Charakterystyka Królika

Moje zdjęcie
Elbląg, Warmińsko-Mazurskie, Poland
Jestem Żoną i Matką. Kolekcjonerem i Czytaczem. Budowniczym swojej małej rodziny. Mój MałżOn to odważny, lecz nico leniwy lew. Mój Syn to Mały leśny troll o najmądrzejszych oczach świata. Ja to Chaotyczny Królik, kobieta o wielkim sercu i duszy wielkości lalki Barbie. Sprzątam, gotuję i piszę, a przede wszystkim żyję! Oj, tak- żyję pełnią życia!!!

wtorek, 29 marca 2011

Proszę zabłądzić do Elbląga!!!

Aby wspomóc mojego, drogiego Małżona zamieszczam reklamę jego nowego przedsięwzięcia jakim jest festiwal gier planszowych.
Zaprawdę powiadam Wam: Małżon nałogowym graczem w planszówki jest!!!


Ponieważ nie umiem dodać linku do zdjęcia, po więcej informacji proszę klikać TUTAJ

Małż od tygodnia znika na dnie i noce i z kolesiami testują planszówki. Wspomóżcie biedną słomianą wdowę i jeśli ktoś byłby w okolicy i chciałby trochę popróbować sił w chińczyka lub warcaby (jedyne gry planszowe, w które ja umiem grać) to może wtedy Małż powróci na łono rodziny :)

A jako bonus Bubel wpieprzający moje dzisiaj zakupione Bratki:


Kupiłaś mi sałatkę, jak miło!


Nie cykaj mi tu fotek głupia babo, tylko przynieś więcej!

piątek, 25 marca 2011

Do trzech razy sztuka

Na początek komunikat:

Królicza Nora ma zaszczyt przedstawić nową mieszkankę Nory, która tymczasowo przejmie obowiązki, tragicznie zmarłej Sportyny.

Przedstawiam Państwu Sportycję:



Miejmy nadzieję, że w przeciwieństwie do swojej poprzedniczki, nie straci ona szybko głowy dla jakiejś nowej lalki ;)

A teraz przechodzimy do treści właściwej.

Dziś Was zaskoczę!

Dzisiejszy post nie będzie o Małżonie...
...ani o kotach...
...ani Ryśku - Maślaku...
...ani nawet o wąsatych sąsiadkach!
Dziś postanowiłam napisać o...
...lalkach!
Tylko i wyłącznie o trzech (a raczej dwóch i kawałku) lalkach z mojej kolekcji.

Moją ukochaną wokalistką jest Shakira. Wiem, nie jestem ani wyjątkowa, ani nie mam wysublimowanego gustu. Ot, już na początku niski głos i szeroki tyłek tej niedużej Kolumbijki, podbiły moje serce i uszy.
Oczywistym więc dla mnie faktem było, iż muszę posiadać lalkę Shakirę w mojej kolekcji, jak tylko się dowiedziałam, że takowa istnieje.
I choć szukałam bardzo długo to teraz jestem dumną posiadaczką aż trzech lalek ;)

Dla tych co mieszkają w jaskini lub zwyczajnie nie lubią muzyki rozrywkowej, Shakira wygląda
tak:


A lalka, mój mroczny przedmiot pożądania, tak:


No cóż, lalka ta była zwyczajnie za droga, nawet dla mnie, która nie kupi żarcia a lalkę tak.
Tak więc przeszukałam zakamarki strychu i wygrzebałam inną, nie Mattelowską produkcję, która też udaje moją ukochaną piosenkarkę:


No, może jest to twarz, za którą tylko Matka może kochać, ale jestem pewna, że twórcy bardzo się starali...


Kiedy zobaczyłam ten tatuaż to nie mogłam uwierzyć, że ta pasukda... to znaczy lalka o jedynej w swoim rodzaju twarzy, to faktycznie "Siekiera".

Okazuje się, że w plecach lalki jest ukryty tajemniczy mechanizm:
który to, po nakarmieniu go trzema bateryjkami z latarki Małżona sprawia, że lalka swym słowiczym głosem zaczyna śpiewać dwa pierwsze wersy piosenki "Whenever, wherever".

