Charakterystyka Królika

Moje zdjęcie
Elbląg, Warmińsko-Mazurskie, Poland
Jestem Żoną i Matką. Kolekcjonerem i Czytaczem. Budowniczym swojej małej rodziny. Mój MałżOn to odważny, lecz nico leniwy lew. Mój Syn to Mały leśny troll o najmądrzejszych oczach świata. Ja to Chaotyczny Królik, kobieta o wielkim sercu i duszy wielkości lalki Barbie. Sprzątam, gotuję i piszę, a przede wszystkim żyję! Oj, tak- żyję pełnią życia!!!
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą 2015. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą 2015. Pokaż wszystkie posty

środa, 28 września 2016

Wrzuć na luz.

Moja Przyjaciółka wyciągnęła mnie ostatnio na spotkanie dla kobiet. Wiecie, takie "Ą, ę- jesteś ważna, jesteś wyjątkowa, że ach! Dej nam piniądz, a powiemy Ci jak zrobić dobrze sobie, swojemu mężowi, a przede wszystkim nam".
Spotkanie, a raczej "szkolenie", zorganizowane przez trzy babeczki po czterdziestce, które rżąc dziko poklepywały się po pleckach i nieomal płakały z powodu tego, że są takie zabawne i mundre.

Trzy godziny wyjęte z życiorysu. Trzy godziny, za które zapłaciłam własną krwawicą i czasem. Jako gratis wyniosłam płyn do zmywania makijażu, ogryzek od jabłka i wątpliwej świeżości ciasteczko. Inne atrakcje były płatne, a ja, naiwna, sądziłam, że skoro daję pięć dych za wejście, to dostanę chociaż herbatę, a nie dostałam.
Dostałam za to dwie, bezcenne rady:
- "Nie muszą mnie wszyscy lubić, bo kot Marzenki też mnie nie lubi."- nie usłyszałam, kim była Marzenka, bo chyba akurat grałam w pokemony, ale musiał to być ktoś ważny, bo nawet w lokalnej gazecie ukazał się ten sam cytat.
- "Myślenie pozytywne zmienia sposób w jaki postrzegasz świat i w jaki postrzegają cię inni!"- tutaj, przyznaję, wewnętrznie ryknęłam śmiechem, bo na serio- w "Pani Domu" mogę poczytać, równie lotne, złote myśli.

Potem pani kazała sobie wyobrazić, że się jest miastem, w tym mieście wyobrazić sobie rynek. Ja poszłam krok dalej- wyobraziłam sobie rynek i fontannę, bo jak jest rynek, to musi być fontanna- co nie? Potem pani kazała sobie wyobrazić "wewnętrznego krytyka" i zaprosić go na ten rynek. A potem, zanim pani powiedziała po co, to ja sobie wyobraziłam, że "wewnętrznego krytyka" topię w tej fontannie, no bo, myślałam, że ona zaraz się każe go pozbyć, a mnie się siku chciało i chciałam szybciej... A jak się okazało, że to wcale nie o topienie chodziło, to złapałam ponad dwukilowego Weedla i jakoś wewnętrzny krytyk zupełnie przestał mnie obchodzić.

Maślaku, Twoja Stara, to fanatyczka Pokemonów i miszcz painta!


Na koniec spotkania wystąpiła pani, która prezentowała różne zabawki... masażery dla kobiet... Wiecie, takie różowe i obłe.
Nie wiem o czym dokładnie mówiła, bo tak sama się śmiała ze swoich słów, że jej nie rozumiałam. Wyobraźcie sobie taką sytuację- kobieta mówi o pracy, obowiązkach, braku czasu i nagle, z zaskoczenia, wybucha głośnym, perlistym śmiechem! Tak, za przeproszeniem, z dupy. W końcu, wykminiłam, że pani, ani chybi, ma zainstalowaną w gaciach, jedną z prezentowanych zabawek.

Wtedy coś we mnie pękło. Stwierdziłam, że jestem głodna, jest mi zimno i jest piątek wieczór, więc zabrałam manele, zabrałam kumpelę i pojechałam do domu.

W nocy nie mogłam spać (może to pełnia, a może ciasteczka z fioletowym lukrem), leżałam w łóżku i zastanawiałam się, co ze mną nie tak. Czemu tak bardzo nienawidzę wegan, eko-terrorystów i spotkań motywacyjnych dla bab?

Jestem dziwna, bo lubię siebie. Lubię swój nadbagaż, brak manier i wieczne nieogarnięcie. Mam fajnego chłopa, ekstra dzieciaka i pracę, w której się spełniam.
Następnym razem, jak będę miała okazję pójść na spotkanie samorozwojowe, to się nażrę, upije i zostanę w domu.

Ale jedno wyniosłam ze spotkania- "chichocząca pani" powiedziała, że nie ma nic złego w kupowaniu sobie "zabawek, które sprawiają nam przyjemność".

No to kupiłam sobie.
Trzy.

Ale dzisiaj pokażę jedną.















