Charakterystyka Królika

Moje zdjęcie
Elbląg, Warmińsko-Mazurskie, Poland
Jestem Żoną i Matką. Kolekcjonerem i Czytaczem. Budowniczym swojej małej rodziny. Mój MałżOn to odważny, lecz nico leniwy lew. Mój Syn to Mały leśny troll o najmądrzejszych oczach świata. Ja to Chaotyczny Królik, kobieta o wielkim sercu i duszy wielkości lalki Barbie. Sprzątam, gotuję i piszę, a przede wszystkim żyję! Oj, tak- żyję pełnią życia!!!

poniedziałek, 8 września 2014

Logika vs Zombies

No, to lato za nami i zgodnie z obietnicą powracam do żywych. W najbliższych dniach ogarnę zaległości blogowe, rozejrzę się za nowinkami i poudaję, że moje "niebycie" było powodowane chorobą, a nie lenistwem.

Młode uzyskało ostatnio pozwolenie na samodzielne eksplorowanie podwórka za domem. Nielicha to sprawa dla czteroletniego człowieczka. Szybko okazało się, ze podwórko zamieszkałe jest przez inne trolle w podobnych gabarytach i mówiące tym samym językiem.
Jest Kewin*, który ma wygląd chochlika i uroczą buzię. Pomimo pretensjonalnego imienia, jest słodkim i grzecznym dzieciakiem, i ma normalnych i wesołych rodziców. Jest Ania- nieco pulchna dziewuszka, która zapewne wyrośnie na ładną kobietkę, a na razie broi za czterech wyrostków. Jest "Pipek"- chudy i nieco niepełnosprawny nastolatek, który gnębiony w szkole za odstający od reszty wygląd, jest opiekunem młodszej gromady i uwielbiany przez nich jak łagodny, starszy brat. Są wnuczki sąsiadów, których imion nie sposób mi zapamiętać, jak i ich rozróżnić, choć nie są bliźniaczkami.
No i Maślak- nieśmiały, dopiero od niedawna mówiący i zupełnie twardo stojący na ziemi, broniący plastikowym pistoletem całej bandy, przed hordami zombie i smoków, które czają się w każdych krzaczorach.

Zanim zdecydowaliśmy się na samodzielne wyprawy Młodego na podwórko, to oczywiście chodziliśmy tam z nim. To znaczy, chodził Małżon, bo ja nadal jestem "persona non grata" w wojenkach z sąsiadami. Stopniowo udział Małżona w budowaniu babek z pisaku był coraz mniejszy, a większy udział Maślaka w zabawach z rówieśnikami.
Stopniowo powstawały też WIELKIE ZASADY:

- Nie chodź sam w stronę ulicy (to jest od frontu bloku nie chodź.)
- Mów wszystkim "dzień dobry"(nawet po dwadzieścia razy, do porzygania! Niech wiedzą jaki jesteś dobrze wychowany!
- Jak musisz mnie wołać, to chodź tu, pod te zielone drzwi garażu i krzycz w tamte okno! (a nie drzesz paszczę jak dziki, z drugiego końca podwórka i ja zaraz myślę, że Cie mordują.)
- Nie bierz cukierków, ani w ogóle niczego od obcych! (a jak Ci ktoś coś proponuje to biegnij pod zielone drzwi. A najlepiej nic nie bierz. Udawaj niemowę.)

Młode na każde pouczenie reagowało tak samo- kiwaniem głowy i powtarzaniem: "No weś mama, rozumiem! Nie jestem dzidziuś"

I tak sobie chodził, wracał, chodził, wracał, aż jednego dnia...

