Tja... oczywiście wiecie dokąd ta historia zmierza?
Na początku była ciemność {oko z robakiem w środku uparcie nie chciało na nowo się otworzyć}.
Potem był ból {rower prowadzony przez oślepionego cyklistę, ma tendencję do bycia przyciąganym przez żywopłot}.
Potem zapadła cisza...
No prawie... {"Ty!!!! Paaaa!!! Ale się baba wyjebała!!!"}.
Pierwsze, co zrobiłam, po wyplątaniu jednej ręki z gałęzi, liści i resztek zawartości koszyka rowerowego, to było uwolnienie robala kamikadze. Nie bez mściwej satysfakcji stwierdziłam, że gadzina nadal żyje! Czyli przynajmniej jemu poplątały się szyki!
Nie dysponuję dokładnym rysopisem skurwiela, ale z ryja podobny do tego na mleczyku.
Ta myśl mnie dosłownie zmroziła. Serce zaczęło mi walić jak oszalałe, a krew szumieć w głowie. Zrobiło mi się gorąco i jednocześnie oblałam się zimnym potem!
W minutę stałam już na nogach, choć bałam się spojrzeć.
W końcu musiałam się przemóc.
Na pierwszy rzut oka- fatalnie!
Kierownica wygięta...
Gumowy uchwyt od kierownicy- poharatany przez gałęzie!
Cudny, perliście biały lakier- obdrapany!
Koszyk trzyma się na jednej śrubie (tej przymocowanej na "amen")
Łańcuch spadł...
Najmniej ucierpiało siodełko, które miękko pacnęło w psią minę pod krzakiem.
Najbardziej miałam ochotę się poryczeć. Duma jednak nie pozwalała. Postawiłam Żulitetę na nogę. Wytarłam siodło, naprostowałam kierownicę. Założyłam łańcuch.
Z upiornym skrzypieniem obolałego roweru wróciłam do domu.
Dumna!
Pobita lecz nie pokonana!
Wdaje Wam się, że to nie jest śmieszne?
A to?-
Niedziela... leniwe popołudnie...
Młode siedziało u babci, ja sprzątałam a Małżon rozbijał się gdzieś w okolicy na motorze. Czas pokazał, że "rozbijał się", to było dobre słowo.
Nie uprzedzajmy faktów jednak...
Nie ugięły mi się nogi, kiedy zadzwonił i z dzikim chichotem poinformował mnie, że nie wróci na obiad, bo własnie czeka na lawetę. W końcu, skoro dzwoni i głupio rechocze, to żyje. Motor, to też żaden ścigacz. Powiedział krótko: "Wypieprzyłem się na zakręcie, olej mi cieknie."
Nie zmartwiłam się, gdy pół godziny później laweta zajechała pod dom, a Małżon wraz z Najlepszym Przyjacielem ściągali z niej "letko" sfatygowaną maszynę.
"Na klatę" przyjęłam mężowską prośbę, o pożyczenie dwóch dych, bo dla pana "lawetowego" zabrakło.
Ziarno niepokoju wykiełkowało, gdy na pytanie: "Skarbie, czy ty kulejesz?", Małżon NADAL z tym głupim u śmiechem odpowiedział: "Tak, troszkę kolano obtarłem, ale nic poważnego... Tylko Najlepszy Przyjaciel mówi, że chyba mnie do chirurga zawiezie, bo chyba szyć trzeba...".
Czujecie to?
W tym momencie nerwu trzymane na krótkiej smyczy, od czasu pierwszego telefonu, puściły. Chciałam jednocześnie iść i oklepać motor młotkiem- raz a porządnie! Potem oklepać Najlepszego Przyjaciela, za to że wyciągnął Małżona w trasę, a na koniec miałam ochotę bić Ślubnego. Za to, że obiecał, że nic sobie nie zrobi, a zrobił!
No, bo skoro drugi facet mówi, że szyć trzeba, a jak powszechnie wiadomo, faceci boją się jedynie dwóch rzeczy: igieł i kobiety, to coś jest na rzeczy!
Popychając akcję do przodu- motor nie nadaje się do użytku, choć naprawy będą raczej kosmetyczne, a kolano przypomina rozgotowanego buraka. Zgadnijcie, o którą "usterkę" Małżon martwi się bardziej?
Tja...
