Zazwyczaj nie robię postanowień noworocznych, a jeśli już to takie, których jestem w stanie dotrzymać np.: zgrubnę, będę się częściej upijać, znowu nie pójdę na siłownie, będę jeszcze bardziej wredna dla sąsiadów, ale w tym roku, za namową bliskiej koleżanki i z nią na spółkę, podjęłam jedno: "Do pierwszego dnia wiosny- ŻADNYCH LALEK!"
Dlaczego do dwudziestego pierwszego marca? Ano dlatego, że tak to jest post, dłużej, to byłaby głodówka zagrażająca życiu! Wiosna, świat budzi się do życia... Czyż może istnieć lepsza, bardziej symboliczna data?
Stosowne postanowienie spisałyśmy w formie umowy, brzmiącej jednako dla obu stron, ale po kilku dniach pojawiły się do niej aneksy. Najpierw mnie się przypomniało, że na urodziny zazwyczaj dostaję od MamyM kasę, za którą ona każe mi kupić sobie lalkę! Przecież nie mogę zrobić przykrości Teściowej!? Potem koleżanka (zwana dalej: K) zadzwoniła z przerażeniem, że zapomniała, że lalkę na Ebayu licytuje, a co jeśli wygra? Potem szybko dopisywałyśmy kolejne wyjątki, na przykład:
- Taaaaka okazja była!
- Baba na allegro, nie wiedziała co sprzedaje!
- Klimt Barbie w szmateksie po trzydzieści złotych mięli!!
- A, bo taka ładna była...
- Z nudów mi się kliknęło...
- Kupiłam dziecku lalkę, ale ona się nie bawiła, to zostawiłam sobie!
I tak, zupełnie bez mojego udziału, stan konta niebezpiecznie zbliżał się do debetu, a ja miałam zabukowaną wizytę w mordowni, to jest u dentysty.
Może ktoś z Was pamięta, jak bardzo cenię sobie wizyty w tym przybytku rozkoszy, a jak nie to zapraszam tutaj. W każdym razie, wizytę miałam zaplanowaną, w dodatku pierwszą (nie licząc przeglądu) u nowej pani stomatolog (poprzednia poszła na emeryturę- za bardzo trzęsły się jej już ręce wzrok już nie ten...). Nie wiedząc, co mnie czeka, siedziałam w pracy, starałam się skupić i nerwowo odliczałam minuty do wyroku.
Z nudów, a może i stresu, ale zupełnie przypadkowo weszłam na allegro. Przejrzałam kilka stron. Nic ciekawego...
Następne kilka...
Jest!
Ciekawa...
Niebanalna...
Sympatyczna...
Całkiem tania, choć i tak za droga.
Napisałam maila do K. podrzuciłam link. Pożaliłam się. Aukcję dodałam do obserwowanych.
K. znała mój ból, bo sama się na nią zasadziła. Połączyłyśmy nasz żal w jedną pieśń żałobną, spowodowaną brakiem środków (ja) i brakiem wymówki (K.) I powróciłyśmy, każda do swoich zajęć.
Wizytę miałam umówioną na szesnastą. O piętnastej dzwoni mój telefon- numer zastrzeżony. Mimowolnie przypomniałam sobie poprzednią rozmowę z "anonimowym numerem":
- Halo?
- Witam!!! Nazywam się XYZ, dzwonię z firmy "Krzak", czy mam przyjemność rozmawiać z Panią Królik?
- Nie ma pan przyjemności rozmawiać ze mną i nie będzie pan miał,tak samo jak nie mają tej przyjemności inni przedstawiciele tej firmy, którzy do mnie dzwonią.
- Ależ pani przesadza! Ma pani taki miły głos!
- Ale naprawdę jestem straszną jędzą i jeśli się pan teraz nie rozłączysz, to gwarantuję, że zepsuję panu dzień i zrobię to z dziką rozkoszą, tak jak zrobiłam z innymi, którzy dzwonili do mnie z tą samą "okazją" co pan dzwoni!
Facet, o dziwo zrozumiał...
