Jak powszechnie wiadomo na urlopie się odpoczywa, tak też Małżon zrobił. Na pierwszy ogień poszedł odpoczynek przy włączniku światła kuchennego.
Powiało grozą....
W historii wyszukiwań w guglach pojawiły się hasła: "budowa włącznika światła", "naprawa włącznika", "skutki porażenia prądem", "czy szydzenie z męża, to zdrada".
Światło w kuchni składa się z trzech, niewielkich żarówek włączanych dwoma "pstryczkami". Od jakiegoś czasu mam lekką dyskotekę, bo gdy świecą się wszystkie trzy światełka, to dwa skrajne migają. O dziwo, nie działa to, gdy jest włączone jedno światło i nie działa gdy są tylko dwa. Wcale mi to nie przeszkadzało i nie zwróciłam na to uwagi, ale Małż z przejęciem wytłumaczył mi czym grozi zostawienie tego w takim stanie jak jest. Gadał coś o "zwarciach", "przebiciach", roztoczył wizję kucia ścian w poszukiwaniu kabli. W końcu wzruszyłam ramionami i pozwoliłam mu działać.
Małżon mój jest człowiekiem miliona talentów- pisze gry na komórki, robi najlepsze na świecie warzywa na patelnię, płodzi najmądrzejsze dzieci i potrafi wybekać abecadło (ale tylko do "k"), ale w elektryka nigdy się nie bawił (przynajmniej nie w kuchni i nie w dzień ;)), więc dla jego zdolności musiałam dać duży kredyt zaufania.
Cóż... Jednak bardzo nie zdziwiło mnie to, że ostatecznie "naprawa" polegała na rozkręceniu włącznika, stwierdzeniu: "nie wiem, jak to zrobić dobrze" i wykręceniu dwóch "wadliwych" żarówek.
No co? Jasno jest! Przecież mogę gotować przy tym jednym, smętnym światełku!
Niestety, zbyt wierząca w zdolności małżonowe i chcąca podbudować jego, nieco przyklapnięte ego,
popełniłam błąd życiowy, który będzie mnie prześladował, aż po kres mego, króliczego żywota... Powiedziałam: "Skarbie, skoro już się bierzesz za prace domowe, to może zajrzyj do kranu w łazience, bo coś cieknie".
Kap, kap... Płyną łzy...
Normalne domy mają co najmniej dwa zawory od wody- w kuchni i w łazience. Moje mieszkanie normalnym nie jest! Nie dość, że zimą zamarzają nam rury, podłogi mają artretyzm bo piszczą nawet pod kotem, drzwi do łazienki są wmurowane w ścianę i mam tylko jeden zawór. Ten, który Małżon zakręcił, by rozkręcić kran, z którego tylko kapało. (Zapamiętajcie to: TYLKO kapało!).
Nie można zrobić herbatki, nie można na kiblu poczytać nowej (i Bogom dzięki jedynej!) książki Ilony Felicjańskiej, a własnie dzięki niej dowiedziałam się, że stare żydowskie przysłowie, które mówi, że: "zazwyczaj papier robi się ze szmat, ale jak widać, można i na odwrót", jest tak do bólu prawdziwe.
Postanowiłam więc zostawić Małżona w łazience, a sama capnęłam Maślaka i poszliśmy podbijać pobliski plac zabaw.
Gdy, po kilku godzinach wróciliśmy do domu, zastaliśmy istny obraz nędzy, rozpaczy i porażki- wodę lejącą się z kranu STRUMIENIEM, zdemontowany prysznic, rozwaloną baterię umywalkową i Małża zaczytanego w "internetach". Nie dam głowy uciąć za to, ale przypuszczam, że hasła tym razem brzmiały: "jak uszczelnić kran", "po ilu godzinach zalewa się sąsiada", "jak skutecznie ukryć ciało żony".
Przyznam, że ręce mi opadły. Wsadziłam Ślubnemu kilka wcale-nie-miłosnych słów, odwróciłam się na pięcie i powiedziałam zimno: "zepsułeś, to napraw"!
Tego wieczoru była moja kolej usypiania progenitury Umyłam Maślaka, jak za niemowlęcych lat, chusteczkami nawilżanymi, sama też przetarłam się nimi w strategicznych miejscach, wierząc że woda rychło powróci.
Stres mnie uśpił. Jedyne co pamiętam, to Małżon szturchający mnie w bok i nakazujący umyć zęby i zapewniający, że wszystko zrobione.