Za to spełniam marzenie z dzieciństwa i bawię się w pielęgniarkę. Codziennie, kilka razy zmieniam, z nabożnym skupieniem, opatrunki. Wiecie jak to trudno zrobić pokaleczonymi gałęziami dłońmi? W dodatku z jednym sinym i trochę sztywnym palcem?
I kto mi teraz rower naprawi?
I tradycyjnie przechodzimy do meritum, czyli lalki:
Na wstępie: Happy Birthday Angel Barbie z 2008 roku, jako podziękowanie dla naszych, wspaniałych stróżujących Aniołów, za to, że jednak żyjemy oboje.
Przyznam szczerze, że nigdy tej lalki nie chciałam, ani nie miałam potrzeby posiadania jej. Nabyłam ją płynąc na fali ataku "KKL", czyli "Kompulsywnego Kupowania Lalek".
Może nie widać tego na pierwszy rzut oka, ale lalka skrywa pewien szczegół, który tak mnie cieszy, że nie mogę opanować wybuchów radości, gdy go widzę, a mianowicie cudowny, malowniczy ZEZ!
Jedno oko na maroko, a drugie na Kaukaz!
Żeby jakoś wytłumaczyć sobie i gościom, obecność zezowatego Aniołka, to szybko sprowadziłam jej lustrzane odbicie do towarzystwa:
No! No! No!
Tylko nie czerwone, puchate skrzydełka!!!
Jaja se ze mnie robisz? Tak?
Zabieraj mi z pleców tego trupa!
To ma być ogon? Wygląda jak kabel od rowerowego licznika!
W razie gdyby ktoś miał wątpliwości, ta druga lalka to Elvis Barbie. Od niedawna moja nr 1 na liście najbrzydszych lalek :)
Oczywiście żartuję, ale nie zaprzeczę, że Elvis ma "trudną" urodę. Na promo, jak każda, wygląda zjawiskowo:
W realu niezmiennie kojarzyła mi się ze świnką, i też tak na nią wołam :)) Jest też pierwszą lalką z moldem Aphrodite w mojej kolekcji!
Może zauważyliście tajemniczy guziczek na podstawce aniołka:
Po naciśnięciu można usłyszeć, jak zastępy diabłów z samego dna piekła śpiewają "Heaven is a place on Earth" Belindy Calrisle. Mówię Wam- koszmar! Cieszę się, że nie potrafię wstawić pliku dźwiękowego :)
A podziękowania za wspaniały kostium, którym Świnka dumnie się obnosi, idą znowu do Gosi z SummerDoll!
Dziękuję i ja i moje stadko!
Zauważyłam też, podczas wklejania zdjęć, że fotki są raczej ciemne.
Mam do Was pytanie- czy też tak macie, czy to mój monitor jest taki nieodgarnięty? Jeśli zdjęcia są faktycznie za ciemne, to obiecuję je rozjaśniać!
No fakt zdjęcia są ciut przyciemne ale widać coś widać! ;)
OdpowiedzUsuńA odnośnie wypadków przeszłam z mężem podobnie - jadąc raz do pracy prawie się rozpaprałam na czołówkę z gościem - jakaś niewidzialna ręka w ostatniej chwili skręciła mą kierownicą i ominęliśmy się w hollywoodzkim stylu - na szczęście nikomu i niczemu nic się nie stało. A na drugi dzień w mojego męża stojącego na końcu sznura aut w fiacie panda na światłach pierdzielnął 14 metrowy tir w pełnym załadunku. Tir ino rysę miał, Panda poszła do kasacji a mąż z nogą w gipsie i kołnierzem na jakiś czas na wolne... Jak się dzieje źle to już na całego i od razu całe wiadro gówna na człowieka spada...
Do rzeczy ;)
Lalki boskie - aniołek strój ma przedni a diablica wyszła Ci szatańsko! Polecam się na przyszłość ;)
Skorzystam z każdej pomocy, bo póki co nadałaś kształt każdej mojej wizji! Samochodowych historii nie zazdroszczę, nasze wypadki, to tylko zadrapania!
Usuńdwie maszyny rozkraczone, sińce, zadrapania,krew i duma w krzakach...ale opowieść wyszła z tego piękna :)Anielica ma anielską kiecką :) pozdrawiam i życzę szybkiego ozdrowienia męża bo chory facet to w moim rankingu jedna z większych plag...