Odebrałam więc tajemniczy telefon i okazało się, że nikt nie chce mi sprzedać magicznych garnków, a jedynie pani dentystka pragnie zajrzeć mi do paszczy, nieco wcześniej i wobec tego pyta, czy mogłabym w miarę szybko posadzić kuper na fotelu.
Mogłam.
W gabinecie wykonano mi zdjęcie rentgenowskie, na którym ząb pokazał prawdziwe oblicze i dawno wykonane leczenie kanałowe, o którym jakoś zapomniałam. Czyli, mówiąc językiem ludu prostego- ząb kaput! W króliczym pysku ostał się jeno trup, marna zewnętrzna powłoka zęba, pokryta cementem dentystycznym, który się wykruszył i wymagał zaszpachlowania ubytku.
Zwykle nie pozwalam się dotknąć dentyście, bez znieczulenia, uprzedzenia, że gryzę, kopię i rzucam klątwy. Zażądania drinka z wódki i soku, ale bez soku, i kogoś, kto mnie potrzyma za rękę. "Nowej" pani Zębolog, też się tym oberwało, ale ta jednak wysłuchała mojej tyrady z czarującym uśmiechem i uświadomiła mi, że skoro ząb jest: muerto, dead, tot, mort- zdechły, to da się go ryć bez znieczulenia, lub choć spróbować to zrobić w ten sposób.
Przez chwilę mój mózg był trupem jak ten ząb, ale zaraz potem przyszły te sensowne myśli, które mnie zawsze przerażają ( może to był wyimaginowany dźwięk zaoszczędzonego piniążka?)- "Dzieciaka urodziłam, tatuaż zrobiłam (dwa razy), depiluję woskiem różne partie ciała, które niekoniecznie są nogami...Czy dam radę wytrzymać trochę bólu?"
Odpowiedź była jedna:
Z gabinetu wyszłam na miękkich nogach i z trzęsącymi się rękami, ale jakoś wystukałam SMSa do K: "Nie wzięłam znieczulenia, kupię lalkę. Jebnę o tym posta."
Co też niniejszym uczyniłam.
Oczywiście, tamta lalka jeszcze nie wie, że już jest moja, za to dzisiaj zaprezentuję Wam:
Klimt Barbie z 2011 roku
Nie lubię mówić za ile kupiłam daną lakę, zwykle dlatego, że nie chcę żeby moja mama się dowiedziała, ale teraz się chwalę: 30 złotych! W lumpku!
Tyle wygrać!
Oczywiście lalka nieco przeszła i trochę się to na niej odbiło, ale biorąc pod uwagę, że kiedyś zakupiłam sobie pannę Klimt i tamta niestety zaginęła, a ja poprzysięgłam, że drugi raz za nią płacić nie będę, to czuję się tak, jakbym ją w prezencie dostała.
Taki tam spam zdjęciowy z wykorzystaniem, zakupionych okazyjnie, lampek:
Kiecka, która paczy!
Klimt przybyła do mnie z jeszcze bardziej awangardową fryzurą, niż jej firmowa. Przywrócenie jej do świetności, nie było aż tak trudne, a pomógł mi w tym, mój nowy, najlepszy przyjaciel, do włosów lalkowych:
Żel do stylizacji w sprayu, marki Joanna.
Jest to świetny eliksir, który nie dość, że trzyma włosy w takim położeniu, w jakim nam się zamarzy, to jeszcze wysycha szybko, nie zostawia ekstremalnie twardej skorupy, wypłukuje się błyskawicznie i nie klei się! Kupta bo warto!
Mogło by się wydawać, że to koniec zabawy z panną Gucią.
Nic bardziej mylnego!
Zanim Gucia odzyskała swoją złotą kieckę i szaleństwo w oku, zwyczajnie, jak normalna dziewczyna, wyszła na spacer, podziwiać śnieg.
- Chyba znowu zacznie padać.
- Zimno mi, zarzuć jakąś czapką!
- Tak lepiej!
Ciekawostek wcale nie koniec:
Klimt nosi dumnie mold Aphrodite. Ten sam mold ma Świnka:
A przecież Gucia wcale nie wygląda świnkowato...