Nie wiem kto wyprodukował lalkę, ale wpadł na genialny, w swej prostocie pomysł, aby te dwa wersy zapętlić. Dzięki temu sprytnemu trikowi lalka praktycznie nigdy się nie męczy, a całość wspaniale sprawdza się jako odstraszacz gołębi z dachu, lub też przepędzacz kota z ulubionego fotela.

Lalka ta jest wspaniale artykułowana i pozuje jak prawdziwa gwiazda.


Biedaczka trochę boi się obiektywu, bo jak sama twierdzi nigdy nie wie kiedy się uśmiechnąć.

Za to kiedy dopadnie mikrofon, to wyłazi z niej prawdziwa Wilczyca!!!

Jeśli ją pokochaliście tak, jak ja, to muszę Was zmartwić- lalka pojechała na tournee na strych i nieprędko wróci. Nie wiem także czy jeszcze zaśpiewa, bo Małżon odkrył brak baterii i się trochę zeźlił.

Ponieważ oryginał ciągle mi umykał, to postanowiłam sama zrobić sobie Skakiro- podobną mieszkankę półki.
Potrzebowałam tylko jakiejś blond modelki, o Kaylo/Leowym ryjku.
I tak w Norce zamieszkała Isabel*, zwana potocznie Izunią:


Oczywiście lalka przeszła mały "tiuning", aby jak najlepiej upodobnić się do oryginału. Dostała nowe loki, ubranko z "pazurem" i wyczesane buty i nawet robi sympatyczne wrażenie:



Niestety lalka ta ma, moim zdaniem ciut zbyt delikatny i różowy makijaż, aby być sobowtórem Shakiry, ale na jakiś czas zaspokajała moje żądze.

No i ładnie się prezentuje z gitarką:



No, ale jak wiemy, "Królowa Jest Tylko Jedna", więc przyszedł ten piękny dzień, kiedy w Norce zamieszkała oryginalna lalka :)


Ne musiała mieć firmowego stroju, wystarczył mi widok jej ślicznej mordki.

Oczywiście "gitarkowa" sesja szybko się odbyła:



I kolejna lalka z "wishlisty" odfajczona :)

I zbiorowy portrecik, tak na zakończenie:

Ta bidula niewiadomego pochodzenia, zaraz pęknie ze strachu przed aparatem...
Na czoło już jej wstąpił krwawy pot.
- Ogarnij się dziewczyno! w następnym wcieleniu, ktoś Cię na pewno pokocha!

A następnym razem być może zapodam Wam, moją radosną, lalkową twórczość :))

*prawdziwe imię Shakiry to: Shakira Isabel Mebarak Ripoll (tak, jakby kogoś, oprócz mnie, to interesowało)

wtorek, 22 marca 2011

Pierwszy dzień wiosny, kwiatki i pszczółki i rocznica.