Młode wraca z podwórka i prawie go nie widać zza wielkiego jabłka, które konsumuje aż mu sok cieknie po brodzie, a uszy się trzęsą tak, jakby owoc był mityczną ambrozją.
Ponieważ, ja miałam niegdyś epizod w życiu, z którego nie jestem dumna, a mianowicie obgryzałam każde znalezione jabłko i gruszkę- nawet te znalezione na ulicy, a nie tylko pod drzewkiem. Doskonale wiem, jak dzikim stepem galopuje wyobraźnia dzieciaka. Miałam osiem lat, a babcia święcie wierzyła, ze od "zielonych" jabłek boli brzuch, więc miałam całkowity zakaz spożywania świeżych owoców. Zakaz ominęłam na swój sposób, obrzydliwy przyznać muszę. Jest mi wstyd, ale jestem bogata w doświadczenie życiowe.
Nagle przeraziło mnie, że Maślak mógł wpaść na podobny w swojej prostocie i jednocześnie idiotyczny pomysł. Geny i te sprawy...
- Młode, skąd masz jabłko?- pytam, siląc się na obojętność, choć boję się, że powie, że pod śmietnikiem znalazł, albo że "samo przyszło".
- Pani Sonsiatka mi dała- odpowiada Młode. Brudnym paluchem zaczyna wydłubywać pestki na podłogę, a potem łapę wyciera w koszulkę, jeszcze rano białą.
- A jak ta pani wyglądała?- próbuję dociec, czy to nie pani Kwiecień**, przypadkiem nie próbuje otruć mi progenitury.
- Miała taaaakie włosy- Młode wykonuje nieokreślony gest wokół głowy- czarne! I psa miała. W tym samym kolorze- pestki zostaję wdeptane w dywan, a ja na chwilę tracę rezon, bo własnie widzę, że można jednocześnie jeść jabłko i dłubać w nosie. Sztuka tyleż trudna do opanowania, co hipnotyzująca w przekazie.
- W tym samym kolorze co włosy?- pytam, jednocześnie próbując sobie przypomnieć czy szczuropies Kwietniów jest czarny, różowy czy w ciapki.
- Nie, noooooo...mamoooo... co jej bluzka***- wyjaśnia Maślak- miała bluzkę i psa w tym samym kolorze. Mogę iść się bawić na tablecie? W zombie****?- ponieważ widzę, że stan skupienia Młodego jest daleki od stałego, to na szybko decyduję się na ostatnie pytanie:
- Młode, a co Ci mówiłam o braniu jedzenia od obcych?- usiłuję zrobić groźną minę. Minę "Matki Polki Zatroskanej". Niestety groźna to ja jestem jak koszatniczka, na cukrowym haju i Maślak doskonale zdaje sobie z tego sprawę. Ja niestety też.
- No... żebym nie brał CUKIERKÓW!- powiedział Młody, rzucił ogryzek na stół i poszedł grać na tablecie, nie zaszczyciwszy mnie nawet jednym spojrzeniem.
Zdeptał mnie logiką i zatańczył salsę na moim trupie. W niebieskich kaloszach!

 ****Plants Vs Zombies - ukochana gra Maślaka, Małżona i moja też! Polega na ochronie naszego ogródka warzywnego przed hordą krwiożerczych wege zombie. 
To prawie jak ochrona czereśni przed szpakami, ale można do szkodników strzelać z kukurydzianego działa.


Zombie Katapultowy- strzela kapustą. Zwany przez Maślaka "Zombie Dziadkiem"- wcale nie przez podobieństwo figury u obu panów ;)

A teraz do rzeczy! Lalka!

Przyznam, że zawirowania zdrowotne sprawiły, że lalkowanie było dla mnie raczej rutyną, niż przyjemnością i miałam na nie tyle ochoty, co ginekolog z dwudziestoletnim stażem na seks z żoną. Bogom dzięki nawiązałam miłą znajomość, z miłą panią doktór, która za pomocą miłych białych tableteczek rozwiązała mój problem z wegetacją i "nicmisięniechcyzmem". I okazało się, że świat jest jednak kolorowy, a lalki są fajne, a na szafie leżą w trumienkach cudeńka i czekają na rezurekcję. Jak te zombie w grze Maślaka. Logika nakazywałaby zostawić je zostawić na wieczny spoczynek, bo lalki w pudłach nabierają wartości, jak wino. Serce jednak rządzi się nie logiką, a chaosem.
Na pierwszy ogień poszła lalka, którą kupiłam, bo jestem łasa na nowe moldy w kolekcji. W zasadzie nie mam już wishlisty, kupuję co mi w oko wpadnie, a najbardziej cenię te lalki, które są troszkę bardziej oryginalne, niż inne. Dlatego też zdecydowałam się na lalkę z moldem Pazette, który jest stosunkowo nowy i póki co zarezerwowany dla lalek kolekcjonerskich, takich jak np:




Cóż, chciałabym powiedzieć, że udało mi się kupić, którąś z powyższych lalek, ale byłoby to kłamstwo wierutne.
Skusiłam się na "ekonomiczną" wersję "pazetki", czyli:

Holiday Barbie AA z 2013 roku


Nie będę ściemniać. Pierwsze wrażenie, to było głębokie i bezbrzeżne: "meh..." Żeby nie powiedzieć- rozczarowanie. Laka ginęła w powodzi bieli sukni, która natychmiast została ochrzczona przeze mnie "bezą" i była głównym powodem odłożenia lalki na półkę.
Szczęśliwym zbiegiem okoliczności, po pół roku leżakowania, trafił mi się chętny na kieckę i to zmobilizowało mnie to wyjęcia panny z trumny.

No powiedzcie sami, czy można było polubić coś, co tak wyglądało:

 Meh...

Meh...

Meh...

Meh...

 Meh...

Meh...

Rzep!
Meh...

Beznadziejność powyższych fotek jest adekwatna do wielkości odczucia "meh". Najbardziej ucieszyło mnie to, że beza była zapięta na rzep, byle jako i badziewnie, ale nie musiałam rozcinać sukni, żeby wydobyć z niej lalkę.
Naga Holly (bo tak ją roboczo ochrzciłam) sprawiła, że serce mi drgnęło.
Po wyrzuceniu okropnych, odpustowych, srebrnych kolczyków, nagle zaczęła przypominać mi egzotyczny owoc. Niekoniecznie ładny, niekoniecznie apetyczny, ale szalenie ciekawy!
Tego samego dnia popędziłam do Pepco, gdzie bez mrugnięcia okiem zakupiłam Nikki z Dreamhouse, a musicie wiedzieć, że od eonów, nie kupiłam lalki tylko dla ciała! W domu, niezwłocznie przesadziłam łeb Holly na "nowe" i okazało się, że magia lalek nadal silnie na mnie działa. Jedyne, czego potrzebuję, to ciekawa modelka:






















Moje dwie koleżanki, które miały okazję oglądać fotki Holly jako pierwsze, zgodnie stwierdziły, że lalka im się nie podoba. Główne zarzuty były takie, że jej szczęka jest nieco zbyt męska, a sama lalka przypomina troszkę konia.

Męskość widzę, jak najbardziej i nawet to mi się w niej podoba. Holly przypomina mi drapieżnego kota, a na pewno wydaje mi się bardziej dojrzała, niż inne lalki. Jak taka dorosła, pewna swej urody kobieta sukcesu, która ma w nosie co inni o niej mówią. To siła, a nie testosteron!

Konia?
Ne...
I nie sądzę, że ktoś by uznał Holly za bardziej męską i końską jak Pusię. "To se ne da!" - jak mawiają bracia Czesi:

Ihaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaa!


No więc, Młode wróciło do przedszkola, ja wróciłam do pracy. W ciągu tygodnia nadrobię komentarze i zacznę bywać na salonach.

I pochwalę się- słoneczne lato sprawiło, że mam więcej piegów niż kiedykolwiek!!!

* Imiona dzieci zmienione, choć na mocno podobne.

** Nie wiesz kto to pani Kwiecień?- Moje Nemezis!
Poczytaj sobie o niej tu: http://zapieczlotych.blogspot.com/2012/11/jak-dobrze-miec-sasiada-choc-wolaabym.html
i tu: http://zapieczlotych.blogspot.com/2013/07/taki-tam-zwyky-zbieg-okolicznosci.html

*** Jak się później okazało bluzka była zielona, a pies chwilę wcześniej wytarzał się w stercie świeżo skoszonej trawy.
Logika vs Matka- 2:0

Meh Onomatopeja angielska oznaczająca niechęć, zniechęcenie, obojętność.

