Zachciało mi się chlebka dyniowego. Pewnie od myślenia zgłodniałam. Trzeba było się udać do sklepu dla biedaków.
Mój błąd, że na zakupy wybrałam się w sobotę. Mój błąd, że w słoneczny dzień ubrałam kurtkę.
Mój błąd, że od razu nie poszłam do warzywniaka...
No to wyglądało to tak:
Stoję w kilometrowej kolejce.
Przede mną- nasi sąsiedzi zza granicy: wąsaty kozak, troje dzieci obciętych na "zaczarowany ołówek" i babuszka w futrze z szynszyli. Zachowują się spokojnie, ale mają dwa wózki wypełnione po brzegi. Za mną- 100% polaka w polaku. Skarpety w sandałach, koszulka "żonobijka", wąsy jak u morsa. W ręku flaszka i chipsy "dla syna". Sok pod owłosioną pachą. Ugh... ja bym tego nie piła...
Wózki "kresowiaków" pomału pustoszeją. "Mors" sapie coraz głośniej, pić mu się chce. No i "kraj jego okradajo! Ojcowizne wynoszo!"
Wykładam na ladę kolejno: dwie bagietki czosnkowe, granat, tic-taki i dynię.
Pani na kasie kasuje leniwie.
- Pyk!- pojechała bagietka.
- Pyk!- druga sunie w ślad za pierwszą.
- Pyk!- granat potoczył się po ladzie.
- Pyk!- drażetki są moje!
- Pyk!- trzy kilo cukierków w czekoladzie zajęło miejsce na rachunku.
- Cukierków nie chcę- mówię do ekspedientki z uśmiechem.
- To po co je pani brała!?!- wybucha nagle tamta.
Nie zrozumiałam dowcipu.
- Nie, wcale nie brałam cukierków- pokazuję palcem na kasę, gdzie jak byk czekoladowe smakołyki widnieją i straszą mnie ceną.
- Proszę pokazać torbę- słyszę i nie wierzę - mogła je pani do torby schować, ja tu nie mogę wszystkich pilnować!
- Że co?! Że jak?! Łodefak?! Babo, co ty wciągasz?! Daj mi trochę!- chciałam krzyczeć, ale się powstrzymałam.
Zrozumiałam, że z maszyną na kasie nie wygram.
Uśmiechnęłam się jak najbardziej szeroko i szczerze. Żal mi było jedynie "Morsa" i innych ludzi w kolejce.
Demon oszalał.
- Cztery rzeczy- powiedziałam pokazując na ladę- DWIE bagietki, w JEDNEJ torbie. GRANAT. TIK TAKI i D-Y-N-I-A- ostatnie słowo przeliterowałam. Zdjęłam plecak. Teatralnie zajrzałam do środka i mówię- PLECAK, a w plecaku.... O NIE! Lalka! Zeżarła mi trzy kilo cukierków czekoladowych!
Niestety byłam mocno wkurzona, więc trochę urwało mi od impetu.
- Czyli co? Wycofać to muszę?- spytała kasjerka flegmatycznie, niewzruszona.
- Acha!- prychnęłam tylko.
Sprzedawczyni wykonała telefon, przyleciała jakaś druga, wycofały cukierki i się zaczęło: "Heleeeeenaaa!! Jaki jest kod na dynię? Po nie wiem?"
"A 666 próbowałaś?!"
"Taaaaak, ale to na rybę jest!"
"A to nieeee wiem!"
W końcu znalazł się ktoś kompetentny- kierownik ponoć. Kod podano, wstukano na klawiaturę i... BAM!
... trzy kilo cukierków w czekoladzie!
{Fanfary!!!}
- Weźmie pani tę dynię i jebnie kierownikowi- poradził "Mors" po tym, jak się poddałam i zostawiłam zakupy na ladzie. Żałuję, że nie skorzystałam z jego propozycji.
W sumie, potem przestałam się dziwić temu otępieniu ekspedientki. Mój kumpel, który pracuje na kasie, w innym supermarkecie, mówił mi, że obojętność i wyłączenie mózgu, to jedyna droga do zachowania zdrowego rozsądku. Bo, jak mi tłumaczył, można ocipieć, gdy klientka przynosi wyrwany wieszak z ekspozycji i domaga się jego sprzedaży, bo jakiś dowcipniś przykleił do niego kod kreskowy od pomidorów...