No i nastała wiosna, Mili Państwo.
Uwierzcie mi na słowo, Zielona Pani zagości u nas na dłużej, a powiedział mi to Niezawodny Koci Barometr, który mam w domu. Urządzenie to jest sprytne i nigdy się nie myli, a zmianę pogody na lepsze sygnalizuje wzmożonym linieniem, upierdliwością i "znienackowym" gryzieniem w nogę. Niestety ma też skutki uboczne w postaci nadużywania w domu stwierdzeń (z góry bardzo przepraszam za wulgaryzmy): "Bubel, bo Ci jebnę" lub też: "ten kot ma piredolca".
Śnieg stopniał, psie kupy ładnie wkomponowały się w brunatność trawników, a w parkach zaroiło się się od lunatyków oszołomionych ciepełkiem.
Wyszłam sobie dziś z Ryszardem na spacer. Za pierwszy punkt wyprawy obrałam pobliski cmentarz. Nie żebym miała jakieś ciągoty, po prostu, jest tam spokojnie, cicho, ładnie i zawsze można na ławeczce przycupnąć.
Przy bramie spotkałam sąsiadkę. Tak przynajmniej wydaje mi się, że to sąsiadka, bo jak mam fatalną pamięć do twarzy. W każdym razie kobita wiedziała, że to co w wózku leży to Ryszard, więc niech jej będzie.
Po wymianie standardowego "Dzień Dobry", rozpoczyna się seria pytań: czy się dobrze chowa, czy śpi, cyc czy butelka... czyli wchodzimy na teren grząski, bo osobisty. Próbuje zbyć kobiecinę, ale ta brnie dalej w zachwytach nad Maślakiem. Kobitka skończyła z Ryśkiem i zaczyna mi opowiadać swoje życie, mówi o swoich dzieciach, w końcu zapodaje temat uświadamiania małoletnich...
Uwierzcie mi, zasadniczo obca, wąsata babcia (zapomniałam napomknąć o wąsach) mówi mi jak dzieciom o ptaszkach i pszczółkach opowiadać! To już było za wiele. Odpaliłam wózek, szybciutko pożegnałam się z sąsiadką- wykorzystując lukę w monologu i śmignęłam przez alejki.
Zaraz za cmentarzem jest park i właśnie tam zmierzałam. Zdążyłam wyjść za ogrodzenie i widzę jak toczy się ku mnie kolejna babciunia, kompletnie mi tym razem nie znana- bez wąsów, za to w berecie wielkości sporego półmiska. Widzę jej nieśmiały uśmiech i wiem, że zaraz zostanę zaczepiona.
Widać taki już mój los- ulubienica pijaczków, bezdomnych psów i moherowych babć.
"Czy pani była na cmentarzu?"- pyta.
No byłam, nie da się ukryć... Żeby jej za bardzo nie zachęcać do wynurzeń jedynie skinęłam głową.
"Bo wie Pani, ja tam się boję chodzić. Tam są zboczeńcy!"- mówi starsza Pani wymachując laską
Prawie parsknęłam.
" W dzień to chyba zboczeńcy nie atakują" - próbuję uspokoić kobietę, ale jednocześnie zastanawiam się, dlaczego to zawsze mnie spotyka Przecież takie rzeczy to się u Barei w filmach działy.
"Oczywiście, że w dzień"- babcia idzie w zaparte- "w zeszłym tygodniu byłam u moich rodziców, schyliłam się żeby świeczkę zapalić i jak podniosłam głowę, to stał. Od połowy cały goły! Mówię Pani, całego "tego" miał na wierzchu! Za krzakiem się schował. Strasznie się przestraszyłam ale go pogoniłam laską i uciekł!"- to już było za dużo dla mojej wyobraźni. Zapewniłam kobitkę, że żadnych zboczeńców nie widziałam, same kobiety i raczej ubrane. I cały czas starałam się nie roześmiać, bo moja chora wyobraźnia co rusz podsuwała mi obraz dziarskiej starszej Pani, która lachą wygraża najpewniej pijaczkowi, który postanowił ulżyć sobie za krzaczkiem na cmentarzu.
Babcia podziękowała za słowa otuchy i potoczyła się w stronę grobów.
Swoją drogą, ciekawe czy przestraszyła się "tego", czy po prostu zapomniała jak "to" wygląda?
Ja ze strachem pojechałam do parku, ale poza tłumami pijanej wolnością młodzieży, nie napotkałam więcej lunatyków.

I tak podczas tej wędrówki parkiem, uświadomiłam sobie, że gdzieś tam po drodze zgubiłam świętowanie pierwszych urodzin bloga.
Z tej okazji mam pomysł na konkurs, a raczej wielką zabawę z nagrodą, tyle że potrzebuję Waszej pomocy.
Pamiętacie poprzedni konkurs?- pewnie tak... najpierw o nim zapomniałam, potem zapomniałam o losowaniu, a potem zapominałam wysłać nagrody. Oczywiście wszystko już skończyłam, ale sama do siebie jakiś niesmak czuję. teraz planuję coś dużo większego, dopracowanego i z lepszą nagrodą, ale nie wiem, czy chcecie się pobawić. Czy zaufacie, że dam radę z moją fatalną organizacją czasu. Proszę o danie mi znać, choćby w komentarzach.

I jeszcze się pochwalę paczusią, którą spocony listonosz przyniósł mi dzisiaj. W paczce nie było lalki, a jednocześnie jej zawartość nie mogła już być bardziej lalkowa.