Zęby umyłam, ale chyba przez sen, bo do końca nie pamiętam. Rano resztki zaschniętej pasty do zębów, utwierdziły mnie w przekonaniu, że tak faktycznie było.
W łazience zajrzałam do wanny. Jak na moje oko- żadnych zmian, czyli bajzel, ale nic nie kapie. Odkręcam kran i...
cisza...
FUCK!
Zawór nadal zakręcony!
Ale z tego Małża kłamczuszek!...
W związku z tym, na pociechę sobie i Wam prezentuję Prawdziwego Samca wśród moich lalek:
Tak, tak...
Dobrze czytali!
PRAWDZIWY LALEK!!
Tak, to nadal blog Rudego Królika, który uważa, że facet w stadzie lalek, to rzecz niekoniecznie potrzebna!
Kapitan Jack Sparrow!!
Już śpieszę z tłumaczeniem- imć Wróbel został zakupiony, po to by dotrzymać towarzystwa mej, najdroższej Ance Piratce (Pirate Barbie).
- Jacuś, co masz? Rum?
- Rumu nie było, mam zupę.
- Mmmmm.... Flaczki! Pyszka!
Moja szpada jest bardziej szpadowata jak twoja szpada!
Czy wiecie co zastałam po powrocie z pracy?
Światło zrobione i nic nie miga!
Łazienka wypucowana na błysk i nie ma kapania!
"Ilonka" zachęcająco leży na pralce, kibelek zapraszająco kłapie klapką.
Małż zrelaksowany tłucze na kompie w jakąś gierkę.
Pewnie w wyszukiwarce znalazł: "jak zrobić dobrze kobiecie"!
Gdzie ci mężczyźni, prawdziwi tacy,
mmm, orły, sokoły, herosy!?
Gdzie ci mężczyźni na miarę czasów,
gdzie te chłopy!? - Jeeeee!
Dookoła jeden z drugim jak nie nerwus, to histeryk,
drobny cwaniak, skrzętna mrówa, niepoważne to, nieszczere.
Jak bezwolne manekiny przestawiane i kopane,
gęby pełne wazeliny, oczka stale rozbiegane.
Bez godności, bez honoru, zakłamane swoje racje
wykrzykuje taki w domu śmiesznym szeptem po kolacji,
śmiesznym szeptem po kolacji, śmiesznym szeptem po kolacji...
Gdzie ci mężczyźni . . .
Bojownicy spraw ogromnych, owładnięci ideami
o znaczeniu wiekopomnym, i wejrzeniu, jak ze stali.
Gdzie umysły epokowe, protoplaści czynów większych,
niż pokątne, zarobkowe kombinacje tuż przed pierwszym.
Nieprzekupni, prości, zacni, wielkoduszni i szlachetni.
Gdzie zeoni, gdzie tytany woli, czynu, intelektu,
woli, czynu, intelektu, woli, czynu, intelektu...?
Gdzie są prawdziwi mężczyźni tacy,
mmm! orły, sokoły, bażanty?
Gdzie ci mężczyźni - u-u-u - na miarę czasów,
gdzie te franty - jeeeeee!
Gdzie, gdzie, gdzie, gdzie!?
Nie ma, nie ma, nie ma, nie ma, nie ma, nie ma, nie ma, nie ma,
nie ma, nie ma, nie ma, nie ma, nie ma, nie ma, nie ma, nie ma,
nie ma, nie ma, nie ma, nie ma, nie ma, nie ma....
gdzie te chłopy, gdzie te chłopy, gdzie te chłopy, gdzie te chłopy?
No nie ma, nie ma, nie ma, nie ma, nie ma,
nie ma, nie ma, nie ma, nie ma, nie ma...
Gdzie, gdzie, no gdzie, gdzie,
no gdzie te chłopy!? - Jeeeeeeee
U mnie w domu, pani Danusiu! U mnie w domu!!
buahahahhaha!!!! uwielbiam Cię,wiesz!a małżona zazdroszczę,bo m ój choć kochanyto stworzony "do celów wyższych",kurka wodna,a nie do prac przydomowych....Muzyk,to chyba wyjaśnia wszystko.....
OdpowiedzUsuńGratuluję Wróbelka!!!sama bym capnęła!ciacho takie!
