Młode dość szybko wykazało się sprytem i refleksem. Pierwszą rzeczą, jaką mnie nauczył było wyciąganie go z łóżeczka, na każde zawołanie, a już wychlipane i smutne "mama", gwarantowało mu nockę w naszym łóżku. I tak sobie spaliśmy razem, aż do trzecich urodzin Panicza, aż zaczęło nam być cokolwiek ciasno. To znaczy Małżonowi, a nie mnie, bo ja najszczęśliwsza byłam, gdy zasypiając mogłam miętosić stopę Maślaka i zwalać na niego oplucie poduszki i "kradziejstwo" kołderki.
Pewnego, zimowego dnia, Maślak oznajmił swą dorosłość i zażądał leża godnego władcy. Nie miał wygórowanych wymagań. Łóżko miało być jedynie: duże, piętrowe, zielone (!), mieć lampkę i trzy poduszki.
Pfffffff... no co za problem?! (No, może jedynie z tym "zielonym", ale i to się załatwić dało za pomocą odpowiedniej pościeli). Wyrko zajęło 2/3 sypialni, ale mówię Wam- warto było! Co prawa z łoża małżeńskiego zniknęła stopa, ale za to pojawił się ocean miejsca, który mogę swobodnie ślinić i rozlewać się na nim, niczym rozkładająca się w słońcu meduza.
Zaleta pierwsza: "dziecko z łóżka, matce lżej!"
O Ikeo! Ty tak bardzo rozumiesz...
Tak bardzo rozumiesz...
Maślak uwielbia cukierki, klocki lego i samochodziki (zielone!). Wszystkie te trzy rzeczy można znaleźć, dziwnym trafem, na dziale z zabawkami, w każdym z hipermarketów. Młode, oczywiście wie, jak tam trafić (ale oddająć honor- wie też gdzie szukać nutelli i pierogów). Młode nie ma w zwyczaju rzucać się na ziemię i ryczeć, gdy coś chce. On po prostu PATRZY! I to tak smutno, że żyć się odechciewa.
Oczywiście, aby Młode "nie paczało" przestaliśmy chodzić na zabawki. Maślak znalazł sposób i na to.
Kojarzycie takie "woreczki szczęścia", gdzie w ciemno można złapać kucyka "pony", kucyka filly, "pet shopa", itd? W sprzedaży są też woreczki nazywane przeze mnie "juhuskami"
Szaszetki YooHoo wyglądają tak:
Krryją w sobie najkjutaśniejsze wnętrze, bo wyglądające o tak:
Zaleta druga: dziecko jest wygodną wymówką do kupowania sobie zabawek.
Dziecko nie kaktus, jeść musi. Jak jeść to tylko zdrowo! Tylko! Niezdrowo jest niezdrowo! Dowiedziałam się tego niedawno, na zebraniu w przedszkolu. Na zaaranżowane przez panią Dyrektor spotkanie, przyszła pani Dielotożka (serio- tak się przedstawiła), która zanim zareklamowała swój wypasiony gabinet, przez 45 minut gadała, pardon- "robiła prelekcję", na temat żywienia dzieci. Wicie czego się dowiedziałam? Otóż: chipsy są niezdrowe. Cukierki też. Kabanosy są bardzo niezdrowe, a parówki są nieomal zabójcze. Jogurt najlepszy dla dzieci jest naturalny z rodzynkami. Bo dzieci KOCHAJĄ rodzynki! (Niektóre tak, że aż rzygają na ich widok.) Dobrze, że powiedziała to wszystko, bo tego nie wiedziałam. Pewnie nie wiedziały tego też panie kucharki, bo i one były na prelekcji. Pani dietolożce pewnie umknął fakt, że jest to jedyne przedszkole w Elblągu, które realizuje program zdrowego żywienia dzieci. E tam! Taki drobiazg!
W każdym razie, ja kupuję Ryśkowi batoniki owocowe Hipp:
Żryj i żyj!
Batoniki te są zrobione z prawdziwych owoców, prawdziwego soku owocowego, prawdziwych łez jednorożca. Nie zawierają cukru, soli i ropy naftowej. Są zdrowsze od wody święconej i Rysiek ich serdecznie nienawidzi...
...co pozwala mi wpieprzyć każdą ich ilość, co by się nie zmarnowały!
Podobny los spotyka nadmiary ciastek, czekolady i kabanosów.
Zaleta trzecia: dziecko nie da matce umrzeć z głodu!