Oto książka o lalkach:

W mojej kolekcji są już dwie:

W książkach są obrazki:
Treści jest tam tyle co: nazwa lalki, rok wydania i katalogowa cena egzemplarza NRFB. Mnie służą głównie do ślinienia się do co poniektórych modeli :)

I na koniec szybka zabawa w "Znajdź kotka na obrazku":

I oczywiście tego posta pisałam wczoraj, ale z lenistwa wrzucam dzisiaj ;)

piątek, 18 marca 2011

Z łapami precz od Czerwonego Kapturka!!!

Proszę niech ktoś przyjedzie i kopnie mnie mocno w zad, to może się zbiorę do kupy i znowu zasiądę do pisania...
tyle lalek, tyle pomysłów, a ja śpię. Dosłownie- każdą wolną chwilę przesypiam wraz z Maślakiem. Śpię rano i po południu i wieczorem i ciągle marudzę, że czasu nie mam, a to nie prawda!!
Jedynym osiągnięciem ostatnich tygodni jest to, że w końcu nauczyłam się znosić wózek z drugiego piętra i śmigam na spacerki.
Nadzieja na horyzoncie jest taka, że w maju wracam do pracy, czyli ze spania nici :)

Ale do rzeczy ;)
Dzisiejsza panna mieszka ze mną od stycznia i jest pierwszą, która uległa tak drastycznej metamorfozie i tyle według mnie na tym zyskała.

Oczywiście, aby tradycji stało się zadość, najpierw mała dygresja...
... jako początkująca mama, która dopiero uczy się obsługi dziecka, staram się już dbać o jego rozwój intelektualny. Oczywiście już teraz wiem, że jedyne bajki, które są odpowiednie dla dzieći to Franklin i świnka Peepa. Dla tych co nie wiedzą- Fraklin jest żółwiem i przeżywa straszne przygody, takie jak nauka sznurowania bucików i zbieranie guzików, poziom adrenaliny w tej kreskówce jest tak wielki, że Małżon wymiękł po jednym odcinku, tłumacząc się słabym sercem. świnka Peepa uczy dzieci, że można się nazywać tak samo jak żenski narząd rozrodczy i przy tym jeśli nos wyrasta ci z ucha to jest wszystko OK. O czym jest ta bajka, to tak dokładnie nie wiem, bo wieprzowina dla mnie najlepiej wygląda na talerzu, a z drugiej strony już jedną świnkę kocham:


Ogonek i ryjek
są moim orężęm!
Prawdą i rozumem
zło przezwyciężę!
Dzięki mocy planety Kwiiik!


Niedawno ogląjąć moją "ukochaną" Super Nianię dowiedziałam się, że bajki pokroju Tom i Jerry, PowerPuff Girls (wybaczcie, ale Polska nazwa nie przejdzie mi przez palce) Kaczor Donald uczą dzieci agresji i ABSOLUTNIE nie wolno ich pokazywać małoletnim. I teraz wiem, czemu jestem taka popieprzona- wszak, sa to bajki mojego dzieciństwa. I oczywiście do dziś walę kota patelnią, bo mu się wtedy tak śmiesznie łeb odkształca. Zawsze uważam na małpy z gaciami na głowie, bo wiem że bielizna na czerepie służy do ochrony odkrytego mózgu super geniusza zbrodni. Chorobliwie nienawidzę także wiewiórek, bo one zawsze coś knują i są przeciwko mnie.

Idźmy dalej- nie wiem, czy Wy wiecie, ale psycholożki (kolejne słowo, które uwielbiam) zalecają odzieranie klasycznych bajek z przemocy i treści nieodpowiednich, i tak nasza kochana Czerwony Kapturek niesie zamiast winka- soczek. Wilk nie zjada babci, tylko zamyka ją w szafie. Leśniczy tłumaczy wilkowi, że nie wolno zamykać staruszki w ciemności, bo babunia mogłaby się przestraszyć. Wilk zamienia się w psa i wszyscy żyją długo i szczęśliwie i żłopią soczek...

