Charakterystyka Królika

Moje zdjęcie
Elbląg, Warmińsko-Mazurskie, Poland
Jestem Żoną i Matką. Kolekcjonerem i Czytaczem. Budowniczym swojej małej rodziny. Mój MałżOn to odważny, lecz nico leniwy lew. Mój Syn to Mały leśny troll o najmądrzejszych oczach świata. Ja to Chaotyczny Królik, kobieta o wielkim sercu i duszy wielkości lalki Barbie. Sprzątam, gotuję i piszę, a przede wszystkim żyję! Oj, tak- żyję pełnią życia!!!

poniedziałek, 23 grudnia 2013

BRONIES - czyli rozprawa o tym, jak NIE trafić w grupę docelową... i zarobić na tym!

Słówko od właścicielki przestrzeni reklamowej- ten post powstał, jako odpowiedź na wielkie zainteresowanie pewną panną o powalającej grzywie. Ponieważ, ja tu tylko lalki zbieram, a ekspertem od szeroko pojętych "internetów" jest mój młodszy brat, zatem dziś oddaję mu głos!
Niech się dzieje magia, a ja znikam do Nowego Roku!

CZĘŚĆ PIERWSZA

Stare kontra nowe - operacja plastyczna konia

Słowem wstępu, chciałbym wyrazić swoją wdzięczność Rudemu Królikowi, czyli nikomu innemu jak mojej ulubionej siostrze. Dwukrotnie już został mi podarowany cudowny prezent urodzinowy pod postacią świetnych wpisów, przy których serdecznie "śmiechałem". Postanowiłem więc, że odpłacę jej tym samym oraz ukradnę jej trochę czasu antenowego, by móc wytłumaczyć wam fenomen My Little Pony, który to od pewnego czasu jest obecny w sieci. Nie jestem ekspertem w tej dziedzinie, ale mam nadzieję, że moje wypociny / dywagacje / spekulacje / spiski zapewnią wam choć odrobinę rozrywki, oraz dadzą odpowiedź na pytanie: Dlaczego to akurat małe kolorowe konie zaskarbiły sobie serca internautów.
Nim przejdziemy do samego faktu zalania sieci kolorową tęczą pełną nieparzystokopytnych, musimy trochę pomówić o bajce samej w sobie. Sama marka My Little Pony jest pewnie wszystkim dobrze znana, zwłaszcza ludziom pokoleń 70' i 80'. Przygody gromadki magicznych koniokształtnych stworzeń znane są głównie z wypożyczalni kaset VHS, pełnometrażowych filmów oraz marnej jakości gumowych zabawek z "czesalnymi" grzywami. Pamiętam, że niezależnie od płci, wyznania czy podwórka, wszyscy mieli styczność z owym ubogim krewnym amerykańskiego mustanga. Nawet w czasach, kiedy byłem małym chłopcem (hej) zdarzało mi się ukraść siostrze owego gumowego konia i malowniczo rozjeżdżać go resorakami.

To jest to, co pamiętamy jeszcze jako (mniejsze bądź większe) dzieci. Dziesięć dodatkowych punktów dla Gryffindoru jeżeli wciąż potrafisz zanucić intro (ja nie potrafię)

O ile poczciwe pstrokate szkapy znane są nam z czasów głównie dziecięco-młodzieżowych, to niewiele osób zdaje sobie sprawę z faktu, że owa marka wytrzymała do dnia dzisiejszego, praktycznie nieustannie produkując bajki / zabawki / rzeczy na powierzchni których da się umieścić konia.

Nie oszukujcie się, KAŻDY z was chciał mieć coś takiego. Taka ściana dawała +20 do szpanu na dzielni (przynajmniej tak mi kiedyś tłumaczyła siostra, hehehe)

Bardzo długo projekt graficzny bajki nie przechodził gruntownych zmian. Do późnych lat dwutysięcznych w kreskówce panowała pewna stagnacja wizualna, z sumie nie należałoby się temu dziwić, gdyż grupą docelową od zawsze były małe dziewczynki, którym wygląd owej bajki odpowiadał. Nawet w dobie rozwoju Internetu marka nie cieszyła się zainteresowaniem internautów, gdyż nie było ku temu powodów. W gruncie rzeczy bajka nie miała nic ciekawego do zaoferowania społeczności internetowej - oprawa sprzed dekady (albo i dwóch), konie, tęcze, magia, przyjaźń, miłość. Generalizując - nuda, dziecinada, koty fajniejsze, wracam na facebooka :)

Ostatnie podrygi "klasycznego" Mojego Małego Kucyka. Nawet nie wiem co tu się stało...