Małzona nie oddam! A Wróbla capnęłam tylko dlatego, że cena była miodna. jednak wyrosłam już z miłości do JD. I nie do końca rozumiem zachwytów moich koleżanek, nad posiadaniem miniaturki "boskiego" Johnnego :)
UsuńKocham cię <3
OdpowiedzUsuńPrzypomniało mi się jak mój mąż kiedyś zabrał się do mycia okna. Nalał wodę do wiadra, pozdejmował wszystko z parapetu, zdemontował żaluzje, naniósł szmat, ścierek, płynów,ręczników papierowych i bóg wie czego jeszcze, otworzył okno na oścież, zwinął się w kłębek w środku tego burdelu i zasnął.
Nie ma sprawy, ja jestem elastyczna w tych sprawach <3
UsuńJa też wolę spać zamiast sprzątać :)
Jesteś pewna, że nie poślubiłaś kota? XD
Usuń:"D Ty to masz przeboje! Hahahaha :D
OdpowiedzUsuńLalki super, bardzo dobrana para!
Prawda, że pasują?! Jacka kupiłam naprawdę głównie po to, by dotrzymywał Annie towarzystwa!
UsuńCiesz się, że mąż choć z trudem, ale naprawił. U mnie to ja się męczę z elektryką, śrubunkami i lejącą wodą z kranu...Nawet kryzę w bojlerze w łazience i grzałkę musiałam dawno sama wymieniać... No ale sama jestem sobie winna. Pokazałam na początku małżeństwa, że pewne rzeczy potrafię zrobić sama. Nigdy tego błędu nie popełnij !!!!
OdpowiedzUsuńJacka uwielbiam i jest to moje marzenie. Zdjęcia wyszły Ci przepiękne !
Ja mam swoją filozofię domową: "nie tykać!"
UsuńPo to mam faceta żeby: a) naprawił, b) znalazł kogoś, kto naprawi.
Swoje umiejętności trzymam głęboko w szufladzie :)
Prawidłowo !!!
UsuńSuper tekst - dzięki za poprawę humoru, mam nadzieję, że będzie mnie to trzymało do końca dnia , który nie zapowiada się dziś ciekawie:(
OdpowiedzUsuńA lalka Jacka zawsze mi się podobała, tak jak sama wykreowana w filmie postać lekko zwichrowanego kapitana:)
Oj, niedobrze! Ale cieszę się, że tekst poprawia humor!
UsuńJa już chyba trochę wyrosłam z "Piratów z Karaibów", bo zaczęli mnie lekko denerwować, ale lalek swój urok ma! Trzeba mu to przyznać!
hahahahahahaha
OdpowiedzUsuńSuper! Ja jako kobieta wielu talentów;) oraz drugi syn moich rodziców- Jacek;) odbyłam w stosownym czasie przeszkolenie w stosownych dziedzinach...gniazdka, uszczelki w kranach, bezpieczniki, obsługa wiertarki , opalarki, wałka i pędzla i takie tam...Od momentu jednak- kiedy to poślubiłam swojego ukochanego małżonka Wojciecha...stałam się - z pełnym rozmysłem i perfidią- "taka mala",że szok. Aż się sama sobie dziwię;)... Pozwalam się mu wykazywać we wszystkich dziedzinach..jako,że jest "czynnym elektrykiem" i z zamiłowania majsterklepką robi mi remonty i naprawy wszelkie sprawnie...co nie znaczy szybko;) Na niektóre muszę oczekiwać długo i cierpliwie...bo kran kapiący u sąsiada jest jakby ważniejszy niż nasz...nie wiem dlaczego;)
Brawo dla Małża,że się tak ładnie sprawił!
Brawo dla Królika,że nie zabił...tylko poczekał;)!!!
To ja odkąd mam chłopa swego, stałam się całkowitym antytalenciem komputerowym :) Nawet gry z płyty nie zainstaluję. Po co, skoro mam w domu wykształconego eksperta?
UsuńNajbliżej zabicia byłam, gdy w nocy kazał mi myć zęby!
:D Twoje opowieści od rana nastawiają mnie pozytywnie.
OdpowiedzUsuńJa nie mam problemu z zacięciem małżonka do napraw domowych. Przysłowiowego gwoździa w ścianę nie umie wbić. Co, nie ukrywam, pozwoliło mi bardzo rozwinąć moje własne umiejętności :D
Czyli, z której strony by nie patrzył, wychodzisz na tym na plus!