I to już koniec ciekawostek ;)
* screen i cały, polski tekst, pochodzi z, chyba najbardziej niedocenionej, bajki Disneya- Nowe Szaty Króla. Jeśli ktoś nie oglądał, to MUSI nadrobić!!
Ja gdzieś miałam twój adres?...;)
OdpowiedzUsuńKocham Klimta, kocham lalki, kocham jej cenę ;)
Jak go znajdziesz, to zapraszam- dam Ci pomacać. Inne lalki też ;)
UsuńZdradzę Ci w sekrecie, że ten lumpek nie był w Elblągu a na Wolinie ;)
Przepiękna ta Gucia. Nie chciałabyś może zostać napadnięta i obrabowana? *oczykotazeszreka*
OdpowiedzUsuńNie chcę być napadnięta, mogę być "odwiedzona" ;)
UsuńOżeszjacięniemogę! Ale cudo! Przepiękna jest!!!
OdpowiedzUsuńTy to masz szczęście ja to szmaciankę ostatnio naszłam w lumpku zwykłą...za 1 zł i tyle...
Posta przeczytałam z z pełnym zrozumieniem...ponieważ wczoraj na marnej grzaneczce coś mi w ząbku nr 7dół- tąpnęło...
Jak tąpnęło to się okazało,że plombka moja urocza postanowiła się z onego zęba wyprowadzić na stałe...pozostała pustka i żal...oraz dziura!
Dziurę tę- wyrwę okrutną postanowiłam wypełnić szybko i stanowczo bo jej czeluść wieje grozą;)
Moja Pani Zębaczka będzie miała czas dopiero w sobotę...więc muszę żyć z moją stratą do południa sobotniego...nie jest lekko;(
Znam Twój adres...ale w tej zamieci i zawiei śnieżnej dalej niż do dentysty się nie wybieram...śpij więc spokojnie...podziergam sobie dla odreagowania stresu...
To nie ja miałam szczęście, a koleżanka, która ją znalazła i litościwie odstąpiła, bo sama ma egzemplarz zapudełkowany. Gdybym miała kilka dni siedzieć z dziurą w zębie, to pewnie sama bym go sobie wybiła kamieniem ;)
UsuńPiękność z tej Twojej Guci i świetnie udaje jej się założyć z przodu ręce! Choć w złotej, "paczącej" sukni jest jej do twarzy to drugi image pozytywnie mnie zaskoczył! Śliczna!
OdpowiedzUsuńJa od początku chciałam nadać jej taki "casual look", ale potem drgnęło mi serce i na powrót wbiłam ją w oryginalną kieckę.
Usuńuhhh!ohhhh! Klimtka!ślicznota!choć te włosy to ma jakby artystycznie-w-nieładzie ułożone :P
OdpowiedzUsuńa dentystkę to bym ubiła...za pierd..... farmazonów!no!
A ile ja się namordowałam żeby ten "nieład" ułożyć!
UsuńA dentystka zrobiła dobrą robotę.
Oj warto było dla Guci nie dotrzymać postanowienia, nawet noworocznego. Jest przepiękna. Suknię też ma cudną. Nie będę mogła się doczekać, co kupiłaś "bez znieczulenia"!
OdpowiedzUsuńPlayline z 1998 roku, ale ładną i ciekawą ;)
UsuńRewelacyjny łup! I jak na TAKĄ lalkę tani! Hehe wymówki dobre! Nie ma to jak zaoszczędzić na wizycie ;)
OdpowiedzUsuń"Grosz zaoszczędzony, to grosz zarobiony"- czy jakoś tak ;P
UsuńKlimt. W lumpku. W LUMPKU! *ryczy z zazdrości*
OdpowiedzUsuńA w moim zapewne znowu nie będzie nawet byle trupka, ARGH
*rzuca się z klifu*
Ach, no ale przed śmiercią muszę Ci jeszcze powiedzieć apropos dentysty, że zero zaskoczenia, znając Twoje wcześniejsze przygody, kupno lalki za znieczulenie w mordowni ładnie uzupełnia Twój, hm, emocjonujący życiorys :P
"Emocjonujący życiorys"?- mówisz? A ja myślałam, że wiodę nudny żywot ;)
UsuńMnie też ten lumpek boli- u mnie od miesięcy leży Jem and the Holo w stanie trupim, a w zachodniopomorskim- Klimt! Życie jest niesprawiedliwe ;(
Genialna sprawa!!! Ciesze się, że lalka trafiła do Ciebie bo super sesje jej zrobiłaś! Zdjęcie gdzie wygląda jakby lewitowała w powietrzu jest the best!!! stylizacja na śnieg - mrau!