Dynię kupiłam pod domem.
Chlebek upiekłam i pożarłam wraz z Maślakiem.
Macie przepis:
Chlebek dyniowy:
Kolor porn! Food porn! Porn, porn, porn!
Suche składniki (czyli mąkę, drożdże, cynamon i sól) mieszamy w misce, w której będziemy wyrabiać ciasto. (Ja ułatwiam sobie życie i najpierw mieszam mikserem z założonymi "świderkami", więc micha niech będzie dość szeroka).
Dynię obieramy i kroimy w kawałki. Wrzucamy do garnka, wlewamy cztery łyżki wody i dusimy aż będzie miękka i da się bez problemu rozgnieść widelcem na mus.
Do takiej uduszonej dyni dodajemy miód (najlepiej płynny, ale w gorącej dyni i gęsty się rozpuści) olej i na końcu mleko. Mieszamy i ucieramy na gładką masę. Przy okazji lekko studzimy.
Wlewamy mus dyniowy do mąki i mikserem zaczynamy wyrabiać. Najpierw na wolnych obrotach, potem można szybciej. Ale i tak, finalnie, trzeba chlebek zagnieść ręką, bo ciastro drożdżowe lubi być głaskane i klepane.
Wyrobione ciasto odkładamy w ciepłe miejsce do wyrośnięcia. Niech odpocznie sobie z 40 minut. A my ten czas wykorzystajmy do nagrzania piekarnika.
Wyrośnięte ciasto przekładamy do blaszki. I pieczemy przez 45 minut w temperaturze 200 stopni.
Wiem, że to niezdrowo, ale my pożeramy je jeszcze ciepłe!
Chlebek nie wyrasta bardzo wysoki, bo jest ciężki, ale za to cudownie się klei.
W razie co, to ja uczyłam się go robić z tego przepisu: przepis na chlebek dyniowy, ale piekłam to ciasto już tyle razy, że przepis zmodyfikowałam tak, by pasował pod moją rękę.
Fotek nie mam.Nie zdążyłam ;)
No dobra... kłamałam (to jest ten tytułowy żart niskich lotów)- powiedziałam kasjerce, że w mojej torbie siedzi żądny krwi (cukierków czekoladowych) gremlin a nie lalka...
Przepraszam, za wprowadzenie w błąd!
Ale gdyby była to lalka, to na bank byłaby to:
Oczywiście zakupiłam moją lalkę, bez tej narośli w postaci Kena i bez ceratowych portek. Dzięki temu mogę się cieszyć piękną lalką, którą mogłam się bawić do woli!
Jak?!? No jak można dać lalce łapy od Model Muse, sztywne jak kije, z dłońmi jak wiosła i nogi od fashki (albo pivotal, ja tam nie rozróżniam), które rozjeżdżają jej się we wszystkie strony?!
Ech... Mattelu, Mattelu...
Kiedyś się pogniewamy!
Zwykle, kiedy widuję tę lalkę, to ma ona drapieżną i rockową stylizację. A ja odnalazłam w Harley delikatną, jesienną duszę i, w swej lekkiej wersji przemawia ona do mnie bardziej, niż ta z zamysłu fabrycznego.
A kuku!
Reumatyzm wykręcił mi ręce!!!
Próbuję stać, ale tylko udaję!
Nogi się pode mną uginają!
Padam na pysk!
Harley to kolejna moja lalka, która ma mold Aphrodite.
Podobnie jak np.: Klimt Barbie
Ps: niech ktoś powie pani od "Rozmów w Toku", że ja chętnie z nią porozmawiam! Zgodzę się na wszystko, byleby dali mi taką zajebistą perukę i sztuczne okulary! Nawet opowiem, że zbieram lalki, bo nie stać mnie na kanapę!
Oprócz lalek zbieram też martwe gołębie z dachu, może załapię się na inny odcinek?
Ja chcę do TV!!