- Idziesz do pedagoga?
- Meh.

- Jak minął dzień?
- Meh...

41 komentarzy:

  1. Skąd ja znam to ubranko...?
    2 września wystawiła wpis pt "Kayla" - zerknij ;)
    Pozdrawiam serdecznie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zerknęłam, skomciałam!
      A ubranko było mi mocno potrzebne ;)

      Usuń
  2. Cudnie że wróciłaś! Młode ma rację- cukierka nie więło- ot musisz sprecyzować co wolno, a czego nie ;)
    Lalka przesadzona na mobiny korpus i wydobyta z białej bezy wygląda 1000 razy lepiej!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj, ja mu mocno "precyzuję", ale jak mówi mój Małżon: "mam pierdolca na punkcie tego dzieciaka" i czasem urywa mi od autorytetu ;)

      Usuń
  3. Nie ma to jak dziecięca logika :D
    Witaj Króliku :) cieszymy się wszyscy z twego powrotu :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ależ proszę bardzo! Postaram się już nie uciekać na tak długo :)

      Usuń
  4. cieszę się że jesteś - już mi brakowało bardzo Twoich tekstów :)
    a lalka fajna - mnie wcale nie wygląda męsko :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ma dość duży nos, pewnie dlatego ludzie widzą w niej faceta...
      Mnie też Was brakowało :)

      Usuń
  5. Jak dla mnie, żadna z nich nie jest koniowata :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Aczkolwiek Pusię ciężko nazwać "klasyczną pięknością" ;)

      Usuń
  6. Fajnie, że jesteś! Pamiętam, jak czytałam Twój wpis, w którym pokazywałaś zdjęcia Maślaka, jako niemowlaczka, a teraz piszesz, że już ma kilka lat... Szok :-) Jak ten czas szybko leci!

    Pazette jako holidejka jest straaasznie nudna, aż ciężko uwierzyć, że to ta sama lalka! Niektórym się może niepodobać, ale ja właśnie lubię takie "nieidealne" lalki, są dużo bardziej naturalne niż wymuskane piękności o idealnych buziach.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Szybko leci? Zapieprza jak odrzutowiec! Ja też nie mogę się nadziwić, że ten mój potomek ma już cztery lata. CZTERY!!!
      Ja lubię lalki o oryginalnej urodzie, a Holly zdecydowanie do nich należy!

      Usuń
  7. O jak się cieszę z Twojego powrotu:)
    Oj tak logika i metafory u dzieci są powalające np. poproszę zupę bez zupy - u mojej córy.
    Lalka w tym wydaniu świetna i zdecydowana (suknia rzeczywiście beza) - służy jej to ciało:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. "Zupa bez zupy" :) Tjaaa.... u mnie jest "chlebek z niczym" i "placki z jabłkiem i keczupem".
      Dzieci... niewyczerpane źródło inspiracji ;)

      Usuń
  8. Beza - meh, lalka - nawet nawet, chociaż na zdjęciach zyskuje coś na kształt życia. Powrót Królika - jupi! Takie anty-meh. :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. "meh" to było słowo-klucz, które towarzyszyło mi cały czasz podczas zabawy z tą lalką ;)

      Usuń
    2. Nie no, paszcza nie "meh", bo chociaż nie klasycznie piękna, to charakterem obdzieliłaby połowę regimentu blond piękności bez polotu. :)

      Usuń
  9. Nauczy się młody. Kiedyś. Może :P
    Przybij piątkę - u mnie na dniach też zamieszka babochłop (znaczy, chciałam napisać piękna lalka o zdecydowanym wyrazie twarzy).
    Pazetka bardzo me gusta, bo mało ciziowata. Ciziowatym mówię "NIE!", no chyba że to faceci :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja się nie nauczyłam ;) Choć może już nie zjadam jabłek z ulicy.
      Męskim kobietom mówię: TAK, babochłopom: skoro musisz... ;)