Po jedzeniu czas na kulturę. Czasy "Dobranocnego Ogrodu" dawno już za nami. Na topie są bajki Disneya. Wiecie ile razy, w zeszłym tygodniu, obejrzałam "Frozen"?- SIEDEM! "Zapłątanych"?- trzy!
"Toy Story" i "Auta" znam na pamięć. I wcale mi się nie nudzą.
Rysiek po czterdziestu minutach zwykle zasypia.
Zaleta czwarta: śpiewasz "Kolorowy wiatr" trzy razy dziennie, a sąsiedzi mogą cię cmoknąć!
I wszyscy razem: Ty masz mnie za głupią Dzikuskę!...
Inne plusy:
- drzemki w ciągu dnia (dziecko śpi lepiej z mamą),
- bycie na bieżąco z asortymentem w zabawkowym (szukam Angry Birds i Barbie przy okazji...),
- darmowe naklejki w gabinetach lekarskich (na lodówce nie widać już oryginalnego koloru drzwiczek),
- chomik/świnka morska/smok (bo to dziecię chciało, a nie ja ;)
- lody! (często i dużo)
Największym plusem jest to, że gdy w domu jest "prawdziwe" dziecko, to tego wewnętrznego, siedzącego głęboko w każdym z nas, nie ma co uciszać.
I ja, w ramach spełniania zachcianki dziecka we mnie, zakupiłam sobie lalkę. I to nie taką pierwszą z brzegu. O nie...
Ponieważ Prawdziwy Mężczyzna musi:
- spłodzić syna (jest!)
- posadzić drzewo (fasola w słoiku ujdzie?)
- zbudować dom (mieszkanie jest!)
A Prawdziwy Kolekcjoner musi:
- uszyć sukienkę,
- zrobić sesję w plenerze,
- zakupić BJD (Nawet jeśli te lalki nie interesują, nie pasują do kolekcji lub wydają się brzydkie. Tak jest ten świat skonstruowany).
Serio jest mus, bo bez tego się jest jedynie Zbieraczem. Więc i ja, tak jak niegdyś podjęłam decyzję o zostaniu matką, tak też tym razem, stwierdziłam, że czas na żywicę.
Ponieważ jestem aż tak zajebista, jak niektórzy myślą, że nie jestem, to nie poświęciłam ani minuty na jakiekolwiek poszukiwanie informacji, czy wiedzy i poszłam na żywioł.
Kupiłam pierwszą lalkę, której cena wydała mi się kusząca i drżąc oczekiwałam jej przybycia.
I tak, jak trzy lata temu wyłam z rozpaczy, bo macierzyństwo to nie było pasmo szczęścia i tęczowych obłoczków, tak struta chodziłam, gdy wielkie BJD okazało się mieć 11cm i zeza.
(No nie żeby jej wielkość została mi zatajona... po prostu jestem zbyt fajna, by patrzeć na miarkę.)
Skoro jednak mleko się wylało, a ja zostałam właścicielką Pchły, to postanowiłam zrobić wszystko by przekonać świat, że tak miało być i było to skrupulatnie zaplanowane.
Aby spełnić pozostałe punkty potrzebne mi do bycia PK, szybko przerobiłam sukienkę od Elianki, na taką co udaje zrobioną przeze mnie. Na kolanie ukręciłam perukę, bo firmowa nijak nie pasowała, a dokładnie zjeżdżała z uszu.
I rozpoczęłam przemianę tego:
W to:
Przysięgam, że każdy kto mi jeszcze raz powie, że Pchła ma zeza, dostanie ode mnie zgniłą marchwią w twarz.
A potem poszłam w plener, by cykl się zamknął.
I tak stałam się Najprawdziwszym z Prawdziwych Kolekcjonerów!
A twarde dowody:
Daleka jestem od porównywania lalek do dziecka, ale Pchła podczas sesji zachowywała się jak rasowy trzylatek. To znaczy cały czas mamrotałam do niej pod nosem:
- Jak trzymasz te nogi?
- No gdzie ty się tam patrzysz? Na mnie się patrz!
- Co tak krzywo stoisz? Co ty? Paralityk?!
- Jessssuuu.... już nigdy Cię z domu nie wypuszczę!
- Tyle dla Ciebie zrobiłam, a ty buta gubisz?
Nie...
To nie dla mnie...
Na jednej się skończy!
Ogłoszenia duszpasterskie:
Ogłaszam, że nie chce mi się pisać. Serio. Bez kitu, ściemniania i mówienia, że kryzys.
Mam za dużo lalek i za mało czasu.