Sprawy zmieniły się z nadejściem roku 2010. Wtedy to jeden z managerów Hasbro stwierdził, że owa marka przypomina trochę "starą szkapę" i nie zarabia już tak dobrze jak w latach 80 i 90. W ramach akcji resuscytacyjnej, do pracy zagoniono świeżą drużynę grafików, dźwiękowców i scenarzystów. Ich liderem była pewna pani. Pani, która pewnie nie spodziewała się tego, co się stanie z jej nowym dziełem. Jej imię to Lauren Faust.

Prawdziwa królowa nowego MLP. Na tym zdjęciu jeszcze nieświadoma tego, co spowoduje jej najnowsze dziecko...

Pani Faust nie jest nowicjuszką w tej dziedzinie rozrywki. Spod jej ręki wyszły takie twory jak "Atomówki", "Dom dla zmyślonych przyjaciół pani Foster" czy też film pełnometrażowy "Stalowy Gigant". Kordon ludzi zaprzęgniętych do pracy pod batutą pani Faust stworzył nową, świeżą odsłonę konającej już ze starości bajki dla dziewczynek. "My Little Pony, Przyjaźń to Magia" ujrzało światło dzienne 10 października 2010 roku.

Niby kolejna odsłona tego samego, a jednak zapoczątkowała nie lada szaleństwo w sieci

Od razu po premierze widać było, że zatrudnienie owej pani było dobrym posunięciem. Oprawa najnowszej odsłony pony jest drastycznie różna od tego, do czego pokolenia dziewczynek były przyzwyczajane od niespełna 30 lat. Największą zmianę w stosunku do najbardziej znanych nam kucy z lat 80 widać po sposobie tworzenia bajki. W niepamięć odeszły rysowane ręcznie tła i postacie, teraz wszystko jest dziełem renderowania w pamięci komputera. Czy to dobre rozwiązanie? Na pewno tańsze i szybsze od tradycyjnych kredek. Patrząc całościowo to wciąż jest tęczowo-cukierkowo-uroczo. Największą zmianę dizajnu widać po tytułowych Małych Kucykach. Do dnia dzisiejszego słysząc hasło "kucyk pony" widzimy poczciwego skarlałego konia, którego od realnych braci odróżnia nietypowy kolor, fryzura, znak na zadzie oraz zdolność mówienia. W najnowszej odsłonie kreskówki zerwano z końską tradycją rysowania postaci, wprowadzając w zamian twory bardziej zantropomorfizowane. Głowy są okrągłe, mają krótkie pyski, OGROMNE oczy (poważnie, ich rozmiar przypomina to, co widujemy w "chińskich bajkach") oraz szpiczaste uszy. Tułowie są znacznie krótsze od typowo końskiego grzbietu oraz bardziej zaokrąglone. Nogi również odeszły od biologicznego schematu budowy, gdyż nawet pomimo braku palców bohaterowie są w stanie trzymać przedmioty (lewitacja? włoski czepne? tytułowa Magia?). Jako bonus mogę wspomnieć o bardzo twórczym podejściu do sprawy tylnich kończyn, gdyż owe nogi zawierają podwójne kolana (jedne zginają się w przód, drugie w tył). Dzięki temu postacie mogą zarówno galopować, siadać jak pies, jak też używać krzeseł czy tańczyć. Summa summarum nowy design jest, jak na ową markę dosyć kontrowersyjny, ale przyjemny do oglądania z perspektywy osoby mającej więcej niż 4 lata.

Małe porównanie w praktyce, jak wyglądał facelifting tej oto pracowniczki sadu jabłkowego - Applejack

Zmiany są widoczne nie tylko na poziomie oprawy graficznej. Wiele innych składowych poprawiono względem poprzednich generacji. Nie można się przyczepić do efektów dźwiękowych (choć na tej płaszczyźnie prochu nie wymyślono) czy też do warstwy fabularnej - w końcu to z założenia bajka dla dzieci, nikt tu nie będzie wymagał wielowątkowego scenariusza czy nagłych zwrotów akcji. Pochwalić za to należy jakość głosów użyczonych postaciom. Ten, kto miał okazję zobaczyć klasyczne kucyki w wersji oryginalnej, bądź z lektorem ten wie, że poziom dialogów i aktorstwa był bardzo z lat 80, czyli kiepskawy. Tutaj jakość jest świetna, nawet jak na bajkę dla dzieci. Inną rzeczą którą należy wspomnieć przy zmianach są piosenki. Otóż nie jestem w stanie powiedzieć, jakie było ich natężenie w Wersji Klasycznej, ale nowoszkolne pony zawierają ich dużo, BARDZO dużo. Nie jestem obiektywną osobą do oceny ich jakości, bo w większości przypadków jak tylko kolorowe stworzenie z ekranu zaczyna otwierać mordkę w akompaniamencie melodii, to daje odpocząć głośnikom.