      Usuń
  10. Ja też tęskniłam, dobrze, że jesteś :-) Oryginalna sukienka Pazetki przypomina ozdobny, ceratowy obrus... no byłaby chociaż w innym kolorze. Sama lalka jest przepiękna i skoro jest podobna do konia, to widocznie konie też mają ładne pyski ;-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O to, to! Obrus! Zwłaszcza te wzorki, jakby wycięte z szablonu!
      Może i coś w niej jest z konia... pewnie dlatego najładniejsze fotki ma w trawie ;)

      Usuń
  11. Jak dobrze, że wreszcie wróciłaś! :D
    Przyznaję, że i mnie lalka nie zachwyca - ani oryginalnie, ani po zmianie garderoby...
    Za to historia podwórkowa - super! ;)
    Nie chciałbym wyjść na marudę, ale nadal z nadzieją rozglądam się w książkowych nowościach za króliczym nazwiskiem!
    Co prawda o Twoich sąsiadach czytałem już nie raz, ale z przyjemnością zrobię to ponownie!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Chyba jednak na książkę się nie doczekasz. Ale obiecuję, że będę się starać częściej pisać, bo lalki rosną w zastraszającym tempie a ja ich nie pokazuję!
      Uważam, że z moldu Pazette da się wycisnąć więcej. I mam nadzieję, że jeszcze kiedyś wykorzystają go w wersji, która nie rujnuje portfela.

      Usuń
  12. Wspaniale, że wróciłaś! I sprawiasz, że poniedziałek taki przyjemny! Pięknie piszesz! Aż chce się wykrzykniki stawiać na końcu każdego zdania. Oby Twoje naładowane baterie okazały się perpetuum mobile :)
    Pazette jest urzekająca. Ja nie widzę w jej twarzy nic męsko-końskiego, raczej sporo naturalności i "prawdzwości'', nie wygląda tak okrutnie lalkowo jak, niestety, niektóre moje ukochane Mackie. Genialny pomysł z przesadzeniem jej na nowe ciałko, jestem teraz owładnięty ideą transplantacji i szukam właściwych, jak najbliższych oryginałowi odcieni :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, ja też chciałam stawiać wykrzykniki na końcu każdego zdania! i wielokropki... i uśmieszki :)
      Z ciałem w idealnym odcieniu miałam fuksa, bo AA w wykonaniu Holly jest jasne jak mleczna czekolada. Rzekłabym, że to najbardziej popularny odcień AA.

      Usuń
  13. Fajnie, że już jesteś i znowu tryskasz humorem z domieszką ironii. Tak staruszko, dzieci nieubłaganie rosną i maślak niedługo całkiem wymknie się spod kurateli. A jabłka są zdrowe, nawet te z ziemi.
    Teraz kolej na lalkę. Mnie się ta szczęka podoba i już. Uwielbiam oglądać lalki po Twojej metamorfozie. Zamiana bezy w piękną współczesną kobietę, to nie robota dla chrzestnej wróżki, tu trzeba mocy prawdziwej wiedźmy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To nawet nie "metamorfoza", a zwykłe przebranie. Nie tknęłam fryzury, zmieniłam jedynie kolczyki.
      A Maślak rośnie mi jak trawa. A może to ja się starzeję?...

      Usuń
  14. Najważniejsze, że zdrowie i lalkowa pasja wracają do normy!
    Widzę w tym poście przede wszystkim dowód, że jednak wyciąganie lalek z pudeł jest niesłuszne. Holly w pudełku, z tymi płatkami śniegu w tle i na szybce (te na szybce zakrywały nijakie zakończenie sukni na dole) wyglądała jak Zimowa Królowa. I nie było widać rzepa. Po wyjęciu z pudła - beza :(
    I tak, przyznaję, to mi się lalka nie podoba, bo ma męską, toporną, wręcz końską twarz. Zbyt dojrzałą dla wielbicielki słodkich, uśmiechniętych Superstarów. Ale faktycznie - w porównaniu z Pusią nebiera kobiecości. Pusi jak na razie nikt nie przebił w kategorii dziwnej urody.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W pudle też beza. Zgnieciona i bez polotu. I nijak nie mogłam zaakceptować Paz, która z jakiegoś powodu przypomina mi papaję, jako uosobienia zimy. Lalka jest na to zwyczajnie zbyt gorącokrwista.
      Hm... postaram się wygrzebać jakiegoś Superstara, na następny raz. Tak dla równowagi ;)