Od następnego razu będę pokazywać lalkę i tylko lalkę.
Bez pitu pitu ;)
Juhuuu! Jestem Kolekcjonerem :) Jeśli chodzi o dzieci, TAK, to świetna wymówka do kupowania sobie zabawek :) Dla mnie to też świetna wymówka (mam córkę) dla pań, które z wielkim zdziwieniem gapią się na sukieneczki, które zawzięcie dziergam na placu zabaw żeby bezczynnie nie marnować czasu, podczas kiedy dziecko się bawi. I pytanie, do którego zmierzam: kim albo raczej czym jest Pchła? Ślina po jej ujrzeniu pociągnęła się za mną aż do kuchni, gdzie udałam się obrać dziecku banana. Ona jest sweeeet!
OdpowiedzUsuń"Na córkę" jest jeszcze łatwiej, bo tym najbardziej upartym jednostkom możesz mówić, że to jej ;)
UsuńPchła pochodzi z Fairylandu i jest to RealPuki Roro.
I tyle wiem :)
Królik powróciła! Dzięki o bogowie! Hasło 'Pchła" bardzo do lalki pasuje i niezwykle dobrze komponuje się na niej ręcznie wydziubana sukieneczka w zestawie z opaską. Zieleń plus fioletowy makijaż wygląda super moim zdaniem. A ze zdjęć to najbardziej to schowane za dmuchawcem :)
OdpowiedzUsuńKategorycznie odmawiam oglądania wpisów bez pitu pitu :)
Ale "pitu pitu" będzie! Tylko nie na siłę ;) Czasem chcę się pochwalić lalką bez "tła" ;))
UsuńZieleń plus fiolet- moje ulubione połączenie!
ha ha :) no dziecko to skarb :D mój tez nie lubi tych owocowych batoników :)
OdpowiedzUsuńja protestuję - jak to będzie post bez pitu-pitu?! niemożliwością to jest! chyba nie wytrzymasz i coś tam jednak skrobniesz ;)
Będę skrobać, nosz mówię, że będę!
UsuńAle chcę pokazać więcej lalek! ;)
Ja wiem, że mój ich nie znosi... Ale i tak kupuję ;)
Cudna ta Twoja Pchełka a zdjęcia oglądałam kilka razy, bo są normalnie ba-je-czne!
OdpowiedzUsuńAha i jednak proszę uprzejmie o następne pitu-pitu, oczywiście jeśli Rudy Królik pokona kryzys twórczy i znajdzie odrobinę czasu...
Z czasem to u mnie ciulowo, ale będę go szukać ;)
UsuńOj tak... Pchłę obiektyw lubi :)
No tak, to są argumenty za posiadaniem czegoś małego, humanoidalnego w domu. Ale tu nasuwa się pytanie - małe kiedyś dorośnie i nie da się ciągle nim zasłaniać. Trzeba byłoby sobie produkować takie niewielkie szczurowstwo co kilka lat nowe, żeby proceder trwał :) To już lepiej chyba mieć reborna - to lalek wielokrotnego użycia.
OdpowiedzUsuńPoniekąd rozumiem Twojego lenia w pisaniu - mnie też (znowu) nie chciało się robić rocznicy blogowej, a zbieram się od zeszłego roku :P
Przyjmujemy Pchłę do zacnego grona robalopodobnych: u Major Mistakes mieszka Ćma, u Ciebie - Pchła, u mnie - Larwa. Same paskudztwa :P
Reborna? Że zacytuję wielkie dzieło kinematografii polskiej: "Co ty Zgredzie? Ochujałaś?" I co jeszcze? Może jakieś omdlewająco, homonewiadomo chłopię?
UsuńWolę za 10 lat tłumaczyć zakup lalki pierdolcem.
Pewnie, że nie rób rocznic- dłużej będziesz młoda :)
Hehe faktycznie jak tak to przedstawiasz to dziecko dla kolekcjonera może być niezłą przykrywką ;)
OdpowiedzUsuńPchła jest BOSKA! :)
Dziękować! A dzieciak jest zajebistą przykrywką do wielu rzeczy ;)
UsuńNp.: nie mogę iść do cioci, bo dziecko! ;)
Króliku! Czy wiesz, że od kłamstwa nos rośnie? A Ty tu nakłamałaś ile wlezie.
OdpowiedzUsuńPo pierwsze zdjęcia są namacalnym dowodem, że Pchły nie kupiłaś, tylko znalazłaś w kapuście. ( Maślaka pewnie też).
