Doceńcie "gifa". Nawet nie wiecie ile internetów musiałam przeszukać, żeby znaleźć coś równie paskudnego!
Na początku nic nie zwiastowało katastrofy. Ranek był słoneczny i ciepły. Samochód stał gotowy do drogi, a my pogodziliśmy się już z faktem, że nic nas nie uratuje przed WIELKIM WESELEM.
Stwierdziliśmy, że w związku z tym, że zostaliśmy przymuszeni do imprezy, to w dupie mamy wszelkie konwenanse. Postanowiłam wystąpić w kreacji zakupionej cztery lata temu i nie poszłam do fryzjera. Małżon założył "eleganckie" spodnie bez "kanta", wygodny sweterek i swoje, najwygodniejsze na świecie (i na tamtą chwilę jedyne) buty.
Kotu zostawiliśmy dwie michy żarcia i wannę pełną wody. Młodego zainstalowaliśmy u Dziadków.
Już mieliśmy wychodzić, gdy zadzwonił telefon Małżona.
Z zaciekawieniem obserwowałam jak, w trakcie rozwoju rozmowy, zmienia się kolor jego twarzy i jak rośnie małżonowe przerażenie.
- K. dzwonił- oznajmił Małżon grobowym tonem, gdy rozmowa dobiegła końca.- Nie wiadomo co się dzieje z jego świadkiem. Nie ma z nim kontaktu od czwartku wieczorem. K. prosi żebym zabrał garnitur i błaga, żebym był "świadkiem zapasowym". Co mam robić?
Wzruszyłam ramionami. Odpowiedź tak naprawdę była tylko jedna. Krew nie woda, Małż i K. to rodzeni kuzyni, bracia cioteczni. No i matka K. należy do osób, z którymi lepiej nie zadzierać. Czasem śmiejemy się, że lepiej obrazić Boga, niż ciocię B., bo Bóg jest miłosierny i wybacza.
Oczywiście jedyny garnitur, jaki Małż posiada, to jego ślubny. W ramionach ciut za szeroki, spodnie za luźne w pasie. Od dobrobytu Małżon chudnie, a ja tyję- tak działa równowaga we wszechświecie. Od koszuli odpadł mu tylko jeden guzik, ale krawat skutecznie przykrył ubytek.
Nie mogliśmy znaleźć butów, ale przypomnieliśmy sobie, że: a) ślub braliśmy w styczniu, więc zimowe buty latem, przy trzydziestu stopniach na zewnątrz, mogą być cokolwiek kłopotliwe, b) przecież świadkiem ma być "zapasowym" i na "wszelki wypadek", więc tak naprawdę te buty nie będą potrzebne.
I tak Małżon pojechał w brązowych adidasach.
Jechaliśmy sześć godzin. Im bliżej byliśmy, tym częstsze telefony od spanikowanej rodziny- świadek nadal pozostawał "zaginiony".
Przyjechaliśmy godzinę przed ślubem.
Świadek nie dotarł.
Małż przebrał się w garnitur. MamaM przyszyła "odpadnięty" guzik. Ojciec K., na widok brązowych, sportowych butów, powiedział tylko: "niech go kamerują do pasa".
Kilka godzin przed naszym przyjazdem Pan Młody wziął swój samochód, piękny "hamerykański", którym miał jechać do ślubu i zawiózł na myjnię i do przystrojenia. W drodze powrotnej przywalił swoim wypieszczonym cacuszkiem (już przystrojonym i umytym) w inny samochód. Nic nikomu się nie stało, ale auto odjechało w siną dal na lawecie, nie zdolne do dalszej jazdy, a K. biedniejszy o trzysta złotych mandatu i bogatszy o punkty karne, wrócił pieszo do domu.
Nową Ślubną limuzyną naprędce został mianowany samochód jednego ze szwagrów K.
Passat w kombi.
Kwestię przystrojenia na szybko załatwiły wstążeczki z pobliskiej kwiaciarni.
Pech chciał, że jedynej otwartej.
Takiej przy cmentarzu...
Wstążki były blado fioletowe- jedyne, na których nie pisało "ostatnie pożegnanie", czy coś w okolicach...
Pojechaliśmy do kościoła.
Małżon, wraz z rodzicami K., poszedł jak każe lokalna tradycja, poprowadzić Młodą do kościoła. Ja zostałam przed świątynią.