UsuńJa też nie umiem gwoździa wbić :)
A opowieści pisze życie :)
Ja bym przeszukała chałupę w celu znalezienia rachunków od hydraulika i elektryka ;) A jak nie, to ogłoś może, że cud się wydarzył w Twym domu, to pielgrzymki będą przychodzić, opłaty pobierzesz, nazbierasz kupę szmalu i się przeniesiesz w inne, bardziej przyjazne miejsce ;)
OdpowiedzUsuńMówisz? Zaprosił obcych facetów na imprezę i zapomniał o mnie? Ale coś jest na rzeczy, bo tam musiała być jeszcze babka- przecież było POSPRZĄTANE! XD
Usuń. ;)
OdpowiedzUsuńHaha, chciałam właśnie napisać coś w podobny deseń, jak powyżej o tych rachunkach xD
OdpowiedzUsuńChłopa lalkowego się dziwuję- bo przecież u Ciebie jak i u mnie babiniec obywał się doskonale bez jaj ;) Jacusia oglądałam wnikliwie w smyku i serducho nie drgnęło. U innych na fotach jest cudny- na żywo namiętności we mnie nie wzbudza. I tak myślę... a może to obecność pirata zmobilizowała Twojego małża, żeby pokazał kto w tym domu jest prawdziwym, pełnojajecznym mężczyznom ;)
Jack był sprowadzony do stada tylko i wyłącznie jako kompan dla Anny. Dla mnie największym "maczo" wśród lalek to nadal RuPaull. Sparrow stał na półce od kilku miesięcy i Małż ledwie go zauważał, sądzę panowie są sobie obojętni :)
Usuńhahahahahaaaaaa boskie!! popłakałam się jak zwykle, masz genialne poczucie humoru :) ale ale - skąd Ty masz takie realistyczno-piękne tło dla Jacka i Baśki? nad morzem mieszkasz? w takime razie miejsce zamieszkania przydało się do pasji ;)
OdpowiedzUsuńMieszkam z 50km od morza. Czasem uda mi się wyciągnąć Małża na małą wycieczkę. Na tej prawie zjadły mnie komary, więc sesja piracka jest okupiona moją krwią :)
Usuń(Ostrzegam będzie do rymu, gorzej niż częstochowskiego) Moja mama robiła wszystko w domu sama, a ja dziecię niegłupie mam to wszystko w dupie.( koniec rymów). Udaję, że nie umiem i już, nawet jak się przez kilka miesięcy nie mogę doprosić, to nie tknę. Jak usłyszycie, że wyleciałam wraz z chałupą w powietrze, nie wińcie piratów i beczki prochu, to tylko kuchenka gazowa, której normalnie nie da się włączyć. A mimo to nie mam nic przeciwko facetom lalkowym i nie tylko. "Bo bez chłopa żyć się nie da", jak nuci po cichu moja Maggie i wzdycha "bo i po co?"
OdpowiedzUsuńJa też nic nie "tykam", bo potem będzie na mnie i po co? ;))
UsuńMojego chłopa nie zamieniłabym na wszystkie lalki świata!
jak chce to potrafi, mój ma dokładnie tak samo, a "mięsem" przy tym ciska aż huczy ;)
OdpowiedzUsuńParka jest rewelacyjna, proszę ją przytargać na najbliższy zjazd :D
Wygląda, że ja na zjazd pojadę z walizką pełną lalek :)
UsuńMój mięsem nie rzuca, za to syczy przez zęby, a potem bez kija nie podchodź :)
Jack śliczny, jako zazwyczaj Johnny :) Sama mam ich 8, a jak mi się trafi okazja, to dokupię jeszcze ze dwóch, tak ich lubię XD
OdpowiedzUsuńNajważniejsze, że koniec końców światło i woda zostały naprawione:)
Ja już trochę wyrosłam z miłości do JD, ale czar Jacka działa i na mnie :)
UsuńCzekam ze strachem na następne awarie w domu...
Hahahahahaa, uwielbiam Twoje opowieści :D
OdpowiedzUsuńJa za to miałam wspaniałego dziadka... Jak dokręcił gdzieś jakąś śrubkę, to nie było mocnych, żeby ją później odkręcić :D
Oh, Jack ♥
Nic tylko pozazdrościć małżona:) Per aspera ad astra jak mawiali starożytni:)
OdpowiedzUsuńZresztą Jacusia też zazdraszczam...Ale musze przyznać, że przy Twojej piratce wygląda wspaniale. U mnie byłoby mu samotnie, więc najwyraźniej jeszcze nie czas;)
Ale przecież lalki się mnożą! Pewnie za Jacusiem przylazłby zaraz drugi lalek!