Po drugie, nikt nie uwierzy, że przestaniesz pisać. (Spróbuj tylko!)
Z resztą, gadaj co chcesz, rób, co chcesz, kup sobie Dala, helikopter, słonia, tylko nie przestawaj pisać!
Maślaka "zrobiłam" jak Najwyższy przykazał ;P A Pchłę znalazłam w pudełku ;)
UsuńBędę pisać. Będę!
Słonia mówisz? ;)
Przede wszystkim: świetny, świetny wpis :)
OdpowiedzUsuńRudy Króliku nawet nie wiesz ile rozrywki dostarcza mi czytanie Twoich postów, bardzo miła forma odprężenia się po pracy. Nic na to nie poradzę, bardzo lubię te Twoje "pitu, pitu" :) Tak więc ogromnie będę ubolewać nad okrojonym tekstem.
A Pchła jest przesłodką kruszyną! Wcale nie potrzebuje dodatkowych centymetrów. Sądzę, że jej urok tkwi w niewielkim rozmiarze leśnego elfa ;D
Wiesz, ja już nie raz pokazałam, że nie umiem nie pisać ;) Gadam jak potłuczona.
UsuńPo prostu za mało mam tekstów do lalek, które chciałabym pokazać.
To super, cieszę się bardzo w takim razi :)
UsuńMożesz też spokojnie publikować bez pitu-pitu, wciąż miło będzie popatrzeć na sesje zdjęciowe ;D
Bez pitu-pitu nie czytam ;)
OdpowiedzUsuńPchła rozkoszna! Zdjęcie z dmuchawcem obłędne i wydobyło urok Pchły!
Będę Cię ostrzegać o braku "pitu pitu", co byś szoku nie dostała ;)
UsuńJakie to maleństwo to jest urocze:) Faktycznie taka jak ją fabryka stworzyła wyglądała pchełkowato, ale w Twoich rękach stała się elfem psotnikiem:)
OdpowiedzUsuńDziękuję. Ciężki to był przeciwnik... Ciężki...
UsuńO rany , moje dzieci nie cierpią rodzynek i żrą kabanosy a czasami nawet parówki .... Jak dobrze, że już dawno wyrosły z przedszkola bo wstyd by był i sromota wielka , że matkę mają nieuświadomioną ...
OdpowiedzUsuńNakładam kask motocyklowy i mówię, że u Pchełki nawet zez jest uroczy ( mogę już zdjąć ?) . Jak model jest sztywniakiem , to trudno mieć pretensję , że stoi jak słup , a czasami się nawet przewraca . Im więcej możliwości wyginania stawów ,tym więcej oczekiwań od nieszczęsnego modela ...
Ja nie znoszę rodzynek! A co dopiero dziecko!
UsuńMożesz zdjąć kask, nie rzucę marchwią ;)
Jaka śliczna pchełka ...tkliwość mnie naszła na jej widok:)
OdpowiedzUsuńMoje dziecko uwielbia kabanosy, kocha je po prostu za to jogurtów naturalnych nie znosi. Uwielbia też żółtą i szarą zupę zupę - z przedszkola przyniosła to zauroczenie. Okazało się, iż jest to rosół i krupnik:)
Kabanosy wcina u mnie cała rodzina :)
UsuńPchełka wydaje się krucha, ale to silna dziewczyna, skoro zniosła wszystkie moje zabiegi :)
Lwia część wymienionych zalet posiadania dzieci dotyczy również dzieci w postaci młodszego rodzeństwa :3 (wszystkie piosenki z Frozen znam już na pamięć!)
OdpowiedzUsuńA Pchła wcale nie ma zeza! To tylko bardzo skupione spojrzenie!
I nie wierzę w królicze lalki bez pitu-pitu. :P
Dziecko to dziecko ;) Nie ważne czy swoje czy mamy ;)
UsuńBędzie pitu-pitu o lalkach :)
"Żryj i żyj!" - padłam, dziękuję xD
OdpowiedzUsuńTo ja chyba zostanę sobie tylko zbieraczką, bo mimo uroku Pchły żywica mnie przeraża. No, przeraża i tyle.
P.S. Dzisiaj mówisz, że nie masz czasu i weny, a następnym razem pitu-pitu i tak będzie. Może krótsze, ale będzie, zobaczysz :D
No w końcu ktoś zauważył mój wspaniały slogan!
UsuńDziękuję!