Sumując wszystkie zmiany pozostaje mi powiedzieć jedno - Witamy w Ponyville, życzę miłego pobytu.

W normalnych okolicznościach bajka pozostałaby niezauważona w miejscu, w którym czci się koty oraz marnuje miliony godzin klikając łapkę "lubię to!". Wbrew wszelkiej logice znaleźli się Pionierzy, którzy postanowili owy twór Pani Faust obejrzeć. Zachęceni "dobrymi genami" bajki, odczuciem nostalgii oraz złotą zasadą sieci "for the lolz" ("dla śmiechów") wykorzystali 22 minuty by obejrzeć odcinek pilotażowy nowej, nieznanej serii. Wieść o tym tworze rozeszła się w sieci w tempie lawinowym. Ogromna ilość forów wszystkich rodzajów została zalana wątkami zachęcającymi do obejrzenia nowego MLP, bo jest dobre. Jestem pewien, że dramatyczna większość osób, które skusiły się na doznanie nowej odsłony starej bajki myślały "Ktoś jest idiotą, MLP nie może być dobre. Obejrzę, przekonam się, a następnie obsmaruję gnoja na forum!". Stało się tak, że owy marketing wirusowy przyniósł nieoczekiwany skutek: żadna inna bajka adresowana dla małych dziewczynek nie cieszyła się taką popularnością wśród skrajnie innej audiencji.
Jak to się potoczyło dalej? Co konikom udało się ugrać w sieci? Odpowiedzi na te pytania udzielę w drugiej części mojego felietonu, gdzie przybliżę was do samego Kultu Kuca, który po dziś dzień zrzesza niezliczoną ilość wyznawców. Ciąg dalszy wkrótce...

Zdrowych, wesołych, tiru riru i tak dalej. Trzymajcie się ludziska :)


Królik od siebie pragnie jedynie dodać, że NIGDY nie miała gumowych kucyków. To potwarz i pomówienie ;)


18 komentarzy:

  1. Wesołych Kjujiku! Niech cię wena nie opuszcza! :D

    OdpowiedzUsuń
  2. O rany! Tyle kucykowej wiedzy nie nabyłam przez całe życie :P
    Bądź co bądź dobrze poznać ich historię mimo, że za żadną ich wersją nie przepadałam/przepadam.
    Wesołych świąt !

    OdpowiedzUsuń
  3. Mimo, że siedzę niejako w temacie koni i kucy, to o Poniaczach wiedziałam niewiele. Dziękuję za poszerzenie horyzontów :)
    A co do nowego wyglądu kucyków - nic, co ma tak wielkie oczy, nie może mieć dużego mózgu ;) Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  4. No jestem pod wielkim wrażeniem! Ja nigdy nic takiego gumiastego nie miałam, pewnie dlatego,że stara jestem ominęła mnie kucykomania;) Studium przypadku fenomenalne- gratuluję Króliczemu Bratu!
    Świątecznie Wam życzę miłości, radości i uśmiechu na co dzień i od święta;) Fantastycznych ludzi wokoło i otwartych głów! Całusy Dominika

    OdpowiedzUsuń
  5. nie spodziewałam się , że dzień przed wigilią będę pogłębiać wiedzę na temat poniaczków ;p
    co do starych , badziewiasto - gumowych kucy , to miałam w dzieciństwie jednego i jak pewnie większość '' posiadaczy '' zgodzi się ze mną , że owym kucykiem bawić się w fryzjera nie dało...
    idąc śladem osób powyżej , życzę królikom i nie tylko zdrowych,wesołych i śnieżnych świąt ;)

    OdpowiedzUsuń
  6. Pamiętam jak w dzieciństwie tata wypożyczał mi kucyki z wypożyczalni kaset video. :P Miały potwornie zrypany głos, obraz, a już nie mówiąc o tym, że kaseta skakała niemiłosiernie... To chyba przez ich popularność w tamtych czasach. :P
    Wesołych Świąt! :)

    OdpowiedzUsuń
  7. poniaste jakoś do mnie nie lgną (i chwała Bogu) i nigdy nie zdobyły mojego serca, kilka zalega w siatce pod biurkiem i czekają na jakąś własna stajenkę, (Boże Narodzenie za pasem to może zachachmęcę jakąś z kościoła)
    Wesołych Świąt!