UsuńCudna sesja! Bardzo lubię Jacusia, do Piratki światnie pasuje, choć wygląda trochę jak ubogi krewny ;)
OdpowiedzUsuńDobrze mieć takiego Małża, co wie jak żonie radość sprawić!
OdpowiedzUsuńAle akurat teraz facetem nie będę się zachwycać, bo dech mi zaparło na widok lalek! ON i ONA - para wręcz idealna! Mają wszystko co lubię! Jack cudowny, nad zdobyciem go wciąż i wciąż myślę... Za to taka Piratka na pewno kiedyś będzie moja!
Sesja idealna! Tylko gdzie jest ich piracka łajba z czarną banderą...? :)
Łajba odpłynęła, gdy byli zajęci jedzeniem flaczków :)
UsuńJacka uda Ci się upolować- ja go ustrzeliłam tanio i jak za darmo!
Jack mi się bardzo podoba, ale Piratka bardziej. Chciałabym kiedyś ją zdobyć. Świetna sesja taka klimatyczna.
OdpowiedzUsuńDobrze, że Małżon naprawił wszystko. Uśmiałam się:) świetnie to opisałaś!
Mój mąż, to taka złota rączka, wszystko naprawi i fachowców wzywać nie muszę.;)
Piratka to jest "na wypasie", a Jacuś to zwykły "szarak". Akurat dla mnie to dobrze- jedyny facet musi wiedzieć, że nie jest najważniejszy w stadzie! :)
UsuńSzczerze- zazdroszczę ;-) Mój małżon niestety w domu nic nie tknie- niestety.... Czasami doprowadza mnie to do szału ale przynajmniej obsługa wiertarki nie jest mi obca.... Ostatnio dorwałam świetną wkrętarkę w promocji na akumulatorki- mogę jej używać wszędzie- istny szał ;-)
OdpowiedzUsuńLalek fajny, miałam chrapkę go kiedyś kupić ale sobie darowałam bo pewnie tak jak by szybko się zjawił, tak by szybko znikł. Ale chętnie obmacałabym ;-)
Twój mąż za to ma przebojową żonę! ;))
UsuńJa nawet żarówki nie umiem wkręcić.
Wróbel jest świetnie artykułowany. Niestety ja nie umiem go ustawić :(
Najważniejsze, że mąż koniec końców podołał zadaniu :)
OdpowiedzUsuńPogratulować!
No a pirat Jacek to mój ulubiony lalek chyba jest chociaż od czasów skandali z JD też jakoś mi uwielbienie dla JD przeszło... ale co temu zamieszaniu lalek winny? xD
Piratka bije go na głowę - piękna jest.
Jak to mówią: "gdzie Rzym, gdzie Krym"... JD a Sparrow, to dwie różne postacie.
UsuńJa np nie znoszę "Zmierzchu", ale nie przeszkadza mi się to zachwycać lalkami!
Nooo..., taki mąż to skarb! (Nawet, jeśli cichaczem wezwał fachowców...)
OdpowiedzUsuńFajna ta pircka para. Słusznie zrobiłaś, że kupiłś ich oboje, bo wyglądają jak komplet z jednego pudełka.
Zabawne jest to, że odkąd pierwszy raz zobaczyłam Sparrowa, to wiedziałam, że będzie on jedynym kompanem dla Anny. Nie pomyliłam się!
UsuńFachowców wezwać, to też trzeba umieć!
Mężczyźni...
OdpowiedzUsuńmój mnie ostatnio rzadko do kuchni wpuszcza, choć to jedno z moich ulubionych miejsc- zaraz po łóżku. Albo nie- każde miejsce, gdzie mogę się zawinąć w kołdrę jest ulubione;)
W każdym razie- najważniejsze, że małżon się spisał- nie ważne jakich środków użył;)
Też muszę w końcu mojego Jacka uwolnić...
To mnie wystarczy każde miejsce, gdzie dam radę głowę oprzeć- i już mnie nie ma i chrapię! :)
UsuńJa mam kuchnię "centralną" więc oboje korzystamy z niej po równo :)
Nooo - chłop dal radę :) Nieważne jak, ważne, że był efekt jak trza!
