsuńLalka jest wyjątkowo oryginalna i bardzo ciekawa , kiedyś mi sie nie podobała ale teraz zmieniam zdanie ;-) A ciałko pivotal uwielbiam !
Musisz znaleźć mężowi Zutka! Koniecznie!
UsuńMnie też ta lalka kiedyś się nie podobała, ale jak ją dopadłam w łapy, to pokochałam!
Mój pies ma na imię Ziutek
OdpowiedzUsuńpowaga
lilavati112
aaa... no i lepiej Ziutka niż Ziutę no nie?:)))))
OdpowiedzUsuńlilavati
"Ziutę" też miał mój Mąż, ale to materiał na osobnego posta...;)
UsuńLalka ma genialny dziubek a zdjęcia świetne - gdzie te problemy z ustawieniem...:)
OdpowiedzUsuńHistoria o ziutku ....boska a zakończenie z pieśnia pożegnalną - akurat jadłam i oplułam monitor (znowu) :)
Muszę dawać ostrzeżenie: "Nie jeść przy czytaniu" ;)
UsuńProblemy z ustawieniem były, oj tak! Pewnie przez ten "dziwujący" się dziobek lalki ;)
jest śliczna ! :)
OdpowiedzUsuńpanna ma fajną krótką fryzurkę :) a okoliczności przyrody przyćmiewają jakiekolwiek mankamenty urody rzeczonej panny :P
OdpowiedzUsuńa Ziutek.....boska historia,a szczególnie element muzyczny!dobrze,że nie śpiewał "Ziutek - nie daruję ci tej nocy!" :P
Lalka z.tym spojrzeniem, dziubkiem i zębatym paziem bardzo mi przypomina Lize Minelli 😊 a w tej stylizacji jej bardziej do twarzy.
OdpowiedzUsuń