Gromada lokalnych wyznawczyń, jedynego słusznego radia, głośno komentowała skandal, jakim było ubranie przez Młodą niewielkiego welonu i białej, skromnej sukienki. Pomstowała na księdza, co im ślubu ma udzielać, że pozwala na takie bezeceństwa, a mnie się przypomniało, że te same baby rok wcześniej zebrały sporą "wyprawkę" dla Pulpeta i siedziały na jego chrzcinach na honorowym miejscu w kościele. I wszyscy się cieszyli, że Młoda, od dawna uważana, przez maleńką społeczność, za starą pannę, nie dość, że znalazła przyszłego męża, to jeszcze Pulpeta w rodzinnym kościółku przyjechała ochrzcić!
Z zakrystii wyszedł Proboszcz, usłyszał gadanie bab i gromko kazał im "nie pieprzyć głupot i wrócić na swoje nabożeństwo, a mszę pozostawić Młodym".
Baby uciekły jak stado spłoszonych gołębi, a spod domu Młodej wyruszył orszak.
Młodzi ostatni weszli do kościółka i jaśnieli jak dwie gwiazdy.
Nie zająknęli się przy składaniu przysięgi i nie zgubili obrączek.
Ksiądz troszeczkę naraził się rodzinie, gdy odprawił mszę w intencji Młodych i polecając Bożej pamięci zmarłego Ojca Młodej- Józefa*, podczas gdy miał on na imię Stanisław. Przypuszczam jednak, że nikt już nie pamiętał, że dawno, dawno temu, długo w wiosce spekulowano, który z braci tak naprawdę był ojcem Młodej. Grunt, że obaj już nie żyją. W każdym razie, mnie ta historia się przypomniała, bo jakaś taka cisza nagle w kościele zapadła. Ale ksiądz, zaraz pomyłkę naprawił mówiąc: "(...) i polecamy Bożej pamięci Ojca Panny Młodej Stanisława i brata jego Józefa... (...)" i tak naprawdę to był koniec katastrof weselnych.
Potem jeszcze Małżon musiał wytłumaczyć "Szwagrom", że on nie zamierza świadkować na weselu i mają znaleźć innego do rozlewania wódki i dawania cukierków. Długo z nimi nie walczył, ale musieli ulec, bo Małżon jak chce, to umie być stanowczy.
Na weselu zjedliśmy rosół i schaboszczaka i po dziewiątej wieczorem zmyliśmy się po angielsku.
Niedaleko był wielki hotel nad jeziorem, gdzie "przypadkiem" zarezerwowaliśmy sobie pokój kilka godzin wcześniej.
W każdym razie, w czasie wesela bawiłam się wyśmienicie, choć nie umiem tańczyć.
Rany, jak ja się cieszę, że mam to za sobą!
Grażynki na ślubie nie było. W przeciwnym razie pisałabym tego posta z więzienia albo z wariatkowa.
Skoro ja nie zatańczyłam nawet pół tańca na Weselu, to daję Wam fotki dwóch roztańczonych lalek. Szczerze, to kupiłam je rok temu, obfotografowałam i... zapomniałam o nich na śmierć!
Classic Ballet Series: Sugar Plum Fairy:
1997
Classic Ballet Series: Swan Queen in Swan Lake (AA)
1998
Zdjęcia promo jak zwykle nieco odbiegają od tych rzeczywistych, ale w tym przypadku lalki mają jakiś "czar", którego na materiałach promocyjnych nie ma!
Jak na baletnicę, jestem całkiem sztywna!
Eeee... to nie jest fryzura ze zdjęcia promo!
Bucik!
W stronę słońca!
Fryzura na "maszt radiowy"
Zatrzaski, a nie rzepy!
Niech ktoś mnie po pleckach poklepie!
Czy widzicie, że mam rzęsy?
Zajebisty koczek!
Miło mi poznać!
Czyja rączka ładniejsza?
Marcepan i czekolada. Idealne połączenie!
* Oczywiście imiona są czysto przypadkowe.
Możecie mi wierzyć, lub nie, ale otrzymałam zgodę na publikację tego tekstu.