OdpowiedzUsuńSzanowny ślubny wie, że jeśli chociaż jęknie lub stęknie to dostanie w ucho! Za mój stres i jego bagatelizowanie sprawy!
UsuńMnie też wydają się przyciemne, ale i tak widać co trza.
OdpowiedzUsuńDiablica jak się "paczy" a zezik anielicy uroczy :D:D:D
Na początku się śmiałam z historyjki z robalem - tak gdzieś do "ale się baba wyjebała", bo potem to mnie przerażenie ogarniało - nadwrażliwa ze mnie istotka. Całe szczęście jest z wami jako tako. Zdrowia życzę. :)
Doktora polecam chociaż ostrzegam, że lubi się mnożyć - do mnie w drodze dwaj kolejni. :D:D
Zapewne, z punktu widzenia żula spod sklepu, wizja mojego wypadku była śmieszna. Bo jak inaczej- jadę prosto, nagle zaczynam trząść kierownicą, a potem z impetem walę w żywopłot. Ja bym się z siebie śmiała.
UsuńJednak dla własnego bezpieczeństwa umysłowego, to wolę wypadku Małżona nie wizualizować.
A niech mi się Doktor mnoży! Bylebym choć jednego dopadła!
http://allegro.pl/doctor-who-jedyny-na-allegro-sanctuary-base-i3213795911.html tu jest taki jeden kurduplasty z rakietą (tardis można sobie wydrukować z google do składania^^)
Usuńhttp://fc05.deviantart.net/fs38/f/2008/328/c/7/Paper_Craft_Tardis_by_gfoyle.jpg
UsuńTardis już mamy :) Tą samą :)) A Doktora, to mu chyba na urodziny z eBaya ściągnę. Doktor musi być "na wypasie" :)
UsuńA też prawda - Doktor to Doktor :D ja Tardis jeszcze sobie nie wydrukowałam :D:D:D
UsuńTo jakaś plaga na te moto - rowerowe wypadki,długo oczekiwane słoneczko wszystkim przygrzało :) mój ślubny odrapany a na umyśle to chyba potłuczony :)
OdpowiedzUsuńanielica z zezem ; CUDO :D
ja dobrze zdjęcia widzę, Anioł i diablica świetne, rogi się świecą? Bo z tyłu jakiś kabelek idzie?
OdpowiedzUsuńTo mieliście nie fajne przygody, kurczę, dobrze, że w sumie tylko na tym się skończyło (bo pamiętasz o lipcowym spotkaniu? Masz być cała i zdrowa na nim ;)
Nie :)) Rogi są zrobione z modeliny, a ogon z kabla :) Aż taka zaawansowana technicznie nie jestem :)
Usuń18 czerwca mam zabieg, ale zrobię wszystko żeby stawić się w Olsztynie!
ok- robak mnie rozwalił dokumentnie!
OdpowiedzUsuńŚwinia nie robak!
UsuńSzkoda, że aniołek sztywnawy, byłoby jeszcze ciekawiej :)
OdpowiedzUsuńLalki dobrane świetnie, mogliby robić takie zestawy...
Korzystając z miejsca wyrażę swoje uwielbienie dla dziwożony z poprzedniego postu- jest piękna, egzotyczna i stuprocentowo roślinna.
Dzięki! Zielona Driada to moje najdoskonalsze "dzieuo"! Cieszy mnie to, że ona się podoba innym, tak samo jak mnie :)
UsuńToż to mrożący krew w żyłach post! Zdrówka życzę - Tobie przede wszystkim, bo przy opiece nad chorym mężem tego trzeba wiele... No i z takim aniołkiem to już chyba nic złego więcej się Wam nie przydarzy. I tego Wam życzę:)
OdpowiedzUsuńAle jak ten anioł da radę mieć na nas "oko" z tym zezem? ;)
UsuńI tak myślę, że na chwilę limit nieszczęść wyczerpany!
Rok temu mój mąż też miał wypadek. Jechał spokojnie do pracy, kiedy wbiła się w niego terenówka. Samochód skasowany, małżonek cudem cały, poduszki powietrzne spisały się na medal. O wypadku poinformował mnie telefonicznie, zasugerowałam pogotowie, ale jego przecież nigdy nic boli. Załatwił z samochodem i pojechał do pracy, superman mój. Po paru godzinach źle się poczuł, podeszliśmy anostry dyżur ulicę dalej. Spędził pięć dni w szpitalu z podejrzeniem wstrząśnienia mózgu i uszkodzeniem kręgosłupa w dwóch odcinkach... Potem zalegał mi miesiąc w domu i nosił sztywny kołnierz. Powiem szczerze, że nie mogłam spać, kiedy był w szpitalu, a w pierwszą noc strasznie się bałam, że mi umrze. Wszystko skończyło się dobrze, ale stres był.
