Charakterystyka Królika

Moje zdjęcie
Elbląg, Warmińsko-Mazurskie, Poland
Jestem Żoną i Matką. Kolekcjonerem i Czytaczem. Budowniczym swojej małej rodziny. Mój MałżOn to odważny, lecz nico leniwy lew. Mój Syn to Mały leśny troll o najmądrzejszych oczach świata. Ja to Chaotyczny Królik, kobieta o wielkim sercu i duszy wielkości lalki Barbie. Sprzątam, gotuję i piszę, a przede wszystkim żyję! Oj, tak- żyję pełnią życia!!!

środa, 6 listopada 2013

Okienko

Nie przesadzam, kiedy nazywam moje mieszkanko "Norą". Owszem, zapożyczyłam tę nazwę z Harrego Pottera, gdzie rodzina Weasleyów, właśnie tak nazywała swoje domiszcze, ale i dla mojej dziupli jest to nazwa akuratna.
Mam w mieszkaniu tylko trzy okna i skosy. Razem daje to wyjątkowo ciemne, do niedawna zimne i nieprzyjazne otoczenie.
Właściwie, to w łazience też mam coś na kształt okna, a raczej świetlika w dachu, ale nie jest on mocno istotną częścią domowej infrastruktury. Dziura, jak dziura.
Od środka zamykana na skobelek, który od lat grozi, że wypadnie, i że kogoś zabije, bo rama jest solidna i drewniana. Na dach uchyla się coś na kształt bulaju okrętowego.

Tak wygląda to arcydzieło sztuki budowlanej.  Bliźniak mojego otworu łazienkowego. 
Wprawne oko dostrzeże motylka biegnącego ku wolności...