Fotki wygrzebane z:
http://unrinconenmivitrina.com/2013/03/27/barbie-collector-classic-ballet-series/
A ja myślałam, że takie śluby są tylko w starych komediach, polskich i czechosłowackich, takich z lat 80-tych :D
OdpowiedzUsuńJakie ładne te baletnice! Fanką baletu nie jestem (nawet nie wiem czemu nie jestem fanką, bo baletu na żywo nigdy nie oglądałam), ale lalki baletnice lubię - za ich bajkową zwiewność i delikatność. No i te zatrzaski na plecach - taki drobiazg, a tak wiele znaczy! Dlaczego większość współczesnych lalek od Mattel ma takie okropne, toporne, sztywne, zbyt wielkie rzepy?
Oczywiście chodzi mi o to, że nie lalki mają rzepy, ale ubrania, w które są odziane ;)
UsuńLalka z wielkim rzepem na plecach :) Moja wyobraźnia pracuje.
UsuńTeatr, opera i balet- to nie są rozrywki dla mnie. Ja jestem prosta dziewczyna z małego miasta ;)
A ja nawet byłam niedawno na występie operowym, z okazji zakładowego Dnia Kobiet. Czułam się, jakby ktoś mi wkręcał w ucho wiertło wiertarki elektrycznej. Brrr, wrrr... W końcu i ja jestem z małego miasta :D
UsuńSytuacja niewesoła, ale dawno się tak nie uśmiałam jak to czytałam. Uwielbiam Twoje teksty :)
OdpowiedzUsuńJa tam zacieszałam po weselu i razem z Młodymi. Oni stwierdzili, że po takim starcie, już nic ich w życiu nie ruszy :)
UsuńRodzinne spędy to dla mnie katorga, a na miejscu małżona specjalnie pchałabym te adidasy pod obiektyw... A co! Niech mają kolejny temat do plotkowania ;-) Lubię wywijać takie psikusy żądnym skandali krewniakom. Na wieść o tym, że na moim ślubie będzie dwóch świadków - mężczyzn też byli zniesmaczeni, ale nie miałam zamiaru popuszczać. Aj te konwenanse ;-)
OdpowiedzUsuńLaleczki są piękne, mam słabość do lalek - baletnic. Murzynka mnie zaskoczyła, bo w innych wersjach nie przepadam za tym rodzajem buźki.
A ja robiłam głupią minę (np zeza, albo wywalałam język) za każdym razem, gdy zbliżał się do mnie kamerzysta lub fotograf.
UsuńByłam kiedyś na ślubie, gdzie były dwie "świadkowe". Ależ te "baby" plotkowały! ;)
Czekałam na opis tego wesela normalnie ... ha, ha i doczekałam się. Widziałam je dokładnie z każdym przeczytanym zdaniem, coraz wyraziściej. Pomogło mi w tym doświadczenie życiowe z takich właśnie imprez. Kilkanaście takich wesel wiejskich zaliczyłam.
OdpowiedzUsuńPan Młody miał naprawdę pecha, brak świadka , wypadek, oby Jego życie było wzamian udane :)
Właśnie to Młodzi nalegali na publikacje tekstu- oni cały czas zachowali spokój, a reszta rodziny szalała :))
UsuńMnie się wydaje, że co złe zdarzyło się przed ślubem, a po ślubie będzie już tylko bajka :)
zapomniałam dopisac, że śliczne masz te dwie baletnice, a zdjęcia jak zawsze cudne.
OdpowiedzUsuńTaki scenariusz się prosi aż o ekranizację :D A wiadomo już co się stało ze świadkiem?
OdpowiedzUsuńBaletnice jak to baletnice - takie to delikatne, zwiewne i wiecznie na głodzie :) Piękne są ;)
Nie wiemy co się stało. Gdy "wujostwo" wróci ze świętowania, to pewnie powie. My obstawiamy, że uciekł z cyrkiem albo wesołym miasteczkiem ;)
Usuń... po takich elementach improwizacji Młodych nic nie powinno ruszyć :):)
OdpowiedzUsuńBaletnice - kość słoniowa i heban - śliczne
i naprawdę zwiewne .
Dłuższe ogladanie baletu mnie nuży ... Wiem jaki to ogrom pracy "treningowej" ze strony tańczących ale ci faceci w białych rajstopach ... Miło czytać, że nie tylko ja nie jestem fanką baletu - już myślałam , że jestem dziwadłem :/
Mnie męczy samo patrzenie na balet i zaraz robię się... głodna ;)
UsuńI zdecydowanie "baletowi" faceci nie są seksy! NIE! NIE! NIE!
A to pech... Najważniejsze, że wszystko dobrze się skończyło.