OdpowiedzUsuńOjejku! Straszna ta Twoja historia! Mam nadzieję, że co złe już minęło! Ja na Twoim miejscu też bałabym się zasypiać.
UsuńPierwszą noc pilnowałam Małżona i nasłuchiwałam czy oddycha :)
Minęło i nie tęsknię za podobnymi emocjami.
UsuńMoże nie powinnam, bo historia wieje dramatem ;), ale sposób w jaki opisałaś całe wydarzenie sprawił, że momentami nie mogłam powstrzymać się od śmiechu ;) U mnie zdjęcia wcale nie są za ciemne...
OdpowiedzUsuńTo ja już nie wiem, co z tymi fotkami!?!
UsuńI trza się śmiać! Po to pisałam! Żyję i Małżon też i mamy dom szpitalny!
Jednoślady to ZUO. Powinni tego zabronić.
OdpowiedzUsuńDobrze, że Wam się nic poważnego nie stało, do wesela się zagoi ( mam nadzieję, ze Maślak ma już jakąś dziewczynę?)
A spróbuj mnie tylko Żulitetę odebrać, to Cię nakarmię krupnikiem!
UsuńNa siłę!!
Maślak nadal jest kawaler. Jeśli będzie się do tego zabierał jak jego tata, to jeszcze dłuuuugo będę kobieta nr 1 :)
A co? Ślubny się znudził? ;)
Brrr, sankcja krupniku działa! Poddaje się!
UsuńA co do pytania numer dwa - Maślak jest jak dla mnie chyba ZBYT nieletni :D Poza tym - Rudy Królik jako teściowa. Najczarniejszy koszmar :D
No weśśśś!!! Ja byłabym IDEALNĄ teściową- jestem złośliwa, ciekawska, marudna i uparta jak wół! Byłoby tak fajnie!
UsuńBleeee jak najmniej takich wydarzeń drogowych Ci życzę. Robal w oku potrafi doprowadzić do szaleństwa. Człowiek ślepnie i nie wie co się z nim dzieje. Dobrze, że niczego nie połamałaś sobie i nie rozbiłaś głowy.
OdpowiedzUsuńPanny black&white świetne z jajem, jak zawsze u Ciebie.
Pozdrawiam i życzę zdrowia dla CIebie i małżonka :)
Najzabawniejsze jest to, że rok temu też "zaliczyłam" ten żywopłot :) Wtedy jedynie próbowałam ominąć Joreczka...
UsuńNajbardziej obtłukłam tyłek, choć sztywny i siny palec, też nie należy do najprzyjemniejszych doznań.
Bardziej się kolanem Małżona martwię :(
Czasem tak sobie myślę, że lepsze kilka małych katastrof niż jedna duża. Ponieważ mnie małe katastrofy prześladują naiwnie wmawiam sobie, że to bardzo dobrze...;)
OdpowiedzUsuńAnielica spisała się bardzo dobrze, ale i tak moja sympatia skupia się diablicy. Może i jej uroda jest trudna, ale świetnie pasuje do roli jaką jej wyznaczyłaś. Jej spojrzenie mówi:"Jeszcze wam pokażę";)
Ale ile ja się z tą Diablicą namęczyłam! O matko! Byłam bardzo, bardzo blisko ogolenia jej na łyso :)
UsuńW świetle "króliczych opowieści";)..u mnie wieje nudą na maxa;) po wekendzie tylko jedno dziecko poważnie uszkodzone- złamana lewa górna kończyna;)
OdpowiedzUsuńMałż się wyliże pod czułą opieką króliczych łapek....Królikowi ocalało oko- mimo wrednych samobójczych szubrawców czyhających w krzaczorach - jest dobrze! Najgorzej ma biedna Żulietta- aż mnie za serce ścisnęło jak czytałam opis ran przez Nią odniesionych....i ten lakier obdrapany...ochhhh biedula!!!!
Lalki cudne-ich look powala!