Znacie Małą Syrenkę Disneya?- znacie!!! Ja też znam, to jedna z moich ukochanych bajek.
A oryginał?- Syrenka oddaje głos w zamian za nogi, ale chodząc doświadcza bólu stóp jakby chodziła po ostrzach noży. Książe okazuje jej wielkie miłosierdzie, pozwalając jej spać na wycieraczce na progu swoich drzwi, a potem żeni się z księżniczką. Siostry syrenki sprzedają swoje włosy w zamian za nóż, którym syrenka ma zabić księcia i oblubienicę, a odzyska ogon. Jednak ostatecnie woli zamienić się w morską pianę i za tysiąc lat zyskać nieśmiertelną duszę...

John Smith w rzeczywistości uwiódł i porzucił Pocachontas, a ta zmarła w wieku dwudziestu paru lat na kiłę. Przybyła wcześniej do Anglii, została maskotką ówczesnego króla, wyszła za mąż, ale nie mogła wytrzymać z dala od ziemi swych przodków i nie radziła sobie z tesknotą.

I moja ukochana perełka: Kopciuszek!!!
Mam starą wersję tej historii, gdzie brzydkie siostry obcinają sobie palce, bądź piętę, aby tylko wcisnąć na stopę pantofelek.
No czyż to nie piękne?

I czy naprawdę ktoś w to uwierzy?
Ja wierzę w inteligencję mojego dziecka, choć ma On dopiero pięć miesięcy :)
A jak wpadnie kiedyś na pomysł, żeby zrzucić na sierściucha np fortepian, to ja się pewnikiem ze szczęścia popłaczę, bo zawsze chciałam fortepian posiadać ;)

A lalką na dziś, jest Magical Mermaid Kayla z 2003 roku, która też oddała ogon za nogi, ale skłamałabym, gdybym powiedziała, że nie ucierpiała przy tym żadna inna lalka ;))

Lalka ta jest zwykłą Playliną, z pierwszego wypustu lalek z serii Farytopia, a charakteryzuje się głównie tym, że jest po prostu prześliczna. Oczywiście każda lalka z moldem Kayla/Lea jest boska, ale ta jest piękna podwójnie.


Zimowa syrenka, co siedzi sobie w śniegu i nie boi się, że dostanie wilka (pamiętajcie: wilk to pies ;))


Gdy na dworze śnieżek prószy to syrenkom marzną uszy


To jedna z tych twarzy, na które mogę się gapić i gapić bez końca :))


Z nieba spada magiczna gwiazda...


Syrenka wypowiada życzenie i ... pufff!!!



I już widzę Twoje nogi...nogi... nogi...nogi!!!

I skoro już ma dwie cudne nóżki, to wszędzie Cholera wlezie...





Naprawdę uwielbiam tą lalkę :) Mam już dla niej przygotowaną cudną kieckę, ale śnieg mi stopniał, a wraz z nim ładne plenery.

I jako wisienkę na torcie wieczoru wróćmy na chwilę do Czerwonego Kapturka- OSTRZEGAM wersja nie dla nieletnich!!!
Freud interpretował ta klasyczną bajkę, jako metaforę dojrzewania. Czerwona pelerynka miała oznaczać pierwszą miesiączkę, wilk zboczonego wielbiciela małolat, babcia starszą kobietę, która wprowadza młodszą w świat kobiecych spraw, a las to...
.... sztywne, grube, drzewa, które symbolizują las pełen sztywnych... grubych...
....drzew, no kurde, to blog o lalkach jest!!!!

poniedziałek, 7 marca 2011

Wierzę we wróżki!!!

Na szybciutko, bo Maślak nie lubi jak siedzę przy kompie, chciałam Wam się pochwalić, że istnieją dobre wróżki.
Kilka osób z Forum postanowiło podnieść mnie na duchu i znienacka obdarować dobrymi czarami ;)
Nawet nie wiecie moje Dobre Wróżki ile dla mnie znaczą Wasze niespodzianki, ale poczułam się jak ktoś zupełnie wyjątkowy...

Posta oczywiście sklecę jak tylko przekonam Małżona, że Maślak nie gryzie (a będzie to kłamstwo okropne, bo Maślak kąsa jak wściekła pchła).
Tęsknię okrutnie za blogowaniem, ale jakoś nie wychodzi. Myślę za to cały czas

Załoga Bloga Dziękuje wszystkim Dobrym Wróżkom i czytelnikom. Bez Was nie byłoby Rudego Królika :D