W zimę z bulaju pizgało jak z tundry, a żeby nie zamarzały rury, to pomiędzy zewnętrze a wewnętrzne okienko wciskaliśmy dwie poduszki, małą pierzynę i kawał styropianu. Latem w łazience było jasno ale gorąco jak w piekle. Mimo wszystko uwielbiam ten świetlik, bo leżąc w wannie, wystarczyło zadrzeć głowę do góry i podziwiać niebo. Latem też, niewielka przestrzeń jest wypełniona moimi lalkami, bo wtedy ich włosy schną w naturalnych warunkach, słonko je grzeje, a wiatr czesze.
Od dwóch miesięcy trwa remont dachu. Zmasowana bojówka moich sąsiadów, jakoś przekonała pana Kwietnia, że remont jest niezbędny i efektem tego konfliktu zbrojnego jest gromada ekspertów od wszystkiego, ale na pewno nie od budowlanki.
Pierwszym efektem poczynań majstrów była plama na suficie. Z początku niewielka i niegroźna. Z czasem zżółkła, zabierała dla siebie coraz większy polać sufitu i była bardzo, ale to bardzo niesympatyczna.
"Chłopcy", jak ich pieszczotliwie zaczęłam nazywać, bo jak nie polubić kogoś, kto przez okno zagląda ci do gara z zupą, domaga się kawy i prosi o "zgłośnienie" radia, bo w "eremefie" konkurs jest, twierdzili, że plama nie ich. Dach jest stary, pada od dwóch tygodni, oni nawet najmniejszym paluszkiem nie tknęli naszej części dachu. Powiedzmy, że im uwierzyłam...
Nie uwierzył ubezpieczyciel, który wypłacił nam odszkodowanie pięć razy większe, niż wypełniona przeze mnie deklaracja wartości szkody. Z pracy przyniosłam puszkę farby na plamy, pędzel i postanowienie, że to zrobię- kiedyś.
Druga plama wykwitła na ścianie jak piwonia na lato. Z początku nieco nieśmiało, jako niewielkie znamię na ścianie, w końcu, w ciągu nocy, rozwinęła się w pełnoprawnie wkurwogenną, wielką jak książka telefoniczna plamę.
"Chłopcy" nie dali rady mnie przekonać, do swojej niewinności, z "pani" awansowałam na "kierowniczkę", a ich szef, sam osobiście, zapewnił mnie telefonicznie, że wszystko tak połatają tak, że mucha nie siada.
Kolejne dni lało. Obie plamy, skrupulatnie obfotografowane i obrysowane ołówkiem, nie wykazywały chęci powiększania się, nowe nie powstawały. Cieszyłam się, że nie muszę się chwilowo martwić piegowatym sufitem, bo ubezpieczyciel i tak fundował malowanie na wiosnę, bardziej martwiło mnie to, że klatka schodowa stopniowo zaczyna przypominać rumowisko. Wszystko przez to, że w dachu nad schodami też jest jest okienko i przez nie beztrosko lecą sobie kawałki dachówek, krokwi, martwych gołębi i papierosów.
Pierwszego dnia, gdy wracałam do domu, to bezgłośnie modliłam się, by tego samego syfu nie mieć w całej łazience. Modły zostały wysłuchane, choć na zmywarce i w wannie była cieniutka warstewka pyłu i tynku, to szybko rozprawiłam się z tym za pomocą mokrej szmaty i prysznica. "Chłopcy" starannie zakryli mój bulaj, a to co mogło wpaść mi do domu, na szczęście zatrzymywało się na wewnętrznym oknie. To, co wpadło do środka, przesypało się przez dziurę w uszczelce. Co prawda w łazience było ciemno jak u murzyna w dupie, ale prace przesuwały się szybko do przodu.
Po kilku dniach rumowisko na klatce uprzątnięto, a na korytarzu pojawiło się eleganckie, nowe okienko.
Rusztowanie zniknęło spod okna i nikt mi do garnków nie zagląda.
Eremefu też nie muszę słuchać.
W sobotę postanowiłam wreszcie wejść do stajni Augiasza i posprzątać łazienkę. Niewiele myśląc, szarpnęłam za skobelek i uwolniłam nagromadzony tam gruz.
Najpierw był łomot, a potem ciemno.
Okazało się, że lwia część pyłu, to stara sadza, która powoli i majestatycznie, pokryła każdą, dostępną powierzchnię łazienki, moje ubranie, twarz i dłonie.
Kiedy już przestałam kaszleć, to nagle zapragnęłam zaczerpnąć powietrza. Wyciągnęłam na oślep rękę, chcąc otworzyć bulaj i zaczerpnąć choć łyk drogocennego tlenu i moja dłoń natrafiła na... dechę!
- Co, do cholery?- poetycko przeszło mi przez głowę.
Małżon, zwabiony niespodziewanym rumorem, przybiegł mi na ratunek i również oniemiał, bo on także spodziewał się widzieć niebo, a nie jakieś deski!
Ponieważ jedyną sposobnością zobaczenia dachu z bliska jest dość mocne wychylenie się z okna kuchennego, to Małżon chcąc-nie chcąc, musiał powtórzyć tę samą akrobatykę, co przy wypędzaniu z rynny, duszy martwej gołębicy.
Co ujrzały oczy Małżona? - Niczym nie skażoną powierzchnię dachu!
Po moim okienku, nie pozostał nawet ślad. Jak okiem sięgnąć ceramiczna dachówka!
Gdy przeszłam już przez trzy etapy prawdy: wyparcie (Bez kitu! Jak można nie zauważyć, że tu było okno?!), zaprzeczenie (Nie! To nie możliwe! To chyba jakaś pomyłka!) i pogodzenie się z losem (A na chuj mi to okienko potrzebne?), to przez przypadek spotkałam się z szefem "chłopców".
Wysłuchał mojej opowieści, potem zbladł, zsiniał i zaczął się jąkać.
- Ale... ale... jak to możliwe...- zdołał wydukać- Jak to się mogło stać? Jak można nie zauważyć, że było okno?

No własnie, ja też nie wiem, ale pewnie ta historia będzie miała swój dalszy ciąg.

Za to wiem, że mam za dużo lalek do opisania i pędzę, biegnę pokazać Wam jedną z najnowszych i najciekawszych w kolekcji:

Barbie Lounge Kitties Collection Black Panter 
z 2003 roku

Czyli, jak twierdzi moja przyjaciółka- Lalki Barbie przebrane za wysoce wyspecjalizowane dziwki- fetyszystki!












Kicia jest pierwszą, od dawna lalką, którą kupiłam w pudle i nadal uważam, że kiepski to interes, to "trumnowanie".
Tak wygląda obcas, po dziesięciu latach w mamrze:

Skazany za niewinność... Na wieczne wykrzywienie!

Oczywiście, niektórzy mogą pamiętać, że w Norze mieszka już inna Kicia z tej serii- Biała Tygryska, ona także załapała się na sesję:













Została trzecia zwierzyna do schwytania: Lounge Kitties Chettah:


Ponieważ jednak jest to najszybsze zwierzę na ziemi, to przez to nie mam zamiaru na nią polować.