OdpowiedzUsuńPiraci na randce mnie rozczulają. Podziwiam stroje, urodę lic i w zasadzie wszystko, co z nimi związane. Troszkę szkoda, że mają takie smutne spojrzenia, ale z drugiej strony nie wyobrażam sobie uśmiechniętej Anny (no, chyba że to byłby półuśmiech)
A z czego oni mają się cieszyć?- Ona, wypasiona taka, a musi się z playlinami na półce użerać i On- jedyny samiec w stadzie? ;) I jeszcze rumu nie ma:)
UsuńJack jest świetny. :) A Pirate Barbie przepiękna. Śliczne zdjęcia. :)
OdpowiedzUsuńPiękna sesja, a morze i plaża to idealna sceneria dla tej pary. Świetna para.
OdpowiedzUsuńMój małżonek potrafi to, co facet powinien, czyli przyciągnąć "zwierzynę" , zadbać o dach jaskini i o mój dobry humor ;)
Bo, Twój chłop Aniu, jest z tego "lepszego" pokolenia, co chłop po prostu MUSIAŁ umieć :))
UsuńZdjęcia były by lepsze, ale te komary, co mnie chciały zeżreć, to skutecznie odebrały mi radość z fotografowania.
Jestem u Ciebie od niedawna i z przyjemnością 'łykam' Twoje specyficzne poczucie humoru, a i lalki fantastyczne. Brawo! PS Kto nie lubi flaczków? :)
OdpowiedzUsuńNie wiem, ale są to na pewno ludzie dziwni i ja bym im nie ufała!
UsuńMam nadzieję, że dam radę trzymać poziom!
Historia z klasycznym happy endem, ale za to jaka intryga ;-) Może powinnam przestać marudzić mojemu menowi, że ciągle przed kompem siedzi i pyka w gierki? :-D
OdpowiedzUsuńA niech sobie siedzi! Mój też "pyka"- ja patrzę i to najfajniejszy sposób spędzania razem czasu!
UsuńU mnie bateria kuchenna grozi wybuchem i zalaniem sąsiada nie od dziś. Trudno pod tym lasem upolować jakiegoś hydraula. Może więc podeślesz mi swego Małża??? :-) A piraci piękni... Fotki jak z filmów. Dwa dni temu, po pogrzebie kocura w ulewnym deszczu, reanimowałam się tą serią na dvd. Bez względu na okoliczności - dobrze mi robią pirackie klimaty.
OdpowiedzUsuńMałż niestety jest nie do wynajęcia... Może na jutubie mają jakiegoś tutka, czy cuś? ;)
UsuńSierściucha szkoda :( Trzeba mu było wyprawić iście piracki pochówek!
Rozbroiły mnie ... flaczki!! Romantycznie... nastroj...wiatr we włosach...morze w tle... nawet rum jest na miejscu bo ma smak wielkiej przygody i ... kochanie flaczki... FLACZKI czyli moje ukochane bebeszki... bomba. Pozdrawiam, często zaglądam na Pani bloga... Wrażenie robią stylizacje lalek np. hiszpańska tancerka - w czerwieni. Zapraszam do siebie na kawkę. Lusia
OdpowiedzUsuńPo pierwsze- żadna ja "Pani" ;)
UsuńPo drugie- niestety, ale mój paskudny charakter sprawia, że śmieję się nawet na pogrzebach (i stąd te flaczki).
Po trzecie- zawsze zapraszam! :)
Ja to jestem chyba jakimś potworem z kosmosu, bo uwielbiam i krupnik, i wędzoną makrelę, nie wspominając o flaczkach.
OdpowiedzUsuńW lalkowym kapitanie jestem zakochana i chyba ułożę niecny plan odbicia go z Twoich łapek. *mhroczny mjuzik w tle*
Uwielbiam krupnik i flaczki, a jeśli ktoś nie lubi makreli to jest albo kłamcą, albo co gorsza, weganem!
OdpowiedzUsuńKapitana będzie broniło przeszło 100 lalek Barbie, więc nie radzę odbijać :)
Facet powinien umieć robić pewne rzeczy, a jak nie umie to nie należy mu przeszkadzać w nauce.
OdpowiedzUsuńKapitana Sparrow nie muszę zazdrościć, bo go mam, choć jeszcze siedzi w pudełku.
Za to do Pirate Barbie wzdycham bardzo głośno. Jest bardzo piękna, ma face mold taki jak Nichelle Urban Hipster, która jest ostatnio moją ulubienicą.
Razem tworzą piękną parę rozbitków pochylonych nad miską flaczków.
Twój mąż dawno powinien cię kopnąć w dupę za takie opisy.
OdpowiedzUsuńCud że on to wytrzymuje!