Charakterystyka Królika

Moje zdjęcie
Elbląg, Warmińsko-Mazurskie, Poland
Jestem Żoną i Matką. Kolekcjonerem i Czytaczem. Budowniczym swojej małej rodziny. Mój MałżOn to odważny, lecz nico leniwy lew. Mój Syn to Mały leśny troll o najmądrzejszych oczach świata. Ja to Chaotyczny Królik, kobieta o wielkim sercu i duszy wielkości lalki Barbie. Sprzątam, gotuję i piszę, a przede wszystkim żyję! Oj, tak- żyję pełnią życia!!!

wtorek, 19 stycznia 2016

Jupa, jupa, jupa! Biało, biało, biało!

Dziś jest post o wartości historycznej. Post, w którym nie będę marudzić na pogodę/ porę roku, bo od paru dni jestem wręcz euforycznie szczęśliwa.
Pizga złem.
Mróz, że włosy w nosie zamarzają.
I ten śnieg!
Ten śnieg!
Ło mamusiu!
Ten śnieg!
Śnieeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeg.
I jest tak pięknie.
I można takie fotki "czaskać":


 I takie:


I takie też:


I można ubrać ciepłe rajstopki, które idealnie obciskają dupkę i wałeczki. W domu można grzać cielsko pod puchatym kocykiem. Bez obaw i wyrzutów opijać się herbatką z prądem i cytryną. Albo prądem bez herbaty i cytryny...
Owszem, są maleńkie minusy, jak na przykład drapanie oblodzonego samochodu, kiedy człowiek do roboty się śpieszy. Ale przecież można odpuścić śniadanie i makijaż, i wstać pół godziny wcześniej i drapać. Drapać...
Drapać aż łzy lecą i palce przymarzają do drapaczki. Sama rozkosz! Przecież przez pozostały czas w roku narzekam na brak ruchu i wysiłku fizycznego. A tu proszę- ćwiczy się aż pot leci. 
Za to w zimę... Ach! Te tańce na lodzie! Te przytupy! Ta rewia mody w czapkach, szalach i rękawiczkach!
Muszę Wam powiedzieć, że dzięki czapkom i suchemu powietrzu, nauczyłam się deelektryzować mieszkanie. Choć przyznam, że zabawnie było, chodzić z matowymi, postawionymi na sztorc włosami i "strzelać" promieniami z palców. Och!- te figlarne "sczelanie" w kota! Ubaw po pachy!

Yess! Yess! Young Skybunny! The Force is strong with you!

Niektórzy, tak jak ja, tylko w zimę, mogą sobie zafundować odrobinkę wypoczynku. Gdy z nosa cieknie strumień nieświadomości, mózg pomału zmienia się w rzadką jajecznicę, a mięśnie bolą jak po największym wysiłku, to wtedy można ubłagać szefa, żeby dał dzień wolnego. Jak szef ma dobry humor, to każe iść precz, póki się nie skończy rozsiewać zarazków. A, jak po kilku dniach, łeb przestaje napieprzać tak, jakby w czaszce tupało stado wściekłych słoni, to i książkę można poczytać! Czasem uda się obejrzeć zaległy film. Ale tylko jeden, bo i tak zaraz spać się chce.

Zima też jest dobra, aby pójść na sanki. Zwłaszcza, jak ma się pięć lat. Można pół godzinki pohasać po górkach, potem wrócić do domu, narobić dramy, że mokro, że zimno, i że ogólnie źle i liczyć na michę gorącej wody, ciepły kocyk i kakałko. A potem można, pomimo podjętych środków ostrożności, dostać zapalenia oskrzeli i kaszleć tak, że biedna matka z ojcem, włosy z głowy rwą i myślą, że łatwiej toto poduszką udusić, niż kochać i leczyć...

Piękne, piękne dni...

Kotek mruczy i roznosi po domu błocko, które domownicy przynieśli na butach. 
Wrony kraczą o poranku, a mało kto wie, że wrony to też ptaszki śpiewające!

Cudny, cudny czas!

I nawet lalki, radośnie, idą na spacer, bo przecież zima im nie straszna. Na ich tyłkach wszystko lepiej leży i nie grożą im odmrożenia.

Weźmy taką Nancy:














Bez kurtki, w lichej czapce i w cienkich rajtuzach... ale jaka zadowolona!