OdpowiedzUsuńJa też muszę do dentysty.. ale ząb żywy więc tak miło nie będzie...
Ona prawie faktycznie lewitowała, bo stojak, na którym stoi, jest od jakiejś szesnastki ;) Jest zwyczajnie za długi dla Guci!
UsuńZęba współczuję ;(
Obie stylizacje podobają mi się,nie wiem która fajniejsza ;)
OdpowiedzUsuńale ładnej to ponoć we wszystkim ładnie :D
Gratulacje ze zdobyczy :)))
Dziękuję!
UsuńNajbardziej się cieszę, udało mi się tę rozwianą fryzurę odtworzyć!
Hahaha :)) Jak zwykle uśmiech pozostaje na gębie po lekturze na twoim blogu Króliczko :))) Borykam się z podobnym postanowieniem, ale u mnie jest tak, mam układ z Mamą - co dwa tygodnie (wolny weekand) - robimy obowiązkowy wypad na zakup książki i "ludzika" :) I mówię jej: "Mama to już za dużo! Trzeba nad tym zapanować! Od nowego roku stop!" I co? Mamcia rzekła: "Dobrze..." a po dwóch dniach zamówiła nowy regał na książki :) No nie mam Ci ja w niej wsparcia za grosz :)
OdpowiedzUsuńAle Tobie życzę wytrwałości, tylko że z drugiej strony okazje nie powinny zostać pomijane! Prowadzisz bloga, masz zobowiązania wobec czytelników :)
Czasem ktoś mi mówi: fajnie, że masz pasję, hobby to daje szczęście! Ci ludzie nie wiedzą, że czasem to jest ból, poświęcenie, leczenie zęba bez znieczulenia itd. No nie wiedzą i żyją bez wyrzeczeń :)
Ja nie wiem co z tymi mamami?!;) Moja, też niby marudzi, że lalek dużo, że marudzę, że nie mam ich gdzie trzymać...- i co? Sama mi ciągle jakieś trupki taszczy! I weź tu walcz z taką...
Usuńpiękna! nie mogę się napatrzeć, chociaż do barbirowych raczej mi daleko, ta ma "coś" w sobie... no i ta fryzurka - cud miód, aż mnie kusi teraz ;-) a wizyty u dentystki współczuję :-)
OdpowiedzUsuńSą "barbie" i "Barbie" ;)- tak zwykle tłumaczę nielalkowym. A Klimt faktycznie zmiękcza nawet nielalkowe serca.
UsuńNastępną wizytę zaplanowałam za rok, oby się udało!
z tego co widzę to jest nas więcej lalkowiczów, którzy próbują niekupować więcej lalek :) i dobrze, że nie tylko mnie to nie wychodzi :D
OdpowiedzUsuńa Gucia wogóle nie jest podobna do koleżanki świnki - jest o wiele ładniejsza :)
Wszyscy planują "mniej lalek", a ja chyba zaplanuję "jak najwięcej lalek!"- tak na przekór ;) Ale pewnie też nie dotrzymam... ;)
UsuńTa Klimcioszka to chyba takie zadośćuczynienie za traumę przeżytą u dentysty :) Zęby - temat rzeka. Od zawsze mam wrażenie że wszyscy mają je zdrowsze, bielsze i ładniejsze niż ja. Wkoło hollywoodzkie uśmiechy a u mnie - łeee, szkoda gadać. Dobrze, że chociaż psują się rzadko. Bo siedzenie u dentysty na fotelu, z rozwartą paszczą, z lampą, która świeci po oczach i zgrzytem wiertarki w uszach to straszna rzecz. A co, jeśli wiertło się ześlizgnie, a co jeśli mi wyborują nie ten ząb co trzeba. Brrrr, to jak senny koszmar!