      Usuń
  15. witaj po urlopie:)
    łokropna ta biała suknia, łokropna, juz bym wolała naga lalkę, bo lalka niczego sobie

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I dlatego suknia została skazana na banicję!
      Bezowatym sukniom mówię stanowcze: NIE!

      Usuń
  16. :) Logika dziecięca zwala z nóg , prawda to . Trzeba bardzo starannie formułować swój przekaz werbalny :):) .
    ... jak kieca przypominająca weselny tort może stłamsić lalkę ...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czasem mam wrażenie, że rozmowa z moim Maślakiem, to nieustanne ćwiczenie szarych komórek. A czterolatek nie wybacza błędów rodzicom i wszystkie je znajduje ;)

      Usuń
  17. Jakiś czas temu zwróciłam uwagę na tę lalkę i pomyślałam - wreszcie coś ładnego, delikatnego i naturalnego, a nie plastikowy upiór, jak po wizycie u chirurga i zażyciu botoksu.
    Starzejemy się wszyscy jak cholera. Tylko lalki nie. Na szczęście. ;-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Naturalna to ona nie jest, bo jednak ma makijaży jak rajfurka, ale jakiś powiew świeżości wprowadza.
      Ja się nie starzeję, ja nabieram wartości ;)

      Usuń
  18. Rudy Króliku! Na początku wakacji odkryłam Twojego bloga i zaczęłam czytać wszystkie posty od samego początku! Zakochałam się w blogu! :) Czytałam z taką namiętnością posty, wieczorami pod ciepłą kołderką. A co mi tam, że już jedno oko mi się przymykało... byłam w stanie zasnąć z telefonem w dłoni. Te historie przesłodkiego Maślaka, Twoje i ''Małżona''... niby takie codziennie a w jaki niesamowity sposób opowiedziane! A co do postu.. Maślak ma gadaną, inteligentny chłopak! Po mamie pewnie :)
    Lalka... trochę koniowata, to chyba przez duży nos ale sukienka... a pfu! Beza, tort! Sama nie wiem jak to określić ale nie znoszę takich sukienek. Niby delikatne i zwiewne i ''królewskie'' a wyglądają jak halka mojej typowej ciotki klotki :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję ze przemiły komentarz. Naprawdę nie zasługuję na te wszystkie komplementy ;)
      Suknia lalki przypominała mi te wszystkie kiecki, w które próbowano mnie ubrać przed moim ślubem. Pewnie dlatego mi się nie podoba.

      A Twojego bloga dorzucam do listy podglądanych!

      Usuń
  19. Ojej Twój synek to ma gadane, totalnie rozbroił mnie tym stwierdzeniem :) bardzo ciekawy blog- wszystkie posty czyta się z wielkim uśmiechem na twarzy ;-) lalka bardzo piękna i dopracowana w szczegółach. Słabo znam się na większych pannach, nie mniej jednak ta niezmiernie mi się podoba! A co do gry Plants vs. Zombies też ją uwielbiam.. jestem wielką fanką pierwszej części

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O! A już myślałam, że nikt (poza mną nie grał PvZ) ;)
      Ja za to podziwiam Maluchy ;) I nadziwić się nie mogę ile ich było, i ile mi "uciekło".
      A Maślak faktycznie ma gadane... Milczał cztery lata, to teraz nadrabia :)

      Usuń
  20. Cieszę się, że wróciłaś :-) Opis Młodego dłubiącego w nosie i jedzącego jabłko - bezbłędny :-)))
    Brytusia

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. WOW! Dostać komentarz od mojego guru blogowego, to jak na loterii wygrać!
      DZIĘKUJĘ! <3

      Usuń