Charakterystyka Królika

Moje zdjęcie
Elbląg, Warmińsko-Mazurskie, Poland
Jestem Żoną i Matką. Kolekcjonerem i Czytaczem. Budowniczym swojej małej rodziny. Mój MałżOn to odważny, lecz nico leniwy lew. Mój Syn to Mały leśny troll o najmądrzejszych oczach świata. Ja to Chaotyczny Królik, kobieta o wielkim sercu i duszy wielkości lalki Barbie. Sprzątam, gotuję i piszę, a przede wszystkim żyję! Oj, tak- żyję pełnią życia!!!

wtorek, 28 października 2014

Kwestia stroju.

Postaram się dzisiaj streszczać. Jest ładna pogoda, może to ostatnie promienie słońca, może ostatnie ciepłe dni. 
W pracy mam koniec miesiąca, a w domu kocioł dżemu z pigwy do przerobienia. 
W wolnych chwilach biegam z aparatem i lalkami, robiąc sesje "na zapas".

Ponieważ się trochę ochłodziło w powietrzu i poszerzyło w biodrach, to "się postanowiło" zakupić nowe okrycie wierzchnie. Nie jestem najbardziej kobiecą kobietą na świecie. Zakupy odzieżowe przyprawiają mnie o drgawki. Zawsze jak sobie coś upatrzę, to się okazuje, że mam za długie ręce/nogi/stopy. Spodnie dobre w tyłku, kończą się 20cm nad butem. Kurtki zawsze wyglądają na "rękaw 3/4".
Przemogłam się i z popularnego serwisu wysyłkowego zakupiłam kurteczkę. 
Przyszła.
Wygląda fajnie:

Miszczyni fotozopki pokazuje najwyższą formę!

Jak teściowa mi przedłużyła rękawy, to nawet ja wyglądam w niej fajnie.
Szkoda tylko, że magiczny napis na metce: "95% poliester, 20% elastan" oznacza, że najnaturalniejszym włóknem w tej derce jestem ja, jak ją na grzbiet włożę. Ciągle chodzę spocona. Ale co tam... "sorry, taki mamy klimat!".
Nad moją niemożnością ubierania się jak kobieta, czyli brakiem sukienek, rajstop, torebek i butów "na słupku", ubolewa moja mama. Kiedyś, aby zrobić jej przyjemność, zakupiłam płaszcz zimowy z kołnierzem z futrem z syntetycznego lisa, który szybko, we własnym zakresie, przyozdobiłam futrem z organicznego kota. Niezbyt to ładne, ale tłumaczę postronnym, że to dodatkowa wyściółka termiczna. Z butów uznaję tylko trampki i trampki. Może jeszcze trampki... Noszę je tak długo jak się da. Czyli dopóki śnieg nie sięga mi do kolan.
Kurtkę zimową zakupiłam, za zawrotną kwotę "złoty siedemdziesiąt" w second handzie i na pytanie mojej kumpeli (wypowiedziane ze zniesmaczoną miną)- "A gdybyś wiedziała, że to kurtka z trupa zdjęta, to też byś ją nosiła?!", odparłam gromkim: "Hell YEAH! Przynajmniej wiem, że mnie jest potrzebna bardziej!".
Jak bym się nie starała to zawsze wyglądam jak wygnieciona. Ale, jak kiedyś wspominałam, żelazko służy mi głównie do wytapiania wosku z dywanu.
W całym moim niezorganizowaniu i braku poszanowania dla stroju, źle ubrana lalka, to coś, co koli mnie w oczy.
Lalki mają nad ludźmi tę przewagę, że mają stałe wymiary i nie marudzą, jak im się na dupie spodnie zszyje "na amen".
Jakiś czas temu zapragnęłam odmiany od Barbie i jej podobnych, i drogą kupna nabyłam "mikro podróbkę BJD". Mój wybór (a raczej okazja cenowa) padł na 

 J-Doll
Magnificent Mile:

Zasadniczo nie szukałam konkretnej lalki, bo to, co mi się w nich najbardziej podoba, czyli głębokie, akrylowe oczy, ma każda z nich. Jednak, jak "Miley" już przyszła, to przez chwilę gorzko żałowałam wydanych pieniędzy...
Ten strój!
Mamuniu!!
Gorset do kurtki z "misia"?! Kto tak chodzi?!?
Babciowe skarpety i "kurwitrepki" na nogach...

Fotka nie moja, ale grozę stroju oddaje*

Czy to czapka, czy wiadro na kartofle?

Fot: Ebay- nie ja! Ja bym się nie pokusiła...

Oj długo odchorowywałam pochopny zakup...
Miley leżakowała z innymi lalkami, a ja ciągle myślałam i myślałam...
Aż w końcu podjęłam męską decyzję. Wypieprzyłam wszystkie elementy garderoby, które kuły mnie w oczy, zastąpiłam je innymi- pasującymi do koncepcji "jesiennego luzu".  
Teraz mogę, z czystym sumieniem, przedstawić wam Miley Pumpkin:

















 



I dopiero po czasie, zorientowałam się, że w szale fotograficznym, gdzieś po drodze, Miley zgubiła torebkę.
I tak nie pasowała...