Hehe Króliku bo prośby Twe usłyszę i wyślę babsztylowi linka do tegoż posta :) Lalka świetna- romantyczna wersja bardziej mi się podoba! A w sklepiedlabiedaków udało mi się kupić 12 napojów tymbark - ja tylko zapytałam pani czy umie liczyć bo napoje wzięłam DWA - jakby było to coś taniego pewnie bym się nie kapnęła - dodatkowe trzy dychy na rachunku łatwo zauważyć :) oczywiście pani nijak nie wiedziała jaktosięstało???
OdpowiedzUsuńWyślij, a co! ;))
UsuńMoja pani nie umiała liczyć do czterech, twoja do dwunastu... Życie! Nie każdy zdawał maturę z matmy ;)
jak na blogerkę przystało - lalka w torebce do pięćdziesiątki, potem siekiera
OdpowiedzUsuńSiekiera i setka na ukojenie nerwów ;)
UsuńKróliczku, mogę Ci podać maila, a nawet numer do Pani z Tv, ale ostrzegam, że jej pytania są tak sugerujące, że człowiekowi aż się nóż w kieszeni otwiera;)
OdpowiedzUsuńPrzepis wygląda ciekawie, w sam raz na tą porę roku, może wypróbuję :)
Ta lalka o wiele lepiej wygląda w tej romantycznej wersji niż w oryginalnej, choć ten kto wpadł na pomysł połączenia sztywnych łapek z luźnymi kolanami za dużo o tym nie myślał...W ogóle nie myślał;)
Swoją drogą w najbliższą sobotę wybieram się na kilkudniowy pobyt w Twoje okolice. Niestety meritum mojego pobytu wypada na środek tygodnia, ale może jakimś magicznym cudem będziesz miała wolne popołudnie, żebyśmy się spotkały?
Ja się nie będę prosić ;) Niech sami mnie znajdą ;)))
UsuńLuźne kolana lalka ma, pewnie dlatego, żeby jej łatwiej było na motor wsiadać. Tylko, jak nie mam motoru, to kicha...
Ja jestem autochtonem, mam czas zawsze! ;)
Proszę o maila w tej sprawie.
O, mogłabym książkę napisać o takich historiach przy kasie - u mnie to nagminne praktyki. Sklep musi z czegoś żyć ;-)
OdpowiedzUsuńCiekawie i bardzo korzystnie przemieniłaś lalkę, która wcale mi się nie podoba :-) Podobał mi się za to strój z miękkiej eko skórki, ogromnie realistycznej i z prawdziwym suwakiem, który to dałam Dynamitce. Chyba Mattelowi pomyliły się projekty - ta niby "hard" istotnie powinna biegać w czymś "soft" ;-)
Nie podobał mi się jej oryginalny strój, bo strasznie nie lubię takich mdłych kolorów. Czasem aż cieszę, że jakąś lalkę kupiłam nagą!
UsuńOooo. sklepowe historie! Uwielbiam! Ja najczęściej stykam się z zachowaniem stadnym klientów typu: A co tam ciekawego dają? - wygląda to tak: ja biorę do ręki jakąś kiełbaskę/serek/jogurt/whatever - i w tym momencie obok nie ma nikogo, ale już po kilku sekundach wokół kłębi się grupka zainteresowanych, która sprawdza, czy aby trzymany przeze mnie w ręku produkt to nie jakaś promocja :P Lepiej takie zachowania widać na bazarach, ale i w molochach się je spotyka. A wyścigi do kasy z pełnymi wózkami, żeby jak najszybciej ze sklepu się wydostać - czysta poezja!
OdpowiedzUsuńO to to! Ja też to znam!
Usuń- "A z czego ten serek"- z DUPY proszę pani!
Ech... będę biła następnym razem!
Pięknie wystylizowałaś Barbie Harley Davidson, wygląda jak trzy kilo czekoladowych cukierków, tyle ma słodyczy w tym ubranku. Zdjęcia super , ale to u Ciebie standard.
OdpowiedzUsuńCzytając Twoje przeprawy przy kasie, podniosło mi sie ciśnienie. To częste przypadki, że klient musi udowadniać, że kupił dynię jak w Twoim przypadku, a nie cukierki.