P.S. Jak powszechnie wiadomo- mężczyźni rozwijają się tylko do 5 roku życia- później tylko rosną. Nie jest więc dziwne,ze bawią się niefrasobliwie i nieodpowiedzialnie na jednośladach rozmaitych....z wiekiem użytkownika niestety zwiększa się urazowość w związku wielkością onego odwrotnie proporcjonalną do rozwoju mózgu oraz zwiększona mocą i szybkością jednośladu;)
"Wieje nudą" i "złamana kończyna" to nie są stwierdzenia, które uważam, że mogą stać w jednym zdaniu. Zwłaszcza, jeśli chodzi o potomstwo :)
UsuńCóż... masz dłuższy staż jako mama, więc pewnie niejedno widziałaś :)
Żulietta jeździ :) Nawet brudna i obdrapana jest damą w każdym calu!
I nikt biednego Małża nie pożałował! To może choć ja jedna. I jeszcze taki reżim, że jęknąć nie może. O zezowaty aniołeczku miej go w swojej opiece.
OdpowiedzUsuńLalki fajne, Anielica jak trzeba anielska (ja tam zeza nie widzę, ale no, ślepa już jestem), a Diablica ognista, wyszła fantastycznie. I te czerwone skrzydełka fikuśne. Życzę szybkiego ozdrowienia i jak Cię znam (choć tylko wirtualnie) Żulitetę naprawisz i za tydzień będziesz śmigać, tylko żywopłoty omijaj.
Ja Go żałuję! Cały czas mu mówię, że jest biedny1 :)
UsuńI może jęczeć, tylko nie może udawać, że nic się nie stało, bo choć złapałam robala okiem, to drugie mam sprawne i widzę dobrze, że on potłuczony!
Żulietta już śmiga. Trochę skrzypi, ale to twardzielka!
Podzielam miłość Twego Małżona do motorów...! Wiem, są niebezpieczne... No ale miłość to miłość - tego się nie wybiera. :)
OdpowiedzUsuńA cóż to za przebrzydły owad tak Cię okaleczył! Jeden, mały i wredny, że też nie miał gdzie latać... Dobrze, że się obyło bez poważniejszych obrażeń i u Ciebie i Małżona! Szybkiego powrotu do pełnej sprawności życzę :)
I tak patrzę i patrzę na te ślepia Anielicy... I dopatrzeć się zeza nie mogę :D Może na żywo to widać, ale na zdjęciu nic nie dostrzegam... Za to Diablica ma świetny gorset - tu brawa dla Magality :)
Choć serce boli, to godzę się na miłość Małżona do motoru. Cóż, nie mam wyjścia :) Zdaję sobie sprawę też z tego, że to trudna miłość i czasem boli. Ale nerwów, powstrzymać nie umiem i zawsze, gdy on jedzie (a ten motor to naprawdę nie jest ścigacz) to ja matruję, by przyjechał w jednym kawałku!
UsuńElvis też mi się kojarzy że świnką- te jej oczka i nos;)
OdpowiedzUsuńMój chłop złapał bakcyla na motor- dzięki o niebiosa, że wcześniej prawo jazdy musi zrobić;)
Szczęście w nieszczęściu że małżon tylko (oczywiście zdecydowanie to "aż") kolano uszkodził...
Wyrazy współczucia i uściski przesyłam z powodu Twojego rowerowo- robakowego wypadku- znam te ustrojstwa- małe, czarne- nikt ich nie widzi, ale jak wpadnie do oka to można umrzeć...
No i rower...
Anioł fajny- zez najlepszy;)
Chłopa nie ma co ograniczać, bo będzie nieszczęśliwy. Trzeba zacisnąć zęby i liczyć na jego zdrowy rozsądek.
UsuńTo jest "aż" kolano- noga się nie zgina, rana paskudna, z której się paskudnie leje. Fuj!
Ten robal to słodyszek rzepakowiec - leci nie tylko na kwitnący rzepak, ale na wszystko, co żółte. Mojemu dziecku w środku miasta ostatnio głupie słodyszki obsiadły nawet żółtą parasolkę.
OdpowiedzUsuńElvis Barbie może i ładna... dla fanów Elvisa. A może to przez ten balon traci na urodzie? Pewnie tak, bo po zlikwidowaniu balona na głowie jest całkiem, całkiem :-)
Jakakolwiek by nie była, stylizacja na Diablicę i Anielicę wyjątkowo pomysłowa!