OdpowiedzUsuńNie daję się u paszczologa i zawsze zamykam oczy! ;) Do "nowej" dentystki, wysłał mnie Małżon, który przecierał szlak. Nie powiem- kobieta ma fach w ręku, ale i tak ślubny dostał nakaz noszenia obrączki zawsze jak do niej idzie. Babka m ślepia niebieskie jak Husky ;) I jest zbyt młoda i zbyt ładna...
UsuńNie zauważyłam, żeby twoim zębom coś dolegało, ale pewnie byłam zaślepiona blaskiem twojej zajebistości ;)
Lalka jak najbardziej warta grzechu;) Bardzo mi się podba w takiej "codziennej" stylizacji. Aczkolwiek w swojej firmowej kreacji też wygląda bosko:)
OdpowiedzUsuńCodzienna stylizacja mi dobrze wyszła. Jednak "codziennych" lalek mam dużo, a Klimt jest tylko jedna!
UsuńJezu zazdroszczę - widziałam ją tylko na ebayu. Jest fantastyczna bo ja po prostu uwielbiam twórczość Klimta a Klimt a lumpie - toż to fart nad farty. Jej kiecka jest cudna:)
OdpowiedzUsuńJa ją nawet kupiłam kiedyś na ebayu, w momencie, gdy te lalki były nowe i stosunkowo tanie. Niestety wtedy lalka zaginęła gdzieś w USA. Fart też nie mój, a przyjaciółki, u mnie Klimt ma tylko dożywotnią przystań ;)
Usuńhihihihihiiiiii i normalnie żem padła ze śmiechu ;) jak zwykle banana mam na twarzy :D Gratuluję Klimta, piękna jest. u nas nie ma takich lumpeksów....chyba się wezmę i otworzę! A postanowienie miałaś mocne...ale wiadomo jak to w życiu - od przypadku do wypadku ;)
OdpowiedzUsuńU nas też nie ma, a Klimt przyjechała z Wolina ;)
UsuńTeż coraz bardziej marzę o własnym lumpku, byłabym swoim najlepszym klientem!
Twój blog jest niebezpieczny. Tak przedstawiłaś Barbie KLimt, że ja bym zaraz chciała ją mieć. A jeszcze te zdjecia na śniegu w pięknym ubranku. NO cudo.
OdpowiedzUsuńCo do postanowień, to ciężko wytrwać. Ja teraz se wmawiam, że sprzedaję jedną lalkę, by kupić koleją, ale ile czasami dopłacam, to już kiepsko liczę ;)
Cieszę się, że moje przedstawienie Guci, wywołało aż taki efekt!
UsuńJednocześnie protestuję: nie jestem niebezpieczna! Może tylko mam dar przekonywania ;)
Lalki to paskudne hobby... - na tym nijak nie da się oszczędzić! :P Nie raz próbowałam nie kupić jakiejś lalki... Ale to była tylko kwestia czasu i odłożenie ewnetulanego zakupu na później. No bo jak? Jak tu się powstrzymać kiedy lalka wręcz woła i patrzy tymi swoimi ślepiami...? Taka lalka w nagrodę to super sprawa - zdecydowanie zasłużyłaś :) Nie mogę się doczekać aż do Ciebie trafi, bo ciekawość mnie zżera co to za jedna :)
OdpowiedzUsuńA Klimt jest fantastyczna, w takiej cenie to by był grzech nie brać :) A i w nowej stylizacji jej bardzo do twarzy!
Ty nie umiesz oszczędzić, a ja nie umiem sprzedać ;) I najgorsze, że ciągle trafiam na jakieś "must have" w przystępnych cenach.
UsuńDobrze, że zbieram "tylko" Mattelki, one aż tak nie rujnują kieszeni.
Kogo ja chcę oszukać...
Hah, króliczku, zawsze poprawisz mi humor! Dziękuję za przemiły komentarz. :)
OdpowiedzUsuńA Twoje repainty poprawiają moje dni! Jesteśmy kwita!