Mój brat stwierdził, że ma on szansę stać się tak znany jak "Cukier krzepi". :)
Ostatnie zdjęcie Pchły z dmuchawcem to dzieło sztuki!
OdpowiedzUsuńFajna lalka, słodziutka, miło u kogoś pooglądać, ale kasę wolałabym wydać na Barbie. No bo wiesz – jednorodność kolekcji i takie tam.
Ja też lubię te Juhusy, a jeszcze bardziej Littlest Pet Shop, które kupuję oczywiście dla dziecka, pomimo tego, że dziecko z doskonałą obojętnością przyjmuje kolejne, wielkookie zwierzaki. Kolekcja LPS uzbierała się już duża, a ja ciągle znoszę kolejne… dla dziecka oczywiście.
Oglądanie bajek na okrągło tez przerabiam, przez co w pracy przez cały dzień kołacze mi się w głowie „Gdzie jesteś Scooby-Doo, wracaj tu, bo mamy plan szalony…”
Scooby to miłość niezmienna! I ta wrzynająca się w mózg piosenka...
UsuńLPSów nie lubię, ale Młody coraz bardziej na nie zerka, więc nie wiadomo, co dzień przyniesie.
"Jednorodność kolekcji?"- przypomnę, jak znowu zaczniesz jęczeć o Momoko ;)
Momoko ma wielkość zbliżoną do Barbie, więc się jakoś obronię.
UsuńWielkookie Juhuski to następcy LPS :)
"Gdzie jesteś Scooby-Doo, przybądź tu, potrzebna nam twa pomoc..."
"Do nas Scooby Doo, pędź co tchu bez Ciebie nasz plan na nic.
OdpowiedzUsuńChociaż cały drżysz nie wskórasz nic numery twoje znamy."
Pchła ma rozmiary Shelly/Kelly więc też ujdzie ;)
Z tym zdrowym jedzeniem u dzieci, to warto się zastanowić. Serio. Np sprawdzić, czy parówki zawierają mięso, czy tylko 45 procent mięsa, a reszta wypełniacz z kazeiną na czele. Dzieci lubia parówki, mój wnuk również i koniecznie z ketchupem. Ale sprawdzamy, czy zawierają pow. 90 % mięsa. To tyle mądrzenia się. Króliku okrzyknę CIę najbardziej przewrotną istotą. NIby nie, niby to , niby owo, a tu proszę jedna z najpiękniejszych pukipuki, czy realpuki, nie znam się tak do końca. Jedno wiem, że wystylizowałaś ją naprawdę baśniowo. Często się zastanawiam nad definicją kolekcjonerka/kolekcjoner. Kto to jest ?? jakie warunki musi spełniać ?? bo przecież nie taki, by posiadać lalki z żywicy he, he . Ja poczułam się wytrawną kolekcjonerką, kiedy zakupiłam stado starych Petr w jeszcze starszych ubraniach i zdobyłam kilka innych bardzo starych lalek. TO mi się kojarzy z kolekcjonowaniem, czyli zbieranie starych lalek. Z pewnością jest inaczej, ale ja to tak odczuwam.
OdpowiedzUsuńAniu, kolekcjoner dąży do tego, by jego kolekcja miała jakiś kształt i posiada jakąś wiedzę, a zbieracz (jak ja ;)) łapie co popadnie i nad niczym się nie zastanawia. A tak na prawdę, to każdy wie najlepiej co mu w duszy gra.
UsuńCo do jedzenia- nie trzeba być wykształconą dietolożką, żeby wiedzieć, że nie karmi się dziecka cukierkami. 45 minut mojego prywatnego czasu, wypełnione banałami tak oczywistymi jak wschód słońca, jest lekką przesadą i budzi we mnie sprzeciw ;)
Ten komentarz został usunięty przez autora.
Usuńłomatko,kobieto!!! ty ja ci chyba tą marchwią powinam przywalić :P masz mi tu pisać własnie te "pitu-pitu" a nie tam lalkie pokazywać.MY WSZYSCY TUTAJ MAMY LALKI!
OdpowiedzUsuńW sumie... Nikt mi dotąd aż tak tego nie uświadomił ;P
UsuńOświeciłaś mnie. Muszę kupić :P
OdpowiedzUsuńRozczaruję Cię, ale dzieci się robi na indywidualne zamówienie :)
UsuńKróliku, my (a przynajmniej ja) uwielbiam twoje pitu-pitu, i bez nie go to pewnie ci licznik odwiedzin spadnie <:(
OdpowiedzUsuńNieeee, o to się nie martwię :)
UsuńKto będzie chciał, to przeczyta!