OdpowiedzUsuńŚliczne buźki mają te baletnice! ^^
Też mi się wydaje, że teraz już będzie tylko dobrze!
UsuńMnie zdecydowanie "kupiły" rączki baletnic ;)
I po bólu, to znaczy po weselu. Znikający świadkowie, skądś znam ten temat. Na weselu syna, świadek - kuzynka, zjawiła się na przysłowiowe "Amen", a jej mamusia obraziła się na księdza, że nie chciał dłużej czekać. Zastępczyni była z łapanki. Szkoda auta, ale co cię nie zabije to cię wzmocni. Może to wróży dla młodych życie bez kłopotów. Młodzi muszą być równymi ludźmi, skoro autoryzowali tekst, lubię ludzi, którzy umieją śmiać się z samych siebie.
OdpowiedzUsuńBaletnice są przecudne, zwłaszcza Murzynka.
Ja też uważam, że wszystkie nieszczęścia przedślubne trzeba wziąć za dobrą wróżbę na przyszłość. Bardzo mi się podobało, że pomimo nieszczęść, Młodzi nadal byli jaśniejący szczęściem ;)
UsuńTy to masz życie pełne niespodzianek!dobrze,że Pan Młody nie "zaginął", bo wtedy to byłby PROBLEM :D ale "odpękaliście" i cześć :) wlk syty i owca cała!
OdpowiedzUsuńbalerinki śliczne,ta czekoladowa to nawet całkiem teges!
No właśnie "czekoladka" jest tak "wyględna", że aż sama się dziwię, bo ja nie przepadam za AA ;)
UsuńCały czas się zastanawiam, czy ja przyciągam takie zdarzenia, czy po prostu je widzę ;)
OO mam takie same panienki jedyne baletnice u mnie, no może nie takie same bo Swan Queen mam w wersji białej, ale tak to takie same :D
OdpowiedzUsuńJak ci zazdroszczę, że to już za Tobą ;( ja odliczam dni do wyroku, kiecka jeszcze nie doszła, butów nawet nie zamówiłam w ogóle szkoda gadać, zostało mi dwa tygodnie na ogarnięcie ryja ^^
Czy u Ciebie wszystko musi być na wariackich papierach ? :D:D
Ja chyba po prostu przyciągam absurdalne zdarzenia, ale Młodym się wszystko posypało zanim przyjechałam, więc to nie moja wina!
UsuńBosz... jak ja się cieszę, że póki co wesel zapowiedzianych nie ma :)
Dasz radę! Trzeba tylko zacisnąć mocno zęby, a ludzie będą myśleć, że to uśmiech ;)
I love ballet!
OdpowiedzUsuńSadly, I don't :) But I love ballet dolls!
Usuńpiękne są, zwłaszcza czekoladka!
OdpowiedzUsuńCiekawa byłam relacji z Wielkiego Wesela głównie przez wzgląd na widmo Grażynki, ale takiego obrotu sprawy się nie spodziewałam :D.. BTW.. osobiście świadkowałam kiedyś do pary z koleżanką na sekretnym ślubie znajomych, a co ;)
OdpowiedzUsuńUuuuu! Sekretny ślub! To dopiero materiał na posta!
UsuńGdyby jeszcze Grażynka dotarła na to wesele... Nawet nie chcę o tym myśleć!
Przygód z wesela nie zazdroszczę... Nie chciałabym, zostać postawiona w takiej sytuacji w ostatniej chwili! Na szczęście Twój Małż dzielnie się spisał :)
OdpowiedzUsuńCo do lalek, kiedyś miałam marzenie zebrać wszystkie te baletnice! Straaaasznie, ale to strasznie mi się podobały, później ustąpiły miejsca innym na liście marzeń :) Apetyt rośnie w miarę jedzenia!
Murzynka jest prześliczna! Jakoś nigdy nie zwracałam uwagi na czekoladki z tej serii, a są naprawdę godne uwagi! :)
Zasadniczo wolę wróżki i syrenki, a te dwie panny kupiłam mocno okazjonalnie. Jakkolwiek Marcepan mnie ani ziębi, ani grzeje, to AA mnie niezmiennie zdumiewa swoją cudną buzią! Nie ukrywam, że zaostrzyły mi apetyt na kilka tancerek, ale nie pali się :)
UsuńA ja na weselu nigdy nie byłam. Tylko na poprawinach (w zastępstwie za mojego dziadka- towarzyszyłam babci). Za to jak ze szkolną scholą mieliśmy śpiewać na ślubie świetliczanki, to akurat spadł prezydencki samolot (piękny początek, czyż nie?). Z całego chóru przeszły (łącznie ze mną) cztery osoby. Prowadzący do wszystkich zadzwonił, że śpiewanie odwołane, a do nas nie...
