Charakterystyka Królika

Moje zdjęcie
Elbląg, Warmińsko-Mazurskie, Poland
Jestem Żoną i Matką. Kolekcjonerem i Czytaczem. Budowniczym swojej małej rodziny. Mój MałżOn to odważny, lecz nico leniwy lew. Mój Syn to Mały leśny troll o najmądrzejszych oczach świata. Ja to Chaotyczny Królik, kobieta o wielkim sercu i duszy wielkości lalki Barbie. Sprzątam, gotuję i piszę, a przede wszystkim żyję! Oj, tak- żyję pełnią życia!!!

wtorek, 16 czerwca 2015

Upadek ostatniego bastionu.

Drzwi na korytarz otworzyły się z hukiem, który słychać było aż na drugim piętrze. Na drewnianych schodach załomotały kroki.
Od siekania kolejnych hord w Diablo III oderwał mnie dziki wrzask:
- Mamoooooooooo! Mamuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuusiu! Mamoooooooooooooooooooooooooooo!
Z ciężkim westchnieniem odeszłam od komputera. Otworzyłam drzwi i wyszłam na korytarz. Poprzez barierkę spojrzałam na półpiętro.
Stał tam. Cały. Nie widziałam śladów krwi, ani innych uszkodzeń. Więc skąd ten wrzask? Ten pośpiech?Przestępował z nogi na nogę, jakby podrygiwał do wymyślonej muzyki.
- Czego się drzesz, szatański pomiocie?- Zapytałam łagodnie, choć może zbyt cicho.
- Mamooooooooooooooooooooooooo, mogę kupę?!- wrzasnął, po czym podniósł głowę i dopiero wtedy mnie zobaczył.- Moooooooooogę?!- dodał jeszcze głośniej i wtedy miałam pewność, że wszyscy sąsiedzi słyszeli.
Drobił. Widać, że na serio chce. Grubsza sprawa. Żarty się skończyły!
- Jasne, możesz!- powiedziałam- Chodź do domu, zaraz ci ukroję. Chcesz z cukrem, czy bez? Tak jak ostatnio?

Zaciemnienie i kurtyna.
Badum tsss!

W ten oto sposób, skoczyłam na głęboką wodę i powyższa historia, była ostatnią rzeczą, z listy rzeczy: "Których nigdy, przenigdy, pod żadnym pozorem, a nawet pod groźbą śmierci i kalectwa, nie zrobię swojemu dziecku", a które zrobiłam, przy nadarzającej się, ku temu okazji.

Pozostałe punkty brzmiały jakoś tak:

- Maślak nie będzie jadł parówek! (Czy ktoś chce przepis na parówki w sosie pomidorowym? Na placuszki z parówkami? Parówki nadziewane serem? Ryżotto z parówą?)
- Maślak nie pójdzie do McDonalds'a! (W zeszłym miesiącu w Happy Mealu dawali Transformersy i Petszopy. W tym miesiącu są NERFy. Nie zakładajcie sobie na glowę papierowej korony, bo jest za mała i wygląda głupio!)
- Maślak nie spróbuje chipsa! NIGDY! (Bekonowe smakują jak za mojego dzieciństwa, ale zdecydowanie nie pamiętałam, że serowe są aż tak paskudne!)
- Nie powiem do Maślaka: "Nie teraz kochanie, mamusia nie może się z tobą pobawić w "Zielona Świnka Idzie do Rzeźni", mamusia jest zajęta!" (A nie jest! Gra w komputer!)
- Nigdy nie będę robić żartów z kupy! (Oraz innych, okołofekalnych i glutowych zawartości, różnych dziur mojego dziecka.)

A jednak!...

Oficjalnie ogłaszam że:

Jestem.
Najgorszą.
Matką.
Świata.

I skoro już wiemy, że nie istnieją dla mnie świętości i nie umiem dotrzymać danego słowa, to dzisiaj zaprezentuję lalkę, której miałam nigdy nie mieć.

Nie, nie jest to Ken!
...
...
...
I nie, to nie kolejna, zezowata żywiczka!
...
...
...
...
E-e, to nie Dal/Pullip/ inne chujwieco!
...
...
...
...
...
No dobra, podpowiem: to skrzyżowanie centaura z harpią, czyli: "pół koń- pół człowiek- pół lew- pół orzeł"! Jednym słowem coś jak: Manbearpig!