Wszystkie moje problemy z lalką, zostały magicznie rozwiązane za pomocą agrafki na plecach i nici na tyłku. Chciałabym swoje problemy odzieżowe tak rozwiązywać...

Kupiłam już drugiego J-Dolla. Na OOAKa tym razem ;)

* Fotkę zaczerpnęłam z tej strony: Planet of Dolls tam jest też recenzja Miley.

niedziela, 12 października 2014

Cztery

Pamiętam moje czwarte urodziny, jak sen, co przyśnił się wczoraj. Tort z kremem i różyczkami z masła, którego nie tknęłam, bo nigdy nie lubiłam tego smakołyku. Białą bluzeczkę z frotte, która trochę gryzła przy szyi, ale miała prawdziwe kieszenie. Spódniczkę w kratkę i białe rajstopki, które szybko zrobiły się szare i zjeżdżały z mego, pulchnego zadka.
Pamiętam śnieg za oknem, czarno-biały telewizor nadający dziennik i tą podniosłą atmosferę.
Kończyłam cztery lata! Nie byłam już w mała!
W przedszkolu już nie mówili na mnie "Ninia". Nie byłam już "mrówką" tylko "muchomorkiem". Dostałam swój pierwszy rower, do którego Tata przymocował kij i pchał mnie po podwórku.
To nie wtedy moje życie nabrało rozpędu i zatraciłam się w plątaninie dni. Wtedy jeszcze byłam niewinna i ufna. Dziecięca...

Dzisiaj mój syn kończy cztery lata. Zleciały jak westchnienie.
Zatarły się...
Łapię chwile, które jak piasek przemykają pomiędzy palcami. Przymykam oczy i staram się nie uronić ani ziarna, zapamiętać każdy szczegół i każdy moment.
Pierwsze kroki.
Pierwsze słowa.
Pierwszy dzień w przedszkolu.
Wszystkie "pierwsze" razy.
Te dobre i te złe- jak mina mojej mamy, kiedy jej powiedziałam, że dopiero uczę się kochać. Że nie umiem tego tak od razu.
Nie kochać...?
A co ja wtedy wiedziałam o miłości? O tym ucisku, który narasta w piersi, tak mocno, że prawie wybucha, ale nie krzywdzi tylko koi?

Teraz...
Małżon mówi, że "mam pierdolca na punkcie tego dzieciaka" i ma całkowitą rację!
Wyobraźcie sobie, że przez dwadzieścia kilka lat Waszego życia, żyjecie sobie ale jakby was nie było. Nie spełniacie pokładanych w was oczekiwań, bierzecie się za różne rzeczy i ponosicie porażkę. To Wy jesteście tą osobą, co rzuciła studia na ostatnim roku, maturę z biologi zdała na "dupę" (choć zawsze była humanistką), do pierwszej roboty poszła do mopa, a po siódmym nie zdanym egzaminie na prawo jazdy, przestała o nim wspominać. W końcu sama uwierzyła, że nie nadaje się do niczego i postawiania nic nie robić, by to zmienić. I nagle robicie coś, co jest doskonałe. Perfekcyjne od płowych włosów na czubku głowy, do palców u stopy- "Takich małych! Jak fasolki!". I to "coś" jest mądre jak sowa, śliczne jak obrazek i bystre jak górski potok. Czasem ma brudny nos i lepiące łapki. Czasem marudzi, czasem płacze bez powodu... Włazi na kolana, obejmuje rękami szyję i mówi: "Kocham Cię mamusiu moja mała, kocham Cię wiesz?"
A ja ryczę...

Ryczę często...
...bo spadł ze schodów...
...bo uderzył się w głowę...
...bo jest chory...
...bo jestem tam zmęczona, że padam na twarz, a Małżon akurat teraz jest zmęczony bardziej...
...bo nie chce jeść...
...bo zdeptał ślimaka i mu smutno.

Często się śmieję...
...bo beknął w samym środku urodzin Dziadka.
...bo sikając "jak tata" obsikał mi ścianę.
...bo tańczy na środku mojego łóżka, wywijając tyłkiem w takt pieśni Ireny Kwiatkowskiej.
...bo na imieniny babci wybrał cmentarną chryzantemę w doniczce.
...bo go MAM!
...bo nie jestem sama- stworzyłam rodzinę.

Czasem dalsze ciocie zaczepiają Maślaka i pytają: "A czyje ty masz oczka, a nosek czyj?"
Proste!- oczka są Rysia. Nosek jest Rysia. Cały świat należy do Rysia!
Słyszysz świecie!?- dałam cię mojemu Synkowi! Nie skrzywdź Go świecie...

Nie obronię Go przed wszystkim, choć Bogowie mi świadkiem, że chciałabym! Nie uchronię go przed popełnianiem błędów. Przed porażkami.

Ale będę stać obok. Zawsze.
Dumna jak paw.

Mama i syn.
Tata.

Rodzina.