Przy okazji pożałuję obu poobijanych Królików - tago z roweru i tego z motoru. Na przyszłość proszę uważać!
P.S. - dobra rada od Wujka Dobra Rada:
Na rower dobrze jest wkładać jakiekolwiek okulary, chociaż przeciwsłoneczne, które chronią przed robalami w oczach.
"Słodyszek" to zdecydowanie zbyt ładna nazwa dla takiej bestii!
UsuńNie noszę okularów i żadnych czapek, kapeluszy, z tej prostej przyczyny, że w każdym kształcie i fasonie wyglądam jak przygłup!
Duma mnie kiedyś zabije :))
Nieszczęścia chodzą parami, a po wyobrażeniu sobie nogi wyglądającej, jak rozbity burak chyba będę zniechęcać mojego lubego do kupna motocyklu ;-)
OdpowiedzUsuńCo do lalek, to niezła z nich parka, choć Baśka Elvis faktycznie na promo wygląda korzystniej ;-) A jasność zawsze możemy sobie ustawić w monitorze :-D
Co to to nie! Moje zdjęcia mają być takie, żeby nikt, nic nie musiał rozjaśniać! Mają być "purrrfect!".
UsuńZ doświadczenia wiem, że jak się chłop uprze na jednoślad, to ni płacze, ni lamenty nie pomogą. Trzeba się uzbroić w cierpliwość i przypomnieć sobie każdą, możliwą modlitwę ochronną :)
Siła złego na biednego! Mężowi to bym do d... nakopała, że bagatelizuje. A jak zawału dostanie to też będzie mówił, że "nic się nie stało?" Noż kurde bele! Ludzie powinni pamiętać, że ich życie i zdrowie jest cenne nie tylko dla nich, ale i dla rodziców, żon, mężów, dzieci, rodzeństwa, przyjaciół i mają o nie dbać, a nie lekce je sobie ważyć. Wrrrrrr!
OdpowiedzUsuńA lale - świetne w duecie i nadające się w sam raz do jakichś nadprzyrodzonych historii.
Kopałam...
UsuńBiłam...
Gryzłam...
Złożeczyłam...
Próbowałam przekupić takimi gaciami bez materiału (if you know...;))- nie działa!
Do nadprzyrodzonych historii lalki się nie nadają. Może nie widać na fotkach, ale obie z twarzy są mocno "nieintelektualne" :)
diablica jest rewelacyjna! zaś anielska lala nie wiedzieć czemu kojarzy mi się z Dodą:)))))) najważniejsze że zyjecie po tych wypadkach biedaki moje
OdpowiedzUsuńO to dobrej poduszki pod obtłuczone 4 litery trzeba :)
OdpowiedzUsuńMama życzy zdrowia i też pielęgnuje swój zadek, bo zachciało się kobiecie po skalniakach łazić i wywinęła orła z wysokości : jak mówi to był krótki lot z twardym lądowaniem:)
Aj!
UsuńBiedna mama Twoja! Może myślała, że jest kozicą górską?
A wszystko, co fajne w diablicy (czyli strój) to zasługa Gosi!
Oj a lalki piękne diablica wymiata
OdpowiedzUsuńWspółczuję przykrej przygody podwójnej - ale w Twoim wykonaniu z każdej opowieści można boki zrywać, mimo że grozą wieje.
OdpowiedzUsuńMam nadzieję że szybko wydobrzejecie a robal drogi do domu nie znajdzie.
Lalki są cudne obie- a wizja diablicy szalenie mi się podoba!
O matko współczuję Wam obojgu. Mam nadzieję, że wszystko szybko się zagoi.
OdpowiedzUsuńCo do laleczek to są świetne. Szczególnie Diablica prezentuje się super. :)
Wiem co czujesz z tą głupią muchą w oku! Miałam tak raz i o mało co samochód mnie nie potrącił na rowerze. Od tamtego czasu jeżdżę w wielkich okularach, żeby znów mi coś do oka nie wpadło (i nie będzie to facet, wtedy by dopiero bolało!).
OdpowiedzUsuńWspółczuję Ci i mam nadzieję, że oboje z Małżonem zaleczycie szybko rany!
Lalka bardzo ładna, trochę inaczej wyobrażam sobie lalkowe Anioły, ale Twój jest słodki, aż zęby bolą. :)