Ja i mój Małżon jesteśmy tak różni, jak tylko różne mogą być dwie osoby.
Ja wstaję o brzasku i zasypiam ze słońcem, a jemu dzień zaczyna się w południe, a kończy o drugiej w nocy.
Ja najlepiej bawię się siedząc zawinięta w kocyk- Małżon ma gromadę znajomych.
Gdy piję, to piję na umór, a Małżon zniecierpliwiony ciągnie mnie na plecach do domu.
Ja jestem nerwus, on- oaza spokoju.
Ja mam rower, Małżon- motocykl.
Zwykle nasza "inność" wywołuje więcej szkody, niż pożytku. Większość naszych awantur wynika ze skrajnych różnic w poglądach. Na przykład z tego, że zwykle to Małżon siedzi za kółkiem, a ja prowadzę auto. Ślubny nie jest typowym wściekłym kierowcą drogowym, a teksty w stylu: "Na co czekasz idioto? Bardziej zielone nie będzie!", albo też: "No jedź, kurwa, jedź! Zieloną strzałkę masz!", podczas podróży wychodzą z moich ust. Nazywamy to "drogową furią".
W samochodzie czuję się jak kot zamknięty w klatce i zwłaszcza w korkach dostaję pierdolca.
Małżon kiedyś roboczo zilustrował mój "samochodowy" stan tak:
Wersja dla nie-graczy- proszę wipisać Rayman Raving Rabbids w wyszukiwarkę. Znajdziecie nieprzebrane źródło walniętych królików.
Oprócz korków nie znoszę też szybkiej jazdy. Gdy tylko wskaźnik na liczniku niebezpiecznie zbliża się do setki, to ja zaczynam pod nosem mamrotać mantry, że gdyby Bogowie chcieli byśmy latali, to dali by nam skrzydła.
Małżon natomiast nie uznaje ograniczenia prędkości w obszarze zamkniętym. Od dawna uważa, że ograniczenie do pięćdziesięciu to zamach na jego wolność osobistą, a od zwolnienia przed znakiem nakazującym zmniejszenie prędkości, zmniejszają się jaja. Jednak nie jest piratem drogowym, jest po prostu MĘŻCZYZNĄ! Wyznaje niepisaną zasadę, że tam, gdzie jest znak, można jechać tak z 10km szybciej...
Cóż... z wakacyjnych wojaży oprócz miłych wspomnień, przywiózł też trzy fotki warte jakąś fajną lalkę Barbie... Taką w pudełku...
Gdy Małżon otrzymał pierwszy prezent od ministra Rostowskiego, to zadzwonił do mnie żeby się pochwalić. Ja niezwłocznie postanowiłam się pożalić moim kolegom z pracy.
Wyglądało to mniej więcej tak:
(Ja) Nosz, motyla noga mu w oko! Y. Właśnie dostał fotkę pamiątkową z wakacji!
(Kolega) Ale jak?
(Ja) No normalnie... zapierdzielał 60 na godzinę w obszarze zabudowanym!
(K) Ale jak?
(Ja) Kurza twarz, no chyba wyraźnie mówię! Radar go chwycił! No w końcu się doigrał!
(K) Ale jak?... Astrą... To się da?!
Ano się da...
Małżon nauczkę dostał. Ja mam powód do ględzenia i dobrze, bo ględzić i jęczeć, jak każda, rasowa babka lubię.
Pomimo niechęci do szybkiej jazdy, sprawiłam Małżonowi prezent w postaci przejażdżki Ferrari, na prawdziwym torze, z czego Ślubny ochoczo skorzystał, a ja w kręgach jego znajomych, zostałam okrzyknięta najlepszą z Żon!
Kiedy oglądałam go, gdy przeszczęśliwy wysiadł z morderczej maszyny, to nawet zapragnęłam trochę dzielić to szczęście.
Więc kupiłam sobie lalkę.
Nawet ma szybkość w nazwie.
Trixie from Speedracer Barbie & Ken set z 2008 roku:
Jak widać na promo (a co uważniejsi doczytali w nazwie), niestety do lalki, której od dawna rozpaczliwie pragnęłam, było przyczepione coś, czego bardzo, ale to bardzo nie chciałam.
O to:
O tak, bejbe! Taki pienkny! WOW! Taki pienkny!
Cóż... nie ma zmiłuj!
Trysia, po wyskoczeniu z pudła, szybko pojęła jak wielkim błędem byłoby zatrzymanie takiego kudłacza i czym prędzej kazała mu spadać na cztery wiatry.
Z nieoficjalnych źródeł wiem, że oślepiony łzami gnał tak długo przed siebie, aż zatrzymał się w Tarnowie.
Filmu Speed Racer nie oglądałam i nie zamierzam. Spodobała mi się sama lalka, która przedstawia bohaterkę.
W Anime, na podstawie którego powstał film, wygląda ona tak:
W filmie, tę postać gra Christina Ricci (na niej też jest wzorowana lalka):
Lalka może nie ma twarzy aktorki, ale firma zadbała o oddanie ducha postaci. Dzięki temu plastikowa Trixie ma na wyposażeniu wszystkie elementy charakterystyczne dla tej filmowej.
Lornetka i rękawiczki
Zacementowana na amen fryzura plus sweetaśne spineczki.
Co ja widzę?
Nic nie widzę!
Lornetką nie dotykam do oczu!
Jestem dorosłą kobietą, a wyglądam jak pierwszoklasistka!
Zrobiłam dziewczynie przysługę, zmyłam klej z włosów, zabrałam różowe szmatki i ubrałam stosownie do wieku.
Chyba zrobiłam dobrą robotę.
Oceńcie sami:
Nie jesteś aby za niski, jak na kierowcę rajdowego?
I w ten sposób znalazłam coś, co łączy mnie i Małżona!- jest to uwielbienie dla programu Top Gear!
Zdradzę Wam w sekrecie sekret, że Trysia owinęła sobie Stiga dookoła palca i nawet namówiła go na zdjęcie kasku:
Kto chowa się pod kaskiem, to już materiał na zupełnie inną historię...
Z ostatniej chwili:
Speed Racer Ken nie umie sobie poradzić ze stratą Trixie. Źródła zbliżone do oficjalnych mówią, że się chłopak stacza (lub zatacza):
Nie, nie, nie... Trixie! Dlaczego wolałaś tego sztywniaka?!?
Z tego miejsca chciałabym podziękować mojej mamie, za użyczenie mi balkonu na czas sesji.
Zapewniam Was, że podczas pisania posta nie ucierpiał żaden Speed Racer.