OdpowiedzUsuńLale śliczne, zwłaszcza murzynka.
Prawdziwe Polskie Wesele, to coś, co każdy powinien przeżyć choć raz w życiu ;) Start już masz akuratny (impreza z samolotem) i teraz, to już nie wiem, co mogłoby Cię zaskoczyć :)
UsuńSiła złego na biednego :) Ale najważniejsze, że już po. I oby następne "weselicho" nie odbywało się za szybko.
OdpowiedzUsuńZ baletnicami jest związane moje dziecięce marzenie - o pracy w charakterze tancerki oczywiście. A wszystko to ze względu na bajeczne sukienki, w których baletnice tańczą i które mi się niesamowicie kiedyś podobały.
Takie lalki chciałaby dostać każda mała dziewczynka - toż to uosobienie dziewczęcych wyobrażeń o pięknie. Taki kanon: syrenka, księżniczka, baletnica, wróżka ze skrzydłami. A na sklepowych półkach - (prawie) same wulgarnie wymalowane maszkarony w żarówiastych ciuchach...
Hm... nie wiem o czym mówisz, ja chciałam być strażakiem ;)
UsuńJak patrzę na te maszkarony i porównuję je do niektórych panienek, co je na mieście widuję, to mam wrażenie, że jednak Barbie tworzy jakieś kanony piękna ;)
Rozbroiła mnie wiązanka z przycmentarnej kwiaciarni. A przed moja rodziną ślub wujka już we wrześniu :) Baletnice cudo zwłaszcza czarnulka - boska jest.
OdpowiedzUsuńTo nie była wiązanka, a same wstążki do przystrojenia samochodu :) Fakt, że kilka białych kwiatków też się znalazło, ale te nie wyglądały "cmentarnie" ;)
UsuńWesele z przygodami. :)
OdpowiedzUsuńPrzepiękne baletnice. Bucik mnie rozczulił. :)
Tja... to zdjęcie z czasów, gdy foografowałam każdą pierdołę :)
Usuńubawiłam się tą relacją !!! no czy to nie są fajowe klimaty?
OdpowiedzUsuńa lalka czarnulka ... supperrrr
Naprawdę się cieszę, że moje wesele było aż nudne, przy tej relacji ;)
UsuńTobie Króliku to zawsze się coś przytrafi ciekawego :D nawet nie wiesz jak ci zazdroszczę bo przynajmniej mąż twój został wybawcą jako świadek zapasowy ;) a ja zostałam wrogiem rodziny i naczelną hieną pazerną na kasę (bo jak ktoś za dużo sobie pozwalał względem mnie i zdjęć to mu kazałam płacić i się zamykał^^), pokłóciłam się z panem młodym na weselu (bo zrobiłam coś nie tak jakby sobie życzył jaśnie pan mój starszy brat i stwierdził, że mi odbiło a potem jak mama kazała mu mnie przeprosić bo się poryczałam to mu powiedziałam prawdę - że miałam ochotę strzelić go w pysk - te zszokowane spojrzenia = bezcenne, za wesele zapłacisz przelewem i kartą^^), obraziła się na mnie panna młoda (bo napisałam im po weselu, że czułam się jak charytatywny fotograf a nie jak gość i poszturchiwałam ją chcąc ją zachęcić do rodzinnego zdjęcia z mężem i teściami po weselu na wycieczce), drzwi autobusu same się otwierały (ale jak nim jadą dwie wiedźmy to nie może być normalnie^^)... sama rozumiesz, że nie mogłam napisać tej relacji na swoim blogu czytanym przez rodzinę. 8)
OdpowiedzUsuńPanny baletnice fajne :) czarna mnie zaskoczyła - ładna jest :)
Fakt, czasem szkoda, że rodzina czyta... Ale ja i tak opisałabym ślub, tak żeby się "odwścieczyć", a opublikowałabym tekst za rok... za dwa... Jak wszyscy zapomną :)
UsuńMoi rodzice też czytają, ale czasem muszę im przypominać. Kiedy nie chcę żeby coś przeczytali, to nie przypominam ;)
Przykro mi, że Cię nie docenili ;(
Zarypiasta historia :D
OdpowiedzUsuńAle jak mogłaś o lalkach zapomnieć?! Wstyd... ;)
:P I tyle Ci powiem ;)
UsuńI nie zapomniałam, a miałam problem z dobraniem...
