W sumie jestem już mężata i dzieciata, i należałoby, po staropolsku, ciachnąć warkocze przy samej skórze. Już mi nie zależy na tym, żeby mnie ludzie z facetem nie mylili. Zależy mi na wygodzie!
Chciałabym w końcu zużywać jedno opakowanie farby zamiast dwóch. Suszyć się pięć minut, a nie pół dnia i siedzieć w wannie, w której pływa piana, a nie moje kłaki!
Patrzę czasem na moje ślubne zdjęcia i się zastanawiam, jak ja mogłam wytrzymać z grzywą sięgającą mi tam, gdzie plecy tracą swą szlachetną nazwę?! Chyba wywaliłam ten traumatyczny okres z pamięci.
Jednak, kiedy mając osiemnaście lat, podjęłam decyzję o zapuszczaniu, to byłam najbardziej zdeterminowaną samicą pod słońcem. Upartą jak osioł! Gdyby ktoś mi wtedy powiedział, że np.: od końskiego moczu włosy rosną szybciej, to jak dzika pobiegłabym czerep pod ogon wsadzić!
Podobnie było pazurami- najpierw, do późnych klas podstawówki, obgryzałam szpony tak, jakby to była najpyszniejsza kanapeczka. Wszystko po to, by po porzuceniu tej upodlającej czynności, zapuścić je na taką długość, że zwykłe podłubanie w nosie, stawało się sportem ekstremalnym.
Oczywiście taką "skrajną" konsekwencję zachowuję nie tylko w szczegółach wyglądu, na przykład herbatę wypiję albo gorącą jak piekło, albo zimną. Gdy zrobię sobie kubas Earl Greya i nie zdążę wypić go, kiedy napój ma jeszcze temperaturę wrzącej lawy, to muszę czekać aż zupełnie wystygnie. Pizzę też jem albo taką, która pali mi podniebienie, albo zimną i twardą jak kamień.
Wszystkie dotychczasowe pasje umarły mi śmiercią naturalną. Czemu?- albo dawałam z siebie 300% albo nic.
Przykład?
Ależ proszę!- Kilka lat temu, gdy największą miłością darzyłam wróżki, a o Barbiach tylko śniłam, przyjaciółka podarowała mi kanwę do wyszywania, wraz z kompletem mulin. Po skończeniu obraz miał przedstawiać śpiącego "skrzydlaka". W owym czasie haftowałam krzyżykiem namiętnie. Nie cierpiałam jeszcze na chroniczny brak czasu i nawet pracy nie miałam!Więc ochoczo zabrałam się do dzieła. Trzy tygodnie, z dzikim błyskiem w oku, bez spania i mycia, dziubałam krzyżyk za krzyżykiem. Krwią z pokutych paluchów budziłam materiał, a oczy przyzwyczaiłam do pracy w ciemnościach. Pewnego dnia stwierdziłam, że muszę odpocząć.
Odpoczywam do dziś.
Moja MamaM skończyła wróżkę tydzień temu.
Zajęło jej to dwa tygodnie ;)
Na paskudnym strychu wisi sobie piękne "hafcidło" i schnie!
Jakkolwiek lalki zakorzeniły się na dobre, to moja osobista "filozofia skrajności" działa i na nie. Są miesiące gdy wydaję kupę kasy na lalki. Jest to czas, który nazywam KKP- kompulsywnym kupowaniem lalek. Wtedy też siedzę na Allegro albo eBayu i kupuję każdą, ale to każdą lalkę, która wpadnie mi w oko. Nie ma wtedy różnicy czy to rozczochrane padło pogryzione przez psa, czy elegancka "dziunia" kupiona okazyjnie "jak u cygana".
Mann's Chinese Theatre Barbie AA Doll z 2000 roku.
I uwaga! Mówię to chyba pierwszy raz w historii bloga- ta lalka "na żywo" wygląda o niebo lepiej jak na promo!
Wiem, wiem... Dużo w niej tego... Dużo, za dużo!!
Za dużo falban, haftów, kryształków...