    OdpowiedzUsuń
  8. Nie wiem, czy ja przegapiłam w życiu, czy po prostu te pierwsze bajki „My Littre Pony” nie były pokazywane w polskiej telewizji w latach 80-tych, ale nigdy ich nie widziałam. Kojarzę tylko te nowe, które cenię za poczucie humoru, dynamiczne dialogi i akcję. Jak wielkie było moje zdziwienie, kiedy po raz pierwszy zetknęłam się z figurkami kucyków z lat 80-tych na ebay, które posiadają cenę rynkową około 150 USD za kucyka NRFB. Sentymenty z dzieciństwa są jedna w cenie – w wielkiej cenie. Z ciekawości również zapytam, czy figurki My Littre Pony były popularne w Polsce w latach 80-tych lub na początku 90-tych? Nigdy u nikogo na żywo ich nie widziałam.

    OdpowiedzUsuń
  9. Jako fanka animacji z lat 80 (niekoniecznie kucyków) zrobiło mi się smutno czytając fragment o tym, ze poziom był wówczas "kiepski". :( Ale poza tym artykuł takiemu laikowi jak ja nieco rozjaśnia sprawę, jest miło napisany i w ogóle. :)

    OdpowiedzUsuń
  10. Takie poniacze doczekały się odświeżenia i kontynuacji, a nowych gumisiów ni ma :( Nasz świat jest niesprawiedliwy. Jako człowiek, który na "stare" poniki już się nie załapał (był za stary) a na nowe - też nie bo był o wiele, wiele za stary) mogę sobie tylko smutno westchnąć - tyle mnie w życiu ominęło!

    OdpowiedzUsuń
  11. Świetny tekst! Wesołych Świąt!

    OdpowiedzUsuń
  12. Ja jakoś mam jednak sentyment do starych koniowatych kucyków. Z filmu niewiele pamiętam, ale zabawkę posiadałam:)

    Nowe kucyki są dla mnie abstrakcją. Trochę jakby dołożyć 2 nogi postaci anime;)

    OdpowiedzUsuń
  13. Internet odpowiedział na moją prośbę!!! Dziękuję i czekam na część II, która mnie głównie interesuje! :3

    OdpowiedzUsuń
  14. Chyba jestem jedyną osobą, dla których FIM to jedna wielka abominacja na ulubionej serii w dzieciństwa, a taki, a nie inny fandom pełen jarający się kolorowymi konikami facetów wcale nie pomaga... :(

    OdpowiedzUsuń
  15. Bardzo, bardzo ciekawe ..
    "Koń jaki jest każdy widzi " a jednak fryzurę zmienił i makijaż . Z pewnym zażenowaniem przyznam,że nie widziałam żadnego odcinka , chociaż wśród moich lalek stoi taki przechodzony i wyblakły kucyk starego typu z wyskubanym nieco ogonem , nabyty za 50gr ... ale w końcu jestem Dziwaczką a to do czegoś zobowiązuje ...

    OdpowiedzUsuń
  16. Haha ja proponuję, aby wpisy gościnne stały się cykliczne, np. jeszcze o Troskliwych Misiach, Żółwiach Ninja i Sailor Moon :)

    OdpowiedzUsuń
  17. Dobry pomysł wpuścić brata na bloga :-) Poniaczy nigdy nie oglądałam, nawet nie pamiętam ich z dzieciństwa, co chyba trochę dziwne i u Ciebie dopiero zobaczyłam ich stary image. Mam wielki sentyment do tego typu prostego rysowania w dawnych bajkach, dlatego niezbyt mi się podoba ich nowy wizerunek, ale jestem w stanie zrozumieć miłość do nich ;-)

    OdpowiedzUsuń
  18. Jestem pewna, że obecnie dziewczynkom spodobałyby się stare filmy MLP gdyby tylko leciały w TV :) Ani w Polsce ani nawet w USA nie były powtarzane od bardzo dawna...bo po co puszczać stare bajki jak można puścić nowe (spierdolone)? I żeby MLP wróciły do tv wcale nie trzeba było zmieniać im pysków (wyglądają jak jakieś zmutowane koty), a o prymitywnej fabule nie wspomnę (a może dostosowywana jest do poziomu dzisiejszych dzieci?). Nie wiem w jakich czasach "każdy chciał mieć coś takiego", ale chyba nie za mojego dzieciństwa (lata 90te). Kucyków wtedy nie było w sklepach. Czasem pojawiły się chińskie zamienniki. Jeśli już jakaś koleżanka miała kucyki to góra 3 - 4. W 97 czy 98 roku rodzice zjechali ze mną całą Warszawę i nie natrafiliśmy na ani jednego ponego :P Pojawiły się jakoś rok czy 2 lata później no i do dziś są w stałej sprzedaży, ale o upośledzonym wyglądzie :3

    OdpowiedzUsuń