UsuńKrólik zawyżył cenę! W tym lumpku lalki są po 20 zł, tylko, że Królik doliczył koszty przesyłki do Elbląga i wyszło mu 30 zł. A piszę to, aby oddać honor lumpkowi :) A sam lumpek nie znajduje sie w Wolińskiej "metropolii", ale w wiosce pod Wolinem i jest urządzony w budynku gospodarczym jakichś gospodarzy.
OdpowiedzUsuńCofam to, co powiedziałam Królikowi niedwno, że Klimt Barbie wygląda najlepiej w oryginalnej sukni. Zwątpiłam... Z włosami uczesanymi tradycyjnie, do dołu, w tym czarnym wdzianku, wygląda tak samo rewelacyjnie.
Chylę też czoło przed Króliczą odwagą. U dentysty bez znieczulenia... Brrr...
Oj cicho tam! Poważasz moją wiarygodność! Sama wiesz najlepiej, jak bardzo chciałam mieć Klimt i taki sposób, w jaki do mnie dotarła, jest wręcz bajkowy. Nikt nie chce wierzyć w aż takie zbiegi okoliczności!
UsuńI wiesz co?- Klimt wygląda najlepiej w swojej oryginalnej kiecce ;)
Jej! Jaka ona piękna! Nie mogę się napatrzeć. Jakie to cuda można w lumpku dostać. :P
OdpowiedzUsuńI mówi to mistrzyni "grzebania" ;)
UsuńNiestety to nie był nasz, lokalny lumpek!
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńLalka, ubrana normalnie wygląda całkiem całkiem. W sumie obie wersje są OK. Ja osobiście lubię lalki, dla których niejako jestem zmuszna coś uszyć lub wydziergać. Kocham też lalki kompletne, tzn, takie w oryginalnym stroju, zapudełkowane lub nie, mam na myśli kolekcjonerskie. Tych nie lubię rozbierać, ale jak widać można to robić bez szkody dla samej lalki, a ku radości właścicielki.
OdpowiedzUsuńJa też lubię lalki gołe, gdzie mogę je wystylizować bez wyrzutów sumienia.
UsuńKlimt, gdy do mnie dotarła, nie miała swojej oryginalnej fryzury i dlatego poczułam się rozgrzeszona i zrobiłam sesję na śniegu ;)
FANTASTYCZNE zdjęcia!!! Lalkę też mam, ale u mnie jest w pudełku – możliwe że nigdy nie wyjdzie… ale widok jej w ubrankach zwyczajnych to SZOK! Urodziwa panna! Gratuluję nabytku… to jest okazja której sama bym nie przepuściła! :D
OdpowiedzUsuńGdyby moja Gucia dotarła do mnie w pudle, to też pewnie szybko by go nie opuściła ;)
UsuńGucia dotarła jednak ledwo żywa, więc pozwoliłam sobie poluźnić wodze fantazji ;))
Nie sądziłam, że ona taka piękna! I to w obu wersjach. Oszczędzać na lalkach? W życiu nie słyszałam czegoś głupszego. A dentysta i mnie czeka.
OdpowiedzUsuńMordownia to najstosowniejsze określenie! Mój przystojny zębolog o ciepłym głosie niestety zerwał umowę z NFZ, a więc i ze mną, a ja się boję iść do innego, rozumiem Cię... ;-)
OdpowiedzUsuńA dorwania takiej lalki w szmateksie zazdroszczę Ci okropnie, ale tak przyjaźnie, choć nie wiem, czy gdybyśmy weszły w tym samym momencie do tego lumpka, to byśmy się o nią nie pobiły ;-) Marzyłam o niej, odkąd ją zobaczyłam po raz pierwszy (także dlatego, że uwielbiam Klimta) i nie odważyłabym się zmienić jej wizerunku, ale, jak widać zmiana popłaca - Twoja wygląda świetnie i, fakt, wcale nie świnkowato! Do diabła z postanowieniami! ;-)
Genialna! MUSZĘ JĄ MIEĆ!!!
OdpowiedzUsuń