I tylko twarz lalki w tym wszystkim jest skromna:
Oszczędny cień do powiek i kwistoczerwona szminka.
Nie rozumiem tylko jednej rzeczy: skoro jest to Barbie AA, czyli Afro Amerykanka, to czemu wygląda jak Chinka?
Ja wiem, że ona ma mold Goddes. Był on pierwszy raz zastosowany w lalce o nazwie: Goddess of the Africa:
Bue! Nadal pasuje mi do afrykańskiej lalki jak pompon do trampka!
Po co kombinować, skoro Mattel stworzyło tyle innych, bardziej "afrykańskich" moldów? Np taki:
No! kończę z marudzeniem, bo mold Goddes, mimo wszystko, strasznie mi się podoba (tyle że nie na czekoladowo).
Gdyby nie ten mold, to Morgana nie wyglądałaby tak pięknie:
Dla ciekawostki dodam jeszcze, że aktualnie znajduję się w tej drugiej fazie KKP, czyli wcale nie kupuję lalek. Wręcz mnie od lalek odrzuca.
Nie martwcie się jednak- padła upchniętego w kartonach mam na najbliższe trzy lata! ;))
O biedny Króliku! jak ja Ci współczuję, że doświadczasz sezonowego wypalenia tematem i żyjesz zawieszona między skrajnościami!
OdpowiedzUsuńDoświadczyłam niestety syndromu KKL. Osobiste sprawy zmusiły mnie jednak do częściowego opamiętania. Aktualnie kupuję zdecydowanie mniej lalek. Z czego oczywiście dziko się cieszę.
tak na marginesie dodam, że bardzo krótkie włosy, wbrew pozorom są okropnie niepraktyczne- trzeba je często strzyc, żeby fryzura zachowała swój oryginalny kształt- no i układać, jakoś....
UsuńRób, jak chcesz... ale lepiej popytać osoby o takiej fryzurze, jaką sobie wymarzyłaś, ile czasu włosom poświęcają.
Ja dłuuuugo miałam włosy "na chłopaka" i pamiętam ile z nimi babrania.
UsuńAle ja tak nie lubię, jak mi gorąco :(
Ty kupujesz mniej lalek? A jak nie będziesz miała czego na bloga wrzucać? Kto mnie będzie rozśmieszał?! ;)
heh, z haftem krzyżykowym miałam tak samo :D
OdpowiedzUsuńPanienka śliczna :D
ale się dziś rozgadałam.... ;p
Rozłożę sobie czytanie na raty :))
UsuńMoże to jednak nie we mnie tkwi problem, a w krzyżykach?
O żesz co powiedzieć piękna jest a ten pieprzyk na buzi - uwielbiam pieprzyki to takie wykwintne u damy:)
OdpowiedzUsuńO! - tego syndromu doświadcza moja mama aktualnie (choć stara się pilnować limitu lalkowego)nawet wycyganiła od pana ze sklepu lalę i pan jej normalnie ją podarował w ramach dodatka do kredensu:)
Kurcze, to twoja mama ma moc, którą powinna rozwijać!
UsuńA ten pieprzyk, to chciałam usunąć, ale tak strasznie się cieszę, że tego nie zrobiłam!
Mam wrażenie, że z lalkami tak to już jest, że one nie lubią przybywać w pojedynkę;) Lalkowe okazje przyciągają się jak magnes:D
OdpowiedzUsuńMasz rację- lalki zdecydowanie mnożą się stadnie :)
UsuńCzyli wystarczy, że kupię lalkę i fatum się przełamie?
A może nie ryzykować? ;))
Jak kupisz jedną, to zaraz przybędą dwie następne, zależy w którą stronę chcesz to fatum przełamać :D
UsuńCzytam i...jesteś moją siostrą czy co??? Jestem taka sama jak Ty ! Aż dziw bierze, że nie tylko ja mam takie dziwadła na sumieniu. Włosy obcięłam pod wpływem impulsu, a potem gdy miły Pan na targu zapytał "co mogę Panu podać" wpadłam w furię i postanowiłam zapuszczać włosy. Jak zaczęłam haftować róże jakieś 10 lat temu, to do dziś nie są skończone, ale za to jak mnie bierze na coś innego, to nie oderwiesz mnie od tego nawet końmi. Taka to nasza dziwna natura... Nie jesteś przypadkiem Wodnikiem?