Oj, zmartwiłaś mnie, bo ja chyba nigdy kolekcjonerem nie będę :-D Za to Twoja przepustka do "kolekcjonerowania" ślicznie prezentuje się w plenerze, ostatnie zdjęcie jest PIĘKNE :-) A teraz już wiem, czemu moi znajomi mówią, że jestem dziecinna... Nie mam dziecka i nie poskramiam tego dzieciaka, co siedzi we mnie :-)
OdpowiedzUsuńAle wiesz, że to wszystko tak z przymrużeniem oka? ;)
UsuńDziecinna? Znajomi się nie znają! Jesteś Bardzo Poważnym Zbieraczem! :)
Nie wiem :-D Wzięłam wszystko na serio, a w ogóle to foch ;-)
UsuńPchła bardzo pasuje do króliczego królestwa, w tej sukience wygląda jak część dmuchawca - pięknie! I tak będę zwiedzać i odwiedzać, czy coś napiszesz czy nie. Ło. :)
OdpowiedzUsuńSzkoda tylko, że na co dzień Pchła mieszka w pudle w szufladzie i z dala od reszty lalek ;)
UsuńPo takim bulwersie, co to otrzymałam, to już nie ośmielę się nie pisać ;))
Jest słodka. Ma przeuroczą buzię. Podoba mi się to zdjęcie z mleczykiem. :)
OdpowiedzUsuńOj ciężko było ją na tym meczyku utrzymać ;)) A z buzi, to przypomina mi leśne zwierzątko ;)
UsuńJestem oddaną fanką pchły!
OdpowiedzUsuńPiękny słodziak w loczkach :)
Na pocieszenie podczas sesji dodam, że dużą ustawia się gorzej, a jak już postanowi się wywrócić to no wiesz spada z większej wysokości i może sobie coś czasem pogruchotać :P
A Twojemu maleństwu to nie grozi :)
No nie wiem... inna moja lalka (też nieduża) wykonana z żywicy, glebnęła na nos i cóż... musi się kamuflować pod makijażem.
UsuńRozmiar nie ma znaczenia :)
świetne zdjęcia a fajna przemiana! :D
OdpowiedzUsuńDziękuję, ale i tak więcej się w to nie bawię ;P
UsuńHa! Wiedziałam, że maleństwo będzie u Ciebie miało dobrze. Cudnie ją wystylizowałaś, a ostatnie zdjęcie z dmuchawcem to czysta poezja :). A "zeza" da się przecież poprawić - można otworzyć łebek i skierować wzrok inaczej ;).
OdpowiedzUsuńMożna otworzyć łepek, a jakże! Ale strach samemu :P
UsuńMnie tam się zezuj podoba, ale ileż można słuchać: "a ty wiesz, ze ona ma zeza?"- pewnie że wiem!
Dzięki :*
Piękne maleństwo !!!!!
OdpowiedzUsuńSuper zdjęcia :)
Piękna jest!
OdpowiedzUsuńNo ba! ;)
Usuńo nieeee :) bez pitu pitu się nie da - to jest sedno kwintesencji wpisów Twoich :) zawsze poprawia mi humor :) poza tym lalka po przerobieniu jest śliczna a ja akurat jestem na etapie poszukiwania łóżka piętrowego dla mojej Mychy...;) na szczęście nie wypowiada się na temat koloru - więc uznaję, że jest jej to obojętne ;)
OdpowiedzUsuńPolecam łóżko piętrowe! Zwłaszcza takie, gdzie się da schować pod nim! Super sprawa!
UsuńBędzie pitu pitu, ale ciut mniej ;)
śliczna ta laleczka:)
OdpowiedzUsuńDziękuję!
UsuńZ małym opóźnieniem, ale powiem, że w końcu doczekałam się większej ilości Pchły w poście <3 A ostatnie zdjęcie, jest przepiękne :)
OdpowiedzUsuńCieszę się, że Cię Pchła nie ominęła ;)
Usuńpchła pchłę pchła a mama lalę ma? cudowny elfik i golutki!
OdpowiedzUsuńmoja córka zdziwiona na hasło"cukier krzepi" - przecież to niezdrowe - a ja na to - ale nie znasz końcówki iście polskiego porzekadła "ale wódka lepij" - milczenie gadatliwej latorośli miałam zapewnione na kwadrans...
a Ryszard Lwie Serce jest pewnie bohaterem w waszych komnatach - że tak elegancko zasypia podczas filmu itd.?