Ja to lubię wiejskie wesela- są znacznie ciekawsze od tych "miastowych". Bardziej wyluzowany styl, pewna dozna niepewności i inne takie tam przypadki się mogą zdarzyć... Czasem ciotkom "żakiety spadają w trawę" (to eufemizm od namiętnych przytulanek na trawie), ewentualnie druhna zwichnie nogę w dziurze po chomiku polnych (tak zwanym pisku ziemnym)... Remiza, częściowa prowizorka (orkiestra "z łapanki" w ostatniej chwili )i ogromna doza niepewności, co też się stanie...
OdpowiedzUsuńA tak na serio, to najważniejsze, żeby już wtedy nie wybuchły jakieś niesnaski między rodzinami Młodej Pary, żeby wszyscy wrócili do domów cali i zdrowi, a wesele wspominali z wielkim sentymentem.
Fajnie jest takie wesele oglądać z zewnątrz. Gdybym to ja była panną młodą, to pewnie z wściekłości potłukłabym kilka talerzy.
UsuńPrzynajmniej będą mieli o czym wnukom opowiadać:)
OdpowiedzUsuńA No i mają u was dług wdzięczności za "uratowanie" ślubu:)Nie omieszkajcie tego wykorzystać w potrzebie:)
Lalki są przecudnej urody.Trzeba przyznać, że jest w nich coś czarownego. Ale najbardziej zachwyciły mnie baletki z "prawdziwymi" wstążkami.Chyba za dużo chińskich bucików się naoglądałam;)
Też myślę, że będzie z tego fajna historia do opowiadania na starość :) Mam nadzieję, że nic złego już ich nie spotka.
UsuńTe lalki powstały w "złotych" czasach. Gdy buty miały wstążki, a sukienki zatrzaski ;)
Na naszym ślubie wszystko poszło gładko, choć np. przemówienie pan młody pisał w ostatniej chwili na kolanie :)
OdpowiedzUsuńWitam :P
OdpowiedzUsuńZapraszam do mnie
Odsprzedasz mi jakąś shakire ??? Prosze może byc nawet ta kayla
Sorki, ale ja nie sprzedaję moich lalek. Czasem oddaję je za darmo, ale akurat nie te, na które polowałam długimi miesiącami...
UsuńKrólisiu Kochany, ja uważam, że dziwaczne sytuacje zdarzaja sie wielu... jeśli nie... wszystkim ludziom. Niestety nieliczni maja poczucie humoru i je Widzą z przymrużonym okiem.. a Ty masz specyficzne poczucie humoru i jeszcze Potrafisz to Opisać. To trzy talenty w jednym Króliku. Przy Twojej produkcji chyba promocja Była na talent :D
OdpowiedzUsuńLubię Mattelowe bajki baletowe... "Dziadka do orzechów" i "Jezioro Łabędzie" Marcepan i Czekoladka - uwielbiam te smaki. Piękne laleczki. Szczególnie pierzasta ...
Ufff... uspokoiłaś mnie!
UsuńJuż się bałam, że ja przyciągam takie zdarzenia ;)
Pierzasta jest i moją ulubienicą!
Pomyłka księdza mnie rozwaliła :D Ten opis to gotowy scenariusz komedii nie-romantycznej "Moje wielkie polskie wesele" ;) A czekoladka prześliczna, nie mogę się napatrzeć na lalki AA w bieli!
OdpowiedzUsuńKróliku, zapraszam do mnie po odbiór nominacji!
Cieszę się, że to nie było moje wesele ;)
UsuńI cieszę się żyjesz! :)
Mnie czeka wesele za dwa tygodnie (nie moje ;)) - zobaczymy, może też będzie takie barwne i pełne zwrotów akcji? Żyję! :)
OdpowiedzUsuńPrzypomniało mi się jak kiedyś byłam na ślubie i nawalony w trzy dupy ksiądz tak prawił " Ja jestem żżyty z rodziną Damiana jak z własną. Od dziecka Damiana znam i cieszę się, że mogę mu udzielić ślubu , bo Damian prawie dla mnie jak syn własny". A pan młody na imię miał ... Daniel :D
OdpowiedzUsuń