42 komentarze:

  1. Powiem jedno- ja pie...ole!
    Lalki cudne...uwielbiam ich dziwkowatość...mrrrrrrrrrrrrr

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Poczekaj, aż opiszę ciąg dalszy...

      Usuń
    2. Czekam...a moje włosy stoją demba ! ...oraz cisną ą mi się na usta słowa...pip. pip, pip, pip...

      Usuń
  2. kocie lalki to jet to co Magalita lubi najbardziej ;) podobają mi się bardzo :) !!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kocie lalki pozdrawiają Magalitę! Może kiedyś i takie u Ciebie zamieszkają?

      Usuń
  3. Kiedy tak patrzę i porównuję, to mam wrażenie, ze czarnula była pomyślana jako większy exclusiv - na moje oko jest staranniej wykonana, no i stój ma bardziej przemyślany, ze już o rzadszym typie twarzy nawet wspominać nie trzeba. Obie kicie mogłyby śmiało wystepować w burlesce - bo stroje niby zakrywają im całe ciało, ale nie pozostawiają wiele wyobraźni. Można by rzec - catsuit :)
    Historii z robotnikami nie zazdroszczę i szczerze w nią wierzę. Miałam podobną sytuację - kładłam w kuchni nowe płytki. Po położeniu płytek na podłogę panowie wzięli się za kładzenie płytek na ściany. Sęk w tym, że ścienne mieli trochę przyciąć. No więc przycinali - przez położenie na podłodze i jeźdżenie po nich tnącym ustrojstwem ... Jak wyglądała nowiutka podłoga po ich działaniach nie trzeba mówic. A mieli, pacany, specjalny kozioł do takich robót. Wywołali też pożar w łazience i inne "wesołe" historie. Ale te płytki najbardziej mi w pamięć zapadły, bo przy ich okazji najbardziej się wściekłam. Od tamtej pory nie wierzę w inteligencję osób zatrudnionych przy remontach. Ani trochę!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Weź swoje rozwiązłe myśli na wodzy, bo tych strojów nie da się zdjąć, więc nawet fetyszysta miałby problem ;)

      Moja historia nie ma jeszcze zakończenia, ale własnie, przez telefon rozegrał się jej drugi akt i siedzę osłupiała.
      Pracuję z tymi debilami na co dzień i po raz pierwszy od sześciu lat mam dość tej roboty!

      Usuń
  4. O rajciu, ja też miałam takie okienko <3 A ile wspomnień, ile razy się wychylało przez nie i wołało chłopaków na ulicy... A i śnieg mi nawet zimą przez nie potrafił padać!
    Podoba mi się czarna kotka, ostra jest :>

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. śnieg mi przez nie padał... I nawet raz żywy gołąb wpadł...
      Wychylić się przez nie za bardzo nie mogłam, za to idealnie słychać o czym sąsiedzi gadają na podwórku ;)

      Usuń
  5. Ciemna kocica jest urody przecudnej :)!!!
    Jeśli chodzi o horror dekarski to niestety GŁUPOTA nie ma granic ... nie ma ....

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Patrząc na to co te majstry wyprawiają, to mam wrażenie, że nawet nie zbliżyli się do połowy swoich możliwości ;)

      Usuń
  6. kocice fantastyczne, wszystkie trzy mi się podobają ...
    a co do okienka .... w moim bloku niedawno malowali klatkę schodową, poprawiali też co nieco i przy okazji zaszpachlowali i zamalowali mi drzwi do kantorka na półpiętrze. jak można było nie zauważyć Twojego okna ? jak można było nie zauważyć drzwi? zamalowali mi dokładnie zamki, uzupełnili szpachlą szparę pomiędzy drzwiami a futryną. myśleli, że tych drzwi się nie używa czy jak, że to drzwi na zewnątrz z dziewiątego piętra? naprawdę czasem można oszaleć z fachowcami. mam nadzieję, że odzyskasz okienko, ja już odrapałam drzwi i mogę otworzyć kantorek.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I pewnie jeszcze się upierali, że zrobili Ci przysługę? Moi się tak ze mną kłócą...

      Usuń
  7. Boże (jeśli istniejesz) uchowaj przed 'fachowcami'... Historia Twojego okienka nie jest odosobnionym przypadkiem.. z resztą tzw. 'chłopcy' czego się nie dotkną.. to zamienia się w...no na pewno nie w to czym miało być z założenia...U mnie na przykład podczas ubiegłorocznego remontu szanowny 'majster Tomek' trzykrotnie rozbierał i składał na nowo kominek.. bo ciągle mu części zostawały... kiedy zabrał się za kładzenie płytek... zamiast 'lustra' na podłodze miałam chylące się pod skosem 'schody'... przy montażu antresoli tak precyzyjnie docinał belki, że finalnie były o 20 cm (!!) za krótkie) a gładzie na ścianach w jego wykonaniu przypominają raczej 'baranki'..