Ja rozumiem zmęczenie, itp... ale przy czterech produktach poczułam się jak złodziej ;(
UsuńKróliczko Ty dziewczyno bez serca...jak możesz rozsiewać wizje jedzących czekoladowe cuksy lalek w torbie...Ty miej litość Kobieto bo ja to w pracy podczytuję....w poważnym urzędzie;)...błahahahahahahahahahahahahahahahahahahahhahahahahahahahahahahahahahahahahahahahaahahahah...o jesus, aż mnie bolom boki me tłuściutkie od drgawek śmiechowych! I ten Mors...bezcenny...
OdpowiedzUsuńI dobrze! Wytrzęsiesz boczki i będziesz miała gimnastykę! ;)
UsuńA potem idź do Biedronki, kup cukierki czekoladowe i zjedz za moje zdrowie!
Ta lalka jest przecudna, choć samy bym chciał nawet zestaw z kenem :D
OdpowiedzUsuńNiestety, wszystkie "męskie" miejsca w moim stadzie są już obsadzone ;)
UsuńA we mnie przekora siedzi i Kenia bym sobie przygruchała. Cacany Kenio i Harleya ma (ma?) i zaje fajny tatoo . A Baśka chciała udawać dziewczynę harleyowca i co? Nie wyszło. Wyszła romantyczna duszyczka w koronkach zamiast baby a charakterem ;)
OdpowiedzUsuńA przygoda przy kasie? Tu kolejka jak anakonda (długa i wściekła), a tu te małpy na zapleczu kawę piją, (może nie tylko) o pierdołach myślą i byle jak kody przyklejają, bo co to za różnica dynia czy cukierki? " Niech pani się nie gniewa, ja wiem, ze to winogrona a nie cebula, ale w końcu cena ta sama. Co za różnica dla pani?" I oczy kota ze Szreka po trzecim wycofaniu produktu. O wiele bardziej wkurza mnie wstawanie kasjerki i zaglądanie, czy wózek na prawdę jest pusty. Mój mąż robi wtedy straszną awanturę, że go traktują jak złodzieja.
Chyba Harleya trzeba dokupić osobno...
UsuńJeśli winogrona i cebula są w tej samej cenie, to mi wisi i powiewa. To nie ja mam manko. Ale jak cukierki są cztery razy droższe jak dynia... będę gryzła!
Twój znajomy miał rację. To naprawdę trudna praca. A pani od wieszaka to jeszcze pikuś, bywają ludzie chamscy bezinteresownie, z przekonania, że kasjerki to gatunek tępy i niewykształcony, a nie zawsze tak jest, czasem życie tak się pokręci, że praca na kasie zostaje w danym momencie jako jedyna alternatywa. Panna w kapeluszu i kamizelce przecudna, a jej Kenika widziałabym w koszulce "żonobijce" i pod wąsem. Bo nawet w tym wyglądałby... hm... całkiem interesująco ;-)
OdpowiedzUsuńJa sama też siedzę za ladą i sprzedaję, rozumiem i staram się nie być upierdliwą babą. Ale nie znoszę, gdy ktoś na mnie zwala swoją niekompetencję.
UsuńKen a'la "polaczek"?! Jestem na TAK!
A u mnie z dyni robi się konfituuuurę :) Pyszną z pomarańczą :) W sam raz potem do ciasta :)
OdpowiedzUsuńCo do Pani dziennikarki... Miałam przyjemność sobie z nią porozmawiać. I wcale, ale to wcale nie gadało się fajnie... Kolekcjonerstwo to pretekst, żeby wyciągnąć "najmroczniejsze sekrety z naszego jakże strasznego życia, w którym to lalki są jedynym jasnym punktem" :) Osobiście nie polecam ;)
Co do samej lalki... To jest jeden z tych nielicznych setów, z których dałabym się pokroić za Kena, a o Barbie mogłabym zapomnieć :) Choć na Twoich zdjęciach bez tej 'białej skóry' (z resztą kto to widział białą skórę... Dla mnie na motocykl, i to taki jak Harley, przemawia tylko czerń <3) wygląda znaaacznie lepiej i można dostrzec urok moldu aphrodite. A ta kamizelk z futrem jest super :)
Sprawdzony przepis na dynię z pomarańczą, to bym nawet chętnie wypróbowała, bo ja dopiero odkrywam uroki tego warzywa (owocu?).