Zapewne wszyscy znają już tę mordkę: Fashionistas "petite" nr 31


Standardowo- na promo wygląda jak miljony monet, a w realu to wielki łeb wsadzony na wiotki ciałko. Na szczęście istnieją części zamienne, w postaci ciałek po Livkach.

Nieustannie zdumiewa mnie to, że ta lalka, ma ten sam mold co ta:


A tę, swego czasu, uważałam, za najpaskudniejszą w serii. A teraz widzę, że są identyko, ino włosy inne...
Starzeję się jak nic...




wtorek, 10 listopada 2015

Guziczek

Zaczęło się jak zwykle- kupiłam lalkę. Jak wiele razy wcześniej (i pewnie jeszcze nie raz), odebrałam pakę, odpakowałam, wzruszyłam ramionami, powiedziałam "meh" i rzuciłam pudło na stertę. Potem sprzątałam, przekładałam truchła z miejsca na miejsce i lalka znowu wpadła mi w łapki.
"Meh"- współczesna playline.
"Meh"- sztywna jak proteza pirata.
"Meh"- obleśne różowe ciało.
"Meh"- oblepiona klejem i brokatem.

Więc po co ją kupiłam?- bo miała niebieskie włosy! A ja lubię niebieski...

"Do łezki łezka, aż będę niebieska, w smutnym kolorze blue" 

No dobra, my tu pitu pitu, a jaka lalka, zapytacie?

O taka:



-WOW!- zakrzyknie pewnie większość z Was- To ONA!, WOW! To Zia! Wow! Z tego znanego filmu o Barbie! Wszyscy taką chcieliśmy!- prawda, że tak powiecie?
Wszyscy przecież śledzą, co nowego w playline'owym świecie Mattela... No, ja śledzę! Czasem...

Tak, czy inaczej, powyższa lalka to Zia (plus za imię), bohaterka poboczna, nowego filmu, z Barbie w roli głównej, pod tytułem: "Barbie Rock'n Royals", czyli swojsko brzmiące: "Barbie, rockowa księżniczka" (Tu powinien być emotikon przedstawiający rudego królika rzygającego od nadmiaru cukru, lub rudego królika umierającego na cukier, ale nie ma)

- Niebieskie włosy, niebieskie włosy, niebieskie włosy!- powtarzałam sobie, gdy w końcu wyciągałam Zię z pudła, ale mantra nie pomagała, gdyż lalka ma jeden z moich najmniej ulubionych moldów, czyli "squint Summer*" "squint Raquelle"**

*Zezowata Letycja. (przyp.odkróliczy)
(Tu powinien być emotikon królika wzdrygającego się w agonii od zeza rozbieżnego wszystkich lalek z moldem "Letycja")

** Jak słusznie zauważyła KiciaKocia, lalka ma mold Raqelle, czyli, że będzie "zezowata Rakela", nie brzmi to już tak epicko, choć to prawda. 
(Tu powinien być emotikon pokazujący królika batożącego się marchwią, w ramach samoumartwienia nad własną niewiedzą elementarną)

Nigdy, ale to nigdy-nigdy, nie trafiłam na lalkę z tą gębą, która nie wydałaby mi się zezowata. Nawet Zia, no ale... niebieskie włosy!

Po wyjęciu z pudełka nie było lepiej. Byłoby nawet gorzej, gdyby nie to, że było źle.
Bardzo źle.

O tak źle:


I tak źle:


I jeszcze gorzej:


I całkiem paskudnie:


I z głową wyjętą z beczki smalcu:


Ja wiem, że w dzisiejszych czasach, lalki cierpią na: twardogłowie, klejogluta, oczyniewymiarowe i brokatozę pospolitą, ale żeby wszystko na raz?

No i lalka wylądowała na szafce, na stercie, co jak się później okazało, wyszło jej tylko na zdrowie. 
Leżała i kuła w oczy.  W końcu postanowiłam wsadzić ją do mogiłki zbiorczej i już, już miałam to zrobić, gdy się zamyśliłam...
- Twarz, niby znajoma... Oczy brązowe, włos niebieski... A gdyby tak, parę piegów?... Nie?... Niemożliwe?!... A może?!

I wuala!:


Nie?
Nic nie dzwoni?

Szkoda...

Oto Wielka Improwizacja:

Koralina:

I Zia, w wariacji na temat: "Jak wyglądałaby Koralina, gdyby była dorosła."
"I była lalką typu Barbie."
"I nie była lalką Mattel, bo byłby obsypana brokatem."



No to reszta złomu zdjęciowego:








I z tytułowymi guziczkami:










Z guziczki bardzo, ale to bardzo dziękuję MamieM. Zapewniam Was, że to fajna babka jest! Nie to, co teściowe z kawałów. O nie!

Zia nadal ma twardy łeb i sztywne ciało, ale klej się chociaż z wierzchu głowy zmył. Nie wróżę jednak "Koralinie" kariery jako moja, ulubiona lalka.

Podczas pisania postu nie ucierpiał żaden guzik.