    Z kocic natomiast i moją faworytką jest czarnula.. najbardziej przypomina, jak to Twoja koleżanka trafnie ujęła, ekskluzywną dziwkę dla fetyszystów... i w tym właśnie tkwi 'to coś' czego pozostałym dwóm brak ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja myślałam, że jestem odporna na wybryki budowlańców, bo w końcu pracuję z nimi na co dzień. pomyliłam się. I to bardzo!

      Usuń
  8. wiem co to znaczy niekompetentna ekipa... u nas np. jest nowiutki dach - wogóle nie ocieplony... a inny fachowiec krzywo postawił ściankę... ah szkoda gadać...
    a tak mnie ciekawi - czy te ogony mają w środku jakiś drucik czy co? bo wygląda ze zdjęć, że można go dowolnie ustawić...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. U mnie dach też był nieocieplony i dlatego zamarzały mi rury w łazience. Ja wiem, że każdy remont to jakieś niedogodności, ale okno zamurować?!

      Usuń
  9. Nie ma jak specjaliści w tym kraju...
    Jest przepiękna. Jej oczy są po prostu cudne!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Specjaliści są... Akurat moi "chłopcy" do nich nie należą :(

      Usuń
  10. Remont! To słowo ma coś w sobie takiego, że już od razu powinno być piiiiii. W kuchni, korytarzu i na werandzie zamiast pięknej hiszpańskiej terakoty mam piiiiiiiiii.Bo majster miał komunię córeczki i się spieszył. Oczywiście, nie żeby skończyć, tylko dostać kasę.
    Czarna kocica jest zapiiiiiiiiiii.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na przekleństwa, to ja już nie mam siły... Naklęłam się dość, tego dnia, gdy odkryłam zniknięcie okna. Teraz, gdy już jestem po kolejnych pertraktacjach, to pozostało mi tylko walenie głową w sufit.

      Usuń
  11. Dlatego "fachowców" boję się jak ognia...Przez to z reguły jestem skazana sama na siebie. Ale przynajmniej pretensje też mogę mieć tylko do siebie:) A nieocenioną pomocą np przy remoncie jest mój tata. Co prawda ostatnimi czasy głownie telefonicznie. Ale i konferencja przez telefon może uchronić sufit przed pękaniem;)

    A Twoje kociaki wyglądają na bardzo drapieżne:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Gdybym mogła, to też zrobiłabym remont sama. To jest remont dachu robiony przez wspólnotę mieszkaniową. Nie mam na niego żadnego wpływu i go nie chciałam!
      Ależ mam wkurwa...

      Usuń
    2. Wyobrażam sobie, jak bardzo musisz być zła... Mam jednak nadzieję, że ci pożal się Boże fachowcy zreflektują się i naprawią co zepsuli.

      Usuń
  12. Chyba bym się zapłakała za taki okienkiem, lubię takie romantyczne ustrojstwa ;) Walcz kierowniku o swoje! A kocice jak kocice :P MRAU :D

    OdpowiedzUsuń
  13. Polscy budowlańcy to jednak niesamowici geniusze... Współczuję okienka... Sama chciałabym takie "z widokiem na niebo" ;) Lalka prezentuje się fajnie chociaż odrzuca mnie ten hełm na głowie... Ale jak się chce kota to trzeba go znieść dla uszu! :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mnie hełm też wkurza, ale dopóki nie uda mi się upolować kocicy na OOAKa, to te zostaną zaklajstrowane na amen.
      Znam i dobrych budowlańców, ale akurat nie oni siedzą na moim dachu ;)

      Usuń
    2. Szkoda trochę, że Mattel póki co nie wymyślił innego utrwalacza fryzur. Ojoj nie mogę się OOAKa doczekać. Dobrzy budowlańcy są naprawdę cenni ;) W większości znam tylko takich zUych... :(

      Coś mi ostatnio net szwankował i musiałam dwa razy komentarz napisać, a dopiero przed chwilą zauważyłam, że i jeden i drugi się dodał :|

      Usuń
  14. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  15. Współczuję!! Znam takich "chłopców"... Ehhh....