Półczłowiekpółniedźwiedźpółświnia. 
(Zachowując dokładne tłumaczenie)

Drugim słowem- robię drugie, wyjątkowe podejście do Monster High! Oto, przed Wami, po raz pierwszy (i ostatni pewnie):

Avea Trotter
!!!

IIIIIIIIIIIIIhhhhhhhhhhhhhhhhhaaaaaaaaa!!
Ahoj przygodo!



Czemu akurat ona? 
Powodów jest kilka, np.: taki, że nie bardzo lubię konie. No, chyba, że na talerzu i w formie gulaszu bądź kiełbasy. Absolutnie nie uważam nieparzystokopytnych za lepsze od poczciwych krów, lub kóz. Po drugie- no kurcze! Półczłowiek, półkoń, półlew, półorzeł! Ktoś projektował tę lalkę na ostrym kwasie! Chcę trochę! 









Po kolejne: TE OCZY!!!!
Tonę! 
Nie ratujcie mnie!





Mam wrażenie, że twórcy tej lalki, "puścili oko" do rodziców dzieci, a nie do samych dzieci. Zrobiłam test i zaniosłam chabetę do przedszkola. Owszem, wzbudziła zainteresowanie, ale wśród matek. Małoletnie wolały męczyć Velmę, Dafne i Scoobiego, a na pannę Trotter ledwo zerkały. Avea jest jak koszmar z Kucykami w roli głównej. Mogła by być genialnym antagonistą w kolejnym sezonie My Little Pony i mówię Wam, rozniosłaby tę kolorowo-słodko-pierdzącą ferajnę, w drobny mak, zostawiwszy po sobie jedynie kupkę parującego, tęczowego nawozu. I zrobiłaby to z takim wdziękiem, że nawet nie pobrudziłaby kopytek. 
Avea ma głowę pełną kleju. Odgniecenie na czole, które wygląda jak blizna. Jej "karwasze" ciągle spadają i nie jestem pewna, czy już ich nie pogubiłam, ale dawno, bardzo dawno, nie natrafiłam na lalkę, która wywołuje bezustanny wyszczerz na mojej, pyzatej gębie.
3 razy TAK, dla panny Trotter!




 












Mam ogromną nadzieję, że Mattel zrezygnuje z Klaczki w następnych sezonach swojej twórczości. Nie zniosłabym jej ubranej w piżamkę, na rolkach czy w kawiarni. Wolałabym żeby została jednorazowym, koszmarnym wybrykiem.
Proszę Was Mattelu! Nie rozwadniajcie tego, cudownego koktajlu z wszystkiego! Niech zostanie już taki apetyczny!

Słówko dla M: moja stoi samodzielnie i się nie przewraca! :P Muahahahahhha!

poniedziałek, 1 czerwca 2015

O upadku obyczajów.

       Kiedyś wspominałam (a nawet kilkakrotnie), że jestem mało kobieca. Nie ruszają mnie wydzieliny, krew pot i łzy. Nie wzrusza mnie gil i zrywanie strupów. Ślimaki noszę w kieszeni i głaszczę żaby! Wydarzenia ostatnich dni sprawiły, że do listy "najbardziej niekobiecych zachowań" dopisuję: niewrażliwość na inne rzeczy powszechnie uważane za obrzydliwe, brak wstydu i zanik poczucia zażenowania.
Zaczęło się od tego, że Młode poszło na dwór.
Samo w sobie- nic dziwnego, ale na podwórku bawiły się dwie jego koleżanki, obie starsze od niego i obie troskliwie "opiekowane" przez mamy i babcie. W sumie- trzy baby, na dwoje dzieci, na totalnie pustym i bezpiecznym, ogrodzonym podwórku.
Co prawda miałam pilną robotę, bo level w Diablo sam się nie wbije, ale jakoś tak poczułam się, jak najgorsza matka świata, gdy tak sobie pomyślałam, że tam, matki "kwoki" pilnują swych pisklątek, a moje "kurczę" biega samopas. Poczucie przyzwoitości zwyciężyło i postanowiłam, dla spokoju ducha i pokazania jaka jestem dobra rodzicielka, zleźć na dół i...
I  co? No co ja mam robić z innymi matkami, skoro nie lubię dzieci, nie interesują mnie zajęcia dodatkowe w postaci esperanto i jazdy na konikach? I totalnie nie umiem wchodzić w interakcje międzysąsiedzkie?
Musiałam więc udawać, że jestem czymś zajęta. Wzięłam aparat, wzięłam lalki i poszłam.
Na dole poruszenie i to ogromne. Elvis, gigantyczny pies sąsiadki, namierzył mysie truchło leżące w trawie i całym swym, ogromnym jestestwem pragnął stać się jednością z wonnym gryzoniem.