UsuńO pani z TVN słyszałam... wszyscy mówią podobnie, dlatego też się z tego nabijam.
Faktycznie... na promo, to Ken wygląda lepiej!
Jaka narośl, jaka narośl? Ja obok tego kena mogłabym się kłaść co wieczór... no dobra, nie co wieczór, i nie kłaść a wyciągać z pudełka, ale to i tak dużo, nespa?
OdpowiedzUsuńBardzo fajna kamizelka, taki folk w sam raz na jesień :)
Ja mam swojego "Kena"- pewnie dlatego ten plastik do mnie nie przemawia ;)
UsuńKamizelki dobrze wyglądają tylko na lalkach!
Koszula żonobijka- genialne:)
OdpowiedzUsuńChlebek dyniowy - muszę wypróbować, dyni ci u nas dostatek - w pracy mamy gospodarstwo przydomowe (nie wiem jak to nazwać) , dynia rośnie jak dzika.
Ken rewelacyjny - świetna narośl z niego. Uczciwie powiem , że panna w swoim pierwotnym charakterze bardziej mi się podoba, ale ja takie klimaty po prostu lubię:)
"Żonobijka" i mnie cieszy. Całkiem wesołe słowo ;)
UsuńOgródek dyniowy... moje marzenie!
Uczciwie powiem- da się z panny wyciągnąć więcej, niż ja zrobiłam ;)
... bo kobieta zmienną jest , czasem drapieżna, czasem romantyczna ...
OdpowiedzUsuń...a o perypetiach przykasowych książkę można by napisać , parę razy zdarzyło mi się porzucić zakupy na taśmie , przy pełnej aprobacie i współczuciu wielgachnej kolejki za moimi plecami ...
A czasem na grzbiet wrzuca, to co po innych lalkach zostało ;)
UsuńPrzyznam, że nigdy nie porzuciłam wszystkich zakupów- pierwszy raz mi się zdarzyło!
Już myślałam, że ja mam przeboje z zakupami - albo ktoś próbuje zwinąc mi zakupy, albo wcisnąć na chama produkty, których nie chce. Lub próbuje wmówić mi, że jestem z gimnazjum (nic nie poradze, że niska i młodo wygląda :D) Czesto idę do Carreffour na zakupy (mam najbliżej), nie biorę dokumentów, bo po co... Przed bożymnarodzeniem poszłam i chciałam kupić do światecznego obiadu wina. Akurat trafiłam na tak "miłą" sprzedawczynię, że mi nie sprzeda bo wg jej kryteriów nie mam 18 lat... Ręce mi opadły, zacząła mnie wyzywać od oszustów i straszyć ochroną. Wkurzyłam się, poszłam do domu, zabrałam wszystkie dokumenty, wyłożyłam babulcowi na ladzie, a ona "Co Ty mi tu kładziesz". Raz wytracona z równowagi nie popuściłam. "Po pierwsze zatkało. Po drugie nie jesteśmy na "ty". Ale jak wolisz - to teraz sprzedasz mi to wino?"
OdpowiedzUsuńLalka super :) nabrała bardziej dziewczęcego charakteru :)
"Dowodowych" problemów nigdy nie miałam, bo zawsze wyglądałam na starszą, niż w rzeczywistości. Ale "tykania" nie cierpię! Nie i już!
Usuńha, gdy kiedyś Tatko wysyłał mnie po wino, na którym się nigdy nie znałam i nie znam - dziwował się, że szukam dowodu - ale nawet dwudziestokilkulatka musi czasem udowodnić swą nobliwość - dzisiaj już ekspedientka nie ma wątpliwości, iż 18u dawno nie mam...