    Ale szczerze... Poryczałam się ze śmiechu, mama też i tata do kompletu... Kocham Twój sposób pisania, z każdej nawet niezabawnej historii potrafisz zrobić kawał dobrego żartu :D

    Kicie są śliczniutkie!! Taką czarnulkę z chęcią bym posiadała, może pora wybrać się na polowanie ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Uff... dzięki, już się bałam, że straciłam "to coś" ;))
      Też się śmieję z tego okienka, bo to tak abstrakcyjne, że aż niesamowite :)
      Polowanie na kota radzę zacząć od zakupu wędzonej makreli! ;))

      Usuń
  16. Ostatnio usłyszałam taki cytat, że jedyną kompletną rzeczą na tym świecie jest głupota. Normalnie współczuję, że trafili CI się tacy skompletowani , zgroza.
    Kocice od samego początku jak sie pojawiła ta czarna na Allegro , daaawno temu, spędzała mi sen z oczu. Gratuluję uroczej pary.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiem, że powinnam polować na trzecią, ale dwie zaspokajają moje kocie fantazje ;)
      To okno, to rozwali moją łazienkę, moje mieszkanie i moje małżeństwo...
      Ale to materiał na kolejne posty ;)

      Usuń
  17. Przepiękne te koty, normalnie dech mi zaparło:)
    Nie cierpię remontów, czasem jedna trzeba:( Do fachowców odnoszę się z nieufnością - tacy np. u mnie w pracy po wykafelkowaniu łazienki z prysznicem dopiero sprawdzali spady i odpływ wody - pierwsze uruchomienie wody zalało łazienkę a woda z siłą potoku wylała się na korytarz - panowie zdziwieni ...i kubek który pożyczyłam im do kawy buchnęli

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No własnie... "jak trzeba", a u mnie nie trzeba było, a teraz muszę, bo pijany idiota nie umie liczyć...
      Kubka bym nie darowała!

      Usuń
  18. Matko kochana, ja bym oskalpowała za "niezauważenie" okna...
    Lalki piękne, ale określenie dziwki - fetyszystki wypaczyło mi moje postrzeganie tych lalek :-P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przepraszam, za zniszczenie niewinności ;)
      Oskalpuję jak dokończą co spaprali...

      Usuń
  19. Mistrzowsko opisana historia! :D jak zwykle zresztą…

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki! Mam nadzieję, że zdążę opisać dalszy ciąg zanim pójdę siedzieć za zrzucenie któregoś z rusztowania.

      Usuń
  20. Czytając o Twoich perypetiach budowlanych, przypomniały mi się moje remonty, no i ciśnienie od rana mi się podniosło. Szczerze nienawidzę partaczy, którzy przekonani są o swoim mistrzostwie budowlanym, zamiast pracować debatują i pouczają, jak powinno być, jak jest coś źle, to inaczej się nie dało, bo tu od początku było spaprane przez poprzedników itd. No po prostu nienawidzę!
    Dla przykładu wnerwiających sytuacji: u mnie w kuchni kładzione miały być nowe kafelki. Kuchnię rozrysowałam w AutoCADzie, szczegółowo z rozmieszczeniem szafek i wzorami z kaflków, żeby wszystko pasowało. Na podłodze ciemne i jasne kafeli miały tworzyć wzór dywanu pośrodku, pośrodku między szafkami stojącymi z dwóch stron. Oczywiście w dniu kładzenia terakoty szafek nie było w kuchi. Wykonawca dostał rzut podłogi i ścian z narysowanymi kafelkami, jasnymi i ciemnymi, i miał według tego wzoru układać. Rzut był wydrukowany w skali 1:20, wszystko pokazane czarno na białym, więc nie wpadłam na to, że trzeba stać nad "majstrem" i mu liczyć kafelki. Po moim powrocie okazało się, że "majster" sam postanowił przesunąć ten kafelkowy dywan o około 50 cm, bo mu bardziej sie z umiejscowieniem okna komponował. Dzisiaj "dywan" częściowo jest zasłonięty szafkami, ja nie moge patrzeć na podłogę, w ogóle na całą kuchnię, bo mnie szlag trafia i zastanawiam się, kiedy znów remontować kuchnię od początku :(
    Kotkowe lalki ciekawe. Nie moja bajka, ale naprawdę pomysłowe :)

    OdpowiedzUsuń
  21. Mnie się ona właśnie podoba najbardziej spośród tych trzech, a już na pewno bardziej niż mattelowa Catwoman :)

    OdpowiedzUsuń