Pewnie i tak jej lepiej, niż za czasów jak była "Sinatrą":





A dla fanklubu Gustava- proszę! Oto dwie, cudem odnalezione fotki:



Taka miłość...
Tylko raz w życiu...

R.I.P
Guciu
[']


piątek, 8 stycznia 2016

Pchły i pchli.

Jakoś przed świętami i mrozami pojechałam z Mamą i bratem na pchli targ. Pizgało złem straszliwie, śmierdziało kiełbasą z rusztu i ogólnie było niezachęcająco, ale spięliśmy poślady i daliśmy radę.
Czy się opłaciło?
Raczej tak.
Nie przerypaliśmy całej gotówki w "Trzy Karty". Nie kupiliśmy chińskiej podróbki LEGO i szczekającego pieska i nie zgubiliśmy pieniędzy. Ożłopaliśmy się za to najpaskudniejszej kawy na świecie, popodziwialiśmy galerię paskudnie wypchanych zwierząt (że też ktokolwiek myśli, że ktokolwiek to kupi) i zapłakaliśmy gorzko nad faktem, że facet przed nami, wygrzebał z pudła z badziewiem, działającą pozytywkę "Tiffany" i dał za nią pięć (5!) złotych.

Mogłaś mieć mnie, a płaczesz za jakąś pozytywką!

ACHTUNG!!
Apdejt!
Powyższy lis jest jedynie fotką poglądową cudów, jaki można trafić na pchlim. Poniższy lis, jest (a raczej był) moim rzeczywistym nabytkiem:

Och, Gustavie! 
Byłesz taki puszysty! I zjadły Cię mole a nie pchły! 
Żal taki! Taki żal!

Wśród burzanów grzmiących, szajsu wszelakiego znalazłam istną perełkę, paskudę tak pokraczną, że aż kupiłam za mały stanik, tylko po to, by rozmienić kasę i ją nabyć (za słownie: PINĆ zlotych).

I to nie Barbia ani nic ze stajni Mattel.

Oto Pyzulina, mała pchlina, Brzydulina:


Słodka prawda?

Ta panienka to Only Hearts Lily Rose

Jest niewielka, mierzy zaledwie dziewięć cali i w pełni "pozowalna".

A tak wygląda reszta ekipy Lily:



Nie jest to lalka BJD- po prostu jej główka, stopy i dłonie, są wykonane z twardego winylu, a reszta ciała to miękki plusz i druciany "szkielecik".

Lalka wije się i wygina.
Mniej, więcej tak:










Metka, jako jedyny ślad, który pozwolił mi zidentyfikować tę lalkę.

Mordeczka moja!

Lalka przeznaczona jest dla dzieci i przedstawia dziecko. Może trochę zbyt długonogie, ale jednak dziecko.

Urocze, piegowate dziecko!

Moja Lily to w ogóle jakiś hiper rarytas, bo lalki "Only Hearts", jak znane nam Barbie, mają swoje, unikatowe moldy, wydania i akcesoria.
"Podstawowa" Lily nosi żółty sweterek i Jeansy: 



Moja zaś, w stanie pudełkowym była syrenką:


Tylko, w tym życiowym zawirowaniu, zgubiła ogon na rzecz portek Szeherezady.

Nie jestem typem badacza i nie szukałam historii tych lalek zbyt mocno. Na wypadek, gdybyście chcieli poznać je bliżej, to poniżej macie kilka przydatnych linków:

1) Recenzja na Toybox Philosopher.
2) Recenzja na A Doll's Picnic.

Można też samemu wygooglać: Only Hearts Dolls.

Jak się ma Lily do Mattelki?

O tak:



Lily jest bardzo "akuratna". W sam raz do torebki, czy do samochodu. Niekoniecznie w moim typie urody, ale to jedno z najlepiej wydanych pięciu złotych w życiu.

A co z tytułową "pchłą?"

Rysiek twierdził, że chomik ma pchły.
A to tylko bobki były!

Tak, czy inaczej- nowy rok zaczął mi się raczej dobrze- tylko zapaleniem uszu.

W tym roku też, postanowiła na realne do spełnienia, postanowienia noworoczne:

1) Więcej spać.
2) Więcej żryć.
3) Zgrubść.
4) Wydawać wincyj piniądzów.

Zobaczymy, czy dam radę.

Szczęśliwego roku 2016!
Niech idzie w cycki!