Usuń"A 666 próbowałaś?"... To mnie rozwaliło. :P
OdpowiedzUsuńLaleczka przepiękna. Świetnie pozuje. :)
Ona tylko udaje, że pozuje ;) A ja udawałam, ze umiem ją ustawić ;P
UsuńZe sklepowych "opowieści", to ja kiedyś w Tesco kupiłam Barbie, jakąś baletnicę, która po sprawdzeniu w czytniku okazywała się być "figurką ozdobną" i kosztowała 6,99. Na szczęście kasjerki to nie zdziwiło. Harley cudna, wygląda, jak kowbojka i fajną ma tę zwalistą grzywę :-P
OdpowiedzUsuńJak sklep jest OK z tym, że się sam okrada, to czemu ty masz się przejmować? W drugą stronę- ja się okradać nie dam!
UsuńA grzywę ma faktycznie zacną. Myślałam, że będą wieksze problemy z poskromieniem jej włosów, ale było dobrze!
Ach, panie na kasie to jedno - a panie z działu z wędlinami?
OdpowiedzUsuń- Dwadzieścia deko tego - rzekłam. Baba bierze zasznurowaną na ścisk kiełbachę i kroi razem z tym sznurowadłem. Kawałki sznurka wciśnięte w mięsko, w formacie idealnym do połknięcia, pychota.
- Prosiłabym jednak o dwadzieścia deko bez sznurka - poprosiłam jak najgrzeczniej.
- Jak bez sznurka? Mam teraz ten sznurek pani wyciągać?! - zdumienie baby z miejsca sięgnęło zenitu.
- Nie mnie, tylko szynce, a ja osobiście nie przepadam za sznurkiem - odparłam rezolutnie, przemilczając fakt, że gdyby zdjęła sznurek przed krojeniem, jak każdy normalny człowiek, nie byłoby żadnego problemu.
No i co? Więcej tam nie pójdę, bo pewnie mi sprzeda coś nieświeżego D: albo z kawałkami folii, bo się tak nie rzuca w oczy jak sznurek...
Przechodząc jednak do meritum - lalka spoczko, ale jednak jedno zdjęcie Twojej Klimtki poruszyło mnie bardziej, niż dziesięć Harleyki, sorry.
PS Zakończyłam pewien etap anonimowości i wstawiłam zdjęcia na blogaska! Możesz sobie pooglądać nasze ryje! :D
Nie lubisz sznurka, folii i metalowej klamry z "dupki" salami?! No weś....
UsuńCzasem myślę, że baby w mięsnym przechodzą specjalne szkolenie pt: "Jak być pizdą dla ludzi zza lady" ;)
Przemilczę swoje historie sklepowe, bo bywam czasem wymagającym i świadomym konsumentem, niech to zdradzi co nieco ;) Śliczna Afrodyta. Wygląda przeuroczo w kamizelce i szydełkowiej sukience. A w kapeluszu (Czyżby Kanadyjka użyczyła? :) ) iście blogerkowo - w dobrym tego słowa znaczeniu :) Ja tam uważam, że pomysł z ruchomymi nogami całkiem zacnym jest. Zawsze możesz pokazać drugą stronę osobowości tej lalki, jeśli nogi mają tendencję do rozkładania, ekhm, przepraszam, niestabilności pionowej ;)
OdpowiedzUsuńKapelusz jest przechodni, ale faktycznie pierwszą właścicielką była Kanadyjka.
Usuń"Niestabilność pionowa"- I LIKE IT! <3
Harleyka ma ładną szydełkową sukienkę. Nie wiedziałam, że takie lubisz. Dobrze jej w tej stylizacji. Idę piec chlebek dyniowy, dynię kocham!
OdpowiedzUsuńTę kiecuszkę "udziabała" moja teściowa, więc MUSIAŁAM ją pokazać ;)
UsuńMam nadzieję, że twój chlebek będzie równie smaczny, co mój!
Dobrze, że ochrony nie wezwali i nie kazali pod lampą się spowiadać jak ci się udało zeżreć te cukierków w drodze między taśmą a torbą.
OdpowiedzUsuńRacja! A mogli zabić! ;)
UsuńTrzy kilo cukierków to nic dla takiej drobinki jak ja! :>
wow - niezła teściowa - moja raczej by liczyła na to, że Jej wydziergam coś - sukienusia urocza, to fakt, byłoby co najmniej nietaktem nie pokazać... a chłopaka i ja wolałabym, gdybym oczywiście miała co do gadania...
OdpowiedzUsuń