OdpowiedzUsuńBlisko- ja jestem koziorożec :)))
UsuńMoja mama zawsze nad tym boleje: "wszystko rozgrzebiesz, a potem skończyć nie możesz!"
Ja jestem po prostu "oślouparta" ;)
Ja tylko raz ścięłam włosy i mi przeszło bo fryzjerka zrobiła mnie na Marysię z M jak Miłość... ale ciekawa jestem efektów u Ciebie :) Może przedstaw męża przed faktem dokonanym? Lalka obłędna choć w życiu bym nie powiedziała, że to AA ;) Ty to masz nosa do ciekawych lalek...
OdpowiedzUsuńOjesuuu!!! Tylko nie "na Marysię"! ;))
UsuńKusi mnie to co mówisz, ale nie chcę spać na wycieraczce, póki włosy nie odrosną ;))
Dla mnie ta lalka to afro-chinka :)
nie jesteś sama, nie jesteś sama, znasz tą starą piosenkę ? wpadanie z jednej skrajności w drugą wielu osób dotyczy, w tym i mnie. Nie ścinaj włosów, bo chcesz czy nie, jesteś kobietą, a to oznacza, że masz więcej roboty wokół siebie. Zjechany na zapałkę łeb nie dodaje urody, a jeżeli to niewielu naprawdę osobom. Zostaw te włosy, a jak Ci przeszkadzają, to przecież teraz jest tyle przepasek ciekawych.
OdpowiedzUsuńMignęła mi się na Allegro Twoja najnowsza piękność. Pomyślałam sobie, ale cudo i proszę dzisiaj już u Ciebie jest do oglądnięcia. gratuluję jest naprawdę pięknie ubrana i ma super fryz.
O nie! Nie chcę na zapałkę :) Bardziej chcę "do ucha" ;))
UsuńI bardziej rozpaczliwie chcę coś zmienić i to mocno. Lato jest- włosy odrosną!
A lalka to cudo- masz rację. Doceniłam ją dopiero po czasie, jak na zimno mogłam się pozachwycać!
Pralka FRANIAAAA! Nie? A moja mama takową wyrzuciła na śmietnik :( w ogóle to zdjęcie ze strychu bardzo mi się podoba!
OdpowiedzUsuńA ta lalka już za mną chodzi wiele lat, ale już chyba jej nie kupię – to była taka stara wishlista, że właściwie trzeba by zacząć nową :)
Frania, frania :) Tyle, że nie moja, a sąsiada :))
UsuńWishlisty mają to do siebie, że są elastyczne. Nic nie stoi na przeszkodzie by starą włączyć do nowej :)
Hehe Króliku pisałam już że Ciem Kofffam?
OdpowiedzUsuńWłosów może tak radykalnie nie ścinaj, bo ja się kiedyś opitoliłam na zapałkę owszem cudnie było lekko na łbie, ale jak mi to zaczęło odrastać......... mało szału nie dostałam - teraz grzywę zwijam, podpinam i mam święty spokój ;)
A lalka ma cudną mordkę -przy tak bogatej kiecy w mojej ulubionej tonacji - wygląda znakomicie. Mold też mi się podoba jest taki "etniczny inaczej" ale śliczny.
Właściwe całe "szoł" robi to coś czerwone, co jest szalem, falbaną i kokardą w jednym. Musiałabyś sama zobaczyć to cudo, żeby zobaczyć jak jest uszyte i co jest do czego :)
UsuńFazę "odrastania" też znam. Mówiłam wszystkim, że mam fryz na "Chucka Norrisa".