Elvis, pies na medal! 
Pies zaczepno-obronny! 
Pies którego nie boją się nawet gołębie!

Okazało się, że wlazłam w sam środek pandemonium, gdzie szpic płakał bo koniecznie chciał do myszy, "Mama" szpica ujadała, że "dzieciątko" się usmaruje, a druga matka i babcia, perorowały, że skandal i granda, że ta mysz tam w ogóle leży, że dzieci patrzą, że obrzydliwe, że ktoś powinien coś zrobić!
Trochę mną zatrząsło. Leży, bo leży. Leży, bo nie żyje!- chciało mi się krzyczeć. Kot przyciągnął i zapomniał. Dżizas... krąg życia, świat tak działa!
W końcu nie wytrzymałam. Podeszłam do trupka, wzięłam za ogon i wyniosłam poza zasięg wzroku dzieci, psa i mamusiek.
Szok i niedowierzanie! Jak wróciłam, to patrzyły na mnie, jakby miała zaraz trupem paść na śmiertelną chorobę. Wszak mysz była MARTWA! A zdechłe rzeczy, tak instant, stają się skażone! Bosz, przecież ja nie zjadłam tej myszy, ani nie schowałam jej do kieszeni!  Przez chwilę kusiło mnie nawet, opowiedzieć im o tym, jak kiedyś mój pies przyniósł mi kota w prezencie. Tylko po to, żeby zobaczyć ich miny, jak powiedziałabym, że kota była jedynie ćwierć, a konkretnie tylna noga z pazurami i, do teg, idealnie płaska i zmumifikowana. Misiek był dumny ze swej zdobyczy i wcale nie chciał się z nią rozstać. Wydarłam mu ją z pyska pazurami, a miałam je wtedy długie jak szpony. Cóż, po odebraniu psu tego znaleziska, to już nie miałam paznokci. Długo nie miałam. Za każdym razem, jak choć trochę je zapuściłam, to miałam wrażenie, że mam za nimi kawałki kota...
Tak, czy inaczej, mysz wyniesiona, Elvis się uspokoił, a ja wiedziałam, że i tak pierwsze wrażenie zrobiłam tak piorunujące, że mogę wyciągnąć lalkę.
Tylko, że lalka, to też nie była eteryczna Barbie, a mój najnowszy OOAK, który w swym zamyśle miał być "brudny" i "niechlujny".
Żadna tam zabawka dla małej księżniczki:





























Efekt wyciągnięcia lalki na podwórku był taki, że zdjęć nie zrobiłam. Obie mamuśki, obie dziewczynki, babcia i pies, wylądowały u mnie w domu, by naocznie się przekonać, że nie kłamałam, iż lalek mam więcej. I było bardzo miło i miałyśmy o czym rozmawiać przez resztę popołudnia. A sesja odbyła się później, u mnie w pracy!

Lalka jest drugą z serii, którą sobie zrobiłam i marzę o trzeciej, ale brakuje mi lalki "bazy", czyli Dalii:


Kurcze, mam na nią super pomysł, a nie mogę jej upolować! 
Może ktoś, coś, wspomoże Królika?

Dzisiejsza "Paskuda" powstała z Fairytopia Dandelion Doll
Czyli polwitajcie  "Mleczyka"

A pierwsza w serii, z Azury:


Dla przypomnienia:








Kocham wróżki Mattelowskie! A jeszcze bardziej kocham, jak która trafi do mnie w stanie "zabawionym" na śmierć, bo mogę się na nich wyżyć twórczo! Dajcie mi więcej wróżek!!!

A żeby jeszcze bardziej pognębić moją szczątkową kobiecość, to kupiłam sobie "chomiczą" koszulkę. O taką:
Moje cycki sprawiają, że chomik ma puce w czy-de ;)