Kofffasz? A ja myślałam co innego... ;))))))
A ja odwrotnie jestem na etapie zapuszczania włosów, choć wychodzą mi garściami i ciągłe muszę farbować i kupować dwie farby zamiast jednej. A farbować muszę, bo co jakiś czas mój mąż pyta, czy wiem co to za zwierzę, które ma biały pasek przez środek futra. Zdjęcie strychu cudne, Frania w krainie wróżek. Oj nie jedną rzecz zaczęłam i...
OdpowiedzUsuńLalka jest zbyt doskonała, korci mnie żeby Cię namówić na Twoją stylizację.
Jak to jakie zwierze?- szop albo skunks :))
UsuńNiestety lalki nie przestylizuję. Jej kiecka jest na niej zszyta na amen i nie uśmiecha mi się jej rozcinać.
Ale jeśli kiedyś dopadnę drugi egzemplarz, to kto wie?
hahahahaha
OdpowiedzUsuńjak zwykle świetny post! Masz niezaprzeczalny talent do syntetyzowania w zabawny sposób zdarzeń, sytuacji i stanów, które zdarzają się każdej z nas. Czytając Twoje posty ma się wrażenie,że czyta się o sobie. Super!
Uwięziona na strychu Wróżka-piękna, szkoda,ze ja cierpliwości nie mam do xxx.
Gwiazda dzisiejszej odsłony-Z A C H W Y C A J Ą C A!!!
A bo, baby w gruncie rzeczy są takie same :))
UsuńJa nadal lubię "krzyżykowanie", ale uwięziona pomiędzy domowymi sprawami, "rysiowaniem" i lalkami, nie mam na nie czasu.
Jakoś mnie to nie boli ;)
Piękna. Ma bardzo ładną suknię. :)
OdpowiedzUsuńTaaaak... Ze skrajności w skrajność... Kiedyś ścięłam włosy na baaardzo krótko i postanowiłam, że już nigdy więcej tego nie zrobię! :) Z długimi wbrew pozorom o wiele mi wygodniej - same się ładnie układają, teraz jest tak ciepło, że suszarka poszła w kąt, a jak jest za gorąco szybko można je związać :)
OdpowiedzUsuńA lalka przecudowna, cieszę się, że w końcu ją pokazałaś! I wszystkie te falbany, hafty i inne dodatki bardzo mi do niej pasują :) Idę jeszcze ją sobie popodziwiać :)
Mann's Chinese Theatre Barbie wygląda dla mnie jak dziewczyna śpiewająca w klubie jazzowym (ta suknia, ta fryzura!). Światła na nią, mikrofon do ręki i wychodzi urodzona diva!
OdpowiedzUsuńJak ci dobrze, że nie cierpisz na lalkową chcicę! Prześlij mi, proszę, w myślach choć trochę tego lalkowego niechcenia, żebym ochłódła, bo płonę z chęci zakupu kolejnej :(
Spoczko- ile chcesz? 2-3 tony? W paczce zwykłej czy ekonomicznej? ;) W zamian poproszę o dodatkowy pokój, albo mieszkanie :))
UsuńNie martw się- w końcu wykupisz miniaturki wszystkich fajnych facetów i wtedy zaczniesz kolekcjonować żywych ;)
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńAni AA, ani Chinka, dla mnie to Hiszpańska uroda! Też uwielbiam ten mold, a najbardziej u "Princess of the Incas" oraz "Northwest Coast Native American Barbie". U Indianek też się ten mold sprawdza, bardziej niz u lalek afrykańskich :-)
OdpowiedzUsuńPodeślesz zbliżenie wyhaftowanego obrazka?
Taaak, i dla mnie ona chińska z jazzową nutką, rzeczywiście! Miałam ją w planach zakupu, gdy i mnie maniacki szał się trzymał. Póki co - i ja w stanie urlopu. Postanowiłam zostawić sobie kilka pozycji na dalszą część życia, bo brak mi koncepcji, co będę zbierać, jak już wszystkie lalki uzbieram :-) Włosy sieknij, nie cykaj się. Mówi Ci to osoba, której krótkie odrosły niespodziewanie do pasa. Rok już je tnę :-) Najpierw popatrzę, jak robią to inni :-)
OdpowiedzUsuń